Rozdział I - Tranzyt
Prolog
Jakiś czas temu.
Posejdon, Atlantis City. Centrum zarządzania i koordynacji BioMin Inc. Koordynator sektora AG-41 pocił się pod regulaminowym mundurkiem korporacyjnego pracownika. Poluzował ciasny kołnierzyk; nie pomagało. Coś weszło do klimatyzacji i umarło tam, klinując skutecznie jakiś istotny element; ekipa techniczna od kilku dni obiecywała, że usunie usterkę, ale na razie bez efektów. W zamkniętym pomieszczaniu temperatura sięgała chyba 30 stopni, bez przewiewu i możliwości wyjścia.
Cholerny Posejdon - myślał
koordynator, usiłując przełknąć ślinę. Mimo że pot lał się z niego strumieniami, a wilgotność powietrza przekraczała 100%, gardło miał suche jak wiór. Na języku miał chemiczny posmak dopalaczy, od długo niewypinanego kabla wszczepki swędziała go skóra z tyłu głowy.
Nie spał od czterech dni; bokiem jego sektora przechodził tajfun, wskaźniki wydajności pikowały samobójczo w dół, grożąc czerwonym alarmem. Ekrany atakowały jego rozszerzone od dragów źrenice kolejnymi złymi informacjami: straty, zaginiony sprzęt i ludzie, przerwana ciągłość dostaw, sabotaż...
Dopiero po dłuższej chwili zauważył zakolejkowaną prośbę o połączenie. Rzucił okiem na identyfikację: podmorska stacja badawcza
Lewiatan. Zmielił w ustach przekleństwo: tam zawsze były problemy: a to ze sprzętem, a to z awariami. Po co w ogóle Centrala utrzymywała ten złom na chodzie...?
Puścił wiadomość w tle; nie zamierzał psuć sobie jeszcze bardziej nastroju oglądając czyjąś twarz na ekranie.
-...nie uważam, żeby zwiększenie ilości personelu w tej sytuacji było rozsądne - mówił jakiś podenerwowany
głos, zacinając się i szurając.
Korodynator domyślał się, że z powodu tajfunu komunikacja była utrudniona. - Obecna ilość pracowników jest wystarczająca do prawidłowego działania stacji. Ze względu na warunki bytowe i konieczność przysposobienia....
Nie miał czasu słuchać tego bełkotu. Nie odpowiadał za politykę kadrową Centrali, a skargi, że ktoś nie chce przyjąć wzmocnienia w momencie, kiedy na Posejdonie brakowało dosłownie wszystkiego - ludzi, sprzętu, wiedzy - były po prostu idiotyczne.
Zignorował dalszą część wiadomości, przykazując komputerowi, by kolejnym tego typu żądaniom przypisywał najniższy priorytet.
Potarł twarz; w polu widzenia pojawił się kolejny raport o stratach produkcyjnych w Dziurze i uaktualniona lista uszkodzonego sprzętu. Czerwone cyferki zegara nieubłaganie leciały naprzód...
Czekała go kolejna bezsenna noc.