Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2013, 22:58   #5
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Strateg spojrzał na żołnierza po czym skinął głową.
- Przemieszcze dym i granat w ich stronę. Kiedy przykryje ich, macie wejść na tyle, aby wasze karabiny miały na nich zasięg i chcę szłyszeć strzały aż oni nie padną.- Jericho rozłożył ręce po czym energicznie złączył je w cichym klaśnięciu. Żołnierze poczuli sinly wiatr na plecach, który szybko zaczął zdmuchiwać dym w górę schodów, w kierunku ich przeciwnków. Strateg chwycił psionicznie dymiący granat i cisnął nim w tym samym kierunku.
- Szybko, zanim rzucą w nas czymś mniej zabawnym!

Przestrzeń schodów była ograniczona, więc z ośmiu żołnierzy mogło w miarę bezpiecznie wychylić się tylko dwóch, maksymalnie trzech. Żołnierze wykonali rozkaz Stratega i tylko jak psyker odrzucił granat w kierunku skrytych dymem Arbites rozpoczęli oni własny ostrzał. Odpowiedzią były również strzały ich niewidocznych przez dym przeciwników, ale te bardzo szybko ustały... i nastała cisza; cisza przerywana prawie nieustającymi odgłosami toczącej się zażartej bitwy na zewnątrz i dźwiękami wystrzałów ciężkiej broni.
- Przepuśćcie mnie. Jakby to była pułapka mam największe szanse ją przeżyć.- Jericho wyminął żołnierzy przykucając przy ziemi, następnie sięgnął umysłem wzdłuż korytarza starając się znaleźć ich przeciwników.
Wciaż znajdowali się na górze, chociaż Strateg nie był pewien ich stanu. Niemniej wydawało się, że wszyscy przetrwali ostrzał jego żołnierzy, a psyker był prawie pewien, że wyczuwa pięć umysłów Arbites, z czego dwóch znajdowało się dość blisko wejścia na górę. Czekali. Tylko na co?

Żołnierze w ciszy i napięciu czekali na dalsze rozkazy, chociaż Strateg kątem oka zobaczył, że spojrzeli oni z pewnym zaskoczeniem na niego, kiedy ten zwyczajnie przykucnął pomimo nogi, na którą cały czas zdawał się kuleć.
Strateg westchnął, ręką nakazał żołnierzom na razie opuścić broń. Mocno oparł się na lasce, aby się wyprostować.
- Funkcjonariusze Arbites! Opuśćcie broń i uda nam się to rozwiązać bezkrwawo! - wątpił, aby posłuchali, da to jednak im szansę na ustalenie ich dokładniejszej pozycji i morale.
Granat dymny wciąż niestrudzenie wypuszczał z siebie zakrywający obraz obłok.
Strateg wyczuł pewne delikatne poruszenie na górze, ale nikt nie odpowiedział na jego wezwanie. Dwóch Arbites skrytych przy wejściu nie drgnęło nawet, jednak trzech pozostałych zmieniło swoje pozycje, najpewniej skrywając się za lepszymi osłonami. Sytuacja wydawała się patowa... Ale czy na pewno?

Jericho westchnął i przytknął dłoń do ściany, starając się wyczuć obecność pułapek wzdłuż schodów.
Nie wyczuł żadnego zagrożenia, choć nie mógł mieć całkowitej pewności co do swoich przeczuć. Mógł mieć jednak do czego innego. Koncentrując się na otoczeniu wychwycił kątem percepcji, że na górze, w stronę oczekujących Arbites zbliżali się inni.
-Cholera...- spojrzał na żołnierzy za sobą- Wycofać się, w dół schodów. Zmierza do nich wsparcie. Będziemy musieli ustalić własne pole bitwy.
Żołnierze spojrzeli po sobie, najwyraźniej nie do końca przekonani co do tego pomysłu, jednak nie zaprotestowali. Ostrożnie skierowali się w dół, jednak Strateg usłyszał z tyłu głos weterana.
- To jest jednak ich teren... - wypowiedział myśl, która najwyraźniej dręczyła cały ten na szybko zawiązany oddział.
Jericho spojrzał na żołnierzy.
- Wiem, że sprawa nie wygląda najciekawiej. Szarżowanie jednak pod górę może kosztować większość z was życie. Jeżeli jednak znajdziemy chociażby pomieszczenie, gdzie będziemy mogli się osłonić, zdołamy się pozbyć przeciwnika bezstratnie.- "lub z minimalnymi stratami" pomyślał.

