Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2013, 17:36   #6
pteroslaw
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny

Asura zaciągnął się papierosem, który wiecznie był obecny w jego ustach.
-Można się przyłączyć do zabawy?
- Oczywiście. Czemu nie. - Odparła kobieta. W tym czasie sprzątano jej ostatniego przeciwnika spod stołu. - Siadaj. Zakład czy towarzysko?
-Oczywiście, że zakład.- Odpowiedział Lion z łobuzerskim uśmiechem. - Tylko o co tak cudowna kobieta jak ty, zechce się założyć?
- Zwyczajowo o pieniądze. Ale może ty chcesz coś innego w nagrodę? - Zapytała z podstępnym uśmiechem.
-Pieniądze są dobre, przynajmniej na początek. No, chyba, że masz inne propozycje?- Uśmiech małego dziecka wciąż nie schodził z twarzy Lion’a - Chyba, że o informacje na przykład.
- Dobrze. - Nadal uśmiechnięta - Jeżeli chcesz informacji. Nie ma problemu. Ja zadowolę się złotem. Ostrzegam jednak. Nie tak łatwo ze mnę wygrać.
-Ze mną też nie, uwierz mi. Co pijemy?
- Barman! - Zawołała - 2 Kolejki “Śpiącej księżniczki” i “Pomarańczowy zmierzch”. To będzię przystawka. - Zabójczy uśmiech.
-Mnie mogą przynieść w beczce.- Powiedział Lion z wielkim uśmiechem na twarzy.
Przystawka jak i 2 kolejki dziwnie smakującego trunku przeszły bez problemów.
- Nieźle. - Pochwaliła - Zaprawiony jesteś w tej zabawie. Albo... Zobaczymy. Barman! 3 Kolejki “Tunelowego Bulgotu”. - Gawiedź obserwująca cały zakład złapała się za głowę. Kilku zzieleniało. - Czas na główne danie. cvxMniam.
Lion czuł smak alkoholu, ledwo, nie czuł natomiast jego efektów, od zbyt długiego czasu nie czuł jego efektów.
-Dopiero się rozgrzewam!
To co przyniosła kelnerka w niczym nie przypominało znanych Lionowi trunków. W 6 kuflach przyniesiono coś błękitnego o glutowatej konsystencji.
- Od razu ostrzegam. Robione jest to z pewnego insekta żyjącego pod ziemią i w kopalniach. Jeden taki kufel jest w stanie powalić zaprawionego norda. Nadal jesteś tego pewien?
-Jak tego, że słońce wstaje na wschodzie.- Powiedział pewnie Lion, po czym chwycił pierwszy z brzegu kufel i wychylił go do dna. Smak go odrzucił, to fakt, ale Asura nie odczuwał efektów upojenia alkoholem, ba nie mógł się nawet upić. Sięgnął po drugi kufel, a potem po trzeci. Odstawiwszy go z hukiem na blat powiedział bez nawet chwili zawahania.
-Smak ohydny, pewnie dlatego nordowi go nie mogą wypić.
- To jeden z powodów - Odpowiedziała po dopiciu trzeciego kufla - Drugim jest zawartość toksyn odczuwalnych przez ciało jako alkochol nizwykle silny. Beczka takiej mazi potrafi powalic smoka. Dla zwykłych osób sluży jako ostatni “kieliszek zabawy”. Po nim zwykle nastepuje nieprzytomność. Skoro wytrzymałeś 3 dawki znaczy ze masz immunitet na alkochol. - Powiedział z zagadkowym uśmiechem - Tak jak i ja...
Lion rozłożył ręce w obronnym geście.
-Cóż, możliwe, że zataiłem tą informację, ale istotnie alkohol na mnie nie działa. Tak samo nie muszę jeść, pić, oraz spać, męczę się tylko przez mocny wysiłek fizyczny. Jestem bardzo wyjątkowym człowiekiem. Tylko, oboje możemy wypić cały alkohol tego baru. Jak wyłonimy zwycięzcę naszego małego konkursu?
- Nie musimy. Zaciekawiłeś mnie. Pieniądze zatrzymaj. Zarobiłam już trochę zanim przyszedłeś. - Uśmiechła się szeroko.- Udzielę ci kilu informacji tak jak i ty odpowiesz na kilka moich pytań. Wiedz że w tym świaecie najbardziej wartościowe są właśnie informacje. Co powiesz na 3 pytania. Ode mnie jak i zadane przez ciebie?
