Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2013, 03:51   #401
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Kombinezony były faktycznie tak ciężkie, na jakie wyglądały. Dlatego kiedy Dirith w końcu je załadował był dość zadowolony. Oprócz tego, że zajęło to więcej czasu niż przypuszczał, to było dobrze. Potem wystarczyło już tylko zatargać wóz nad klif i rozładować. To również nie były najlżejsze czynności, ale były niezbędne do szybszego dotarcia do źródła, więc drow mozolnie je wykonywał. Krok za krokiem ciągnąc wóz i dźwignięcie za dźwignięciem aby je rozładować i jednocześnie nie upuścić kombinezonów. Możliwie szybko żeby mieć to z głowy, jednak nie na tyle szybko żeby się gdzieś potknąć lub coś sknocić i narobić sobie więcej roboty.
Pytanie o to czy to dobrze, że zabójcą Moonbringera był drow skwitował wzruszeniem ramionami i dość logicznym pytaniem.
- No i co z tego, że to był drow? Czyżbyś zapomniała, że mroczne elfy zabijają innych tak jak inni jedzą śniadanie? Nawet często przed śniadaniem, bo śpiąca ofiara to dobry cel zabójstwa...
Natomiast skrzywił się nieco kiedy już po dotarganiu wozu na miejsce i rozładunku Kiti opowiedziała o rysie historycznym klątwy leżącej na źródle oraz bitwie. Nie podobało mu się to za bardzo. Szedł tam tylko po to, żeby skorzystać z mocy źródła, nie po to żeby uwalniać jakiegoś drowa lub wskrzeszać wojowników Bieli. Ale jak tak dalej pójdzie, to w końcu po którejś stronie będzie musiał stanąć aby móc z niego skorzystać.
- Świetnie, nie ma to jak pchać się między młot a kowadło... Ciekawe tylko, co trzeba zrobić żeby z tego źródła skorzystać i z kim tak na prawdę się zadrze dokonując tego...
- A opal mam przy sobie cały czas, przecież nigdzie go nie odkładałem po tym jak pokazywałem go Zaklinaczowi. - stwierdził spokojnie i aby to udowodnić wyjął czarny kamień z jednej z kieszeni w zbroi, po czym na powrót schował go do wewnętrznej kieszeni zbroi. A jeśli jednak go w kieszeni nie znalazł? To pozostało już tylko dokładnie cofnąć się po swoich śladach i go ponownie odszukać. W końcu nie zamierzał wyruszać bez niego, skoro był potrzebny do skorzystania z źródła. Byłoby to co najmniej głupie i Dirith straciłby przez to dużo czasu, a tego robić nie zamierzał.
Kiedy było już wszystko gotowe, to czas było przygotować się do skoku. Bo Dirith nie miał również zamiary tracić czasu na schodzenie w kombinezonie i użeranie się z wywernami na wąskiej ścieżce nad urwiskiem. Tym bardziej, jeśli była do wyboru droga ekspresowa w dół. Czas więc było ponownie przestudiować mapę, aby dobrze wiedzieć gdzie się jest i gdzie płynąć, po czym została przywołana dziwna krewetka. Mroczny elf podniósł tylko jedną brew kiedy zobaczył to kolorowe zwierzę i miał tylko nadzieję, że pływa równie dobrze jak dziwnie wygląda i jak obficie jest ubarwiona. Albo przynajmniej pełza po dnie z dobrą szybkością. Nie wybrzydzając jednak spojrzał tylko w dół, czy przywołaniec wylądował cało w wodzie. Okazało się, że tak więc można było sprawdzić jeszcze raz dla pewności kombinezon i się do niego pakować. O dziwo Kiti udało się skoczyć pierwszej, nawet bez jakiś nie wiadomo jak wielkich obiekcji przed skakaniem oraz popychania. Nie pozostało więc nic innego jak samemu szczelnie zamknąć się w kombinezonie, odkręcić butlę zawierającą tlen aby się nie udusić i skoczyć, co uczynił kiedy wszystko było gotowe.
Swoją drogą ciekawe, co mogłyby pomyśleć wywerny jeśli zaobserwowałyby to niecodzienne wydarzenie. Prawdopodobnie ich sytuacja wyglądała by nieco komicznie, szczególnie jeśli skakałoby więcej osób:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4k2L7oNMDe0[/MEDIA]
Oby tylko poprzestały na zakładach obserwując skaczące trio, a nie postanowiły na przykład spróbować złapać kogoś przed wpadnięciem do wody.
Będąc już w wodzie przyszedł czas na próbę pływania w kombinezonie, lub przynajmniej chodzenia po dnie. Na szczęście tym razem mogłoby być trochę łatwiej niż na powierzchni. Opadając jednak starał się również zauważyć jak najwięcej szczegółów dna, o ile było to możliwe dzięki odpowiedniej widoczności. Szukał więc odpowiednich charakterystycznych punktów zaznaczonych na mapie. Następnie wypadało odnaleźć Kiti oraz załadować się na krewetkę lub dać się jej ponieść i poprowadzić na eksploracje dna w kierunku domniemanego miejsca w którym znajdowała się jaskinia. Zamierzał jednak nie pływać za wysoko. W końcu tęczowa krewetka mogła być bardzo widoczna przez inne wodne istoty. Lepiej więc było tylko na chwilę wypływać nieco wyżej, aby się rozejrzeć w poszukiwaniu odpowiednich punktów orientacyjnych, a większe odległości przepływać tuż nad dnem lub po nim pełznąć o ile tak było szybciej. Dzięki temu szansa na zauważenie była prawdopodobnie mniejsza, a Dirith nie chciał drugi raz spotkać się z krakenem. Jednak bitwa mu wystarczyła, choć miał trochę nadzieję, że owa przerośnięta ośmiornica nadal leczy rany po niej i nie szuka zbytniej zaczepki. Jeśli jednak zostanie przez coś namierzony, to mimo wszystko spróbuje dotrzeć do jaskini jak najszybciej. Fakt takiej swego rodzaju ucieczki może i mu się nie za bardzo podobał, jednak był istotą zdecydowanie lądową nie mówiąc już o tym jak małe możliwości ataku ma w takim kombinezonie. Jednak w razie czego można jeszcze spróbować kazać krewetce stanąć do walki... jednak tak na prawdę lepiej by było wymanewrować przeciwnika i zachować ten nietypowy środek transportu.
 
eTo jest offline