Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2013, 23:37   #20
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Pracownik niemieckiej ambasady, jeszcze tego brakowało. Co on i jego towarzysz robili w domu sir Woolleya, nietrudno się domyślić- szukali śladów tajemniczego znaleziska lub choćby samego archeologa. A to znaczy, że Niemcy wiedzieli więcej od nich- musieli wiedzieć, skoro zdecydowali się podjąć tak drastyczne kroki. Doktor chcąc połączyć Niemców i tajemnicze znalezisko pomyślał najpierw o broni, lecz jakaż to starożytna broń mogłaby być w obecnych czasach tak wartościowa? Może więc złoto? Skarbiec, którego bogactwa mogłyby postawić ich na nogi i przygotować do kolejnej wojny? Stop, koniec z bezpodstawnymi oskarżeniami, z bezczelnymi insynuacjami. Schodzimy na ziemię. Skoro przyszli tu uzbrojeni i bez przedstawicieli lokalnych władz, znaczył oto, że albo sprawa jest bardzo nieoficjalna, albo robią to na własną rękę, tudzież z ramienia jakiejś organizacji... Głowa mała... Ale jeśli tak, to dlaczego chciał się wymigać posadą? Co może zrobić ambasada, jeśli jej pracownik wpadnie w takie tarapaty? W obu powyższych przypadkach, nic- odcięliby się od niego, nie chcąc wypłynięcia skandalu. Więc albo blefował, albo...

Jedyną rzeczą wartą uwagi w domu na odludziu był notatnik znaleziony przy "tym drugim", tubylcu. Jak się później okazało, zawierał kilka ważnych informacji, na temat znaleziska, i nie tylko. Musieli to przetrawić, przespać się z tym, i dopiero kolejnego dnia podjąć decyzję.

Niestety, nie dane im było odpocząć tej nocy.
Edgara nic nie zbudziło, ani też nikt go nie zaatakował. Miał to szczęście, że jego pokój znajdował się po przeciwnej stronie niż reszta pokoi grupy. Spał on więc smacznie do momentu, gdy nagły jęk bólu przerwał nocną ciszę.
Z resztkami snu na powiekach, doktor usłyszał, czyjeś kroki na korytarzu, a po chwili pukanie i nawoływanie:
- Thomas, Thomas.

Bez trudu rozpoznał ten głos, to była panna Woolley.

Przetarł oczy i zrobił głęboki wdech. Nie był pewien, jaki dźwięk go obudził, jednak gdy usłyszał znajomy głos na korytarzu, uśmiechnął się krzywo. Rozumiał, że młodzi mogli przypaść sobie do gustu, jednak było na tyle późno, że mozna było zachowywać się ciszej, panna Laura powinna o tym wiedzieć. Zwlekł się z łóżka, rozbudzony, i wymacał kieszonkowy zegarek na stoliku obok. Już miał podejść do okna i sprawdzić w świetle księżyca, która godzina, kiedy padł strzał. Odruchowo przykucnął za łóżkiem, odwracając się w stronę drzwi. Zegarek upadł na ziemię, ręce doktora nerwowo wyszarpnęły szufladę stolika nocnego i chwyciły leżący tam pistolet. Mężczyzna wstał i podbiegł do drzwi. Pomyślał o Laurze, która przed momentem była na korytarzu. Zatrzymał się, odbezpieczył broń, otworzył drzwi, ostrożnie wyjrzał na zewnątrz, gotów oddać strzał.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline