Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2013, 10:24   #279
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
- Labirynt? Do tego jak mniemam można liczyć na więcej zapadni i podobnych mechanizmów? - Rozpoczął od razu elf nie będąc pewnym, czy błądzenie po kamiennych korytarzach jest tym, w czym chciał uczestniczyć. Po chwili namysłu otworzył tubę na zwoje i wyciągnął z niej jeden ze zwiniętych w rulon pergaminów.

- Mam nadzieję, że to pomoże... Prowadź do wyjścia - rozkazał w myślach czytając formułkę zaklęcia i rzucając zwój przed siebie, pozwalając mu spalić się delikatnym płomieniem.

- Jesteś pewien? - spytał Tarin. - Może dobrze by było znowu wysłać oczka na zwiady? - zwrócił się do Daritosa. - I tak warto by wiedzieć, co nas czeka po drodze.

Zaklinacz jednak pokręcił głową.

- Moje oczka... a raczej oczko nie wykryje takich zapadni przez którą dopiero co niemal straciliśmy naszą przewodniczkę. Potrafi widzieć jedynie tak dobrze jak ja sam, a nigdy nie byłem dobry w wykrywaniu pułapek. - Wyjaśnił.

- Zwiad również się przyda, to że w teorii powinienem wiedzieć gdzie skręcić nie daje mi informacji o czyhających tam zagrożeniach. No i pozostaje kwestia pułapek. Ktoś ma na to pomysł? Myślę, że takich obrotowych podłóg może być dużo więcej w centrum labiryntu - dodał elf.

- Jeśli będzie wiadomo, którędy iść - odparł Tarin - to zawsze można puścić przodem jakieś większe zwierzątko. Mam parę w zapasie.

- Nie szkoda ci ich? O ile się orientuję na magii one też wzywane są “skądś”, nie pomyślałeś o tym nigdy w taki sposób, że osieracasz czyjeś młode? W razie czego mam przy sobie zwoje przyzwania niewidocznego służącego, jako kłębowisko mocy nie spadnie w przepaść, ale uruchomi zapadnie. Problem w tym, że płyty wymagające większego nacisku zostaną przez nas niewykryte... - Odpowiedział błyskawicznie Gabriel, jego troska o inne stworzenia i myślenie w szerszej skali było może dziwne dla gatunku ludzkiego, jednak jemu w żaden sposób to nie przeszkadzało.

- To tylko zwierzęta - odparł Wulfram - Lepiej żeby to one... niż my - skomentował.

- Obwiążmy się linami by zapadnie nie pochłonęły żadnego z nas - zaproponował.

- Nie, nie pomyślałem o żadnym osieroceniu - stwierdził Tarin. - I nie mam zamiaru o czymś takim rozmyślać. Ale jeśli ci się to nie podoba, to proszę, możesz iść pierwszy i torować drogę.

- Podziękuję - odpowiedział, a wolał nie marnować niepotrzebnie swoich zwojów.

- A to nie jest tak, że istoty przyzwane, ginąc tutaj, powracają do siebie w zdrowiu? - zapytała Virmien, nie oczekując jakoś specjalnie odpowiedzi. I tak się nie znała na tej ich magii, i tak rozumiała, że czasem potrzeba ofiar w większej sprawie. Miała nadzieję, że po prostu kolejną ofiarą nie będą oni.

- Przyzwane tutaj istoty z innych planów materii odczuwają oczywiście zadany tutaj ból, jednak nie mogą tutaj zostać uśmiercone. - Daritos dodał swoje trzy grosze do rozmowy. - Niejednokrotnie spotykałem magów, którzy raz po raz przyzywają to samo zwierzątko. Dokładnie to samo zwierzątko. Nie wiem jak się czują zaraz po odesłaniu na swój ojczysty plan, ale podejrzewam, że muszą przejść pierw coś na wzór zwierzątkowej odnowy biologicznej, zanim będą znowu w stanie wrócić tutaj.

- No ale mniejsza o te stworki, trzeba przejść przez ten labirynt. - Zaklinacz machnął ręką.

