Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2013, 22:25   #10
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czasem trzeba zacisnąć zęby i pozwolić się zakuć kierat. Madsen co prawda wolał pracę na umowę zlecenie niż założenie kołnierzyka korporacyjnego. Czasem jednak trzeba...
"Wydra" padła. Silnik wydał ostatnie tchnienie i jedyne co mogłoby pomóc tej wojskowej amfibii z demobilu GEO to transplantacja tego ważnego narządu. Tyle, że silnik do Swordfisha kosztował krocie.
Zbyt wiele jak na konto wolnego strzelca. Co innego BioMin Inc.. Ci akurat mieli dość funduszy.
Dlatego siedział tutaj wysłuchując tego korporacyjnego bełkotu i zerkając na jedyny warty uwagi obiekt w tym miejscu. Ładniutką blondynkę z bajeranckim wyposażeniem. I nie... nie chodziło komputerek.
Miał szczęście, że podeszła do niego po całym tym wykładzie.

On miał szczęście, ona jak się okazało... interes.

-Jestem Jack.- rzekł w odpowiedzi Rigger uśmiechając się delikatnie i biorąc papierosa z oferowanej mu paczki.- A ten kumpel, to kto?
- Anja -
wygrzebała z tylnej kieszeni spodni oldskulową zapalniczkę i podała pilotowi - A kumpel...? Taki jeden. Jajogłowy. Nuuudzi mu się tam daleko, więc mam coś dla niego na długie samotne wieczory - zrobiła niewinną minkę - To, co, dam mu znać, że wpadniesz z prezentem...?
-Pewnie od groma tam jajogłowych. Jak ma on na imię?- odparł Jack zapalając papierosa i z wyraźną przyjemnością zaciągnął się. Spojrzał na dziewczynę. Ładniutka była ta Anja, ale przesyłka mogła być bombką z opóźnionym zapłonem... na przykład. Nie należało się nabiera na śliczne oczęta, choć pokusa była duża.
Dziewczyna pogrzebała chwilę w kurtce i wyciągnęła mały pakunek. Odwinęła opakowanie i pokazała zawartość: metalowy cylinder wielkości dłoni, i dwa prostokątne kawałki papieroplastiku. Jeden był zdjęciem


Przedstawiało on sztywnego osobnika, typowego biurowego szczurka... Facet wyglądał jakby kij połknął.
Anja stuknęła palcem w tą fotografię - To on. Malik Jones. Będzie wiedział, że przyjedziesz...
-A z czym właściwie przyjadę?- spytał Jack oceniając ciężar cylindra i zastanawiając się co zawiera. Chemiczne stymulanty, chipy z pornografią, albo coś gorszego?
Cylinder był niespodziewanie ciężki. Anja wyszczerzyła się radośnie, jak dzieciak nakryty podczas czegoś, czego nie wolno mu robić. Przekręciła środkowy pierścień i z jednego końca cylindra pojawiła się mała, ale wyraźna holoprojekcja - figurka kobiety, "stylizowanej" na tubylczynię. Tańczyła...tak, w sumie tak to można było określić. - Niezły bajer, nie? On ma świra na punkcie tych małych dzikusek - trąciła pilota konfidencjonalnie łokciem - Bierz, nie wybuchnie!
-Jeśli wybuchnie będziesz mi winna kolację... ze śniadaniem do łóżka.- zażartował Jack przyglądając się holoprojekcji. Przekręcił środkowy pierścień w drugą stronę wzruszając ramionami.- Choć wtedy raczej nie odbiorę długu.
Skinął głową.-Nie ma sprawy, mogę mu to podrzucić.
- Może być nawet łóżko bez kolacji, jak już wrócisz z tej "tajnej misji" -
roześmiała się radośnie - tam jest moja wizytówka, bipnij, jak znów będziesz w naszym kochanym A'City, co? - Stanęła na palcach i ucałowała pilota w policzek - A! Tylko do rąk własnych, 'kej? Nie chcę, żeby miał jakieś kłopoty z regulaminem...
-Jasne... Znam ten korporacyjny dryl.-
skinął głową chowając wizytówkę do paska z chipami. Podejrzewał, że w tym hologramie może kryć się coś jeszcze, ale jeśli Anja nie była terrorystką, to nie martwił się tym za bardzo. Zbyt często sam działał na krawędzi przepisów i regulaminów.
Anja pomachała mu jeszcze i odeszła. Usłyszał jak nuci pod nosem jakąś melodyjkę...znajomą, ale dawno zapomnianą. Po chwili jej kształtny tyłeczek zniknął gdzieś w zieleni miasta.


