Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2013, 12:09   #4
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
- To jest kurwa, chore... - wycedził Tommy, rozbijając krzesło o betonowy mur. Siła uderzenia była tak duża, że szczapy doleciały do przeciwnej ściany. Stał tak przez pewien czas, wodząc oczami po podłodze. Cienka, czerwona linia dzieliła go od wpadnięcia w furię. Od wpadnięcia w rutynę, której poddawał się od tygodnia. Był osłabiony. Fizycznie, jak i mentalnie. Powiódł pustym wzrokiem po obliczu Starego. Trwało to dość długo. W końcu zapytał:
- Dlaczego?
- Dlaczego co? - Kadera zapytał spokojnie i oparł się o mur. - Wydawało mi się, że warto. - ciągnął po chwili milczenia - Teraz tylko sprawdzam, czy się nie pomyliłem... Życie już przepierdoliłeś... Niewiele zmieniło, czy skończyłbyś zaćpany, schlany w trupa za pół roku; czy teraz... kiedy cie przemieniłem.

Tommy trawił te słowa długo w sobie.
- W wampira... - powiedział bardziej do siebie, jakby ważąc słowo w ustach. Spojrzał w kąt, w kierunku rewolwera. Wiele razy tam spoglądał, ale nigdy nie ważył się do niego podejść. Od chwili, kiedy Kadera wystrzelił mu dwie dziury w klacie, niespecjalnie czuł, że cokolwiek mógłby z tym zdziałać. Nawet przystawiając go sobie do skroni.

Teraz w końcu to zrobił, rzucił się w kierunku broni, podniósł ją, nacisnął na kurek i przystawił sobie do głowy.
- Powiedz mi, co się stanie, gdy nacisnę na spust?
- Padnie strzał, kulka rozwali czaszkę, przejdzie przez mózg, wyjdzie drugą stroną... Rozchlapiesz trochę własnej krwi i będziesz egzystował dalej... Wściekły i głodny. Ponieważ już nauczyłeś się leczyć łatwe obrażenia, praktycznie natychmiast się wyleczysz. A przy okazji - nie jesteś wampirem tylko KAINITĄ. Wampiry to wytwór ludzi...
- Kainitą? - powtórzył jak upośledzone dziecko. Stał tak długą chwilę, odłożył rewolwer od swojej głowy. Spojrzał w oczy Kadery, po czym ponownie przystawił sobie spluwę do głowy i nacisnął na spust.

Betonowe ściany odbiły echo strzału. Tommy poczuł coś co w jakiś sposób przypominało ból, jak rozwalenie ręki po pijaku - niby boli, ale... Usłyszał spadające na posadzkę krople krwi czy może nawet kawałki własnej czaszki... Jego mózg, który powinien nie istnieć, cały czas analizował sytuację... Klatka po klatce jak w zwolnionym filmie. Mięśnie jednak poddały się i chłopak runął na kolana. Sekundę później jednak poczuł charakterystyczne mrowienie, to samo, które czuł już wielokrotnie, zawsze kiedy leczył się po łomocie spuszczanym przez Kaderę. Po kilkunastu sekundach mrowienie ustało, a Tommy poczuł, że jego kły są nieco dłuższe niż zwykle. Teraz był już głodny. Marc przez cały ten czas nawet nie drgnął.

Tommy wstał, jak gdyby nigdy nic na nogi, pomacał ręką swoją głowę; nawet włosy zdążyły wrócić do stanu sprzed strzału i jedynym świadectwem wydarzeń była krew na kurtce. Nie czuł już złości, tylko coś w rodzaju... obudzenia. Jak po długiej, zakrapianej nocy, w zupełnie obcym otoczeniu, w nie swoich ciuchach, albo i bez nich. Zupełnie, jakby był wolny. Nie, jakby był ponad tym wszystkim.

- Naucz mnie więcej. - odparł, lekko przekrzywiając głowę.
- Wiesz z czym się to wiąże?
- Z tym, że mogę tylko zadawać pytania?
- Po pierwsze - możesz zginąć. Po drugie - tak, jedyną rzeczą, którą wolno ci zrobić, bez mojej zgody i wiedzy jest zadawanie pytań. Jeżeli gdziekolwiek ruszysz swój tyłek, a nie będę cie miał w zasięgu wzroku - “game over”.
- Oh, dobrze mamusiu, nigdzie sobie nie pójdę bez twojej zgody.
- zakpił sobie frywolnie Cannoda. - Swoją drogą, skoro właśnie przestrzeliłem sobie łeb... to niby jak mogę zginąć?
Marc oderwał się od ściany i zaczął wolno iść w kierunku chłopaka. W postawie, a może sposobie poruszania było coś takiego, że Młody zaczął żałować kpiny.
- Jedną z niewielu zasad jakich wszyscy Kainici przestrzegają jest prawo mówiące o tym, że za winy Dziecięcia odpowiada jego Sire, aż do momentu uwolnienia. Twoje uwolnienie stoi tam - wskazał plecak - skoro z niego nie korzystasz, to za wszystkie twoje głupie numery ja będę musiał odpowiadać. A ja nie znoszę się tłumaczyć, więc... - złapał chłopaka za kurtę i podniósł jedną ręka jakby był jakąś zabawką - bardzo ładnie proszę, bądź grzecznym punkiem.