Czar rzucony przez Barda... zawiódł. Został co prawda rzucony, zwój się spalił, samemu Elfowi zaś przez chwilę coś migało przed oczami, jakby właśnie wyjście, jednak w ciągu jednej sekundy wszystko zniknęło z jego umysłu. No cóż, wychodziło więc na to, że trzeba skorzystać z innego sposobu...

- Tych korytarzy nie powinno być wiele - Odezwała się Liri - Może gdzieś z pół tuzina...

- No to posprawdzajmy je po kolei. Może najpierw twoje oczka? - Tarin spojrzał na Daritosa. - A potem sprawdzimy pułapki na najlepszym z korytarzy.

- A więc do roboty szlachetni Panowie. - zachęcił jednooki wojownik - Czas ucieka - dodał na podkreślenie, że nie mają go zbyt wiele.

- Oj, się uparli. - Zaklinacz pokręcił głową, po czym zakasał rękawy i wymówił słowa zaklęcia. Tak jak zawsze nikt tego nie dostrzegł, jednak przed Daritosem pojawiło się małe, niewidzialne oczko, które natychmiast powędrowało przed siebie.

- Pułapek żadnych raczej nie dostrzegę, ale może uda mi się ustalić najszybszą drogę przez labirynt - powiedział, a kiedy oczko dotarło do pierwszego rozwidlenia, dodał:

- Zobaczmy co osiągnę idąc cały czas prawymi korytarzami...

- Lorikotho, czy labirynty takie jak te nie broniły przypadkiem wejść do zbrojowni i skarbców klanu? - spytał Wulfram.

- Skarbiec z reguły znajduje się o wiele niżej... no ale kto tam wie... w każdym bądź razie na mapach go oczywiście nie będzie - Odparła Krasnoludka - A ten labirynt, sam w sobie ma być utrudnieniem dla nieproszonych gości, wchodzących w tunele, całkiem jak w Mithrilowej Hali, sami przez taki przechodziliście.

W tym czasie Daritos wykonywał rekonesans magicznym okiem... prawie się gubiąc w owych tunelach. No ale jak sam zdecydował, postanowił się trzymać prawej strony, dostając chwilami niemal przysłowiowego “kręćka” od tych wszystkich zakrętów. Po drodze zauważył kilka drzwi (zapewne do komnat), a na końcu zaś trafił w miejsce, gdzie zaczął się poruszać w kółko. To chyba nie była więc droga na zewnątrz, choć może za drzwiami...

- Co zatem robimy? - spytał Tarin, gdy Daritos poinformował ich o dotarciu do ślepego zaułka. - Sprawdzimy te komnaty, czy szukamy innej drogi? Proponowałbym jednak to drugie. Chyba nie liczycie na żaden skarbiec?

- Wątpię, by tu cokolwiek było, w końcu zabrali niemal wszystko... moooooże gdzieś natrafimy na jakąś skrytkę, ale skarbiec na pewno jest pusty - Wtrąciła Liri.

- Możemy iść niezbadaną drogą, skoro już wiemy że ta zbadana doprowadzi nas do ślepego zaułku. - Stwierdził Zaklinacz po chwili zastanowienia. - Albo mogę wyczarować drugie oczko, które tak dla odmiany będzie szło cały czas w lewo, jak wolicie?

- Ale mamy do wyboru, jak widzę, dwie drogi. - Tarin wskazał na pospiesznie szkicowany plan. - Ta obok nas i ta druga, parę zakrętów dalej.

- Jeżeli to nie problem, to może faktycznie przydałoby się sprawdzić pozostałe drogi? - zapytała, wskazując na planie rozwidlenia, które wciąż mogły prowadzić do wyjścia. - Zawsze to łatwiej wybierać drogę, gdy będziemy mieli pogląd na cały plan tego miejsca... - zaproponowała Virmien, na co Zaklinacz pokiwał głową i bez dalszej zwłoki wyczarował nowe magiczne oczko, które pomknęło trasą “zawsze w lewo”. Daritos znów ruszył więc na zwiad, snując się swym przywołanym czujnikiem po kolejnych korytarzach, natrafiając po drodze na kolejne drzwi, a na końcu na... schody, prowadzące w dół. Czy to mogłoby być wyjście? Po chwili okazało się, że jednak chyba nie, na końcu schodów ciągnęły się bowiem kolejne korytarze!