-Zgoda. Ja zacznę. Gdzie tutaj można znaleźć jakąś pracę?- Zapytał z uśmiechem Lion
- Wszystko zależy jakiej pracy szukasz. Barman, choć nie mówi tego na glos. ma spore konszachty. Z drobnymi zleceniami to do niego. Możesz także odwiedzić koszary straży miejskiej. Powinni mieć zlecenia na bestię albo kontakt z samym królem. Inne zlecenia pojawiają się różnie. Nie o wszystkich można jednak mówić na głos. - Wyszeptała upijając, dopiero co przyniesiony, kufel piwa. - Teraz ja. Ten Immunitet. Skąd go masz? Nie wydajesz się być duchem lub czymś w podobie.
-Cóż, nie jestem z tego świata, jak się tutaj znalazłem jest dla mnie zagadką. W moim świecie, dawno temu, było miasto, słynące z golemów, jednak wiązała się z nimi pewna tajemnica, zawierały one w sobie duszę człowieka. Padłem ofiarą tego rytuału, jednak został on przerwany w trakcie. Od tego czasu się nie starzeję, oraz jestem odporny na alkohol. Moje pytanie. Gdzie jest najlepsza restauracja w tym świecie?
- Restauracji tu nie znajdziesz. Takie twory to tylko w królewskich miastach. To znaczy głównych. Pozostając jedynie bary i tawerny. Czy... Wiesz że ten świat potrafi być złośliwy? - Zapytała zagadkowo.
-Wiem, że każdy świat jest złośliwy, a ja jestem chodzącym dowodem złośliwości mojego. Teraz czas na moje pytanie.- Lion pochylił się nieco, tak by patrzeć prosto w oczy brunetce. - Zjesz ze mną kolację?- Zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Czemu nie. Mój mąż raczej nie będzie miał nic przeciwko. - Odpowiedzaiła łobuzerskim uśmiechem. Jej wzrok skierował się na zakapturzoną postać siedzącą na balustradzie. - Moje ostatni pytanie jest chyba zbędne. Powiem w nagrodę, ze to czego szukasz prawie na pewno znajduje się w tym świecie. To jak z tą kolacją? - Rozbrajajacy uśmiech.
-Daj mi dostęp do kuchni, a zarówno ty jak i twój mąż zjecie posiłek nie z tej ziemi. Dawno już dla kogoś nie gotowałem. Za to ja mam jeszcze jedno pytanie. Jak myślisz, czego szukam w tym świecie?
- Normalności - Odpowiedziala pewnie- tego co straciłeś w tamtym mieście. Każdy, który tu przybywa czegoś szuka. Ale czy to czego szuka jest tego warte... No mniejsza. Kuchni powiadasz. Poczekaj chwilkę. - Wstała i podeszła do barmana. Na chwilę przerwała mu rozmowę z przybyszem. W tej krótkiej chwili, w tych ruchach, można było dostrzec niezwykły wdzięk i urok. - Możesz wejść do kuchni - Powiedziała po powrocie. - Szef wyraził zgodę, jednak jako pierwszy chce spróbować twoich umiejętności.
Lion udał się do kuchni. Nie było tam zbyt wielu składników, jednak prawdziwy mistrz kuchni jest w stanie wyczarować najlepsze potrawy z resztek. Koniuszek jego palca rozgrzał się do czerwoności, czego Asura użył do odpalenia papierosa. Mężczyzna podszedł do blatu. Noże tylko błysnęły w jego rękach, jego kunszt kulinarny był tak wielki, że zwyczajny człowiek nie był w stanie nawet zauważyć co takiego dzieję się z poszczególnymi składnikami. Już po piętnastu minutach Lion stał nad czterema porcjami pstrąga w specjalnym sosie, który potrafił zrobić tylko on sam.
-Szefie! Chciał szef spróbować!- Krzyknął Lion, gdy mężczyzna do niego podszedł Asura schylił się i konspiracyjnym szeptem zapytał. - Tak właściwie to dla kogo ja gotuję?
- He? - Zdziwił się barman. - Akasja mówiła że chcesz mnie zaskoczyć swoją kuchnią, bo podobno lubisz ten fach. Przy okazji zrobiłeś posiłek dla niej i jej męża. Ładnie z twojej strony.
