Markus wybałuszył oczy na wierzch, gdy horda ruszyła w jego kierunku. Było ich mrowie. - Mamusiu... - było to jedyne słowo, które wymamrotał pod nosem przerażony Oppel.
Strach dodał mu skrzydeł. Zawrócił niemalże w miejscu, salwując się ucieczką, aż ziemia leciała spod butów. Prędko! Byle dalej od kłębowiska rogów, futra, pazurów, kłów i wszechobecnego smrodu zwierzoludzi.
Cyrulik przebierał zatem nogami. Nie odwracał się. Wiedział, że na nic zda się teraz wymachiwanie mieczem. Trzeba było ślizgiem przejechać na dupsku pod jednym z wozów, a następnie razem z resztą kompanów bronić resztek nędznego żywota.
"Jeszcze parę kroków i będę z powrotem, tylko co mi to, do diaska da?" - przeszło przez głowę Oppela. Myśl ta jednak umknęła przed falą strachu. |