- Liri, powinniśmy z tego poziomu wyjść już na zewnątrz, czy też musimy zejść jeszcze niżej? - spytał Tarin. - Zapewne te dwa korytarze - pokazał miejsce na planie, gdzie była biała plama - łączą się ze sobą, ale to też by trzeba sprawdzić. Nas pewnie interesuje korytarz, który idzie prosto. Dużo masz jeszcze tych oczek? - zwrócił się do zaklinacza.

- No... - Zamyśliła się Krasnoludka - Z reguły to nie, nie powinniśmy iść niżej, labirynt zawsze tuż przy wejściu...

- Część korytarzy mogę sprawdzić sam. Ktoś będzie musiał mnie jednak asekurować liną. - Zaproponował wojownik niecierpliwiąc się nieco z powodu postoju.

Zaklinacz potrząsnął głową na taki pomysł.

- Odległość jaką moje oczko pokonało sugeruje, że potrzebowalibyśmy co najmniej sto metrów liny, żeby taki zwiad miał sens - powiedział. - Sugeruję raczej, żebyśmy poszli w tę część labiryntu, która pokieruje nas w północno-zachodnią jego część - dodał, wskazując wciąż białe miejsce na ich naprędce naszkicowanym planie labiryntu. - Coś czuję, że właśnie tam będzie wyjście.

- Przeprowadzamy zwiad oczkiem, czy sprawdzimy ten kawałek osobiście? - spytał Tarin.

Daritos potrząsnął głową.

- Większość labiryntu już raczej zwiedziliśmy, wolę konserwować takie przydatne zaklęcia. Kto wie, czy po wyjściu stąd nie trafimy na kolejny niezbadany teren albo nieprzyjemne rozwidlenie wymagające zwiadu. Lepiej się przejść osobiście - wyjaśnił.

- No to chodźmy - powiedział Tarin. Sięgnął do swojej torby, wyciągnął z niej i rzucił przed siebie małą kulkę. Po ułamku sekundy pojawił się przed nimi niedźwiedź brunatny, który ruszył korytarzem wykonując polecenie Tarina. Mag ruszył chwilę później i szedł parę kroków za miśkiem, reszta zaś podążała za nimi. Zapuścili się więc w nieznane, kręte korytarze labiryntu, co chwilę idąc gdzieś to w lewo, to w prawo, dochodząc bez żadnych niespodzianek do jakiś drzwi w jednym z owych korytarzy, prowadzących być może do komnaty.

I w pewnym momencie rozległ się metaliczny zgrzyt, a z sufitu spadł na niedźwiedzia sporych rozmiarów głaz. Co prawda nie zabił zwierzęcia, lecz dosyć poważnie zranił, na co brunatny futrzak warknął wielce niezadowolony, trzepiąc przez chwilę łbem...

- Możemy je rozwalić? - Tarin zwrócił się do Liri. - W końcu to nie moja własność.

- Moja też nie - Krasnoludka wzruszyła ramionami - A skoro tu wszystko już opuszczone, to można powiedzieć, że to już niczyje?

- W takim razie... - Tarin w myślach wydał misiowi polecenie rozwalenia drzwi, zagradzających wejście do komnaty.

Niedźwiedź poradził sobie z drzwiami w kilka chwil, cielskiem rozwalając owe drzwi przy piątym razie. Wewnątrz zaś... znajdowała się całkiem zwyczajowa komnata średnich rozmiarów. Pomieszczenie o jakiś pięciu krokach na dziesięć, do tego puste, nie licząc kilku porzuconych drobiazgów. Duże, metalowe obcęgi, sporych rozmiarów gwóźdź, niewielka, leżąca na podłodze, otwarta - i oczywiście pusta - szkatułka, oraz płaskorzeźba na ścianie, zapewne jakiegoś bóstwa Krasnoludów. Jednym słowem, nic ciekawego.