Odpowiedziała mu niema zgoda, a przynajmniej miał nadzieję, że milczenie właśnie to oznaczało. Schodząc na dół żołnierze oglądali się za siebie jakby w obawie, że przeciwnik postanowi za nimi się udać i strzelać zza załomu schodów, co było również możliwe, jak zdał sobie sprawę Jericho. Pomimo tych obaw nie nastąpił atak Arbites, do których posiłki musiały już dotrzeć, bo jak wyczuł Strateg nie były one daleko... Dlaczego więc jeszcze nie powzięli pościgu?

Oddział znalazł się na parterze w niewielkim pomieszczeniu, z którego na górę prowadziły schody. Już przechodząc przez nie Tzeentchianinowi rzuciły się w oczy ciężkie, metalowe szafki ustawione rzędem pod jedną ze ścian, jak i proste kolumny podtrzymujące strop.
- Sprawdźcie zawartość szaf, ja upewnię się, że nikt do nas nie zmierza. - Strateg wrócił do schodów i sięgnął umysłem na ich szczyt starając się wychwycić myśli Arbites.
Gdyby nie był doświadczonym psionikiem odgłosy walki i wybuchy, jakie rozbrzmiewały z zewnątrz mogłyby go porządnie rozproszyć. Na szczęście tysiąclecia życia i praktyk nauczyły go koncentracji, która okazała się tak pomocna przy zawierusze, jaka panowała na polu bitwy za tymi ścianami.
Wyczuł... Poruszenie. Podświadomie wiedział, że zgromadzeni na górze Arbites muszą się przegrupowywać, aby tym sprawniej poradzić sobie z przeciwnikiem. Nie miał jednak pewności czy wiedzieli oni, że ich wróg nie stoi już na schodach, a oczekuje na dole na ich przybycie... O ile takie miało nastąpić. Niemniej miał prawie pewność, że nie pozostawią ich samym sobie...
Szafki okazały się pełne wyposażenia, ale nie tego dla Arbites, i nie z przeznaczeniem bojowym. Były to kombinezony mechaników, narzędzia i wszelki ubiór potrzebny tym, którzy dbali, aby to miejsce, jak i zacumowane statki, utrzymać w dobrym stanie.

Strateg przyjrzał się zawartości szafek. Smar mógłby być użyteczny gdyby mieli więcej czasu. Jednak... nie potrafił się oprzeć potencjałowi. Puszki ze smarem uniosły się i przefrunęły w stronę Weterana Psykera.
-Postarajcie się przewalić szafki na bok, zrobimy z nich osłonę. Ja zgotuję kilka problemów dla naszych przeciwników. - nie czekając na odpowiedź Strateg wrócił ponownie do schodów, otworzył psionicznie puszki i wylał zawartość na schody gdzieś w połowie drogi. Miał nadzieję, że to spowolni Arbiterów... lub spontanicznie przyśpieszy.
Przewalenie szafek na bok wymagało jednak wysiłku, nawet od żołnierzy. Były one spore, ciężkie, a co najgorsze całkowicie nieporęczne. Niemniej jednak ósemka zdołała przewrócić na bok cztery szafy, wyrzuciwszy wpierw najcięższą ich zawartość, co niestety spowolniło całe zadanie. Kurtki, kombinezony i drobniejsze rzeczy wypadły z przewróconych szafek na podłogę, a mniejsze pojemniki potoczyły się po podłodze dźwięcząc metalicznie o jej powierzchnię, wtórując odgłosowi przewracanych szaf. Nie było jednak większego strachu o szczególnie zwrócenie uwagi stojących jeszcze na górze Arbites wszelkim hałasem, jaki to spowodowało. Odgłosy walki dość skutecznie ograniczały zasięg słuchu, a tam, gdzie znajdowali się ich przeciwnicy, najpewniej niedaleko ciężkich bolterów, na pewno było jeszcze ciężej.

