Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2013, 17:49   #5
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
- Puść... mnie... - wycharczał Tommy. - Zrobię... - zawahał się. Czuł, że słowa które ma zamiar wypowiedzieć mają zbyt duża wagę. Robił to wbrew sobie, być może po raz pierwszy: - ... co chcesz.

Ręka Starego otwarła się i Młody stanął na własnych nogach, tylko po to, aby w następnej chwili dostać z liścia:
- Nigdy tego nie powtarzaj. Absolutnie nigdy, nikomu tego nie mów. Jesteś Brujahem, dumnym, niezależnym Brujahem. Teraz stawaj na nogi i chodź... - zmiana, jaka nastąpiła w Kaderze była aż nazbyt widoczna. Jakby znalazł, czy może raczej otrzymał odpowiedź na jakieś pytanie. - Co chcesz zrobić teraz? Poza utopieniem kłów w moim nadgarstku? - zapytał idąc w kierunku wyjścia z celi.
- Wyjść stąd. Po prostu wyjść. I coś... Zjeść?
- To przebieraj nogami, -
nie oglądając się Marc wyszedł na korytarz i puścił drzwi, aby się domknęły. Tommy dobiegł do nich i przytrzymał jakby obawiając się, że jeżeli się zamkną, to już ich nie otworzy. Kiedy wyszedł na korytarz dostał w klatę sporym, plastikowym baniakiem. Mężczyzna, który siedział na schodach wyglądał zupełnie inaczej niż jego ojciec. Długie ciemne włosy spływały na ramiona, ciemna marynarka nadawała mu poważny wygląd, choć wszystko było złamane liczną biżuterią, przywodzącą na myśl cyganerię, czy może "artystyczną niszę" społeczeństwa...

*****

Tommy zdziwił się, z jaką lekkością złapał wypełniony płynem 5 litrowy plastikowy baniak. A następnie zlustrował siedzącego na schodach mężczyznę. Z lekko ukrywaną złością. Jednak, zamiast powiedzieć “czego się gapisz?” ograniczył się do troszkę grzeczniejszego zwrotu:
- Hmm. Niezłe wdzianko, koleś.
- Tak wyglądam normalnie -
mężczyzna wstał i pokazał kły - jak nie muszę cię Młody wkurzać tym... - Jego postać zafalowała jakby w podmuchu gorącego powietrza i stała się znów “słodkim pedałkiem”* - Chyba, że wolisz tą wersję...

Tommy zdziwił się yym widokiem. Ale, miał nadzieję, nie dał tego po sobie poznać.
- Czy ja wiem. Ten “outfit” zdecydowanie podkreśla twoją kobiecą stronę, a także twoje panseksualne dewiacje. Więc w sumie, może być.
Marc przez ułamek sekundy trawił to co usłyszał. “Wyszczekany to on jest” - pomyślał. Po czym wybuchnął śmiechem. Uspokoił się po dłuższej chwili i kiedy jego mięśnie na powrót zastygły w kamiennym, niezmiennym od lat wyrazie powiedział:
- Nie znam wielu, którym taka uwaga uchodzi na sucho. Pamiętaj o jednym - nie mów takich rzeczy publicznie, bo będę musiał ci dać w pysk. Dla zasady.
- Hah, zasady. -
młody uśmiechnął się przelotnie. Cały czas ważył w rękach baniak z ciemną, karminową cieczą. Odczuwał głód, a zawartość wydawała się być... kusząca. - Co z tym?
- Zasady mają to do siebie, że trzeba je umiejętnie łamać... Tego spróbuj, a zobaczysz...


Tommy, nie zastanawiają się dalej, odkręcił korek i zaczął pić. Zachłannie, długo, bez opamiętania. W połowie odstawił baniak od ust.
- Ale... świństwo. Gorszego gówna chyba nie piłem. Nie masz czegoś lepszego?

- Przyzwyczajaj sie Młody. To ludzka krew. No Ok, nie ciepła, ale ludzka i to niestety będzie codziennie na obiadek... Lepszą krew mają Kainici i kilka innych nadnaturalnych istot, ale ich wszystkich nie polecam. Ludzka krew nie jest może jakoś wybitnie smaczna, ale jest szeroko dostępna. Wypada więc zrobić dziś lekcję pierwszą - etykieta przy posiłku... Dawaj ten baniak. Też bym coś wypił... -
Marc wyciągnął rękę i, kiedy baniak znalazł się w jego dłoni, wypił resztę. Odwrócił się i zaczął wchodzić na schody prowadzące na parter budynku. Dźwięk telefonu rozległ się kiedy znaleźli się na parterze domu. Kadera podszedł do aparatu i podniósł słuchawkę zalewając rozmówcę włoskim. Zamilkł jednak w pół słowa i przez kilka minut słuchał, od czasu do czasu podtrzymując konwersację znaczącym „hmmmm”. Skasował rozmowę i po krótkim zastanowieniu wybrał ponownie:
- Hei, saat tänään kollegani päässä lentokentältä. Minä saan huomenna.
- Hienoa. Kiitos. –
dodał po chwili.