-Zastanawiałem się po prostu kim są ci którzy zjedzą ten posiłek. Myślałem, że może są kimś ważnym, w moich rodzinnych stronach nikt nie mógłby ot tak załatwić mi wejścia do kuchni, chyba, że był na wysokim szczeblu społecznej drabiny.
- Mam z Akasją różne układy i jesteśmy w stosunkach przyjacielskich. Poza tym przy niej mój bar lepiej prosperuje, więc każda jej prośba jest dla mnie przyjemnością. Mam też profit z jej wygranych. - Uśmiechnął się - A co się tyczu jej męża jest raczej małomówny. Więc raczej z nim nie porozmawiasz. Wszyscy znają go z funkcji przewodnika po pustyni. Zwą go Asasynem. (tu w rozumieniu człowiek pustyni)
-W porządku, a co pan sądzi o moim daniu?
Barman spróbował przygotowanego dania. Chwilę przerzuwał je w ustach, zastanawiając się nad składnikami.
- Nu nu. Proszę. Zdolny jesteś.- Powiedział z uśmiechem i dozą szacunku - Nie chcesz się tu może na dłużej zatrzymać?
-Szczerze mówiąc taki miałem plan.- Odparł Lion z uśmiechem na ustach, widać jednak, przez żołądek do serca.|
- Cieczy mnie to. A teraz. Nie możemy pozwolić aby dama czekała. Jeżeli pozwolisz zaniosę danie jej mężowi. Zwykle nie wpuszczam nikogo na drugie piętro.
-Wybacz, ale nie pozwolę. Ja zrobiłem to danie, zatem ja je zaniosę i zjem je razem z nimi. Taka była umowa.- Powiedział spokojnie Lion.
Barman chwilę pozostał w zamyśleniu.
- Wydaje mi się że jest tam sam - Powiedział cicho do siebie - Dobrze. Ale jak wspominałem raczej jest małomówny. Chodź tędy. Powinni już na ciebie czekać. - Wskazał Lionowi schody na zapleczu.
Lion szedł za barmanem zadowolony, że sam będzie mógł dostarczyć swoje małe dzieło sztuki, jednocześnie ostrożnie balansował ciałem tak, by na ziemię nie spadła nawet kropelka jego wyjątkowego sosu.
-Miałby pan może jakąś pracę dla kogoś takiego jak ja?- Zapytał barmana z lekkim uśmiechem.
- Jeżeli ci to pasuje możesz gotować u mnie. Zbyt dużej zapłaty nie oferuje, ale na pewno z głodu nie umrzesz. Mogą się też trafić jakieś pomniejsze zadania. A właśnie miałem odebrać od “Samuraja” nowe garnki. To tutejszy kowal.
Piętro wygladło tak jak tego można było się spodziewać - zwyczajnie. Znajdowały się tu drzwi prawdopodobnie do sypialni właściciela. Na końcu “balkonu” otwarte były drzwi do ponieszczenia z jednym stołem i paroma krzesłami. Pomieszczenie to nie miało okien i gdyby nie lampa nic nie mozna by w nim zobaczyć. Na przeciwko niego siedział na balustradize Asasyn, a wewnątrz przy stole siedziała Akasja.
Kucharz położył jedzenie na stole. Najpierw odsunął krzesło kobiecie, następnie jej mężowi, sam usiadł na końcu.
-Zapraszam na pysznego pstrąga w moim specjalnym sosie. Gwarantuję, że będzie świetny.
Posiłek odbył się w spokojnej atmosferze. Akasja opowiadała o rożne anegdoty z tego świata. Jej mąż był cichy tak jak wspominał barman. Po skończonym posiłku Asasyn wstał powiedział “Dziękuje” i wrócił na balustradę. Jego głos był donośny, pełen siły i spokoju.
- I co teraz planujesz? - Zapytała kobieta.
-Nie mam pojęcia. Barman chciałby bym tutaj gotował, ale nie wiem czy to robota odpowiednia dla mnie. Ja lubię podróże, przygodę, te sprawy.- Odpowiedział Lion z uśmiechem
- Cóż w głównej mierze decyzja należy do ciebie. A jaki był by cel tej podróży? Jeśli można wiedzieć. Czyżby poszukiwania utraconego? A może powrót do domu ?|
-Szukam sposobu na normalne życie. Prawda jest taka, że teraz ledwo czuję smak potraw, nie chcę tak dłużej funkcjonować.- Rzekł nieco smutno Lion.