Przeniósł go kilka metrów i oparł o ścianę. To było nawet komiczne - z jednej strony Tommy patrzył na Kaderę z wysokości, górował nad nim dobre pół metra - tyle na ile starczało wyciągniętej ręki Marca; z drugiej strony jednak - swobodnie machał stopami w powietrzu. Młody wampir nie wiedział, czego od niego chce stwórca... Jasne, kurwa, najprościej było zabrać kasę i spierdalać... Znowu. Spierdalać, brzmiało prawie jak: spierdolić... Fuck. Ale zostać było jeszcze gorsze - Tommy wiedział, że szans na pokonanie Starego nie ma, teraz nie wiedział nawet czego on od niego, kurwa, chce. Jak się będzie stawiał - dostanie wpierdol; jak się nie będzie stawiał... kurwa mać... tylko to miał naprawdę... swoją niezależność, swoje podejście do życia, swój twardy kark. To on sprawiał, że kończył grafitti wiedząc co stanie się kilka minut później... “Co kurwa we mnie widzisz?” - zastanawiał się nie wiedząc czy wycelować rewolwer w głowę Kadery i pociągać za spust do ostatniego naboju, czy rzucić broń na ziemię i chwycić za rękę, którą Marc go trzymał. Kurwa! Miał ochotę się popłakać jak dziecko, nie wiedział dlaczego, ale kurwa miał taką ochotę...

- Wszystko zależy od twoich umiejętności i vitae, którą posiadasz. - głos Kadery trochę go otrzeźwił - Nawet kule pistoletowe cie zabiją. Jeżeli nie potrafisz uniknąć strzału i zostajesz ranny, twój organizm usiłuje wyleczyć obrażenia wykorzystując twoją krew, potrzebuje na to czasu, krótkiego, ale jednak. Jeżeli w tym czasie otrzymasz kolejne rany, albo zabraknie ci vitae... koniec. Niektóre rany są bardzo specyficzne, zadane bronią w jakiś sposób magiczną, czy przeklętą są znacznie bardziej kłopotliwe do wyleczenia. Jak to - lewa dłoń Kadery zmieniła się przypominajac szpony drapieżnego ptaka i jeden z pazurów przejechał po twarzy Cannody. Rana zaczęła palić jakby wlano w nią roztopione żelazo, albo wsypano sporą dawkę soli. - Takie same rany zadaje słońce, więc na kilka lat zapomnij o opalaniu. Wampirza nieśmiertelność jest mocno przereklamowana.
Teraz kiedy był tak blisko, Tommy czuł krew swojego sire. Zapach, jaki wydzielało jego martwe ciało, zapach, który doprowadzał go prawie do szaleństwa. Jednak było coś jeszcze - twarz zmieniała się, prawie niezauważalnie, jakby drżąc w ciepłym powietrzu... Kształty twarzy, włosy wszystko było jakby dwoma nakładającymi się na siebie obrazami, głównym - pedałkowatym wyglądem gościa, który go przemienił i czymś pod tym, czymś zupełnie innym...

Tommy czuł narastająca bezsilność, spowodowaną "niewiedzą" oraz dyndaniem w powietrzu. Upuscil rewolwer, bezwładnie się miotając i jedna ręka chwycił się za twarz, druga wbijając paznokcie w dłoń Kadery, którą ten trzymał go za kurtkę. W porównaniu do kulki w łeb to rana na twarzy jak ostatni skurwysyn. Chciał stanąć na ziemi, tym bardziej w obliczu bólu chciał jak najwięcej “postawić na swoim”.

Rana na policzku zaczęła się jednak zasklepiać, dużo wolniej, z dużo większym wysiłkiem, Tommy prawie czuł jak leczenie wyciąga z niego krew, czuł jej odpływ; bezwiednie przygryzł wargę długimi kłami cały czas wisząc w powietrzu. Zimne oczy Marcello utkwione w jego twarzy nie wyrażały absolutnie niczego.
 
Revan jest offline