Odłożył słuchawkę i spojrzał na Cannodę:
- Zmiana planów. Chciałem dziś nauczyć cię polować, ale sytuacja znacznie się skomplikowała. Ja mam problem, co znaczy, że ty też masz wielki problem. Chodź. – Kaderi otworzył drzwi i wszedł do garażu. Po kilku błyskach świetlówki oświetliły samochody i motocykl.
– Dawaj kurtę i wylej tutaj – postawił na bagażniku samochodu niewielkie wiadro – z litr, półtora, swojej krwi…
- Swojej, co, jak?
- Swojej. Normalnie dość... Rozwalasz nadgarstek i nie pozwalasz mu się zrosnąć pozwalając krwi wyciekać. Tak samo jak chcesz się leczyć tak samo możesz nie chcieć się leczyć... Krew każdego Kainity jest specyficzna i potrzebna mi właśnie Twoja, musi być “genetycznie” zgodna, ale nie identyczna z moją.

Tommy popatrzył na Kaderę jak na wariata. Jakby sam z nim zresztą nie był. Podniósł swoją rękę, po czym przegryzł sobie nadgarstek i pozwolił, by krew spływała do wiadra.
Marc wyszedł z garażu, po chwili wrócił z słuchawką telefonu przy uchu mówiąc coś o “zastawie stołowej i lodzie do wódki”, w rękach trzymał jakieś ubrania. Zajrzał do wiaderka i skinął głową. Do telefonu powiedział coś jeszcze o pilnym zamówieniu i rozłączył się.
- Kurta. Nie zmarzniesz, ale jak chcesz co wybierz coś z tego - wskazał ciuchy leżące na drugim wozie.
Tommy “posłusznie” oddał swoją kurtkę, zostając tylko w białej, podartej, przestrzelonej, i poplamionej krwią koszulce.
- Dzięki, obejdzie się.
- Jak chcesz. Pakuj się -
wskazał otwarty bagażnik Volvo - i choćby nie wiem co, nie wyłaź. Jasne?

*****

Bagażnik samochodu był spory, ale to tylko potęgowało niewygodę jazdy - szybkiej, gwałtownej, w której każdy z ostrzejszych zakrętów wywoływał “kurwa” na ustach młodego wampira. Samochód stanął kilka razy, ale na bardzo krótko, może na światłach...



Samochód w końcu zatrzymał się i kilka sekund później zatrzask bagażnika odskoczył. Marc podniósł go całkiem do góry i powiedział:
- Do samolotu. - to był ten sam zimny ton, który wywoływał dreszcze.

Tommy zauważył, że są na lotnisku, choć z dala od głównego terminala. Tuż przy samochodzie był jeszcze jeden mężczyzna - obaj z Kaderą stali tak, że dość dobrze zasłaniali bagażnik od strony terminala pasażerskiego. Po chwili wszyscy w trójkę znaleźli się na pokładzie niewielkiego prywatnego odrzutowca.
- To jest Matt Dereney pilot tego latadła - powiedział Marc wskazując na mężczyznę w średnim wieku. Z otwartej kabiny pilotów dało się słyszeć jakieś wezwanie i mężczyzna odszedł, po krótkiej rozmowie powiedział przez otwarte drzwi:
- Mam zgodę na start, więc...
- Streszczam się -
odparł Marc i spojrzał na Tommy’ego - Mamy układ?

Nie czekając na odpowiedź wyszedł z samolotu. Matt, teraz dopiero Cannoda zauważył, że mężczyzna lekko kuleje, podciągnął schodki do góry i zamknął wejście. Kilka minut później samolot był już w powietrzu. Kiedy lot się ustabilizował pilot wyszedł z kabiny i powiedział:
- Jeżeli chcesz, to jakieś ciuchy są w szafie z tyłu samolotu. Na miejscu powinniśmy być przed świtem, jeżeli nie zdążymy będziesz mógł nocować tutaj...
- Spoko. Nie ma problemu. -
Tommy, nie wiedząc czemu, chciał sprawić wrażenie ogarniętego. Nie wiedział, po kiego chuja stary wsadził go do tego samochodu. Nic nie rozumiał. Ale przynajmniej przeleci się pierwszą klasą.
 
Aschaar jest offline