Post napisany wspólnie z Kermem
Walka skończyła się równie szybko i niespodziewanie jak się wywiązała. Efektem było kilka ran, dwa trupy i zniszczona karczma, bo zgodnie ze słowami Katherine wszyscy napastnicy i dziwny mag ze środka zniknęli. Lou niemal zgrzytała zębami z bólu, gdy Dorien zajęła się jej raną. Sprawy nie poprawiło pojawienie się Arethei, której Rannes zaczynała mieć naprawdę bardzo mocno i naprawdę bardzo szczerze dość. Ta jednak była tak rozświergotana i rozgadana, że nawet zareagować i odezwać się było ciężko.
Na szczęście następnego dnia dość szybko dotarli do Westgate i mimo tępego bólu kołaczącego się wokół odniesionych wczoraj, częściowo już zaleczonych ran, elfka miała całkiem znośny humor, a im dłużej Drakonia się nie odzywała, tym Lou czuła się lepiej. Niestety jednak ta zawsze miała coś do powiedzenia.
-
Chyba jednak najlepiej będzie, jak was odprowadzimy. - upierała się Lou, próbując przekonać de Seis, że to najwygodniejsze wyjście.
-
Naprawdę lepiej będzie, jak chwilę zaczekacie. Uratowaliście nas, więc wszystko musi zostać przygotowane na wasze przyjście. - starała się tłumaczyć starsza z sióstr, którą jednak też dość szybko ponosił temperament.
Elfka, nauczona ostatnimi wydarzeniami, przez moment zastanawiała się, jakiego rodzaju przygotowania mają na myśli, ale postanowiła jednak skapitulować.
-
W porządku. Zjawimy się za parę godzin. Możecie nam polecić jakieś miejsce na odpoczynek? Nie odwiedzę szlacheckiego domu ubrana tak... - rozłożyła bezradnie ręce, wskazując tym samym zniszczoną zbroję.
Tym razem odezwała się Katherine:
- [i]Północno-zachodnia część miasta. Dzielnica należąca do domu Ssemm. Przybytek nazywa się “Purpurowa Dama”.
Rannes skinęła głową w geście podziękowania.
-
Jack, masz ochotę na dobry obiad? - uśmiechnęła się do towarzysza.
-
Z przyjemnością - powiedział. -
W końcu do tej pory nie mieliśmy czasu uczcić naszych zaręczyn. I ich końca - dodał z uśmiechem.
-
Jak się na nas powołacie - powiedziała Joann -
to karczmarz znajdzie dla was najlepsze pokoje.
-
Zaręczyliście się? - zainteresował się natychmiast Olhivier. -
Kiedy? Gratuluję. - Już się zabierał za obcałowywanie narzeczonej.
Lou roześmiała się, szczerze rozbawiona.
-
To było chwilowe. Sytuacja tego wymagała. - odparła, broniąc się przed krasnoludem.
-
W takim razie - zwróciła się do wszystkich -
spotkamy się za cztery godziny przed siedzibą rodu de Seis. Purpurowa Dama
Wbrew obawom Jacka Lou nie potrzebowała paru godzin, by się przygotować odpowiednio do wizyty w szlacheckim domu. Czy to przy pomocy magii, czy też zręcznych dłoni panienek z obsługi, elfka uporała się ze sobą i swoim wyglądem w niespełna godzinę. Zaledwie o połowę dłużej, niż na to potrzebował Jack. Wojowniczka stała się kobietą, można by rzec. Rannes zrzuciła w końcu zbroję i pojawiła się na dole w skromnej, fioletowej sukience, która pasować mogłaby pani z dobrego domu, ale niekoniecznie szlachciance. Mimo wszystko była to kreacja lepsza niż nadwerężona zbroja. Włosy upięła w wysoki kok i na próżno było szukać u niej śladów zmęczenia niedawną podróżą.
Jack, któremu ze względu na skąpe zapasy odzieży musiały wystarczyć kąpiel i odświeżenie odzienia z uznaniem skinął głową na widok Lou. Wstał i odsunął krzesło, by elfka mogła usiąść.
Lou przysiadła się do Jacka, obdarowując go promiennym uśmiechem. Zamówili obiad, w oczekiwaniu na który podano im wino.
-
Jesteś zainteresowany dalszą pracą dla nich? - zagaiła, odstawiając kielich.
Trzeba przyznać, że trunek był dobry, o wyrazistym smaku. Jeżeli jedzenie miało być choć w połowie tak smaczne, to siostry wskazały im naprawdę wyborne miejsce. A może po prostu elfka nie miała zbyt wysokich wymagań w tym względzie...
-
Jeśli oferta będzie tak dobra, jak jedzenie w tej gospodzie - odparł Jack -
to nie będę mieć nic przeciwko podjęciu się tego zadania.
-
Że tak to ujmę... W niezmienionym składzie? - zmruzyła lekko oczy, wkraczając na niepewny temat. -
Bo przyznam, że wasza diablica jest dość... męcząca.
-
Prawdę mówiąc - Jack upił trochę wina -
uważam, że masz rację. Fakt, że niekiedy się przydaje, ale dość często Drakonia chadza własnymi ścieżkami.
-
Ale odnoszę wrażenie, że jednak ciężko będzie się jej pozbyć. - westchnęła cicho, oparła się łokciem o stół i wsparła brodę na dłoni. -
Chciałabym jeszcze spróbować znaleźć Vermila i Ultara, nim wpakujemy się w kolejną kabałę... Ale Westgate jest spore.
-
Może nasze nowe znajome zdołają nam udzielić informacji, z kim trzeba będzie porozmawiać. Z pewnością znajdą się osoby, które wiedzą wszystko o wszystkich - pocieszył ją Jack.
Elfka uśmiechnęła się w odpowiedzi.
-
Z pewnością. Zresztą nazwisko Bechel może też niektórym coś powie... Myślisz, że wyrzucenie klucza załatwiło sprawę dziwnych pościgów? - przeskoczyła znowu na inny temat.
Jack dolał elfce wina, po czym skinął głową.
-
Przedtem nie zauważyłem zbyt wielkiego zainteresowania moją osobą przez liczne grona magów, których otaczali na dodatek wojacy sprawnie władający bronią. I, poza naszym szczupłym gronem, tudzież tymi, co nas ścigali, a gdzieś przepadli, nikt nie wie, że miałem ten nieszczęsny klucz. Powinno się wszystko skończyć - dodał.
Lou uniosła napełniony kielich.
-
Cóż zatem? Za nowy rozdział? I oby poprzedni pozostał na dobre zamknięty? Nie mam ochoty już spotykać żadnych kluczy... - zaproponowała toast z lekkim uśmiechem.
-
Za nowy rozdział w życiu. - Jack wzniósł kielich. -
A wszystkie klucze będziemy wyrzucać - uśmiechnął się, po czym przesunął nieco leżacy na stole klucz od pokoju. -
No, może nie wszystkie.
Po wyśmienitym posiłku spędzili jeszcze trochę czasu, popijając wino i rozmawiając o sprawach bardziej błahych, niż plany na najbliższe dni. Lou opowiedziała Jackowi, że wychowali ją ludzie o nie zna swojej elfiej rodziny, stąd też brak mocniejszego przywiązania do dziedzictwa rasy. Jedyną pamiątką nawiązującą do linii krwi, z której pochodziła, był pierścień, który często obracała wokół palca w zamyśleniu.
Niedługo później Jack i Lou urządzili sobie spacer dookoła dzielnicy należącej do Domu Ssem, powoli zmierzając ku posiadłości de Seis. Oboje byli gotowi podjąć współpracę z domem, pod warunkiem że warunki będą zachęcające. Dodatkowo Rannes miała nadzieję dowiedzieć się, do kogo może zwrócić się o pomoc w sprawie odnalezienia przyjaciół.