A Jack po chwili gapienia się na nią, również znikł ruszając w kierunku hangarów remontowych. Musiał wszak odebrać Wydrę i odrabiać dług wobec korporacji. Amfibia, jako sprzęt wojskowy GEO, była koszmarna z założeń. Toporny metalowy kolos, z różnymi dobudowanymi wysięgnikami i podobnymi sprzętami. Mało finezyjny kawałek żelaza... Ale za to nie do zdarcia. Była, jak te ruskie legendarne kałasznikowy, solidna i niezawodna oraz łatwa do naprawy... i na tym w sumie kończyły się zalety Swordfisha.
Ale...Jack kochał swoją Wydrę była dla niego jak dom. De facto była jego domem przez większość czasu spędzonego na Posejdonie. Dla niego i dla jego damy.
No właśnie... miał coś dla niej?
-Izis kochana, gdzie jesteś. Izis, mam coś dla ciebie.- rzekł wyciągając z kieszeni kocią zabawkę i ściskając ją. Jej piski przywabiły zwierzę do Madjacka.



Syjamska kotka spoglądała z zainteresowań owemu przedmiotowi w dłoni Jacka i bez oporów dała się wziąć pod pachę. I znieść do Wydry.
Po chwili Madsen siedział w fotelu kierowcy i podłączał się do systemu operacyjnego pojazdu. Izis na fotelu obok bawiła się nową zabawką.
A przed oczami Jaczka pojawiły się mierniki i rozpoczęło się sprawdzanie pojazdu. Ogniwa załadowane w stu procentach, silnik w pełni sprawny, temperatura chłodziwa w normie, temperatura oleju w normie.
Systemy sprawne.

Komenda :Uruchom silnik.

I znajomy ryk rozległ się hangarze. Pojazd ożył. Jack przesłał do odtwarzacza pojazdu plik muzyczny.


I głośniki zabrzmiały muzyką z połowy owych prymitywnych lat osiemdziesiątych dwudziestego pierwszego wieku. Może nie potrafili wysłać statku z załogą dalej niż do księżyca, ale przynajmniej pisali kawałki odpowiednią na długą podróż.
Ryki silnika komponowały się świetnie z tą muzyką. A pojazd zanurzył się w morskiej topieli.


Podróż się zaczęła. Rozchlapując wodę dookoła, pojazd nabierał prędkości płynąc wprost do swego celu jakim była Czarna Dziura... Kika dni samotności wśród wód Posejdona.

Pogoda była ładna. Żadnych chmur, żadnych silnych wiatrów, żadnych sztormów. Brak dużych fal. Nic co by zmuszało Madsena do zanurzania się głęboko pod powierzchnię wody. Idealne warunki, na ten monotonny w sumie rejs. Dni mijały na słuchaniu muzyki, oglądaniu holograficznych projekcji czy też serfowaniu po Sieci. No i karmieniu kota, karmieniu siebie i spaniu.
Anja miała rację, trasa była monotonna i nudna. Ale Jack nie miał nic przeciwko nudzie. Jej brak na morzu prawie zawsze oznaczał kłopoty.
Więc nawet nieco się zmartwił, gdy nawigacja pojazdu poinformowała Madsena, że znajduje się sektorze AG-41.
Ale tylko nieco... Kończyły mu się papierosy, a jedynie w tej podwodnej bazie mógł uzupełnić zapasy. I wykonać misję dla BioMin Inc. i przekazać cylinder.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-06-2013 o 11:25.
abishai jest offline