Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2013, 23:06   #280
Allehandra
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
Saebrineth znała się nieco na górskiej wspinaczce, co zawdzięczała kilku jej krasnoludzkim przyjaciołom. Przed opuszczeniem Silverymoon zaopatrzyła się także w linę wspinaczki i miksturę pajęczej wspinaczki, jednakże ona używała zwykłej konopnej, a tą oddała komuś komu gorzej dużo szło ze wspinaniem się, a miksturę wolała nie wypijać, jeśli nie było naglącej potrzeby ku temu. Z tego też kilka razy stopa jej znalazła wątpliwą skalną podporę, która odpadała i Elfia Łotrzyca wisiała trzymając się kurczowo rękami liny. Jednakże jedno mrugnięcie powieką, i znajdowała mocniejszą, w miejscu gdzie jak zdawało się jej uprzednio, mi było takowej.


I gdy znalazła upolowane króliki, i w czasie wspinaczki do jej długich uszu zdawał się dochodzić szelest poruszających się skrzydeł. Ona, jej strażniczka, była wciąż w pobliżu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3xQ-BAqHPio[/media]

-Jeśli choć głośniej piśniesz drowko, to rzucę cię na pierwszą linię walki związaną tak jak jesteś. I niewątpliwie cię zabiją.-rzekł cicho spokojnym, wręcz flegmatycznym tonem Samotnik, grożąc kapłance.
Ta z kolei zacisnęła usta w poziomą kreskę, wpatrując się w mężczyznę nienawistnym spojrzeniem. Szybko je przeniosła jednak na rogatego wielkoluda nieopodal... a więc ona naprawdę miała zamiar wrzasnąć? Chciała zaryzykować, nie widząc innej możliwości, licząc na przeżycie u innego oprawcy? W końcu typek nie wyglądał na takiego całkiem zwyczajowego, prymitywnego kolosa górskiego...

-Lepiej nie zwracajmy uwagi na siebie, i znajdźmy jakąś osłonę-Na wpół wyszeptała Szara Lisica, chcąca uniknąć zbędnego starcia, pochylając się i rozglądając po najbliższej okolicy za łaskawymi skałami i zaspami.
-To rozsądny plan.- poparł ją Raetar, a Ilisdur jedynie milcząco skinął głową.
W tym czasie Araasadi już dawno leżała za jedną ze skałek, bezczelnie mrugając do naradzającej się jeszcze przez krótką chwilę dwójki towarzyszy, a Foraghor również już gorączkowo szukał schronienia, wyjątkowo cicho złorzecząc pod nosem.
Podobnie zresztą jak Ilisdur szukający kryjówki.
-Zabierz ją stąd...i przyciśnij do ziemi, jakby coś kombinowała. Upewnij się że umrze pierwsza, gdyby zdradziła naszą pozycję.- szepnął Samotnik do Saebrineth i... zniknął.

Elfia Łotrzyca wypełniła słowa Raetara bez sprzeciwu, a że była silniejsza niż przeciętna elfia kobieta, była równie silna co drowka, jeśli nie bardziej, trzymając ją przy sobie w uścisku, ciągnąc za najbliższą osłonę.
Okazało się jednak, że Drowka była równie silna co Elfka! Przez chwilę się więc siłowały, choć związana mroczna miała utrudnione w tym zadanie, toteż Saebrineth po chwili postawiła na swoim.
- I tak się słabo wcześniej opierałaś? Czy może tylko udawałaś, nie mogąc się doczekać Drowiej pyty? - Zaszydziła z Elfki.
Saebrineth spojrzała tylko bardzo lodowato na nią, nie mając ochoty męczyć siebie otwieraniem ust do pajęczej dziwki, a ta zaśmiała się jej perfidnie prosto w twarz...na co Szara Lisica uderzyła ją w twarz, i przygniotła do gruntu.