- Jesteś my w pewnym stopniu podobni. - powiedziała zagadkowo - W takim razie... - Włosy Akasji pojaśniały a oczy zabłysły złotem.

- Wspomniałam wcześniej że ten świat jest złośliwy. Teraz zrozumiesz co mam myśli. - Na chwilę zamknęła oczy. Przez chwilę można było poczuć lekkie drgania powietrza. - Ty tego nie czujesz prawda. nie czujesz swojej obecności na tym świecie. Tych tlących się ogników.- Jej włosy i oczy wróciły do normy. - Jeżeli chcesz zacząć swoją przygodę będziesz musiał odwiedzić Czarną Bramę. Tam powinieneś znaleźć odpowiedź a przynajmniej zalążek swojego celu.
W pomieszczeniu, w drzwiach stanął Asasyn. Prawdo podobnie zaalarmowany tym co się przed chwila wydarzyło.
- Spokojnie. Kochanie. - Uspokoiła go kobieta delikatnym i ponętnym głosem. - Nic się nie dzieje. Mój nowy znajomy potrzebował tylko odwrócenia jego przesypanej klepsydry.
Asasyn pokiwał głową na boki i chwilę się zastanowił.
- Czas wracać - rzekł po chwili namysłu. Akasja powkiwała akceptująco głową.
- Jak widzisz kucharzu. My również wyruszamy w podróż. Tak jak i ty.|
-Najpierw mam jedno pytanie. Czym dokładnie jest czarna brama i dlaczego miałbym tam coś znaleźć?- Zapytał nieufnie Lion.
- Kucharzu. Tak niewiele wiesz jeszcze o tym świecie.- Powiedziała spokojnie - Powiedziałam jest on złośliwy więc najlepiej rozpocząć przygodę tam gdzie się ona zaczęła. “Brama Piekła” to czarne wrota na wschód od miasta, tuż pod górą. Trudno ich nie zauważyć. To przez nie tutaj trafiłeś. To przez nie i ja tutaj przybyłam. Tego możesz być pewny. A teraz czas na nas. Jutro wyruszamy w długą podróż. Jeżeli chcesz się pożegnać będziemy rano przy bramie.|
-Nie martw się, nie przyjdę. Do bramy także nie planuję wyruszać, przynajmniej na razie. Muszę się stać silniejszym, muszę się dostować do standardów tego świata.- Powiedział z uśmiechem Lion. W głębi duszy jednak nie ufał brunetce na tyle, by uwierzyć w jej historię o “Piekielnej bramie”. |
- W takim razie mogę jedynie życzyć udanej przygody i do zobaczenia... - odwróciła się do wyjścia- ...w przyszłości - Powiedziała do siebie szeptem. Następnie zaczepiła męża i zeszli na dół, do głównej sali. Tam też założyła na siebie płaszcz z kapturem i wychodząc z karczmy zaczepiła jeszcze na chwilę kelnerkę coś jej szepcząc do ucha. Ostatecznie znikła za drzwiami gospody|
Lion wstał od stołu po czym zszedł do baru siadając koło Kasou.
-Daj mi swój najmocniejszy, najtańszy napój.- Zwrócił się do barmana|
- Proszę “czerwony wschód”. - Podał drinka o krwistej barwie i zapachu czereśni.|
-Powiedz mi. Macie w tym świecie jakąś arenę do walk? Coś dla ludzi o ponadprzeciętnych zdolnościach?- Zapytał barmana Lion|
- Niestety - Odparł barman - W tym mieście raczej nie walczy się między sobą. Dlatego dobrze że twój towarzysz zatrzymał innego towarzysza. Nie jest to nie dozwolone, ale nikt tego nie aprobuje. W szczególnosci że to miasto narażone jest od wschodu. Poza tym nie jest jakimś centrum kultury. Najbliższa arena zdaje się że jest na Północnej Rubieży w Targas. Mimo iż tam jest gorąco wojownicy lubią demonstrować swoją siłę.|
-Ile będzie się podróżowało do tej Rubieży, biegiem, bez snu?|
- Zależy jak szybko będziesz się przemieszczał. Chwilkę. - Zastanowił się i obsłużył Kasou. - To będzie... trzy dni spacerem. Półtora do dwóch po prostej. Na koniu góra dzień. Jednak po nocy jak i przez las się nie podróżuje.|
-Czemu? To nie bezpieczne?|
- Tak. Głównie przez potwory, rzadziej bandytów. A i może się jeszcze jakiś piekielnik trafić, albo demon.|
-Czyli jeden dzień na koniu. Ile kosztuje koń? Wybacz, że tak się dopytuję, ale mam zamiar przeżyć tutaj kilka następnych miesięcy, co najmniej.
