Proszę Cię - teraz będziemy roztrząsać różnicę pomiędzy apokalipsą i postapo? Walking Dead było Twoim pomysłem, więc teraz się nie wycofuj - idą, nie osiedli.
deal with it.
Z tego samego powodu, z którego łażą PC - aby scenariusz się pisał i akcja szła...
Zupełnie nie istotne. Bo chyba rozmawiamy o rzeczywistości, a nie fikcji filmu, czy RPG...
Trochę na okrętkę i po polach doszliśmy do wg mnie clue całego problemu osiedlania się - wiedzy.
Sam piszesz:
Cytat:
O wiele lepiej, prościej i zdrowiej osiąść w Pipidówie Dolnej i zostać bramanem, rusznikarzem, monterem czy kimkolwiek. A może założyć farmę?
|
To naprawdę świetnie wygląda w teorii, ale praktyka? Realizm? Realność?
Po kolei - barman - kul. Jasne, polewać każdy potrafi tylko co i komu? Jak chce zostać barmanem to muszę znaleźć Pipidówę Bardzo Odległą, która barmana nie ma, a ma potencjalną klientelę (choć wtedy pewnie jest tam pan Ziutek prowadzący melinkę). Mieć skądś towar na (albo potrafić go wyprodukować). No i co? No i kopa śmiech najwyżej... Bo ja (nie wiem jak Ty) to najwyżej mogę konsumentem być, a nie producentem. Spoko, z pamięci i po piątej wódce wyrecytuję listę najlepszych drinków jakie kiedyś (za nomem omen barmańskich czasów) zrobiłem, a nawet skład chemiczny alkoholu podam, ale pędzenie bimbru jest tą sztuką, której arkan nigdy nie było mi dane poznać...
Rusznikarz, monter - tu spoko - dam radę. W końcu inżynier jestem, i wojsku byłem (kiedy to jeszcze wojsko było). Tyle, że nawet posiadając wiedzę - muszę zdobyć narzędzia (bo multitool wszystkiego nie załatwia) i muszę zdobyć klientelę (here we go again).
Cały czas więc za czymś będę łaził - narzędziami, miejscem, możliwościami, wiedzą.
Tworząc postać do gry wykonujemy jakieś straszne uproszczenie. Wywalamy rzeczywistość i mówimy - jest fajnie. Zakładam, że moja postać ma być hmmm <myśli ciężko> szamanem i mówimy - wychowywał się na farmie, przy dziadku praktykującym voodoo i mającym plantację marychy i lepszych ziółek. Teraz bierzemy rzeczywistość z powrotem i Tadam! jesteśmy szczęśliwi.
To tak nie działa. Paradoks "zwykłego człowieka" się kłania. Nie bez kozery zadałem pytanie o to co masz przy sobie. Teraz "level2" - jeżeli Ty przetrwasz to co możesz robić? Ze swoją wiedzą, umiejętnościami? Bo ja przyznaję, że miałbym problem - moja podstawowa dziedzina - informatyka - idzie w diabły. Gram tylko na nerwach, śpiewać nie potrafię - entertainer ze mnie żadny. Samochód obsługuję jak blondynka ("Wojtek, pali się taka kontrolka... będę za godzine"), wiec mechanik - nie. Na montera mógłbym pójść (co prawda zniszczę paznokcie, ale c...). O, wiem. Gadam - wróżek, obejmę posadę wróżka i będę wciskał kit za puszki z mielonką... tylko naiwną klientelę znaleźć trzeba... - łaże za klientelą... a nie osiadam. Co też zabezpiecza mnie przed "reklamacjami klientów".
No - w ostateczności - poświęcając paznokcie i zęby - mógłbym zostać jakim gladiatorem i klepać mordy w klatce... ZNÓW - po znalezieniu klienteli, której się to nudzić nie będzie...
Ale moja urocza sąsiadka - pani Krysia - prawniczka z prawniczej rodziny, co to się nawet noszeniem zakupów i gotowaniem nie trudzi (bo to robi gosposia) to chyba tylko na usługi wiadome mogłaby się rzucić... po znalezieniu klienteli... Więc łazimy razem za tą klientelą - ja wciskam kit, ona daje sobie wciskać... niekoniecznie kit.
A, zapomniałem o farmie - super (pomagałem przy żniwach, dam radę - co prawda w stanie wojennym sprzedali mi rzodkiew jako rzepę, ale...). Tu muszę podłapać jakąś farmę, albo Wallmarta, aby skądś mieć ziarno na siew (o sadzonkach nie marzę) i potem liczyć na to, że to wyrośnie. A właściwie - po co? Komu to sprzedam, na co to wymienię?
Dlatego cywilizacja się cofnie - może nie do epoki kamienia rozłupanego - ale sporo. Co z tego, że będzie wiedza o budowie łącz światłowodowych (wykładem z FC mogę strzelić w każdej chwili z pełną specyfikacją) skoro to do niczego i nikomu się nie przyda (no dobra, na patchcordzie można się powiesić). Co z tego, że przetrwa wiedza o prawie rzymskim, którą pani Krysia ma w paznokietku? Co z tego, że przetrwa wiedza o funkcjonowaniu rynków giełdowych? Absolutnie nic. Przetrwa masa niepotrzebnej - a co za tym idzie - szybko zapomnianej wiedzy.
Nawet wiedza przydatna będzie szybko degenerowana. Przykład: budowa silników turbodoładowanych. Turbina siada, a jest skomplikowana w naprawie, praktycznie niemożliwa do wytworzenia w manufakturze. Zostanie więc usunięta, aby samochód jeździł. Po jakimś czasie naprawdę nikt nie będzie się przejmował tym czy wie co to jest i jak to działa - wiadomo, że nie działa i jest do niczego.
Potrzebna będzie "pierwotna" wiedza - łowiectwo, szycie (też nie z ukrytymi szwami podwójnymi), rymarstwo (haixów, nikt nie będzie szył z tych 430 części, bardziej jakieś takie drobne naprawy czy inne średniowieczne pantofle)...
Jak już ta cywilizacja stanie na nogi na tyle, zeby zacząć myśleć o budowaniu piętrowych domów to okaże się, ze trzeba tą technologie wynaleźć jeszcze raz, bo ostatni Piotr co wiedział jak się to robi to się zawinął trzydzieści lat temu, ale i tak z tym Adolfem czy Alchajmerem, czy jak mu tam było niewiele pamiętał...
Jak pechowo wypadnie, że z mojego piętra w apartamentowcu mnie szlag trafi to... hmmm. 7 osób, 11 (jak dobrze liczę) tytułów naukowych, dwoje dzieci i żadnego technicznego... No, chciałbym to widzieć... Panią Krysię uczącą się gotować, albo Mietka ubierającego wojskowe szmaty - to nawet bardziej - pewnie by się nawet przy okazji szyć nauczył, aby metki Armaniego przeszywać...
Reasumując wywód - wędruję ponieważ nie mam wiedzy, materiałów, sprzętu, aby osiąść, a muszę zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. To, że czasami pojawią się okoliczności i możliwości jest tylko przypadkiem.
A na koniec - pytanie - JA??? A co OP działu na to? Ja zresztą nie wiem gdzie taki temat otworzyć w "koncepcji"? Moze w: "lubię to"?
Pomyślę.