Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2013, 21:58   #23
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ziętek podszedł do ochroniarza. Coś pusto tu w okolo... Może większość prac prowadzą pod ziemią?
- Dzień dobry. Nadkomisarz ZIętek z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie... Ekhm, znaczy się Komendy VII. W Warszawie. - Robert uśmiechnął się krzywo, po czym wyciągnął szmatę z kieszeni, tak by mu facet uwierzył po niefortunnym wstępie. - Możemy pogadać z kimś z kierownictwa?
Strażnik tak naprawdę był chyba jednym z robotników bowiem miał na sobie kombinezon, kask i nawet marnej oznaki munduru. Ogorzała twarz nosiła jeszcze na sobie ślady wczorajszego świętowania. Wydawało się, że nawet nie zwrócił uwagi na pomyłkę Roberta. Poprawił żółty kask na głowie i powiedział:
- Poszukam kierownika. Proszę poczekać.
I ruszył go swojej kanciapy. Pewnie by zadzwonić. Chwilę to trwało, ale chyba się udało, bo wychylił się przez drzwi i krzyknął w kierunku stojących przed wejściem policjantów ”Zaraz kierownik przyjdzie”. Gdzieś od strony placu budowy podniósł się przeciągły warkot i zapadła cisza. Jakieś urządzenie stanęło na dobre. Po kilku minutach widać było przemierzającego lekko błotnistą powierzchnię placu człowieka w ubłoconych buciorach i pikowanym kaftanem z logo AGP Metro. Wielki facet, z gęstym zarostem i aparycji chłopa spod mazowieckiej wsi. Stanął przy bramie, poprawił kaftan i zapytał:
- Janusz Gajewski. Kierownik tego odcinka. Cóż to sprowadza do nas policję? - nie dało się stwierdzić czy sobie drwi czy pyta się na poważnie.
- Aspirant Popiołek i nadkomisarz Ziętek z Komendy Warszawskiej - Eliza wyjęła odznakę i przez chwilę trzymała ją przed sobą, jakby czekała na sygnał czy pan się już napatrzył. - Czy nazwisko Wawrzek coś panu mówi?
Kierownik podrapał się po zaroście, popatrzył na odznaki i zamyśłił się na chwilę. Krótką.
- Nie. To jakiś pracownik?
Eliza zignorowała pytanie sięgając do kieszeni kurtki i wydobywając z niej fotografię Wawrzeka.
- Widział pan już wcześniej tego mężczyznę?
Wzrok mężczyzny spoczął na zdjęciu. Chwilę mu się przyglądał po czym odparł:
- Nie, nie pamiętam bym go widział. Wie pani, tutaj przewijają się tabuny ludzi a po zawale w zeszłym roku mieliśmy tu tyle wizytacji, że ja już nie wiem, komu rękę ściskałem.
- No właśnie. A co się właściwie tutaj stało? Ustaliliście przyczyny? Nie chodzi mi o szczegółowy raport ale tak by standardowy policjant, ten z dowcipów zrozumiał.
- To się da, w końcu budowlańcy też do elity nie należą - mrugnął okiem w stronę Elizy. - Chłopaki szykowali się do przebicia do tunelu wschodniego. Ostatni poziom stacji jest jeszcze nieuzbrojony - znaczy bez betonu - i trzeba było się przebić by potem połączyć obie części metra i wtedy uzbroić. Pech chciał, że maszyna złapała ciek i poszło. Woda zalała niższy poziom a wyrwa była na koparkę lub dwie. Potem zwalali to na złe pomiary, pobieżne sprawdzanie i takie tam. To spodowało zalanie tunelu samochodowego i trzeba go było zamknąć. Mamy dziś styczeń to znaczy, że już pół roku mija jak taka sytuacja trwa. Dziurę udało się ustabilizować i nawet załatać. Wpompowaliśmy tam beton i czekamy, aż wszystko ładnie osiądzie, ciek się odsuszy i będzie można dalej kopać. Nie wiem, czy da się prościej. Na pewno nie na trzeźwo - poprawił kask i nawet się uśmiechnał.
Robert uśmiechnął się w odpowiedzi lekko, facet gadał do rzeczy.
- No dobra. Kolejne pytanie, któe uzna pan za dziwne. Jak tu macie z konserwatorem zabytków. Są tu w pobliżu jakieś, czy ja cholera wiem... No obiekty na które musicie uważać. Kanały, stare fundamenty, okopy, bunkry z czasów II Wojny? Cokolwiek takiego?
-Panie, tutaj same zabytki. Na pomnik tego gada trzeba uważać, na wstrząsy kamienic trzeba uważać, na to, co można wykopać też. Tutaj u nas to nic nie było, ale chłopaki dalej to całe bomby wykopywali, pociski jakieś i od cholery żelastwa. Co jakiś czas przyjeżdża inspekcja i badają poziom hałasu, drgań i patrzą czy nie niszczeje to, co jeszcze stoi. Jak coś znajdziemy i wykopiemy, to mamy zaraz dzwonić bo inaczej mi ja... będą robić koło pióra.