- Na kupno cię nie stać i jest to raczej nieopłacalne. Wynajem to 5 monet i upoważnia do przejazdu między 2 stajniami na okres hm.. - zastanowił się - wcześniej okresu nie było bo nikt koni nie kradł. Emm zdaje się że 5 dni.|
Lion jednym haustem wypił cały napój.
-Cóż, dziękuję. Niedługo będzie o mnie głośno. Jeszcze kiedyś tu wrócę.- Powiedział Asura po czym zapłacił za napitek i wyruszył do bramy miejskiej.|
Wieczór był spokojny. Na ulicach nie było nikogo. Przy bramie stało 2 strażników z halabardami. Po lewej stronie przed bramą widniała tablica ogłoszeń. Po prawej znajdowały się stajnie.|
Lion przystanął na moment, podszedł do tablicy ogłoszeń i zaczął szukać jakiejś interesującej oferty pracy, najlepiej zawierającej w sobie wspomnienie o konieczności walki. |

Poszukujemy śmiałka który odważy oczyścić Las drwali z zaległych tam bestii. Nagroda 100 monet. Podpisano Kapitan straży miejskiej.
Zlecenie poszukiwacza.
Więcej informacji u kowala.
Dołącz do nas!
Zakon Diablos szuka rekrutów.
Ostatnio widziano Piekielników na północny wschód od miasta. Wszyscy mieszkańcy proszeni są o pozostanie w domach po zmierzchu.
Lion podszedł do strażników.
-Panowie, mam dwa pytania. Którędy do Targas w Północnej Rubieży , oraz czym jest zakon Diablos?- Zapytał grzecznie mężczyzna. |
Straznicy popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
- Pan ten nowy co gośmy rano targali do celi. - Powiedział jedne do drugiego.
- Acha. Tą bramą i drogą szlakiem na północ. - Odparł drugi
- A jeśli od rogaczy pytanei to oni na wschód leżą, znaczy się ich baza. - powiedział pierwszy
- Pan pyta co robią - Poprawił drugi - Bestyje łowią. I zleceń się imają. Tacy to z nich najemnicy. Ale twardzi choć kobiety nimi żądzą.|
- Są silni? Ten zakon, czy jest organizacja silniejsza od nich?- Zapytał z uśmiechem Lion|
- No przecie jest Uve... - Został uciszony przed pierwszego strażnika.
- Tak są silni. Ale nie najsilniejsi. Jeszcze są czarni łowcy, ale to inny typ organizacji. No i jeszcze są królewskie oddziały specjalne. Tam to jest prawdziwe zoo.
- Kolega mówi że tam dużo przybyszów jest.|
-Co masz na myśli, mówiąc, że ci Czarni łowcy to inny typ organizacji?- Dopytywał się Lion odpalając kolejnego papierosa, który nie wiadomo kiedy znalazł się w jego ustach. -Jeszcze jedno, Uve co? |
- To również zabójcy. I drogo sobie liczą. Tylko osoby wyżej postawione są w stanie ich wynająć. - Odparł pierwszy. Drugi spoglądal na niego w z pytaniem o pozwolenie w oczach. - A co do Uve.
- Nie wolno nam o tym rozwamiać. Ale... Uverworld jest zdaje się najsilniejszy.
- Słyszałem jeno że jedna osoba stamtąd to jak mała armia. Ale niech pan już się nie dopytuje mamy zakaz z góry. By morale się trzymały. Tak przy najmniej mówi kapitan.
- Jedno jest pewne my ich nie spotkali i nie spotkamy.|
Mózg Lion’a pracował na pełnych obrotach. Tylko jedna z tych organizacji reprezentowała coś za co był on gotów walczyć.