Dudniące kroki wielkoluda zdawały się podążać obok nich, jakby nie zostali przez niego zauważeni... i nagle ustały.
- Myślicie nędzne robaki, że was nie widzę?! - Rozległ się nagle donośny głos, dwa tupnięcia, i ogromna maczuga rozbiła w pył skałkę, za którą chowała się Saebrineth z Drowką. Ta ostatnia uśmiechnęła się wrednie, ze strużką krwi płynącą z jej ust po wcześniejszym ciosie.
- Kim jesteście? - Ryknął wielki rogacz.
- Myślę, że nas nie doceniasz.- rozległ się donośny głos Raetara tuż przy uchu giganta.-Nie chcesz kłopotów, a ja nie mam ochoty na kolejne brudzenie sobie rąk.
-Nie mamy zamiaru tobie być zawadą, pójdziemy dalej swoją drogą nie kłopocząc ciebie, i prędko już nas nie będziesz widzieć-Dodała Saebrineth.
- A ja myślę, że sobie za dużo pozwalasz śmiertelniku - Wycedził do Raetara wielgachny typek, spoglądając prosto na niego żarzącymi się ślepiami - I co, może cię nie widzę? - Cofnął się o krok - Pobrudzić to ja mogę tobą tą cholerną okolicę, kawałek po kawałku, rozsmarować po skałach... zawadą to jest ten twój tu pyszałek! - Dodał do Saebrie, mając oczywiście na myśli Samotnika.
-Zaiste, jest on potężnym czarownikiem, jednak mierząc ludzką miarą, która jaka by nie była, nie może mierzyć się z gigancią, tak-Skinęła elfka, starając się utrzymać rozmowę w bardziej dyplomatycznym tonie, lekko starając się przypodobać olbrzymowi.
- Tak, tak... niewątpliwie możesz.-odparł Samotnik nie przejmując się tą porażką niewidzialności.- My tu sobie podróżujemy na Północ, a ty pewnie też masz jakieś... inne sprawy do załatwienia.
- Nie jestem żadnym Gigantem - Warknął do Saebrie, na moment wlepiając w nią swe ślepia, zdając się nimi niemal przebijać ją na wylot, przez co poczuła się na chwilę dosyć nieswojo - Szukam kogo, musi tu być gdzieś w pobliżu...
-Kogóż to ?- spytał w odpowiedzi Raetar.
- Kobiety. Rogatej - Powiedział po chwili wahania.
-Moją intencją nie było ciebie urazić. Żadna z naszej grupy nie ma rogów-Saebrineth przerwała na chwilę.-Jest ona równa tobie wzrostem?-zapytała.
- Nie, nie jest. Ma wasz wzrost - Odpowiedział jej - Rogi, ogon?
-Nie widzieliśmy takiej.- potwierdził Samotnik.-Pewnie poszła inną drogą.
Saebrineth przytaknęła magowi.
-Zaiste, nie widzieliśmy w tej okolicy nie tylko rogatych kobiet, ale innych swojego rozmiaru-Dodała.
- Hmm - Mruknął wielkolud, po czym... najzwyczajniej w świecie odwrócił się, i ponownie ruszył swoją drogą, bez żadnych już pytań, czy i nawet słowa na odchodne...

Saebrineth wiedziała zrazu, o kogo chodziło, jednak ani myślała się zdradzać z tym, a sam Samotnik i tak nie widział jej kobiety.
Raetar wylądował na ziemii i odetchnął głęboko i rzekł głośno, stając się znów widzialnym.-Kontynuujemy naszą małą wycieczkę?
- No jasne... ale będę mogła ją zabić, jak wywinie jeszcze raz taki numer? - Spytała go Arasaadi, mając oczywiście na myśli Drowkę.
-W sumie tak... Nasza łaskawość ma wszak swoje granice.- potwierdził obojętnym głosem Raetar. Po czym zwrócił się do drowki. Może teraz zrozumiesz swoją sytuację. Jeśli będziesz grzeczna, to w końcu cię wypuścimy, bo nie chce mi ciebie wlec. Jeśli będziesz się dalej stawiać... umrzesz, zrozumiałaś ?
Odpowiedzią zaś było... wzruszenie ramionami, zupełnie, jakby więziona kobieta miała to gdzieś. Wytarła usta z krwi, po czym nawet splunęła w bok.
- Będziecie ścigani niczym zwierzyna, dniami i nocami. Wasz koniec zaś będzie bolesny i długi...
-Ścigani? Tak. Ale nie przez twoich braci i siostry... Mamy potężniejszych wrogów, niż banda drowich popaprańców. I ty będziesz ścigana wraz z nami.- na Raetarze jej przemowa nie zrobiła wrażenia. Westchnął tylko smętnie nad jej bezmyślnością.
-Drowi mężczyźni są słabi, słabsi wielce od kobiet, dlatego muszą to trującymi bełtami i innymi sztuczkami rekompensować.-Odpowiedziała drowce po czasie.

