Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2013, 14:51   #108
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Nastroje zmieniły się diametralnie. Jeszcze przed momentem wszyscy byli przekonani, że zaraz umrą rozszarpani przez zwierzoludzi. Teraz z krzykiem rzucili się na potwory i zaczęli je rąbać bez opamiętania. Nawet jednooki niziołczy kupiec wychynął spod wozu i dźgał przeciskającego się obok niego zwierzoczłeka długim nożem. Na samym środku areny utworzonej przez wozy stojące w czworoboku znajdował się czarodziej. Wolfgang Frugel rozłożył szeroko ręce, na końcach których płonął ogień, zupełnie nie czyniąc mu krzywdy. Jego głowę spowijała ognista korona, na którą zwierzoludzie patrzyli jak zaczarowani.

Gotfryd doskoczył do tępo gapiącego się zwierzoczłeka o wilczej głowie i dwukrotnie jego miecz posmakował krwi potwora. Bestia zawyła wilczo i padła martwa na ziemię. Na miejsce powalonego potwora zjawił się kolejny, który właśnie zeskoczył z wozu. Świsnęło stępione ostrze dwuręcznego miecza. Gotfryd aż ugiął się, gdy podniesiona tarcza przyjęła cios. Obok Gotfryda zwijał się Markus, nie tak wprawny we władaniu mieczem ale równie skuteczny. Koziogłowy stwór ryknął z bólu, gdy ostrze dzierżone przez cyrulika ominęło zastawę i głęboko rozorało mu biceps. Zwierzoczłek odciął się Markusowi, który zrobił coś, co z braku innych nazw można by nazwać unikiem. Ważne, że udało mu się zejść z linii ciosu.

Tymczasem gdzieś z tyłu Wolmar wpatrywał się w ciemność, starając się wypatrzyć widzianą chwilę wcześniej postać. Niestety nie udało mu się, więc zawrócił i zaczął szyć z łuku w plecy atakujących obozowisko zwierzoludzi. Było ich tylu, że nie był w stanie chybić. Dwie strzały ugrzęzły w kosmatych, zmutowanych cielskach, a potwory nawet nie zwróciły uwagi, że ktoś atakuje je z tyłu.

Gaston zmierzający w stronę maga, nie mógł sobie poradzić z atakującym go zwierzoczłekiem. Pałka okazała się mało skuteczną bronią, która za nic nie chciała spotkać się z ciałem potwora. Ten wykorzystał okazję i włócznia wbiła się w ciało Zwarta. Na szczęście niezbyt dla niego groźnie.

Znacznie lepiej szło Magnusowi. Doskoczył do przebiegającego w pobliżu zwierzoczłeka i dwoma, krótkimi, precyzyjnymi ruchami pozbawił go życia. Odwrócił się w samą porę, aby stawić czoła dwóm kolejnym. Cios pierwszego przyjął na tarczę, drugiego uniknął, sam niemalże tracąc równowagę.

Sigmar z pewnością nie patrzył teraz na to co działo się na leśnej drodze. Dieter zaatakował, chcąc odcisnąć piętno swego boga w zmutowanych ciałach, ale pozbawiony opieki Młotodzierżcy zaledwie zdołał trafić jednego ze zwierzoludzi w trzymany przez niego stalowy buzdygan. Broń zadźwięczała głucho i zwierzoczłek zaatakował kapłana. Na szczęście dla niego wibracje w jakie wprawiony był oręż spowodowały, że trudno mu było celnie uderzyć i chybił.

A Engelbert strzelał jak szalony. Dystans był tak krótki, że nie dało się chybić. Pocisk przeleciał kilka stóp i wbił się głęboko w pysk małego zwierzoczłeka, który właśnie przygotowywał się do skoku ze szczytu wozu. Bestia zawyła i spadła na ziemię. Akurat w pobliże rannego Pietera, który wysunął się zza wozu i uderzeniem pałki dobił potwora.

Magnus Raufer uderzył w dół, wprost w zwierzoczłeka, który akurat zdołał przecisnąć się między dwoma wozami i był całkowicie nieprzygotowany do walki. Mocne cięcie ześlizgnęło się po kolczudze w jaką ubrany był stwór, ale Magnus poprawił drugim ciosem. Ten był znacznie skuteczniejszy, pozostawiając w boku potwora głęboką dziurę. Toporzysko stwora, który pojawił się niezauważenie obok Magnusa tylko świsnęło i wbiło się głęboko w drewno burty wozu – stwór chybił.

Na stojącego na wozie Sigfrida rzuciły się trzy potwory. I strażnik dróg miał możliwość zranienia tylko jednego. Potem wszyscy, w wielkiej, bezwładnej mieszaninie kończyn i ciał runęli z wozu na ziemię. Spadli na zewnętrzną stronę i po chwili dał się słyszeć śmiertelny wrzask zarzynanego strażnika. Nikt nie mógł mu pomóc...

W końcu Wolfgang uwolnił moc. Potężna ognista kula wystrzeliła z jego rąk i trafiła w trzech zwierzoludzi znajdujących się na wozie z kapustą. Beczki eksplodowały, a potrzaskane klepki tylko spotęgowały efekt ognistego uderzenia. Po zwierzoludziach nie było śladu, a wszystko wokoło pokryte zostało parującymi nitkami kiszonej kapusty.

Zwierzoludzi zrobiło się jakby mniej...
 
xeper jest offline