Kayle Slovinski
- Mało ich, lecz dobrych Sir! Nie zdążyliśmy zauważyć dokładnie pomieszczenia gdy cały oddział padł na jedną salwę. Nie trafili mnie bo stałem za Skarskym. Jest dwóch po prawej i jeden po lewej. Wszyscy ze standardowymi karabinami Sir. Nie dużo ale dobrze strzelają. - Odpowiedział Sierżantowi mając nadzieję, że ten nie znał nazwisk wszystkich, o których mówił.
- Dobra, oddział, przygotować się do “wyplenienia”. - wyszeptał do jednego z dwóch weteranów dowódca. Tamten, z oznaczeniami wskazującymi na rangę kaprala, skinął tylko głową i wrócił do oddziału, językiem migowym przekazując polecenia, zasłonięte sylwetką sierżanta i drugiego żołnierza. Niektórzy weterani sięgali do plecaków kolegów przed nimi po granaty, również na krańcu lufy operatora miotacza ognia zapalił się niewielki płomyk.
- Spójrz na mnie. - sierżant skupił na sobie wzrok Kayle’a. - Wróć i zaraportuj wszystko pani porucznik. Zdołasz sam wrócić, czy mam posłać z Tobą kogoś, szeregowy?
-Dam radę Sir! - Odwrócił się na pięcie w stronę wyjścia i liczył na cud, którym mógłby być chyba jedynie Astrate próbujący wrócić z frontu. W trakcie całej rozmowy szukał sposobu na pozbycie się oddziału wrogów, jednak dziesięciu na jednego w bliskim starciu było prawie niemożliwe. Prawie... Jedyny sposób to wystarczająco silna eksplozja. Jednak skąd taką uzykać jeśli go ciągle obserwuje sierżant. Gdyby tylko znalazł jakiś dobry karabin snajperski i dobrą skrytkę mógłby pozbyć się sierżanta i zdetonować miotacz ognia. O skrytkę nie było trudno - korytarze twierdzy były w sekcji ze skrzyżowaniem, zdawało się również, że poza tym oddziałem nie było nikogo w pobliżu. Sierżant czekał, aż Kayle się oddali by wydać oddziałowi rozkaz do ataku. Nie miał jednak broni wyborowej i nie mógł na nią liczyć - miał standardowy krótki karabin laserowy piechoty Koryntu. Fakt że był krótki nie ograniczał jego celności, a laser nawet bardziej nadawał się do zdetonowania kanistra z Promethium, paliwa do miotacza, niż kula. Trafienie również nie było problemem. Jednak nie było mowy o skrytym pozbyciu się sierżanta. Musiał podjąć decyzję - oddalić się i zanim zniknie z zasięgu wzroku strzelić w kanister, zabijając eksplozją większość, ale wiedział, że nie wszystkich; po prostu uciec i liczyć na silny opór Arbites czy jeszcze coś innego? Snajper dokładnie obserwował sierżanta, czuł na plecach jego wzrok, jednak był czujny. Wiedział, że przy takim uzbrojeniu ten jeden oddział jest w stanie zniszczyć obronę dowództwa zanim ci zdążą ich zaatakować. Pozostało mu tylko jedno, zniknąć z zasięgu wzroku, skryć się, zdetonować kanister i uciec niepostrzeżenie. Dużo czasu nie miał, jednak nie mógł pozwolić na śmierć generała lub kogokolwiek innego z dowództwa.
__________________ "Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!" |