Ruszyli więc dalej, schodząc w końcu już od dłuższego czasu w dół, co było ledwie nieco łatwiejsze od wcześniejszej wspinaczki. Przy schodzeniu wszak bowiem również należało uważać gdzie się stawia kroki, by nie spaść, czy może i nie sturlać się wiele setek metrów w dół, co z reguły było zabójcze...
- Obiad? - Wskazał na dwie znajdujące się niedaleko górskie kozice Foraghor.
Saebrineth jakoś ostatnio.. zdawała się być bardziej mięsożerna, niż bywała w przeszłości. Nie do końca była przekonana, że to z samej jej woli tak się dzieje, lecz nie wiedziała co mogło to powodować. Skinęła bezgłośnie barbarzyńcy, naciągając bełt na kuszy, mając w zamiarze przyczaić się na zwierzynę.
….
Raetar nie miał ochoty na polowanie. Przysiadł z boku i zarządził przerwę dla pozostałej grupki. Dla przyczajonego cicho Ilisdura, dla drowki i pilnującej ją Arasaadi. Gdzieś tam w górze fruwał biały gołąb, który przepatrywał ścieżki i wypatrywał zagrożeń. I Samotnik poprzez niego się rozglądał.

Po pewnym czasie Barbarzyńca zajął się więc przyrządzaniem obiadu, patrosząc zwierzęta, co samo w sobie było dosyć nieciekawym widokiem... a wtedy na niebie rozegrała się dosyć wysublimowana sytuacja. Gołąb Samotnika stał się celem ataku Orła...


Ptak z zaskoczenia uderzył w stworzenie Raetara. Przez gołąb zareagował ledwo unikając ciosu i pikując w kierunku Samotnika z złożonymi skrzydłami.
Orzeł poleciał za nim pikując równie szybko i gwałtownie. Tyle że w połowie drowi, pochwyciła go jakaś siła i trzasnęła z impetem o skałę, zmieniając w krwawą miazgę...