- A jak takie... no, niewybuchy znajdziecie to jaka jest procedura? Gdzie trafiają? Kto ma nad nimi piecze i komu to zgłaszacie? Jakaś szansa jest, żeby - Eliza ton miała daleki od skarżącego - ktoś je sprzedawał na boku? Jakimś prywatnym kolejcjonerom?
- Jak coś takiego znajdziemy to dzwonimy do was, znaczy na policję i do naszej dyrekcji. Mamy telefony specjalnie na taką okoliczność. Chłopaki przyjeżdżają, zabierają towar i tyle. Co z tym dalej to nie wiem. Pewnie jakieś muzeum czy inne ministerstwo kultury się tym interesuje. Takie małe łuski od pistoletu to nie powiem, znajduje się. Wiem, że chłopaki sobie zatrzymują na szczęście, ale to przecież nie jest jakieś przestępstwo. Jak byśmy za każdą łuską mieli wołać was to by was kur.... jasny piorun strzelił. Zbieramy te mniejsze i jak ktoś z kuratorów jest to zabiera. Tutaj nikt tym nie handluje. A przynajmniej ja o niczym nie wiem.
- A jakiś rejestr tych rzeczy znalezionych prowadzicie? I prosiłabym o numer telefonu do kuratora, kóry zajmuje się zdawaniem ich policji - ciągnęła Popiołek poważnym tonem nie pasującym do jej dziecięcej twarzy.
Robert zastanowił się chwilę, przypominając co znalezione zostało w samochodzie Wawrzeka.
- A nie pamięta pan, żeby ochrona widziałą bądź pogoniłą jakichś amatorów właśnie szukania takich łusek i innego żelastwa? Nie pchał się wam ktoś na teren budowy z wykrywaczem metali?
Kierownik wyjął zza pazuchy komórkę, poklikał coś tam i powiedział:
- Mam. Ten gość od nadzoru nazywa się Krzysztof Górski i komóra do niego to 503 698 548. Do niego mamy dzwonić jak znajdziemy cokolwiek innego, co nie jest reklamówką albo telewizorem rubin. A co do tych gości z wykrywaczami, to mamy, a jakże. Czasami to nawet opędzić się nie da. Musi taki mieć pozwolenie i wtedy wejdzie, ale nie może przeszkadzać w pracach. W lato było ich tu sporo i raczej nie przeszkadzali. Podejrzewam, że ten sam nadzór nad metrem zajmuje się też wydawaniem takich zezwoleń. W końcu ktoś to musi koordynować a plac budowy to nie las i tu bez kasku nie pochodzisz.
Robert zapisał sobie nazwisko i komórkę. Trzeba będzie sprawdzić czy Wawrzek tu bywał.
- Ode mnie ostatnie głupie pytanie. Wasza firma korzysta z kurierów DHLu? Widział pan ostatnio kogoś od nich na terenie budowy?
- Nie, nie korzystamy. Stąd paczki czy listy nie wychodzą. Jak ktoś coś musi posłać do rodziny to idzie na pocztę. Wszelkie materiały, jakie przychodzą, przyworzą nasi kierowcy. Z tego, co wiem, to nie powierza się takich rzeczy kurierom.
- To ja jeszcze jedno... - wtrąciła się Popiołek. - Ten wyciek... To wody z jakiegoś zbiornika zalały tunel? Z podziemnej rzeki? Wisły? Przewierciliście się... w zasadzie do czego?
- Przy każdej rzece czy jeziorze istnieją wokół jej koryta poziemne, luźniejsze struktury ziemne, które gromadzą wodę. Takie cieki istnieją i istnieć będą bo przecież koryto rzeki nie jest wybetonowane i jest zwykla ziemia. Hydrolodzy powinni coś takiego oznaczyć na mapach i wiedzieć, gdzie coś takiego się znajduje. Jest to o tyle niebezpieczne, że niektóre cieki mają rzeczywiście bezpośrednie połączenie z głównym korytem. Wtedy, przy przebiciu, może naprawdę dojść do katastrofy. Tutaj, na szczęście, do tego nie doszło, ale i tak sporo wody wdarło się do wydrążonych przez nas tuneli. Oczywiście, to nie tylko woda, ale również piasek, glina, jakieś iły czy drobny żwir. Tutaj zawalili sprawę Włosi, bo to oni robili dla spółki pomiary, odwierty i ocenę ryzyka. Ale to tylko moja prywatna opinia.
- Nie znam się na podziemnych wodach dlatego zapytam jak laik. Czy to może mieć jakikolwiek związek ze zbiornikiem Balaton? No wie pan, czy te cieki, które tu wylały mogą mieć źródło tam? - drążyła dalej Eliza.
- Balaton? Ten na Węgrzech? - przepraszam, że pytam, ale byłem tam na wakacjach i mi się kojarzy. - Ale jako dla laika to odpowiem. Nie, nie ma żadnego związku. Za daleko, inne dorzecze, inne góry, inny klimat.
- Balaton w dzielnicy... Gocław - spojrzała do notatek. - Sztuczny zalew w Warszawie.
- Sztuczny? Wie pani, nie jestem stąd to nie wiem. Ale Gocław... to po drugiej stronie Wisły. Przy taki wielkiej rzece to nie ma wpływu. Nie ma szans by ten zalew miał jakiś wpływ na to, co tutaj się stało. Nie ma szans.
 
liliel jest offline