Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2013, 05:00   #389
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Kiedy ostrze broni dotarło celu Dirith zaczynał się uśmiechać. Szybko jednak owy uśmiech przeszedł w skrzywienie, kiedy tuż po tym oberwał czymś w plecy. Nie ma co, jak zwykle jak ktoś bije drowa to celuje w plecy... i tym razem miał więcej szczęścia niż rozumu, bo właśnie w tym momencie większość jego uwagi była skupiona na właśnie atakowanym magu, a nie na uważaniu na plecy. Zanim jednak można było się zabrać za cwaniaczka atakującego od tyłu, wpierw trzeba było dobić tego właśnie ranionego, żeby nie mógł wypowiedzieć kolejnego zaklęcia. Jak się szybko okazało i na to już było za późno, bo krótka chwila w jakiej elf oberwał i łapał ponownie oddech wystarczyła magowi aby ukończyć kolejne zaklęcie. Świadczyło o tym odrętwienie jakie właśnie czuł w ręce z Tysiącem Ostrzy, które na dokładkę rozchodziło się po reszcie ciała. Jednakże na szczęście, lub też nieszczęście przeciwnika, Dirith nie zmieniał się w kamień na tyle szybko, aby nie zdążyć jeszcze mściwie wbić sztylet w klatkę piersiową maga zmieniając jednocześnie jego uśmieszek w paniczny i zdziwiony wyraz twarzy. Dodatkowo udało się jeszcze mściwie przekręcić nieco ostrze w ranie, co na pewno pogłębiło nieco przedśmiertny ból jakiego właśnie doznawał człowiek. Dalej już nie za wiele można było zrobić, bo odrętwienie odbierało właśnie wszystkie resztki władzy nad ciałem jakie jeszcze posiadał posyłając właściciela owego ciała w ciemną nicość.

***

Zgasły światła i urwał ci się film. Pamiętałeś uderzenie w plecy i ból, więc mniej więcej spodziewałeś się dlaczego leżałeś z mętlikiem w głowie, półprzytomny. Niepokojący był to ten szmer, który słyszałeś... i czyjś szept, jakiś dziwny chichot, jakby echo z głębi...
- Śśśśśśpij... śpij, śpij, Dirith, nie otwieraj oczu, nie podnoś się, odpocznij, shishishi, już niedługo, śpij, śpij długo, jesteś zmęczony...
Byłeś pewien, że spanie było teraz najgorszym możliwym pomysłem. Ale jak się okazało, otwieranie oczu też nie było najlepszym wyjściem. Zobaczyłeś bezdenną czerń i... coś.
It's ME by *Evit-Blackflaime on deviantART
- Śpij... – odezwała się znów chichocząca i rozbawiona maszkara. – Nie potrzebujemy ich, ona nas nie potrzebuje, jesteś zmęczony, odpoczywaj shishishi... Już niedługo przestanie cię boleć, już nigdy nie będzie cię boleć shishishi... Nigdy nie dotrzesz do Źródła, zostaw tych ludzi, tego kleryka, nie potrzebujemy ich shishi! Śpij! Zostaw to ciało, zostaw ich wszystkich, chodźmy, chodźmy, Dirith! Nigdy nie będzie cię boleć, nigdy nie będziesz mógł umrzeć! Tak, taaak, właśnie, chodźmy! Zapomnisz o bólu, zapomnisz o wszystkim shishishi! Śpij i chodźmy już, czekają na nas, w Mgłach, chodźmy! Twoim przeznaczeniem jest siać zniszczenie, tak jak ci każą, śpij, zostaw to ciało, uwolnij mnie, czekają na mnie, Dirith, chodźmy!... Zamknij oczy... Wiesz, że chcesz, że musisz, że nie ma ucieczki przed Mgłami, że Światło cię nie widzi!...

~ Świetnie... ~ pomyślał kiedy odzyskał świadomość spodziewając się, że będzie właśnie w jakimś więzieniu. Okazało się jednak, że wokół w zasadzie nie było niczego poza ciemnością i głosem jakiegoś uwięzionego w czymś jegomościa. Nie zamierzał mu jednak pomagać, bo bardziej interesowało go jak się stąd wydostać.
- Dzięki, ale mam teraz lepsze rzeczy do roboty niż odpoczywanie. A jak na mnie ktoś czeka, to jeszcze sobie troche poczeka... - powiedział spokojnie i rozejrzał się dokładniej po otoczeniu, jednak cały czas mając w zasięgu wzroku dziwnego demona, żeby w razie czego nie dać mu się zaskoczyć jeśli będzie zamierzał użyć innych metod aby go "uśpić"