-Kto rekrutuje członków oddziałów specjalnych?- Zapytał pewnie, zupełnie jakby podjął decyzję nad którą myślał od dłuższego czasu. |
- Władcy, lecz wpierw trzeba się zgłosić do naszego kapitana - odpowiedzieli razem. Do rozmówców zbliżał się Kasou wraz z jakąś towarzyszką.|
-Cóż w takim wypadku, powiedzcie mi jeszcze jedno. Jak dojść do Lasu drwali?- Lion był pewien jednego, zdobycie nagrody mu nie zaszkodzi, a biorąc pod uwagę kto zlecił tą pracę mogło mu jeszcze pomóc w dostaniu się do oddziałów specjalnych. |
- Po nocy! Panu życie niemiłe.
- Daj mu iść. - Powiedział drugi - Jak chce jego wola, ale ostrzegamy. Po nocy mozę być śmiertelnie niebezpiecznie. Tamtędy - wskazal na scieżkę - To ściezka drwali. biegnie Na północy wschód. Las jest jakąś godzinę drogi stąd. Niezbaczając z trasy powinien pan trafić. Tylko niech pan wróci po nagrodę, o ile pan przeżyje.|
Lion pokiwał głową z uwagą. Następnie skłonił się lekko.
-Dziękuję za dobre rady i pomoc, ale nie zamierzam czekać do rana.- Powiedział spokojnie, po czym zaczął błyszkawicznie biec w kierunku wskazanym mu przez strażników. W lesie planował przemieszczać się po drzewach, tak by nie dotykać gruntu. |
Bez większych problemów podążał zgodnie ze swoimi zamierzeniami. Udało mu się również nie zgubić drogi. Po niespełna 30min. dotarł do przesieki. Teren był otwarty. Na ziemi pełno kłód, stosów gałęzi i pni po ściętych drzewach oraz... ślady krwi. Wnet usłyszał warczenie. Niezbyt głośne ale donośne.|
Skóra Lion’a na całym ciele, stała się czarna niczym smoła. On sam zaczął rozglądać się dookoła szukając źródła warczenia. Mężczyzna chwycił gałąź, skóra jednej z jego dłoni stała się czerwona od gorąca, Lion przyłożył ją do drewna po chwili otrzymując pochodnie. Rzucił ją na największy stos drewna chcąc rozpalić ognisko, które oświetliłoby mu pole walki. |
Stos gałęzi zaskwierczał i buchnął ogniem. Stworzył wystarczająco dużo światła by oświetlić ściany lasu. Z cienia wyłoniły się duże gady.
Było ich około dwadzieścia sztuk. Bestie zrobiły kilka kroków w przód nadal wydając z siebie warczenie. Czekały na ruch.||
Lion pokręcił głową ze znudzeniem. Jego skóra przybrała swój naturalny kolor, a on sam zdjął z siebie kamizelkę i koszulę, stojąc na środku polany z gołym torsem. Jego skóra stwardniała i przybrała srebrzysty kolor zmieniając się w stal. Mężczyzna nie czekał na ruch gadów. Wziął rozbieg, wskoczył na najbliższe drzewo, przeskoczył na kolejne i jeszcze następne, chcąc zmylić nieco jaszczury, wtedy zeskoczył z drzewa wyprowadzając kopnięcie celując w kark najbliższego z gadów. |
Wnet poczuł twardość skóry gada. Gad pod wpływem udarzenia wbił się w glebę co zamortyzowało uderzenie.
Kolejne 3 gady wyskoczyły w powietrza, z wielkim impetem, kierując się na Liona.|
Ręce Liona rozgrzały się do czerwoności, po czym gwałtownie powiększyły. Asura zakręcił piruet uderzając wszystkie gady, swoimi twardymi, gorącymi dłońmi.
-Kamu!- Mężczyzna wykrzyczał nazwę techniki. |
Dwa gady bedą ce w powietrzu zostały strącone. Tuż przed strąceniem trzeciego ten wbity w ziemię pod nogami liona podniósł się unosząc wojownika. Chwila zachwiania i ostatni gad chwycił pyskiem za bark, wywierając nań olbrzymi nacisk.|
Lion uśmiechnął się lekko, jego stalowa skóra chroniła go przed zębami gada.
-Himitsu heiki: Haku rin.- Powiedział spokojnie, wtem skóra na jego barku zapaliła się, parząc gada. - Co, nie smakuje? - Zapytał złośliwym tonem Lion. - Nie dziwię się. To w końcu biały fosfor.
