Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2013, 03:27   #2
Gwena
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Do karczmy weszła bardzo wysoka, mocno zbudowana blondynka. Miała na sobie dość sfatygowane, ale zadbane skóry podróżne, na plecach wielkie nosidła i sajdak. U boku, wygięciem do przodu, wisiała na rapciach szaszka.
Gdy przechodziła koło rudego podchmielonego jegomościa, ten klepnął ją w plecak, gdy nie zareagowała i szła dalej do szynkwasu dorzucił:
– Ej maleńka, chcesz zobaczyć co potrafi prawdziwy mężczyzna?
Jej dłonie nadal pozostawały z dala od broni. Podeszła do karczmarza i wynajęła pojedynczy pokój. Po godzinie, przebrana w porządne sukienne ubranie, jednak nadal z szaszką u boku zeszła z powrotem do wspólnej izby, usiadła przy stole obok szynkwasu i zamówiła solidną kolację.
Jedząc baraninę wypytywała karczmarza o lokalne plotki. Ten, w wolnych chwilach, udzielał jej chętnie obszernych informacji. Od czasu do czasu do rozmowy włączali się też inni klienci.
– Do Hilte karawany docierają, lecą dalej na wschód, ale od tygodnia dalej niż od Wurzen nic nie wróciło co jest trochę dziwne.
– Strażnicy nic nie wiedzą czemu? Przecież to ruchliwy trakt.
– A cholera ich wie, co tam wiedzą, fakt jest świeży i póki co tylko ludzie gadają, pierwsze co myślą, to pewno, że zwierzoludzie.
– Czyli straż się obija –
wzruszyła z pogardą ramionami – normalne. Tylko żołd i to co z ludzi zedrą im w głowie.
– A, nawet gorzej, jak niebiescy idą to baby chowają się w oknach i dzieci do domów gnają... Ale, ale, do miasta zawitał niedawno łowca czarownic. Ten łowca to niejaki Ingebrog von Tienmark, ale póki co, bawi na Utterbachu. Mówią, że rzeźnik straszny.
– To niech rusza i trakt na Wurzen oczyści.
– E tam, jeno pewnie do tych ze straży, przyjdzie, postraszy, pójdzie.
– Ta... imperialny zawód
– kiwnęła głową bez zainteresowania – u nas czarownice i bez osławionych łowców się łapie.
– U was? –
przerwał jej karczmarz, zanim powiedziała więcej co myśli o łowcach.
– Ta słyszysz przecie, że ja z zagranicy, z Kisleva znaczy.
– Słyszę, słyszę, ale wolę się upewnić. Dużo tu takich się kręci ostatnio, łatwo będzie ci tu spotkać ziomków.
– Ot i dobrze... może wiedzą gdzie zacny miód kupić można –
spojrzała z niechęcią na piwo – a nie cienkusz.
– A z ciekawszych rzeczy... straż od miesiąca ugania się za czarnym lisem.
– Czarny lis? Nie podpalany, a całkiem czarny? –
tym razem jej zainteresowanie było wyraźne – Przydałby mi się nowy kołpak.
– Ha, nie taki lis. Ten jest zbyt szczwany, by dać się ot tak złapać byle komu.
– Szkoda. Z prawdziwego więcej korzyści. A ten co narozrabiał?
– Ach, szkoda gadać. Kurwi syn kradnie, jak leci. Straży piaskiem w oczy sypie, to ci wkurwieni łażą jeszcze bardziej. A i mnie się ostatnio wtarabanili do gospody...
– To dlatego masz tyle straży... dla ochrony przed strażą?

Karczmarz zaśmiał się. Spodobał mu się widać żart. Dorzucił informacje o nowym podatku:
Ostatnio nałożyli poszyjne, każdy poniżej 4,5 stopy musi zapłacić podatek, z oczywistych względów ludzie i dzieci płacić nie muszą.
– Jak o podatkach słyszę, to zaczynam za leśnymi ostępami tęsknić. Nawet jak te podatki mnie nie dotyczą. Chociaż jak tu taka straż jak mówisz, to mogą mnie za krasnoluda wziąć. –
Wstała od stołu demonstrując swoje 6 stóp wzrostu – Na mnie już pora gospodarzu, masz niezłego kucharza, to było całkiem dobre.
 
Gwena jest offline