Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2013, 19:06   #1
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[Wampir: Maskarada] Matris Cruentum 18+


To była duszna, letnia noc.
Mary przeszłości nawiedzały płytki sen Josepha Dawna Ashforda. Widział znajome twarze… twarze, które chciał zapomnieć.
Ojciec. Jego dobroduszne oblicze, za którym kryła się całkowita obojętność względem syna.
Proboszcz Revers. Bardziej niż jego twarz pamiętał jego…
JD jęknął boleśnie przez sen. Czuł jak zalewa go lepki koszmar. Choć tak bardzo tego nie chciał, jego ciało reagowało, gdy dłonie duchownego pełzały po nim niczym podstępne węże. JD chciał uciec, lecz był unieruchomiony.

- Cassie, pomóż mi – wyszeptał imię jedynej osoby, przy której jego cielesność była bezpieczna... nawet jeśli była dziewczyna nigdy tego nie doceniała. Może nawet nie rozumiała, że jej delikatna skóra, łuk bioder i krągłe piersi uratowały młodego dziedzica fortuny przed frustracja seksualną.

- Jestem tutaj – usłyszał słodki, znajomy głos.
- Cassie
- Jestem tutaj, otwórz oczy.


Posłuchał i ze zdumieniem przekonał się, że Cassie bynajmniej nie była częścią jego złego snu. Musiała odchylić kołdrę, gdy jeszcze spał, siedziała bowiem teraz na nim, a jedyne co ich dzieliło to cienki materiał jego pidżamy. Młoda kobieta była naga, a jej skóra zdawała się jaśniejsza niż ją zapamiętał. Czyżby to efekt światła księżyca, sączącego się do sypialni przez szpary pomiędzy zasłonami?

- Cassie, co ty… ?!
- Ciiii
– położyła mu palec na ustach, a gdy uspokoił się odrobinę, zaczęła nim wodzić po wargach. Pozwalał jej na to, nie protestował nawet, gdy rozsunęła je i wsunęła opuszek palca do ust. Młody mężczyzna był zbyt zaskoczony, by coś zrobić, zbyt przestraszony, że to jednak tylko sen i jego miłość zniknie…
- Ciiiicho. Tak właśnie. Myślałam o tobie, JD. Przez te wszystkie lata cały czas cię pamiętałam…

Czuł jak znajome ciepło rozgorzewa w sercu, paląc je piekielnym ogniem. Dusi nieomal, zalewając całe jego wnętrze. Już mu nie przeszkadzało uczucie pożądania. To w końcu była „jego” Cassie. Chciał w niej być, chciał się zatracić w szczęściu, które mogła mu znów dać. Był gotów zapomnieć, wybaczyć te ostatnie lata udręki i niepokoju, byleby tylko poczuć znów jej bliskość. Kobieta uśmiechnęła się łagodnie, jednak jej uda trzymały go w zadziwiająco żelaznym uścisku. Nie mógł się poruszyć. Szczupły, chłodny palec coraz głębiej penetrował jego usta.

- Cieszysz się, prawda? Tak, JD. Myślałam o Tobie przez ostatnie miesiące nadzwyczaj intensywnie. Aż postanowiłam Cię odnaleźć. Tak bardzo zastanawiałam się…
- palec opuścił jego wargi, za to zimna dłoń schwyciła brutalnie podbródek i odciągnęła na bok, odsłaniając szyję – Zastanawiałam się jak smakuje Twoja krew.

Dopiero teraz mężczyzna dostrzegł błyszczące kły, dłuższe niż u człowieka, które zmierzały prosto ku jego tętnicy szyjnej. Ból ugryzienia, bliskość ciała Cassie, a potem postępująca ociężałość, jakby robił się coraz bardziej senny z każdym mililitrem vitae, która go opuszczała. Czy tak ma wyglądać jego koniec? Cóż, przynajmniej Ją zobaczył. Choć zmieniła się, to wciąż pozostawała jego największą miłością…

- Mmmm on wciąż sterczy – wampirzyca oderwała się od jego szyi, przeciągając lubieżnie.

Czuł jak płatki jej kobiecości ocierają się o jego krocze. Choć stracił już wiele krwi, był wciąż podniecony. Cassie zsunęła się niżej, by spojrzeć na wybrzuszenie w okolicy krocza. Nie musiała już trzymać swojej ofiary. JD z ledwością mógł poruszyć palcami ręki, a co dopiero całym ciałem? Był słaby i chciało mu się spać... Mimo to jednak przeszedł go dreszcze strachu, gdy dotarł do niego sens wypowiedzi dawnej ukochanej.

- To niezwykłe, że jeszcze Ci stoi. W sumie nigdy nie piłam krwi z fiuta. Ciekawe czy smakuje tak samo cudownie… A może lepiej, jak myślisz?
Nie czekając na odpowiedź, pochyliła się nad kroczem mężczyzny.

To była ostatnia rzecz, jaką Cassie zrobiła. Nagle jej głowa odpadła od ciała, z impetem rozbijając się na pobliskiej komodzie. Krew trysnęła jak w kiepskim horrorze, zalewając nie tylko pidżamę czy pościel, ale i twarz Josepha Dawna.

Starając się ruchami powiek strzepnąć vitae z rzęs, mężczyzna próbował zrozumieć, co się właśnie stało. Co się zmieniło? Było jakby jaśniej… tak, zasłony zostały rozsunięte, a okno jego sypialni było otwarte, choć miał pewność, że wcześniej zamykał je dokładnie. Na parapecie okna siedziała natomiast kobieta. Uwagę w jej wyglądzie zwracały czerwone, układające się w fale włosy i kocie oczy.

Kobieta miała na sobie wysokie, sznurowane po kolana, czarne glany i zwiewną, zupełnie do nich niepasującą, koktajlową sukienkę w kolorze karminu. W jednej dłoni trzymała karabelę, z której leniwie skapywała posoka na perski dywan rodu Ashford, w drugiej zaś elektronicznego papierosa.

Nieznajoma zaciągnęła się niespiesznie, po czym uśmiechnęła do Josepha Dawna szelmowsko.

- Dobry wieczór młody JD. Muszę powiedzieć, że przyciągasz niedobre dziewczynki… czy raczej wampirzyce.
– jej głos był niski, choć zarazem bardzo zmysłowy – Mam dla Ciebie dwie wiadomości – złą i dobrą. Zła jest taka, że wykrwawiasz się i pewnie w ciągu pół godziny umrzesz. Dobra natomiast… cóż, możemy temu zaradzić, jeśli będziesz współpracował. Ty wybierasz.
Mrugnęła porozumiewawczo.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 23-04-2017 o 20:11.
Mira jest offline