Raetar schował miecz. Był w podłym nastroju i nie miał dziś cierpliwości do innych.
A gołąb porfunął w górę szukając zagrożeń.
Pogoda również zaczęła nieco nie dopisywać. Poranna mgła co prawda zniknęła, zrobiło się za to jakoś szarawo, a z daleka nadciągały ciemne chmury...
- Komu nóżkę? - Spytał z idiotycznym uśmiechem i tak nietypową nutką w głosie Foraghor, że zabrzmiało to jak z ust co najmniej jakiegoś Eunucha.
-Byleby mięso tam było jakoweś-Wyrzekła chyba dość głodna Elfia Łotrzyca, nie przejmąc się tonem głosu barbarzyńcy, koncentrując swą uwagę na posiłku.
- Dostanę co? - Chrypnęła Drowka.
-Rothe Ibilith, za sama wiesz co-Saebrineth zdała się z drowiego języka głównie przekleństwa znać, choć znaczenie drugiego słowa znała, nie miała pojęcia, co lub kto jest Rothe.
- Elg'caress... - Syknęła kobieta w odpowiedzi.
-Daj jej coś do żarcia. Martwa na niewiele się przyda...-wtrącił Samotnik obojętnym głosem, bardziej zainteresowany niebem niż tą pyskówką.
-Martwa nie będzie przeszkadzać przynajmniej, a do swojego domu nie może i tak wrócić.-Saebrineth wypluła z siebie, ale dała jej cokolwiek żeby zjadła, spoglądając na nią lodowato. Sama z siebie bardziej była zdenerwowana, na co mogła wpływać ostatnia relacja jaką miała z jedną drowką, nie mówiąc o księżycowych elfich matronach.
- Nie nasz problem, gdzie trafi po puszczeniu wolno.- odparł Samotnik spoglądając na Saebrineth.-A co do przydatności, to ty chyba nie powinnaś wyciągać pochopnych wniosków. Może się przyda, może nie... umrzeć zawsze zdąży.
- Napiłabym się - Wtrąciła się nagle Arasaadi, chcąc chyba zmienić temat - Napiłabym się dobrego, czerwonego winka, a najlepiej jeszcze schłodzonego... - Rozmarzyła się.
- I w wygodnym ciepłym zamku, przy kominku...- odparł z kwaśnym uśmiechem Raetar.- Za dużo już łażę po tej Północy. Powinienem wracać do domu.
- No ale problem w tym, że najpierw trzeba zarobić na te wygody? - Odezwał się Foraghor.
-Może tam, dokąd zmierzamy, władca owego przybytku nas ugości z wygodami-Łotrzyca próbowała byś śmieszna.
- Zamiast straży, pułapek, potworów i... hmmm... kajdan, będą na nas czekały salony owej tajemniczej wieży? - Arasaadi zaśmiała się głośno, kręcą głową - No, to by było coś niecodziennego!
-Może... kto wie...-mruknął zamyślony Raetar.
-I ork służący, w gustownym skrojonym na miarę uniformie, z uporządkowaną fryzurą, podający każdemu na powitanie kieliszki twojego wina na tacy, Aras-uniosła kąciki ust do ludzkiej łotrzycy.
- Taaa, taaa, i wikt i opierunek nim strasznego pana owej siedziby nie przekonamy, coby zaniechał swych niecnych planów - Arasaadi mrugnęła do Elfki, po czym machnęła ręką, najwyraźniej na całe już te wygłupy - Ciekawe jak daleko jeszcze - Powiedziała spoglądając na nadciągające, ciemne chmury.
-Niecałe dwa dni drogi przez góry.- wyjaśnił Samotnik i wskazał łańcuch górski przed nimi.-Przez tamte góry.
-Jeśli pogoda będzie sprzyjać, i nie będziemy musieli się cofać-dodała Saebrineth, spoglądając we wskazanym przez niego kierunku.
-Poradzimy sobie.- odparł stanowczym głosem Samotnik, wywołując tylko uśmiech na ustach Ilisdura.
-Tam podobne atrakcje czekają, jak tutaj, w postaci maszerujących olbrzymów?-zapytała ludzkiego maga.




***


Podczas dalszej wędrówki, zupełnie nagle i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, przed nimi pojawiła się znikąd... lekko zakrwawiona biesowata panna, co niektórych doprowadzając do pochwycenia natychmiast za oręż.


- Przed wami dosyć duży patrol Orków - Odezwała się, wpatrując prosto w Saebrie, wskazując kierunek dłonią - Zabiłam ich zwiadowcę... - Po czym jak nagle się zjawiła, tak zniknęła, zdaje się, mrugając do Elfki.

- Co do jasnej kur...??!! - Ryknął Foraghor.