Jericho kiwnął głową, ponaglił żołnierzy aby stanęli za nim, kiedy zaczął ustawiać szafy. Dwie z nich ustawił jedna przy drugiej, aby zasłoniły jak największą część pomieszczenia. Trzecią szafę ustawił na środku między nimi, aby cała barykada nabrała odrobiny grubości. Ostatnią z nich ustawił na płasko na pozostałych szafach. Dla tej miał szczególne przeznaczenie.
Dopiero po ustawieniu szaf zorientował się, że żołnierze patrzą cały czas na niego w całkowitym skupieniu, ściskając broń, a szczególne robiła to ta czwórka, która dotarła do nich później. Strategowi wydawało się, że wyczuwa obawę... ale wobec kogo? Czekających na górze Arbites, czy... Jego samego?
- To... - wydusił z siebie jeden z czwórki, która dołączyła później, ale zanim zdołał dokończyć wypowiedź od strony schodów rozległ się głuchy odgłos kroków. Ostrożnych kroków.
Gestem dłoni Strateg nakazał oddziałowi skryć się za osłoną.
- Pomówimy kiedy się nimi zajmiemy..- wyszeptał - Jak tylko oberwą ode mnie, strzelać, aż nie przestaną się ruszać.
Te słowa ucięły chęć rozmowy, jak i zbliżający się dźwięk kroków, o ile zwykli ludzie byli w stanie go usłyszeć poprzez całą wrzawę, jaka panowała na zewnątrz... ale tego Strateg nie był pewien. Żołnierze czekali w skupieniu na dalszy rozwój wydarzeń... i nie musieli czekać długo.

Strateg poprawnie wyliczył odległość, jaką musieli ich przeciwnicy przebyć, zanim dotarliby do plamy smaru, jaką wylał on na schody. Usłyszeli odgłos ześlizgiwania się z jednego ze schodków i głuche uderzenie, a zapewne tylko sytuacja powstrzymała osobę przed wydaniem okrzyku wściekłości... jednak usłyszeli ciche sapnięcie zaskoczenia.
Przez chwilę nic się nie działo. Nie było żadnego dźwięku pochodzącego od nich lub od Arbites na schodach. Wydawało się, że próbują ich przetrzymać, zmusić do wychylenia się pierwszym... na szczęście nie czekali zbyt długo. Strateg dzięki swoim wyczulonym zmysłom ponownie usłyszał ostrożne, tym razem o wiele bardziej, kroki... Wróg się zbliżał.
Pierwszy z Arbites wszedł w ich pole widzenia.
Czarnoksiężnik skupił się na ostatniej z szaf, uniósł ją delikatnie, aby nie zawadziła o pozostałe kiedy ruszy. Ponownie przekazał dłoniom, aby żołnierze się nie ruszali i czekali na znak.
Pierwszy z Arbites stanął na podłodze, a za nim szedł ubezpieczający go partner. Zobaczyli jeszcze trzech idących, jednak za trzecim najpewniej szedł także jeszcze jeden, wyczuł Strateg. Stawiali ostrożnie kroki, a broń mieli wycelowaną przed siebie, w stronę ukrytych za szafami żołnierzy. Widząc barykadę zatrzymali się niepewnie i zaczęli wycofywać. Pierwszy również zaczął się cofać, gdy zobaczył nieznacznie unoszącą się w górze szafę. Nerwowo uniósł broń i strzelił w niewielką szczelinę, jaka utworzyła się pomiędzy unoszącą się szafą a leżącą.
Spudłował całkowicie, co nie było wielkim zdziwieniem, posyłając kulę niegroźnie w metal szafy. Obudziło to jednak pozostałych Arbites, którzy również mieli zamiar wystrzelić.
Strateg zebrał siły i cisnął psionicznie szafą w Arbites. Miał nadzieję, że nie zabije tym wszystkich, żeby oddział miał w co postrzelać. Następnie podniósł się i otworzył ogień z pistoletu laserowego... ech, wspomnienia.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline