Gabriel Bale
Ziemia. Tokio – Nowy Jork
O obsłudze prawnej korporacji nie dało się powiedzieć złego słowa. Od chwili podpisania kontraktu,
pracownica korporacji, która przyleciała Cię zwerbować, nie odstępowała Cię niemal o krok. Wszystkie procedury, związane z zakończeniem pracy na uczelni, zmianie miejsca pobytu, paszportami i innymi biurokratycznymi sprawami, które były nieodmienną częścią życia pod administracją GEO, załatwiono szybko i bezboleśnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Nawet Cię specjalnie nie kłopotano, wystarczyło kilka sygnowanych DNA podpisów i w krótkim czasie znalazłeś się w małym, komfortowym samolocie, który zabierał Cię z Tokio do Nowego Jorku, skąd miałeś udać się dalej, na Posejdona.
Ciekawości i podekscytowanie nie pozwoliło ci zasnąć. Wydawało ci się, że lot przedłuża się jakoś dziwnie; twoje obawy nieco wzrosły, kiedy kadłubem zauważalnie wstrząsnęło. Oprócz ciebie na pokładzie było
kilkoro innych młodych talentów z Tokio; teraz wszyscy pobudzili się, spoglądając na siebie i na ściany samolotu.
Potem usłyszałeś syk. Twój małpi błędnik natychmiast wychwycił, że spadacie. Całkiem szybko...ale za wolno jak na upadek z dużej wysokości. Więc raczej nie awaria. W takim razie co...?
Stuknęło. A potem poczułeś zapach. Zapach zieleni, zapach ziemi, wilgoć. Zapach życia. Ale nie taki, jaki znałeś ze swojej enklawy. Z jakąś dziwną, obcą nutą...
Hydrauliczne drzwi samolotu otworzyły się w końcu, a zapach uderzył Cię z całą swoją wspaniałością. Byliście w raju.
To był rodzaj podziemnego hangaru, niezbyt dużego. Ale wystarczającego, by pieczołowicie odtworzyć tu kawałek...Posejdona.
Pierwsze, co przyszło ci do głowy, to sankcje GEO. Import czegokolwiek organicznego z Posejdona na Ziemię był poddany ścisłej regulacji. O przewożeniu i utrzymywaniu obcych gatunków nie było mowy, prócz ściśle limitowanych i kontrolowanych ilości. To, co widziałeś, było łamaniem światowego prawa na niespotykaną skalę.
Z drugiej strony...
to był Posejdon. A przynajmniej jego fragment, spełniony mokry sen każdego ksenobiologa. Kompletne, żywe laboratorium, z okazami na wyciągnięcie ręki i nowoczesną aparaturą naukową.
- Mam nadzieję, że docenicie naszą małą niespodziankę – powiedziała towarzysząca wam
pracownica korporacji. - Przed wyjazdem chcielibyśmy jeszcze spędzić z wami nieco czasu...Czujcie się jak u siebie, za godzinę odbędzie spotkanie w centrum. Jeśli was coś zainteresuje, pytajcie proszę personelu.
Nie czekałeś, aż powie coś więcej. Ruszyłeś w gąszcz zieleni, napawając się każdym szczegółem. Chaos był pozorny: w zasadzie każdy gatunek tutaj był podłączony do aparatury i monitorowany. Regularnie rozmieszczone były też stacje badawcze, przy których siedzieli zajęci pracownicy w kitlach.
Hangar nie był duży, obejście całego nie zajęło Ci wiele czasu. Kiedy już miałeś wracać do centrum, zauważyłeś, że jedno stanowisko jest opuszczone; siedzący przy nim naukowiec najwyraźniej miał przerwę.
Monitory nie były jednak wygaszone: na środowym pulpicie obracał się powoli zapętlony fragment hologramu. Wyglądał zdecydowanie kusząco, żeby jednak dostrzec szczegóły, musiałbyś podejść bliżej...