-Chyba wykrakałam.. tylko zamiast jednego wielkiego, całe stado małych tępych obszarpańców. Jakby ich nam było mało-westchnęła Saebrineth, której w głowę wbiła się myśl, czy aby Valen nie jest zbyt mocno ranna, mimo że na taką nie wyglądała, przez chwilę jaką ją widziała. Załadowała kuszę.
- Co tu robi jedna z tych suk?! - Wściekał się Barbarzyńca - I dlaczego ona nam niby pomaga?!
Samotnik spojrzał w kierunku Saebrineth wyraźnie oczekując, że to ona będzie tłumaczyć barbarzyńcy całą sytuację.
-Nie jest żadną suką, choć nieoczekiwaną sojuszniczką możesz ją nazwać-wypowiedziała twardym jak stal głosem do niego, nie mając najmniejszej ochoty się z nim kłócić.-Jeśli nie wiedzą o nas, i nie wysłali nowego zwiadowcy, jest to dla nas korzystne-wolała rozmowę
ukierunkować na wojenne strategiczne rozważania.
-Wyślą większy oddział, gdy zorientują się że zwiadowca nie wrócił na czas.- wtrącił krótko Raetar. A Ilisdur spytał.-Jak liczny on jest... ów oddział?
-Mniemam że dość duży patrol Orków to będzie więcej niż dziesięć jednostek, może ponad dwadzieścia, ale czterdzieści pewnie nie. Trzeba będzie nam zwiad uczynić-wypowiedziała swoje szacunki.
- To co, kryjemy się przed nimi, i liczymy że przejdą, czy może gotujemy na nich jaką zasadzkę? - Spytała Arasaadi, a Drowka już chciała coś powiedzieć, została jednak uciszona lekkim kopniakiem wymierzonym przez ludzką złodziejkę.
-Zasadzka.- stwierdził Ilisdur z niechęcią w głosie.- Niby moglibyśmy się przemknąć, ale... może się nie udać. Poza tym nie warto zostawiać na tyłach oddziału wroga. No i tym razem... można, by znów wziąć kogoś na spytki.
-Nie bardzo mi się chce bawić w zasadzki.- odparł Raetar wyraźnie oczekując opinii reszty, a w końcu i gołąb-zwiadowca, zauważył Orki, przekazując Samotnikowi telepatycznie, skąd dokładnie nadciągają...
-Także wolałabym nie zostawiać na tyłach oddziału wroga, jednakże wykorzystać możliwe udogodnienia, a nie jak niektóre czaromioty których na język się cisną zabójcze inkantacje, jak tylko wroga zauważą.-wyrzekła elfia łotrzyca.
-Foraghor, pójdziesz na przynętę, a ja dołączę jak tylko skończy mi się amunicja, czyli głazy którymi będę ciskał w orków.- rzekł Raetar wykładając swój plan.-Mam eliksir ochrony przed strzałami, mogę ci go użyczyć. Nie atakujemy, ale pozwalamy im się do nas zbliżyć. Arasaadi i Saebrineth z dala ostrzał z obu stron będą prowadzić. Ilisdur ukryje się na tyłach, by znienacka zaatakować pędzący na nas oddział orków zaklęciem obszarowym i ukryć się pod niewidzialnością.
Samotnik potarł kark. -To niebezpieczny plan, ale... może się udać. Arasaadi, trzymaj drowkę związaną, a ja zacznie coś kombinować, albo ją zabij albo użyj jako pawęża przeciw orczym strzałom.

Wkrótce Raetar wyczuł nadciągające istoty, jeszcze zanim je zobaczyli zza przeróżnych skał, nieco przesłaniających widoki. Orki poruszały się dosyć szybko, najwyraźniej więc biegły. Ich umysły zaś były niespokojne, i pełne jakby... obaw? Coś tu było chyba nie tak. Wszak nie darli się gotując do potyczki, więc jeszcze towarzystwa z Silverymoon nie zauważyli? Może była inna przyczyna takiego zachowania, może oni wcale nie mieli pojęcia, że nie są tu sami?

Elfia łotrzyca schowała kamień loun, przyzwała moce kuszy, skupiając wzrok na szlaku, wyczekując rozpoczęcia natarcia, dostrzeżenia wroga, spojrzała też na chwilę z uśmiechem na Foraghora-przynętę.
-Foraghor... schowaj się.-rzekł mag głośno.-Coś ściga orków, nie ma co się wtrącać do ich zabawy.
Saebrineth na to tylko zapadła się głębiej w pobliskie cienie.

- No ja pier.. - Burknął Foraghor, po czym dał susa za jakieś skały. Niemalże w tym samym momencie pojawiły się Orki, biegnące z wyraźnym strachem wymalowanym na ich gębach. Może widziały kogoś chowającego się za skałami, może nawet samego skaczącego za nie Barbarzyńcę, reakcji nie było jednak prawie żadnej. Jeden coś co prawda krzyknął po swojemu, ale równie dobrze mogło to być ponaglenie do dalszego biegu... wyminęli więc chowających się awanturników, pędząc dalej, a z kierunku skąd biegli, wyskoczyły zaś dziwaczne stwory.


Kilkanaście metrów od miejsca ukrycia się poszukiwaczy tajemniczej wieży, jeszcze praktycznie na ich oczach, niebieskawe czworonogi dopadły już pierwszych zielonoskórych, i zaczęła się prawdziwa rzeźnia. Orki próbowały walczyć, jednak ich topory i włócznie nie czyniły stworom krzywdy, nie zostawiając nawet draśnięć na skórze. Ryki bestii, wrzaski rozrywanych, marne próby stawiania oporu...