Skóra na jego dłoniach także zaczęła palić się, białym fosforem, Lion chwycił bestię na głowę, po czym zaczął ją zgniatać. |
Bestia po chwili przestała wierzgać. Lion poczuł silny uścisk na nodze. Zobaczył że gad pod nim wydostał się i chwycił go w zębiska. Nim jednak wzmocnił tamtejszą skórę gad dosłownie podniósł go i mocno skręcając głową uderzył plecami maga o pobliskie drzewo. Potężne uderzenie odczuwalne bylo w całym ciele. Z drzewa posypały się drzazgi.|
Lion podniósł się z ziemi.
-Au, cóż same tego chciałyście. Furubodi no buki.- Powiedział spokojnie Lion, podczas gdy cała jego skóra stanęła w płomieniach wytwarzanych przez biały fosfor.
Kucharz skoczył do przodu uderzając, kopiąc i niszcząc wszystko co stawało na jego drodze, nie dbał o to, że zapewne podpali kilka drzew. |
Zaiste podpalił każde drzewo na które trafił. Jednak sytuacja stała się dziwna. Po pokonaniu 5 Ludroth reszta stała nieruchomo, a nawet zaczęła się wycofywać. Tak jakby się czegoś przestraczyła. Do uszu Liona dobiegł nowy odgłos warczenia. Inny niż ten wcześniejszy. |
Ciało Liona przestało się palić. popatrzył w kierunku z którego dochodziło warczenie, nieco bał się tego co zobaczy, ale w swoim życiu walczyć już z wieloma silnymi rzeczami. |
Z lasu, w powietrzu, wyłonił się obiekt w kształcie liny o średnicy ok. 10cm. Wił się w powietrzu i zmierzał powoli, zygzakiem w kierunku Liona. W pewnej chwili momentalnie wystrzelił w kierunku maga. Chcąc przyjąć postawę obronną Lion potknął się o cielsko jednej ze zmarłych bestii i o włos minął się z obiektem. “Lina” wbiła się, a raczej przebiła na wylot drzewo które natrafiła na swej drodze.|
Lion nie miał czasu.
-Eien no yoroi!- Krzyknął błyskawicznie łącząc dwie swoje umiejętności. Steel Skin, oraz pokrywając swoją skórę warstwą twardego węgla.
Kucharz zaczął biec w kierunku z którego wystrzeliła lina, kluczył pomiędzy drzewami chcąc zapewnić sobie ochronę przed jej atakami. |
Lina złamała drzewo wyzwalajac się tym samym z jego objęć. I natychmiast się zaczęła się cofać z olbrzymia szybkością. Po chwili zniknęła z pola widzenia Liona, by znów wyłonić się z ciemności. tym razem poruszała się szybciej i zmierzała na spotkanie z nadbiegającym wojownikiem. Wystrzeliła i trafiła w bark. Rozległ się lekki trzask. Lina zatrzymała się ugięła się w kształt sinusoidy o małej szęstotliwości. Tak jakby całą siłę przekazała w uderzenie. Bark wyskoczył ze stawu. Całe szczęście kość nie została złamana. Co ze zbroją? Warstwa węgla pękła, ale wytrzymała na tyle by na czarnej warstwie skóry powstało ugięcie w miejscu trafienia.|
Lion zaczął biec w kierunku najbliższego drzewa, chcąc uderzyć w nie barkiem, tak by wstawić go w jego miejsce. Na sekundę przed uderzeniem zdjął z barku warstwę ochronną, tylko po to by wróciła ona po sekundzie.
Bark wrócił z chrzęstem i bólem na swoje miejsce. Lina wracała do swojego źródła. Szybko zniknęła i szybko powróciła znów szukając celu. To znaczyło tylko jedno źródło jest blisko.|
Kucharz wskoczył na drzewo, po czym zaczął przemieszczać się po gałęziach w kierunku w którym miała być bestia. Skakał po drzewach szybciej niż małpy, wypatrując źródła liny, chciał się go pozbyć jak najszybciej. Liczył na jedno, skoro ten potwór atakował w ten sposób, to na bliski dystans nie stanowił takiego zagrożenia.
Lina goniła Liona wijąc się miedzy drzewami. Wystrzeliła i przebiła dwa rzewa w lini prostej. Zaczęła się cofać. wtedy Lion zlokalizował źródło. Na niewielkiej polanie stał jaszczór. Liono-podobny obiekt okazła się być jego jezykiem.
-Swift skin.- Mruknął Lion, aktywując kolejną ze swoich zdolności.