Postać znów zachichotała.
- Daj spokój, Dirith, nie możesz ode mnie uciec... - powiedziała z "żalem". - Jestem tobą! Tak będziesz wyglądać, już za chwilę, shishishi, chodź... Nie masz szans dotrzeć do Źródła, to strata czasu shishishi... Śpij... Nigdy nie dotrzesz do Źródła, ono cię zniszczy, nigdy nie uchronisz swojej Wolnej Woli shishishi, po co ten opór? Śpij, już nigdy nie będziesz zmęczony...
- Śpij - usłyszałeś nagle głos Riktela, znikąd, i wstrząsnął tobą gniew tak potężny, że choćbyś naprawdę chciał, w życiu byś nie zasnął...

Słysząc zbyt dobrze znajomy głos oprócz gniewu elfem targnął również instynkt nakazujący natychmiastowe rozpoczęcie walki. Dlatego gwałtownie odwrócił się dookoła rozglądając dalej czy Riktel nie czai się gdzieś obok dobywając jednocześnie broni. Mimowolnie z ust drowa wydobyło się również nerwowe warczenie, które zaczęło się odbijać lekkim echem i przechodzić w kolejny, nieco inny warkot...

***

Czując narastający ból pleców likantrop był coraz bardziej niezadowolony. Nie dość, że po usłyszeniu głosu swojego nieżyjącego twórcy wkurzył się jeszcze bardziej, to jeszcze nieprzyjemne ciepło, szczypanie i kłucie w jednym pogarszało ten stan rzeczy. Na szczęście warczenie i ujadanie psa w jakie przeszedł warkot z jego wizji sprowadziło jego świadomość do tego co się działo wokół, zamiast skupiać się na mało przyjemnej ranie i odrętwieniu, jakie na szczęście ustępowało. Oznaczało to tylko tyle, że wracał do świata żywych oraz zaklęcie na szczęście nie było permanentne.
Kiedy tylko mógł, Dirith zaczął się rozglądać dokładniej co się dzieje wokół. Jakiś poprzebierany pies właśnie bardzo skutecznie zajmował się jednym z chłopów, a Kiti starała się nie oberwać za mocno od drugiego. Znaczy się czas zakończyć w końcu ten pojedynek. Drow przewrócił się więc na brzuch i spokojnie wstał wpierw na czworaka a potem na nogi. Trzymał się jednak nisko, żeby postarać się nie zwracać na siebie za dużej uwagi i spróbować wykorzystać element zaskoczenia. Ten plan jednak nie wypalił, bo chłop z kosą albo zauważył go kątem oka, albo usłyszał i spojrzał się w jego stronę. Nie było więc dalej sensu się skradać i Dirith się wyprostował przy czym przeszyła go kolejna fala bólu pochodzącego z jego pleców. Tym razem była jednak nieco mniej dokuczliwa i nieco bardziej przyjemna wyzwalając jeszcze więcej gniewu... Ale takiego przyjemnego gniewu, który dodaje praktycznie nieograniczone zasoby sił oraz napędza do dalszego, coraz brutalniejszego działania nie bacząc zupełnie na to co działo się wokół oraz jak wiele kolejnych ran było zadawanych. One tylko rozniecały dalej furię jaka była napędzana tym gniewem i bólem płynącym z każdej kolejnej rany.
Dirith w tym momencie czuł się prawie tak, jak miało to miejsce w przeszłości kiedy właśnie miał wpaść w furię i zacząć bezlitośnie siekać, gryźć i rozrywać wszystko wokół co tylko się dało i było w zasięgu wzroku. Nie ważne czy to był sojusznik czy nie, im bliżej niego się ktoś znajdował, tym lepszym był celem do ataku.
Od tamtych dni jednak minęło już trochę czasu i likantrop nie dawał się już tak bardzo zaślepić gniewu, jednak czasami dawał sobie trochę upustu. Tak jak zamierzał to zrobić w tej chwili. Szedł więc spokojnie w stronę wieśniaka z kosą. W jego oczach można było dostrzec tą wściekłość i jakby tylko to spojrzenie potrafiło zabijać, to człowiek najpewniej już kilkukrotnie padłby już martwy.
Po jednym kroku przechylił głowę w bok, na co ze zdrętwiałego i zastałego karku po zaklęciu wydobyło się strzelenie kości. Przy następnym kroku schował sztylet i przechylił głowę w drugą stronę powodując taki sam rezultat. Robiąc następny krok Dirith zaczął rozruszać barki, na co odpowiedziało nieco więcej mniejszych trzasków w kościach. Na dodatek ponownie z rany na plecach rozszedł się po jego ciele ból, aż drow wykrzywił górną wargę po jednej stronie ust tak, jak robią to z reguły bestie podczas wściekłego warczenia. Podobny warkot rozległ się także z ust drowa, tylko że wyraźnie ludzkim (Drowim? Elfim?) głosem.
Jednocześnie jego ciało zaczęło szybko się zmieniać. Zaczęło zwiększać objętość i rosnąć jakimś nietypowym sposobem wchłaniając zbroję i ubranie. Kości zaczęły przestawiać się na nieco inne miejsca lub łamać i zrastać dopasowując do nowego kształtu przy akompaniamencie nieco stłumionych, lecz głośnych trzasków.
Ostrzeżenie przed mało przyjemnymi dźwiękami w tym linku - osoby o słabszych nerwach albo tu nie wchodzą, albo mają problem
W czasie tych przemian ciałem Diritha wstrząsnęły konwulsje tak silne, że niemalże upadł na czworaka i musiał podeprzeć sie ręką aby uchronić się od kompletnego upadku. Również jego głos poddał się przemianie. Wcześniej ludzki warkot, można powiedzieć udający warczenie bestii przeradzał się w coraz bardziej zajadłe warczenie faktycznego dzikiego tygrysa, który był dość donośny i zaciekły.
Po kolejnej bardzo krótkiej chwili przemiana była zakończona i można było w pełnej okazałości podziwiać postać dość masywnego tygrysołaka w jakiego zmienił się likantrop. Tym lepiej było go widać kiedy w końcu się wyprostował i ryknął lekko. Co prawda lekko, to może nie do końca powiedziane, bo przy tym ryknięciu wszelkie ptactwo znajdujące się jeszcze w okolicy poderwało się do ucieczki. Mierzył teraz niemalże trzy metry wzrostu. Głowa zmieniła się w tygrysi łeb, wypełniony ostrymi zębami jak to u każdego tygrysa. Ręce nie zmieniły się mocno poza dłońmi, oraz palcami z których wyrosły pokaźne i ostre jak brzytwa pazury. Nogi za to zmienił się nieco więcej i teraz przypominały bardziej tylne łapy tygrysa lub jakiejś innej bestii niż ludzkie. Palce u nóg również były zakończone nie mogącymi się chować pazurami, jednak te były nieco mniejsze niż u dłoni. Futro jakie go teraz pokrywało było czarne z białymi pręgami. Wyjątkiem były tylko pręgi na jego grzbiecie, które częściowo były czerwone od krwi płynącej z rany znajdującej się na plecach.
http://i42.tinypic.com/2vl6uti.jpg
Górując nad mizernym człowieczkiem stojącym przed nim nadal miał w niego wbite tygrysie ślepia, które były również białe tak jak jego pręgi. Czekał tylko, aż chłop ruszy w końcu do ucieczki aby mógł zacząć go gonić i w końcu dopaść i bezlitośnie oraz najprawdopodobniej dość boleśnie wykończyć. Tylko dlatego, że próbował uczestniczyć w tej skazanej na porażkę wyprawie na drowa.
Jeśli wieśniak mimo straty wszystkich swoich towarzyszy oraz maga nie zacznie uciekać... to nie pozostanie nic innego jak samemu go zaatakować. Podczas tego ataku uważał jednak, żeby bie oberwać kosą po nogach. Dlatego Dirith przygotował nieco Tysiąc Ostrzy do obrony po tym jak wchłonął go w swoje ciało. W razie ataku kosą zamierzał albo przeskoczyć nad nią, albo uformować ze swojej zmienno-kształtnej broni uformować część nagolennika osłaniając nogę od strony od której zmierzało ku niej ostrze kosy aby móc przyjąć i zablokować bezpiecznie cios. Potem wystarczył już tylko jeden dobry cios na odlew wykorzystując część tygrysołaczej siły i potem można było już tylko oddać się rozerwaniu pechowca na strzępy. Jeśli jednak zaczął uciekać, to Dirith zamierzał go szturchnąć raz czy drugi lub podhaczyć albo lekko raniąc w nogę, bawiąc się w ten sposób nieszczęśnikiem, którego życie zmierzało do bardzo nieprzyjemnego końca.
 
eTo jest offline