Na końcu zaś owego stadka niebieskawych stworów pojawił się Niziołek w dosyć dziwnej, zielonkawej zbroi, siedząc na jednym z owych czworonogów. Przyglądał się z wrednym uśmieszkiem, jak - najwyraźniej jego pupilki - masakrują humanoidy.


Samotnik nie zamierzał im w tym przeszkadzać. Wolał obserwować sytuację i oceniać szanse na zwycięstwo. Czy niziołek był zagrożeniem, czy sojusznikiem? Samotnik nie widział go w żadnej z tych ról. Bardziej jako przeszkodę, którą łatwiej będzie ominąć, niż zniszczyć.

Szara Lisica rozgościła się w cieniach, uważnie oglądając przebieg walki. Jako iż Mag Alfa nie wydał żadnego nowego rozkazu, ona również czekała, choć wsparłaby sforę niziołka, gdyby przebieg walki zmienił się na jego niekorzyść.

Stwory masakrowały więc Orki, Niziołek wszystkiemu się przyglądał wrednie uśmiechając, a śmiałkowie kryli się po okolicy... do czasu. Coś bowiem zwróciło uwagę kurdupla na niebieskim bydlęciu, spoglądając prosto w skałę za którą kryła się Arasaadi i Drowka.
- Wiem, sze tam jesześ, wyłaś - Zaseplenił jeździec... a po chwili zza skały wychyliła się... ich pojmana długoucha.
- Kto szty? - Zdziwił się Niziołek. Zresztą nie tylko on.
Raetar ukrył się za maską niewidzialności i poderwał się do lotu. Ruszył wysoko w górę, by z góry zlecieć za drowkę... i zorientować się w sytuacji.
- Porwali mnie! jestem ich więźniem! Pomóż a zapłacę sowicie! - Wykrzyczała mroczna Elfka.

W tym czasie zaś Raetar dostrzegł w końcu, że Arasaadi leży na boku za skałą, z kuszą w dłoni, w naprawdę nietypowej pozycji, zupełnie jakby była skamieniała, zastygając w pozie kucania.
Samotnik zaklął pod nosem, wylądował tuż za kapłanką i … wbił jej swój miecz między łopatki. Drowka urywanie krzyknęła, po czym osunęła się martwa na ziemię, bryzgającą posoką zalewającą sporą połać śniegu. Niziołek zaś stał się nerwowy. Gwizdnął przeciągle, przywołując do siebie bestie zajęte Orkami, i te już pędziły do niego, sam zaś chwycił za jakiś dziwaczny przedmiot, wyglądający nieco jak różdżka...
Samotnik spoglądał na niziołka, by po chwili przyjrzeć się martwej drowce. Po czym znów spojrzał na niziołka.-Była... jeńcem wojennym, złapana podczas napaści na mnie. A ty co tu robisz?
Saebrineth dalej pozostawała w ukryciu, czekając czy niziołek okaże się dla nich sprzymierzeńcem, wrogiem albo żadnym z tych dwóch.

- Tesz sobie jeńcujem - Odparł Niziołek, otoczony w kilka chwil niebieskimi bestiami - A ty pewnie nie jeszteś sam, moje szkarby majom ich wytropiś, szy sami wyjdom?

-Niech twoje skarby nie przeszkadzają sobie wywąchaniem nas, jak tyle krzywych zielonych szyi czeka, by je skręcić-Saebrineth zrzuciła płaszcz cienia, stając obok Samotnika, skinęła nieznacznie niziołkowi na powitanie. Po chwili wyszedł również Foraghor, na co Niziołek warknął pod nosem, niezadowolony chyba z coraz większej liczby pojawiających się wokół niego osób.