- Kto chce, może pozwiedzać - oznajmił Tarin, przywołując do siebie niedźwiedzia, który ze środka komnaty wrócił na korytarz.

- Tylko niech się nikt nie zgubi - Wtrąciła Liri z uśmieszkiem, odnosząc się do niewielkich rozmiarów komnaty...

- Jeśli są tam ukryte zapadnie przeciw intruzom to rzeczywiście można się “rozpuścić” - odparł Wulfram przypominając przewodniczce o zdradzieckim dole wypełnionym kwasem.

- Biedny misiu, zraniony... - Meggy pogłaskała niedźwiedzia po łbie. Ten, w rewanżu, polizał ją po twarzy, na co ta oczywiście, na zmianę, to chichocząc, to prychając, przez chwilę jeszcze się zajmowała drapaniem zwierzaka za uchem, czemu ze sceptycznym spojrzeniem przyglądał się Daritos. Zaklinacz pod wpływem chwili zaczął rozważać zmianę chowańca na jakiegoś kociaka, jednak po chwili został wyrwany z rozmyślań przez swojego małego węża, który ugryzł go w łokieć.

- Nie przywiązuj się zbytnio, gdyby nie krępujące go więzy magii rozszarpałby nas na sztuki. - rzekł ponuro jednooki wojownik wyraźnie nie przejawiający sympatii do stwora.

- Na pierwszy rzut oka chyba nic konkretnego - podsumował elf nie mając jednak zamiaru marnowania mocy na kolejne wykrywanie aur magicznych.

- Idziemy dalej?

- Poczekaj, zawsze chciałem to zrobić. - Zaklinacz podszedł do płaskorzeźby, mając nadzieję że da się ją zdjąć, co też zamierzał zrobić, by sprawdzić co się znajduje za nią.

Daritos zabrał się więc za płaskorzeźbę na ścianie, próbując ją jakoś od owej ściany odczepić. Zamiast jednak zdjąć, płaskorzeźbę dało się po prostu przesunąć w bok... nastąpiło wyładowanie. Dziwne, niebieskawe błyskawice objęły ciało Zaklinacza, pojawiło się i nieco dymu.

- Daritos!!! - Krzyknęła przerażona Meggy.

Pod mężczyzną ugięły się nogi, gdy poczuł jak jakaś energia wtargnęła w jego ciało, zdając się wypełniać każdy jego cal. Nie czuł bólu... no dobrze, może minimalny. Słyszał za to wyraźnie, jak szwy jego stroju się naprężają, jak wszystko trzeszczy. Czy on właśnie miał zamiar eksplodować?

I nagle, gdy odrobina dymu i wyładowania zniknęły, przykucnięta na podłodze postać spojrzała równie wystraszona w stronę swych towarzyszy, co oni sami...



Za płaskorzeźbą, na małej niszy we ścianie, znajdował się zaś zakurzony antałek...

- A niech mnie... - Zaglądający do komnaty Tarin dopiero po chwili odzyskał głos.

- C-co? Co się stało? - Zaklinacz otrzepał się z kurzu i próbował wstać. Usłyszawszy jednak swój własny głosik... a następnie spojrzawszy na swoje dłonie i resztę ciała zatrzymał się w pół ruchu. Meggy i Liri stały zaś wryte z szeroko rozdziawionymi buźkami i wybałuszonymi oczkami.

- Ale bajer! - krzyknął nagle po chwili, dotykając się wszędzie po swoim nowym ciele.

- Czy przemiana jest całkowita ? - zapytał palony ciekawością Wulfram wykonując znaczący gest w okolicę podbrzusza.

- A już chciałbyś wiedzieć, świntuchu ty jeden! - Daritos z chichotem zebrał się na najbardziej “dziewczyński” gest na jaki było go stać.

- Niech mnie wszystkie demony piekła...Krasnoludy zainstalowały naprawdę okrutne zabezpieczenia. - odparł jednooki, po raz pierwszy blednąc ze strachu i oddalając się od ścian jakby te miały się na niego rzucić. Jednakże wiedziony ciekawością skierował swoje kroki ku widniejącemu w ścianie antałkowi.