Lina jeszcze się cofała, kucharz podejrzewał, że to główna broń tego jaszczura. Mężczyzna wyskoczył w powietrze. Jego prawa noga pokryła się warstwą najtwardszego węgla na jaki było go stać, chwilę później zaczęła jarzyć się czerwonym blaskiem. Lion zaczął obracać się jak przy przewrotach nabierając prędkości. Jego noga uderzyła w głowę potwora, kucharz chciał zatrzasnąć jego szczęki z siłą, która odcięłaby jego język. |
-Oni kikku!- krzyknąl Lion
Szczęki zatrzęsły się pod siłą kopnięcia. Jednak język nie został odgryziony. Budowa anatomiczna paszczy była podobna do wężowej. Zęby nie trafiły na język. Który wsunął się do geby. Siła uderzenia była jednak tak duża że zrównała głowę bestii z ziemią. Gad wierzgnął skrzydłami i zaczął machać ogonem. Z jego ust unosił się opar.|
Lion wyskoczył w powietrze. Jego noga rozrosła się do gigantycznych rozmiarów. Była czarna, pokryta węglem, była też czerwona, powietrze wokół niej parowało od ciepła jakie wydzielała.
-Kyodaina oni kikku!- Krzyknął kucharz, gdy po raz kolejny kopnął głowę stwora.
Bestia okryła się skrzydłami. Pod uderzeniem mag poczuł opór jednak nie wystarczyło to by zatrzymać atak. Potężny huk. Stwór uległ spłaszczeniu. Poległ. Pozostawił jednak na nodze maga uczucie pieczenia. Na polanę weszły pozostałe jaszczury. Oczekiwały czegoś.|
Lion stanął spokojnie na ziemi. Całe swoje ciało otoczył w karbonado, jego nogi i ręce rozgrzały się do czerwoności. Kucharz rzucił się do walki z resztą jaszczurów.
-Na co tak czekacie? Matsuri no tatakai!- Wykrzyczał kopiąc, bijąc, a czasem nawet gryząc wszystko co stawało na jego drodze.
Bestie jednak nie zaatakowały. Wciąż czekały. Zdawały się nie mieć ochoty do walki. Gdy Lion odszedł od cielska bestii z językiem. Do truchła podszedł jeden z jaszczurów i wziął je w zęby powoli i z trudem czmychając w las.
Reszta jaszczurów widząc to wycofała się i znikła w lesie. Walka byął zakończona. Lion czuł się niezwykle obolały ale to co nie dawało mu spokoju to silne pieczenie nogi. Tej samej którą nadepnął filetowego gada. Lion czuł że coś jest jeszcze w lesie. Coś innego, ale naj widoczniej nie miało to zamiaru się pokazywać, ani tym bardzije atakować.|
Lion wzruszył ramionami na zachowanie gadów. Jego ciało wróciło do normalnej postaci. Postanowił chwilowo zignorować pieczenie nogi, uznał bowiem, że skoro język stwora, mogący przebić się przez dwa drzewa nie był w stanie przebić się przez jego zbroję, to nic co miał on do zaoferowania nie mogło.
Kucharz wrócił do zakątka drwali. Wiedział, że musi wziąć jakiś dowód. Chwycił jedno z trucheł jaszczurów i zarzucił je sobie na ramiona.
-Swift skin.- Rzucił, po czym pobiegł w kierunku miasta. |
Niespełna godzinę później wrócił do miasta. (Zgubił ścieżkę w lesie.) Gdy dotarł na miejsce zobaczył rozdziawione twarze strażników. Nie mogli oni uwierzyć temu co widzieli.
- E.. To.. Roboto wykonana. Ma się rozumieć. - Powiedział niepewnie pierwszy.
- No przecież widzisz głąbie. Truchło jest teraz tylko nagrodę trzeba odebrać. - Odparł drugi - Wszystko z panem w porządku? - zapytał.
Lion jednak nie usłyszał juz odpowiedzi. Padł jak kłoda na bruk. Był ogłuszony i nieruchomy. A jedyne co czuł to piecząca noga.
- Co robimy? - Spytał niepewnie pierwszy?
- Jak to co! Bierz go na ręce i zaniesiemy go do Mariki. Ona powinna wiedzieć jak się nim zająć.
 

Ostatnio edytowane przez pteroslaw : 04-07-2013 o 15:25.
pteroslaw jest offline