-Naszym celem był ten orczy patrol, jednakże ubiegłeś nas-wypowiedziała spokojnym tonem.
-Naszym celem jest przede wszystkim wędrówka... na północ.- dopowiedział Raetar.
- A po kiego Orki szukasie i na północ lesiecie? - Zaciekawił się jeździec - Tam nic nie ma...
-Nasz droga przecięła się akurat z orczym szlakiem, niestety, wszędzie ich pełno-powiedziała Szara Lisica z lekkim westchnieniem-Nic tam nie ma, zupełnie nic, wracacie stamtąd?-odpowiedziała pytaniem.
- Nic, śnieg i góry, i Orki szęsto i inksze potwory - Wzruszył ramionami.
-No cóż... My idziemy bardzo daleko w góry. Może nawet, aż nad Morze Ruchomego Lodu.- wyjaśnił Samotnik kłamiąc.
- Chcesie samą Auriel w tyłek czmoknąć czy co? Zamarzniecie, zdechniesie z głodu, albo co was zje, po co wy tam lesiecie? - Spojrzał po zebranych, na martwą Drowkę, na swe pupilki - Miszję macie co? - Uśmiechnął się chytrze.
-Tak jakby... Męczą mnie widzenia od samego Oghmy... droga, którą mam podążać.- wyjaśnił Raetar.-To pielgrzymka religijna... tak jakby.
- Jaszne, jaszne... a ja jestem szam Bane - Odparł na to Nizioł - Szdmuchnę wasz jednom dziurkom nosza aż do Waterdeep
- Ty wierzysz w swoją boskość, ja wierzę w moje wizje.- odparł z ironią Raetar wzruszając ramionami dodał niewzruszony tą niewiarą.- Coś mi każe leźć na północ, coś mi wskazuje drogę i zakładam że to Oghma. Wizje są faktem i przymus jest faktem. Jakiż inny miałbym powód do odmrażania sobie tyłka?
-A ty tu po co za orkami się uganiasz, jak sam mówisz, tylko orki i potwory, nie ma żadnej wioski ni schronienia, któreby trzeba było ochraniać przed nimi, lepiej by było siedzieć w Waterdeep w cieple-wyrzekła wścibskim głosem Saebrineth.
- Mosze ja tak lubiem? Orki se upolować i szamemu w natusze siedzieć? No a Orki to mi jeszcze usiekają, to wy se podróżójsie, a ja poluje. Soby wam tyłki nie zamarsły! - Klepnął swego wierzchowca, a wraz z nim całe stadko lekko powarkując zwróciło się ponownie w stronę gdzie uciekali zielonoskórzy, wychodziło więc na to, że Niziołek miał zamiar już zakończyć rozmowę.

-Życzę zatem smacznego pieczonego i zielonego udka. Jak Auril będzie łaskawa, to nie zamarzną-uniosła kąciki ust spoglądając na niziołka i całą jego sforę.
Samotnik nie zamierzał się odzywać. Nie ufał niziołkowi, ani trochę... Nie podobały mu się ani jego stworzenia, ani sam ich pokurczowaty właściciel. Liczył, że jednak uzna ich za nieszkodliwych pomyleńców, nie wartych zawracania sobą uwagi.
-Niespotykany ten niziołek był.. myślałam że one lubią przesiadywać tam, gdzie jest ciepło, i dużo jedzenia-wyrzekła niepewnie, nie mając zbyt wiele w swym życiu styczności z tym ludem.
-On jest prawdopodobnie z Wieży . A tutaj właśnie karał orków za porażkę przy Silverymoon.- stwierdził spokojnie Samotnik pocierając podbródek w zamyśleniu.
-A nie zabiliśmy go, ponieważ ?- spytał podejrzliwie Ilisdur.
-Ponieważ nie mam pewności, tylko podejrzenia i nie jestem przygotowany do walki z takim zagrożeniem, poza tym... Wiemy za mało.- skwitował czarownik.
-Albo to i trzecia siła może być.. ale prawda, wiemy za mało, dobrze że nie przyszło nam walczyć i z jego bestiami i orciezym patrolem na raz.-dodała od siebie Elfia Łotrzyca
-Użyj eliksiru, by uwolnić Arasaadi z zaklęcia.- rzekł Samotnik do Saebrineth.
Szara Lisica była rada, że nie ona teraz padła ofiarą paraliżu, i mogła innym pomóc swoimi zasobami mikstur.
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."
Allehandra jest offline