Zaklinacz zaś, który z jakiegoś powodu wpadł nagle w doskonały nastrój, zakradł się do wojownika i wyskoczył mu przed twarzą mówiąc:

- Bu! Czego się tu tak boisz, Wulframie?

- Dari... Dari... - Meggy zaczęła obchodzić nową postać Zaklinacza wokół, nie umiejąc chyba znaleźć dla takiego zmianu płci... nowego imienia?

- Darita? Darcia? - Pochwyciła kosmyki jasnych włosów w palce, przyglądając się nadal w sporym szoku... a Krasnoludka zaczęła już po cichu chichotać z całej sytuacji.

- Darita nie jest wcale takim złym imieniem - uśmiechnął się Tarin. - Z czasem się przyzwyczaisz - dodał pocieszajacym tonem,

- Daritka, jakoś lepiej mi brzmi. - Zaklinacz również zaczął chichotać i chwycił Meggy pod rękę. - To co, możemy teraz zostać najlepszymi psiapsiólkami, nie?

- Eeee... - I to było wszystko, co w tej chwili z siebie wydusiła Meggy na takie pytanie.

Wulfram zaś odkrył, iż antałek jest pełny. Po otwarciu go, ze środka zapachniało zaś winem... ciekawe jak długo tu leżało, sto lat, dwieście?

- O, winko! - powiedział Zaklinacz, zostawiając na chwilę Meggy samej sobie z jej szokiem. Daritos jednak wiedziony najświeższymi doświadczeniami, rzucił pierw na antałek zaklęcie wykrywania magii, co jednak niczego nie wykryło...a więc było to naprawdę zwyczajowe, stare wino.

Virmien przyglądała się całej sytuacji w milczeniu. Nie lubiła podziemi, więc generalnie mało ją tu cokolwiek interesowało. Nie dotykała niczego niepotrzebnie i jedyne czego chciała, to jak najszybciej stąd wyjść. Daleko jej było jeszcze do panicznej klaustrofobii, ale silna niechęć silną niechęcią pozostaje. Dziwna przemiana Daritosa mocno ją zaskoczyła. Wiedziała, że magia jest zdolna do wielu rzeczy i pewnie też na fakt możliwości odwrócenia efektu nikt nie przejął się specjalnie. Druidka pewnie sama totalnie spanikowałaby w takiej sytuacji, na szczęście mag zdawał się przejść nad tym do codzienności. Tym lepiej dla niego. Zauważywszy już w czasie tej krótkiej przechadzki pewną zażyłość między Meggy a Daritosem...Daritą? zastanawiała się przez chwilę, jak sobie będą dogadzać. No ale przecież kobiety z kobietami też lubiły się kłaść... Potrząsnęła głową rozbawiona.

- Potrzebujesz chwili dla siebie? Wiesz... Przyjrzeć się sobie, sprawdzić nowe ciało... - odezwała się po długim milczeniu, tłumiąc śmiech. - A potem... Dalej? - wskazała korytarz tuż obok drzwi.

- Cóż, mogło być gorzej - powiedział Tarin. - Idziemy?

Miś nie trwał wiecznie. Co prawda było jeszcze kilka zwierzątek w zapasie, ale po co marnować czary.

- Tego... Popieram Virmien, chodźmy zanim nas wszystkich pozamienia - odparł elf ciągle próbując przejść ze zmianą płci starca do porządku dziennego.

Grupka ruszyła więc dalej, w nieco jakby innym składzie osobowym... korytarze zaś zdawały się nie mieć końca. Po kilku chwilach zaś stanęli na rozwidleniu, zastanawiając się, czy pójść dalej w prawo, czy może w lewo...

- A co, jak mu tak zostanie na zawsze? - Pisnęła sama do siebie Meggy, wyraźnie załamana.

- To zwykły czar - zapewnił ją Tarin. - Wystarczy znaleźć odpowiedniego maga, który zdejmie to zaklęcie. Oczywiście nie stanie się to dzisiaj czy jutro...

- A może mu się spodoba? I będzie chciał, żeby tak zostało... - mruknęła Virmien niby-to-do-siebie.

Tarin uśmiechnął się lekko. Kto wie, a nuż się okaże, że Virmien miała rację. W takim przypadku przydałby się jeszcze jeden czar, dla Meggy.

- Oj tam, zdejmie się czar przy najbliższej okazji. Póki co to to zabawne nawet jest. - Zaśmiał się Zaklinacz, niosący w rękach zabrany Wulframowi antałek dopiero co znalezionego wina. To on (ona...) w końcu ucierpiał i jemu się należy trunek.

W międzyczasie pokonywali kolejne zakręty, wybierali drogę praktycznie na ślepo, gdy pojawiały się jakieś rozwidlenia... mając nadzieję, że idą dobrze, biorąc wszystko na wnioski z kreślonej pospiesznie mapy.

- Jeszcze chwila, i się zgubimy? - Podsumowała sytuację Krasnoludka.

- Darit...ka wszystko skrzętnie notuje - stwierdził Tarin. Chyba, dodał w myślach.

Kolejny zakręt, a potem nawet spirala i... schody w dół. W tym momencie wielu ogarnęło zwątpienie, to wszak nie tędy droga, nie powinni bowiem przecież schodzić niżej. Nie wybierali się do cholernego Pomroku! Ale wtedy pojawił się powiew świeżego powietrza, a na twarzach paru zagościły uśmiechy. Poszli więc w dół, by po ledwie kilku krokach za schodami odkryć spore, po części wyrwane żelazne wrota, a za nimi w końcu górskie zbocze, wiaterek... nieco śniegu i gwiazdy? A więc był już wieczór?

- Udało się nam - powiedział Tarin, z mieszaniną zadowolenia i miłego zaskoczenia w głosie. - Co byście powiedzieli na mały postój w tym miejscu przed wyruszeniem w dalszą drogę?

- Znaczy się... chcesz podróżować nocą po górach? - Liri zapięła kilka dodatkowych guzików swego ubioru, chroniąc się przed zimnem. Wewnątrz góry niskie temperatury nie były bowiem praktycznie wcale odczuwalne, ale na jej zboczu leżał wszak śnieg...

- Nie - odparł Tarin. - Ale jeżeli się uprzecie, żeby ruszać natychmiast, to przecież was nie zostawię.

- Jak odpoczynek, to znaczy że czekamy do rana. - Dodał Zaklinacz w wersji żeńskiej. - Jestem za.

- My maszerujemy dalej, orki na nas czekają. Dziękujemy Lirikotho za pomoc. - zakończył.
- Może wybierzesz się z nami dalej na ten spacerek? - Tarin zwrócił się do krasnoludki. - Będzie nam miło. I z pewnością zapewnimy dużo rozrywki.

- Póki co trzeba jakoś przenocować, a temperatura nie do końca pozwala na komfortowe wyspanie się... - Zaczął narzekać Gabriel grzebiąc w zasobniku na zwoje w poszukiwaniu sobie tylko znanej inkantacji.
- Mam! - Zaskoczył wyjmując obwiązany purpurową tasiemką zwój, po czym nie dając reszcie nawet czasu na komentarz rozpoczął szybko gestykulować wolną dłonią i kompletować komponenty werbalne zaklęcia. Zanim ktokolwiek zdołał się obejrzeć, manifestacja mocy przybrała kształt kopuły z niewielkim wejściem lśniącej w kolorze delikatnego fioletu, sam "domek" miał około sześciu metrów promienia więc mógł spokojnie pomieścić wszystkich członków wyprawy i to jeszcze z zapasem.
- Lirikotho, jeżeli zgodzisz się nam towarzyszyć mogę spróbować wesprzeć twoją wiedzę o górach moją magią wieszczenia, może uda nam się w efekcie wyjść z tej wycieczki w jednym kawałku - powiedział, wczołgując się już do niewielkiego domku.
- Cieplutko - odrzekł z zadowoleniem, po czym zabrał się do rozkładania posłania.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline