Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2013, 21:26   #278
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wewnątrz Trzeciej Góry
8 Ches(Marzec)
5-ty dzień wyprawy
popołudnie

Grupa szybko rozprawiła się z mięsożernymi roślinami, nie dając im jakiejkolwiek okazji do kontry. Z jednej strony było to wielce pożądane, choć może i wypadało zobaczyć, co owe zielone cholerstwa potrafią, a nóż widelec przyjdzie im takie jeszcze kiedyś spotkać w swym życiu... ale w końcu najważniejsze jednak, że problem został rozwiązany szybko, nikt nie ucierpiał, a dzięki magii Barda kilka osób odzyskało nawet nieco zdrowia. Co tu więc gdybać i rozważać wszelakie ewentualności.

Ruszyli więc dalej, zostawiając za sobą zwęglone resztki jaskiniowej roślinności. Zagłębiali się w kolejne tunele, pokonując od czasu do czasu schody, badając mimowolnie opuszczoną kopalnię. Wszędzie zaś rozsypujące się starocie, kurz i wilgoć. Niegdyś mogło to być dosyć ciekawe dla oka miejsce, które z pewnością wypełniały odgłosy huczących młotów, gwary Krasnoludów i... no po prostu życia. Od wielu lat zaś tunele ziały ciemnością i pustką, pozostawione na pastwę losu, a często i zamieszkujących w nich potworach wszelkiej maści.

Pułapki już dawno zostały uaktywnione, a może i nawet rozbrojone, resztki cywilizacji brodaczy rozgrabione. Pozostała przysłowiowa ruina, powoli zapadająca się w sobie, przemijając z upływem czasu, i zmieniającego się świata wokół.



....

Krzyk Liri poniósł się echem po pustych korytarzach, co niektórych wytrącając na moment z równowagi. Ich przewodniczka bowiem, idąc na samym przedzie, wpakowała się na obrotową podłogę, która na szczęście nie rozciągała się przez całą szerokość tunelu którym akurat podążali. Zdążyła się złapać krawędzi zdradliwego otworu, jednak najpewniej by spadła w dół, gdyby nie szybka reakcja idącego krok za nią Tarina, łapiącego ją za jakieś pasy na tułowiu. Przy pomocy zaś i Wulframa, we dwójkę wciągnęli kobietę na powrót na twardy grunt.


- Dzię... dziękuję... - Wysapała w końcu Liri, będąc już bezpieczną. A z czystej ciekawości, jeden czy drugi postanowił zajrzeć do wnętrza pułapki, chcąc się przekonać o groźbie jaka zawisła (no prawie że w ten sposób, czy może i na odwrót...) nad jednym z nich. Wilczy dół, głęboki na jakiś dwóch rosłych mężczyzn, niekoniecznie rozmiaru Krasnoluda, a na dnie podejrzana ciecz, która po sprawdzeniu, okazała się najwyraźniej kwasem!

Ładnie.

Ciekawe co jeszcze ich tu czeka?

Obeszli więc to miejsce, od tej pory poruszając się już zdecydowanie ostrożniej. W ciągu zaś godziny doszli do miejsca, które Krasnoludka rozpoznała od razu, informując ich o jego przeznaczeniu. Przed nimi bowiem, według run wyrytych na ścianach, rozciągał się labirynt. Za nim z kolei do wyjścia było już naprawdę niedaleko, problem jednak polegał na braku owego miejsca na mapach z Mithrilowej Hali. Czyżby celowy zabieg?





Na zboczach Trzeciej Góry

Noc w jaskini przebiegała w dosyć dziwnych klimatach. Saebrie wydawała się nieobecna, nie chcąc wdawać się w żadne większe rozmowy. Foraghor był wściekły o-nie-wiadomo-co i również stronił od towarzystwa, a Ilisdur niemal cały czas rozmyślał nad... tylko on sam wiedział czym. Arasaadi spoglądała niechętnym wzrokiem na pojmaną Drowkę, nieco również unikając Raetara, sam Raetar z kolei miał już głęboko w poważaniu niemal wszystko i wszystkich.

Pojmana mroczna Elfka zaś kombinowała jak mogła przez większą część nocy.

A to chciała jeść i pić, na co otrzymała jedynie wodę od Samotnika. Próbowała mu wmówić, iż o północy musi wymodlić nowe czary, skoro ma ich leczyć, on się jednak na to absolutnie nie zgodził. Co parę godzin marudziła, iż musi iść na stronę, na co Raetar wysłał ją raz z Arasaadi i Saebrineth, a potem już tylko z Arasaadi... on sam potrzebował jedynie czterech godzin snu, pilnował ją więc niemal całą noc z kuszą w dłoni, a bełtem wycelowanym w jej głowę.

9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
ranek/południe

Następnego dnia Saebrineth po porannej toalecie, wracając do jaskini znalazła... dwa martwe króliki. Leżały tam sobie, chyba i czekając właśnie na nią, z przekręconymi karkami. Nie trudno było się chyba domyślić, kto mógł je pozostawić. Elfka uśmiechnęła się do siebie samej, rozglądając po okolicy migoczącym wzrokiem. Nie czuła się aż taka samotna.

....

Po śniadaniu ruszyli dalej, mimo iż pogoda była dosyć kiepska. Panowała bowiem wszechobecna mgła, ograniczająca spojrzenie do ledwie jakiś dziesięciu kroków. Nie za bardzo się to nadawało do podróżny powietrznej, toteż nie zostało im nic innego, jak najzwyczajniejsza w świecie wspinaczka. W ruch poszły więc liny, uprzęże i pomoce wspinaczkowe podarowane z Mithrilowej Hali, a czasem i odrobina magii, by chociażby przelatywać te parę metrów pomiędzy poszczególnymi półkami skalnymi.


Drowce szła wspinaczka fatalnie, co chwilę złorzeczyła po swojemu, od czasu do czasu stawiała nogę gdzie nie trzeba i posyłała kilka kamieni na znajdujących się pod nią, zaklinając się, iż nie robi tego specjalnie, a Drowy nie nadają się do takich rzeczy. Nie umiała odpowiednio używać liny i innego osprzętu, a co niektórzy mieli jej już serdecznie dość.

Saebrie co pewien czas wydawało się zaś, iż słyszy gdzieś w mgłach trzepot błoniastych skrzydeł, a raz czy dwa, nie umiała znaleźć podpory stopą, na wpół wisząc na stromiźnie, nie mogąc się wybić od pustki, i nagle znajdowała oparcie, zupełnie jakby pojawiało się on samo, tam gdzie go właśnie potrzebowała.

Foraghor klnął na nieporadność co niektórych, przodując we wspinaczce, asekurując innych liną, a i co pewien czas nawet wciągając ich do góry.

Drowka klnęła na zimno, szczękając zębami.

Saebrineth na Orki, co to musiały się zaszyć w takim miejscu.

A parę osób ogólnie na kilka innych.

Jednym słowem, całkiem cudowe towarzystwo, pokonujące przeciwności losu.


~


Ze szczytu, znajdującego się już ponad mgłą, rozciągał się wspaniały widok. Oni jednak nie przybyli tu, by go podziwiać, ale nawet dokładne wybadanie okolicy nie przyniosło zadowalających rezultatów. Nigdzie bowiem, gdzie wzrok sięgał, nie majaczyła żadna twierdza. A to była dopiero pierwsza, jeszcze nie w pełni pokonana przez nich góra, z aż trzech pasm.

To mógł być naprawdę długi tydzień.

Kilka godzin później, dla odmiany schodząc już w dół, usłyszeli w pewnym momencie czyjeś wyjątkowo ciężkie stąpanie. Okoliczna ziemia zadrżała, a ledwie tuzin kroków od nich, przez mgłę przesunęła się wyjątkowo wielgachna postać, rozglądając się bacznie na boki. Był zdecydowanie większy niż cokolwiek do tej pory widzieli, przewyższając chyba i wzrostem Giganty. Każdy próbował się jakoś stać nagle skałą, a na gębie Drowki wyrósł niespodziewanie wredny uśmieszek. Już nabierała powietrza w płuca...













.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline