Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2013, 11:32   #9
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Wprowadzenie część 1

Zadzwonił telefon. Jego polifoniczny dzwonek wzorowany na kawałku Nightwisha rozszedł się po niewielkim pomieszczeniu biurowym. Wystrój był może nie spartański, ale zdecydowanie użytkowy. Ot biurko, krzesło obrotowe z dobrze wykonanego materiału po jego jednej stronie i czymś co przypominało dwa stołki po drugiej. To pierwsze było już na pierwszy rzut oka wygodne, te drugie zdecydowanie nie. Pod ścianą szafa przesuwana zawierająca niezliczoną ilość segregatorów z aktami. Komputer przenośny i telefon… Ten ostatni dzwonił natarczywie.
- Tak?
Głos niski, obniżony na potrzeby rozmowy o dobre dwie oktawy. Męski, nieco gardłowy.
- Nie.
Słuchawka komórki trzymana przez dobrze utrzymaną dłoń. Ze zrobionymi paznokciami i dopiero co wtartym kremem nawilżającym. Skroń przy której się znajdowała była pokryta ciemnymi, jednak nie kruczoczarnymi, wypomadowanymi włosami. Gdzieniegdzie przebłyskiwały pasemka siwizny. Nie było ich jednak znowu aż tak dużo.
Rozmawiający miał około trzydziestu lat. Był raczej mizernej, czy może inaczej – delikatnej postury. Rysy jego twarzy były wyraźne, nie zaokrąglone przez choćby gram tłuszczu. Twarz świeżo ogolona, nie zawierała nawet odrobiny zarostu i była bez wyrazu. Oczy, ciemne krążyły po pokoju w spokojnym rytmie odzwierciedlając to w jaki sposób rozumował ich właściciel. Całości dopełniał idealnie dopasowany stalowy garnitur z białą koszulą i szarym, matowym krawatem.
- Rozumiem. Urzędnik. Za biurkiem siedział urzędas. Rozmawiał przez telefon i klikał od czasu do czasu w klawiaturę laptopa. Arkusz kalkulacyjny po wprowadzaniu kolejnych danych co chwilę aktualizował dane pokazując kolejne wykresy, wypełniając kolejne puste pola wynikami kwerend czy makr.
- Jasne. Proszę teraz posłuchać. Aktualna kwota zadłużenia wynosi 167 152 złote. Kwota ta zawiera odsetki ustawowe, których wysokość określa ustawa z 2003r. Należność nie jest przedawniona. Proszę sprawdzić Kodeks Cywilny i art. 118. Wyrok jaki zapadł w tej sprawie z dnia 28 maja br. wyraźnie narzuca na Państwa obowiązek uiszczenia opłaty…
W słuchawce ktoś starał się oponować.
[i]- Jeśli będziecie się Państwo uchylać od regulowania opłat, zaczniemy realizować postępowanie komornicze. Zna Pan zapewne zapisy prawa spółek handlowych. Wie pan doskonale, iż jest Pan komplementariuszem spółki w stosunku do której toczy się postępowanie.
- Ale mój wspólnik…
- Pana wspólnik jest komandytariuszem spółki. Odpowiada za zobowiązania spółki wartością wpłaconej kwoty komandytowej…
- To oszustwo.
- Może, ale nie z mojej strony. To konsekwencje zawartej umowy.
- W życiu tego nie zapłacę.
- A jak bardzo jest pan przywiązany do domu w Alei Lipowej? Lub do tego pięknego Mercedesa AMG z…
Na chwilę zawieszony głos został zastąpiony w słuchawce przez odgłos przewracanych kartek papieru.… ’94 roku?
- Jak Pan śmie?
Głos po drugiej stronie słuchawki zaczynał przechodzić we wrzask.
- Będzie się Pan łaskaw uspokoić! Pańskie nerwy nic tu nie pomogą. Wartość zobowiązania pozostaje na tym samym poziomie bez względu na to czy będzie Pan na mnie krzyczał, czy mówił szeptem.
- Pan nie masz serca!
- Mam przed oczyma wyrok. W moim zawodzie ten dokument jest cenniejszy od serca.

Miast kolejnego zdania, prawnik doczekał się jedynie sygnału potwierdzającego zakończone połączenie. Jedyna reakcja ze strony właściciela garnituru ograniczyła się do podniesionej prawej brwi. Potem dłonie zagrały na klawiaturze wprowadzając notatkę służbową.
Mężczyzna odchylił się na fotelu zaplatając dłonie na karku i wzdychając ciężko. Przeciągnął się. Kości strzeliły w stawach.
- Zuza. Stwierdził odrobinę głośniej.
- Tak Panie Staszku? Kobiecy głos doleciał zza uchylonych drzwi.
- Zrób mi kawę proszę.
Mężczyzna nazywany Staszkiem był absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. Nie ukończył go może z wyróżnieniem, natomiast sam fakt zakończenia nauki w tak specyficznej i wymagającej specjalizacji był już sam w sobie pewnym wyczynem. Staszek, czy może raczej Stanisław Piotrowski był Komornikiem. Ze względu na dość duże wymagania rynku prócz działalności stricte komorniczej, windykował jeszcze należności… dla przyjaciół i tych, którzy byli określani przyjaciółmi przyjaciół.
Mężczyzna podniósł telefon, wybrał numer z książki telefonicznej i ponownie uniósł słuchawkę do ucha.
- Zygmunt? Staszek z tej strony. Jest sprawa.
W słuchawce przez chwilę było cicho, po czym komornik ponownie przemówił.
- Mercedes 500 SL AMG z ’94 roku. Stan kolekcjonerki. Na przestrzeni najbliższych 7 dni będzie do kupienia. Okazyjnie. 10% dla mnie.
Ponownie milczał wsłuchując się w odbiornik.
- Dzięki. Jestem zainteresowany. Powiedzmy że wezmę go w rozliczeniu za Meśka. Kolor? Uśmiechnął się i Odłożył słuchawkę.
Drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanęła kobieta. Na oko w tym przyjemnym wieku, kiedy jeszcze była zdecydowanie młoda, natomiast już na tyle świadoma że doskonale wiedziała jak podkreślić swoją urodę. Szatynka, ubrana w dobrze dopasowany komplet marynarki i spódnicy. Biała koszula, szpilki na niewielkim obcasie. Włosy miała spięte z tyłu czymś, co mężczyźnie ciężko było nazwać, co jednak wywoływało zamierzony efekt. Bardzo przyjemny dla oka.
Staszek spojrzał w ciemne, podkreślone fioletowym cieniem oczy. Ukryte były za czarno fioletowymi oprawkami okularów, które wespół z fioletową apaszką i butami tworzyły piorunujące wrażenie. Przełknął ślinę.
Zuza weszła trzymając w rękach tacę. Na niej znajdowała się filiżanka kawy, cukiernica i coś słodkiego. Postawiła ją na biurku i zaczęła skrzętnie przestawiać naczynia na blat. Podłożyła pod spodek korkową podkładkę i sięgnęła po naczynie z cukrem.
Staszek złapał ją za rękę i ich spojrzenia na chwile się spotkały. Ona się uśmiechnęła, on natomiast uniósł brew i kąciki ust w niemym geście. Kobieta wyszarpnęła dłoń mocno, jednak teatralnym gestem, potem podeszła do drzwi biura i zamknęła je na klamkę. Przekręciła klucz.
Obróciła się, a w jej oczach było coś takiego, co rozpalało krew w męskich żyłach. Dodatkowo widok nabrzmiałych sutków wyraźnie zaznaczających się na koszuli powodował… powodował to, iż mężczyzna naraz cierpiał na niedokrwienie mózgu.
Zuza przeszła wokoło biurka stanęła obok siedzącego Staszka. Zdjęła z szyi apaszkę i zakręciła mu wokoło szyi. Potem założyła pocałunek na jego ustach.
On zachwycony smakiem jej wiśniowej pomadki kontynuował. Jego dłonie powędrowały po jej ciele przesuwając się po szyi i piersiach, zaczęły delikatnie i zachłannie zarazem wyciągać koszulę ze spódnicy.
Zuza go powstrzymała.
Zdziwił się. To w zasadzie się nie zdarzało. Ona przez kilka chwil mierzyła go spojrzeniem. Prowokowała, wyczekując ile jeszcze wytrzyma? Kiedy żuci się na nią ogarnięty pożądaniem? Kiedy buzująca w tętnicach posoka sprawi, że weźmie ją tu i teraz, choćby na tym biurku… nie po raz pierwszy przecież.
To się jednak nie stało. Kobieta podeszła do Staszka ponownie zaczęła go całować, a jej dłonie niespiesznymi, jednak zdecydowanymi ruchami zaczęły rozbrajać mężczyznę, z paska od spodni.
To było miłe. Stanisław uśmiechnął się w myślach. Miłym było, bycie zaskakiwanym w takich sprawach. Nuda prowadziła zawsze do pewnego rodzaju stagnacji, do chęci poszukiwania… do zmian. Tak, nuda zawsze kończyła się zmianami…
Sapnął, gdy objęła go wargami. Ciepło jej ust rozlało się po nim powodując napięcie do granic wytrzymałości. Na wpół na jawie, na wpół w krainie rozkoszy przeżywał każdy centymetr przez który przemieszczała się językiem, który masowała wprawnymi ruchami prawej ręki.
- Po-trze-bu-je po-dwy-żki… Zagruchała w rytmie przemieszczającej się z góry na dół ręki.
- Kiepski moment na negocjacje… Szczególnie dla mnie dodał w myślach.
W odpowiedzi zacisnęła palce jeszcze mocniej, a potem naparła na niego silnie. Chciał krzyknąć, chciał żeby przestała, a zarazem chciał tak bardzo żeby tego nie robiła.
- Może auto służbowe? Zapytał ciekaw jej reakcji.
Uśmiechnęła się. I wróciła do wykonywanej wcześniej czynności. Po paru chwilach, zalała go fala przyjemności, a całe jego ciało oklapło w fotelu.
Zuza podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się perliście.
- A w jakim kolorze?
- Fioletowym.
Wiedział że ją ma. Znaczy, że ma ją jeszcze przez jakiś czas.

***

- Staszek słucham?
- Jest duży klient do wzięcia.
- Słucham.
- Koncern elektroniczny. Egzekucja należności podwykonawców. Duże kwoty, przyzwoity procent.
- Kiedy?
- Jak tylko do nich dojedziesz.
- Gdzie?
- Stany.

W słuchawce dało się słyszeć westchnięcie.
- Za stary już na to jestem. Drugi koniec świata, jak długo?
- Przynajmniej sześć miesięcy.
- Odpadam. Posypie mi się wszystko na moim podwórku.
- Jeśli wyciągniesz z tego choć 50% tego co Ci proponują, nie będziesz musiał pracować już wcale!
- Aż tak grubo?
- Kwoty przynajmniej kończące się na sześć zer.

Cisza w słuchawce jaka nastała, świadczyła o tym, że Staszek się zastanawiał. Rozmówca osiągnął co zamierzał, zasiał zwątpienie w początkowe stanowisko. Uzmysłowił swemu rozmówcy, posiadanie potrzeby… i zarazem dawał prosty sposób jak tę potrzebę zrealizować. Pozornie prosty. Jedno z podstawowych narzędzi marketingu… obaj o tym wiedzieli.
- Daj mi kilka dni na załatwienie formalności. Staszek dał się złapać.
- Masz tydzień. W przyszły poniedziałek, bądź na Cargo o 6 rano i zapytaj o Waldka.
- Niczym Jurek Killer?
- Niczym. Bądź. Samolot podstawiony przez klienta będzie czekał.
- Jeden warunek.
- Tak?
- Zabieram auto i asystentkę.
- Załatwię to. Trzymaj się.
- Cześć.

Telefon pofrunął na biurko. Staszek przeczesał nerwowym ruchem włosy, po czym oparł łokcie na blacie, palce zaplótł na wysokości oczu. Myślał intensywnie kiwając głową. Układał to co musiał zostawić tutaj.
Nagle wstał i podszedł do okna. Pachnąca płynem do płukania firanka zakrywała panoramę Warszawy.
Wyjął z kieszeni paczkę L&M, wyjął słomkę papierosa i odpalił ja od ognia zapalniczki zippo. Zaciągnął się. Złośliwi twierdzili, że zaciągając się słomkami trzeba było uważać, aby podciśnienie nie wcisnęło w przeciwną końcówkę organizmu prześcieradła na którym się leżało. Staszek jednak po prostu lubił palić to, co akurat teraz miał w prawej dłoni.
- Zuza. Stwierdził głośno.
Kobieta bez zbędnego ociągania pojawiła się w gabinecie.
- Wezwij Jarka. Niech jutro o 9 przyjedzie do biura. Przygotuj dokumenty i upoważnienia do wszystkich prowadzonych spraw. Wystaw je na jego nazwisko. Przygotuj zestawienie i krótki opis tego co się w tej chwili u nas dzieje. Na środę. Wszystko, co nie powinno trafić w jego ręce, albo co by nas kompromitowało zniszcz lub zamknij do czwartku. Piątek i weekend masz wolny.
- Co się dzieje?
- Mamy delegacje.
- Długą?
- Sześć miesięcy. Przynajmniej.
- Gdzie?
- A co za różnica?
- Chciałabym powiedzieć rodzicom gdzie będę.
- Stany.

Oczy szatynki rozszerzyły się.
- Ale…
Staszek podszedł bliżej i objął kobietę w talii. Przycisnął do siebie delikatnym ruchem.
Zuza, kwiatuszku. Jeśli nam ten klient wypali będziesz mogła kupić ten dom rodzicom. Jeśli nie, za dwa tygodnie będziemy z powrotem. Zrobimy sobie wycieczkę, obejrzymy kanion Colorado, Vegas i zobaczymy gdzie nas jeszcze poniesie…
Kobieta się uśmiechnęła i wyraz jej twarzy złagodniał. Perspektywa sześciu miesięcy poza domem nie była taka straszna wobec realizacji jednego z większych marzeń. Największe było trudniejsze do realizacji, ale obiecała sobie, że jeszcze postawi tego faceta na ślubnym kobiercu.
- Zadzwonię do Jarka i zajmę się dokumentami.
- Poczekaj.
Stwierdził Staszek przesuwając rękę z talii niżej.
Kobieta wprawnym ruchem wywinęła się.
- Dałeś mi robotę. Dużo pracy. Daj mi się tym zająć. Ty też mógłbyś zrobić coś pożytecznego!
- Masz rację. Wychodzę.

Oczy Zuzy rozeszły się w zdziwieniu.
- Jak to?
- Muszę odebrać samochód?
- Teraz?
- A czym pojedziemy nad ten kanion?
- Stasze….
Głos pełen już nie zdziwienia, a irytacji, czy wręcz złości rozszedł się po biurze i umilkł gdy drzwi zamknęły się za mężczyzną.
 
hollyorc jest offline