Słońce chyliło się już ku zmierzchowi, kiedy werandę oświetliły światła kolejnego samochodu. Szary ford mustang zatrzymał się kilka metrów przed willą. Przez jego otwarte okno zwisała bezwładna ręka, a ze środka dochodziła cicho przyjemna muzyka :
http://www.youtube.com/watch?v=d808dcKhCiY nadając zachodowi niesamowitego klimatu. Silnik samochodu chodził jeszcze chwilę rytmicznie, po czym zgasł. Wraz z nim muzyka.
Ze środka wysiadł średniego wzrostu blondyn. Jego twarz zapewne sprawiała by wrażenie człowieka spokojnego i opanowanego, gdyby nie błękitne oczy, szybkie i rozbiegane, w których tańczyła iskierka szaleństwa. Ubrany był w wojskowe spodnie i kórtkę w barwach pustynnego moro. Na karku wisiał takjej samej maści kapelusz, który znaczyły plamy zaschniętej krwi. Przez ramię przewieszony miał wyciszony karabin, a przy pasie pistolet i nóż. Czujne oko dostrzegłoby również że nieco nienaturalnie uformowany korpus postaci może oznaczać iż pod kurtką znajduje się kamizelka. Mężczyzna stojąc, podrzucał wysoko małą, zieloną piłeczkę tenisową. Ta ciągle opadała i wznosiła się w powietrze, a on sam zdawał się wogóle nie zwracać na to uwagi, jakby jego lewa ręka żyła własnym życiem. Blondyn zagwizdał cicho rozglądając się po zbiorowisku, po czym ruszył w stronę werandy ciągle żąglując piłeczką.
Kiedy na drewnianej posadzce zadzwięczały cicho matowe glany zatrzymał się i obrócił głowę w kierunku olbrzyma i towarzyszącej mu kobiety. W kąciku ust zamajaczyło coś co mogło oznaczać równie dobrze grymas bólu co uśmiech.
Pardom, gdzie mogę zapytać o robotę?
Wyciągnięta beznamiętnie ręka wskazała środek willi i tam też udał się mężczyzna.