Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 19:40   #17
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Teraz stoi przed Karlem.

Trzy długie kroki od tej góry twardych, żylastych mięśni i skompresowanej agresji, a i tak musi zadzierać głowę. Wzrost mężczyzny narzuca odpowiednią perspektywę, jego prosta, mordercza inteligencja - właściwy osąd.
Milcz i słuchaj. I nigdy, przenigdy nie odmawiaj.
- Dołączysz do niewielkiej grupki... - głęboki, zaskakująco kulturalny głos mężczyzny wznosi się i opada, faluje niemal uspokajająco, gdy przedstawia Jonaszowi coś, co kurtuazyjnie nazywa “propozycją”. Ta czystość głosu, znamionująca wykształcenie dykcja i sposób, w jaki ze swobodą artykułuje zdania w języku Federacji Terry odbija się dysonansem od jego masywnej sylwetki, wielkich dłoni o grubych palcach i twardo ciosanej twarzy. Ten dysonans niepokoi hakera bardziej niż czysta fizyczna siła czy jawna groźba przemocy. Każe liczyć się z każdym słowem i każdym gestem.

- Zgadzasz się?

Warunkowanie odruchów bierze górę. Reakcja jest natychmiastowa i instynktowna. Wypływa z przedświadomych warstw decyzyjnych i rozciąga usta Jonasza w tym słodko-chłodnym uśmiechu, który kiedyś tak uwiódł i oszukał Diakona. Tysiąc i jeden obietnic zamkniętych w jednym skinieniu głową i jednym grymasie krzywiącym wargi.

- Kim jest ta osoba i w którym jest sektorze? - pyta cicho, ostrożnie rozwieszając kolejne słowa na cienkiej linie oddzielającej pewność siebie od arogancji.

- Niestety, takie informacje dostaniesz tuż przed wejściem do Kibla. Ty i reszta. Tak zdecydowała rada sektora.

- Kiedy i gdzie?

- Za godzinę ruszacie. To czas na przygotowania.


Haker przechyla głowę, nie zmazując z twarzy cienia tego pierwszego uśmiechu. Pilnuje się. Uważa na słowa i gesty. Ogranicza mowę ciała, wciskając dłonie głęboko w kieszenie ciemnego ubrania. To nie Nowa Terra. To nie spotkanie NeuroTechu. Tu protokoły formalnej etykiety znaczą mniej niż nic. A jednak - kultywowanych od dzieciństwa - tak ciężko się ich pozbyć.

- Skąd mamy wyruszyć? - ponawia pytanie. - Lub przynajmniej gdzie mamy się spotkać?

- Przy Kiblu. Za godzinę. Strażnicy cię przepuszczą. Bez obaw.

Bez obaw...
Jonasz nie ma już obaw. Jonasz od bardzo, bardzo dawna jest naprężoną struną skoncentrowanego strachu. Od bardzo, bardzo dawna jest skupiony, efektywny i cholernie wystraszony. Ma napady dreszczy i wewnętrznego dygotu. Ma napływy mdłości, w których żołądek boleśnie podchodzi mu pod samo gardło. Ma stany bliskie paniki, w tych krótkich momentach, gdy z całą siłą uderza go świadomość w jak czarnej dupie się znalazł. Ale nie - nie ma obaw. Obawy zostały w zapieczętowanym apartamentowcu na siedemdziesiątym czwartym piętrze powietrznego wieżowca. Razem z szafami eleganckich ubrań, najnowszymi gadżetami, laboratoriami badawczymi i wielkim na całą ścianę akwarium pełnym modyfikowanych genetycznie zwierzęcych chimer.

Odchyla więc lekko głowę, pozwala sobie na niemal porozumiewawcze spojrzenie. Na boku szyi holotatuaż opalizuje lekko w świetle żółtawych lamp.

- Powinienem wiedzieć o czymś jeszcze?

- Wróć. Żywy. A będziesz miał jak pączek w maśle, na ile to jest możliwe na tym zasranym statku.


Karl wyjmuje papierosa, podpala go wprawnie. Drugiego podaje Jonaszowi.

- Wiesz, czemu cię wybrałem? - pyta niespodziewanie, mrużąc oczy zupełnie jak drapieżnik szykujący się do skoku.

Haker zamiera w pół ruchu. Nagle jeszcze bardziej spięty, jeszcze bardziej ostrożny.

- Wiem czemu mogłeś mnie wybrać - mówi w końcu powoli. - Nie wiem czemu wybrałeś ostatecznie - marszczy mocniej brwi, obracając w palcach papierosa, z którym jakby nie bardzo wiedział co zrobić.

- Bo wszyscy wezmą mięśniaków - odpowiada prosto Karl. - A tutaj potrzeba kogoś, kto ma więcej szarych komórek, niż w bicepsie. Sprytnego i zaradnego. Takiego, jak ty. Przetrwałeś tutaj na tyle długo, pośród tych wszystkich wykolejeńców kultywujących kult siły, nie bez powodu. Tak właśnie sądzę. Nie zawiedź mnie. Ja potrafię się odwdzięczyć. Wiesz o tym.

- Wiem
- przytakuje, przesuwając szybkim spojrzeniem po nabitych muskułami sylwetkach Karlowych lojalistów. - Wszyscy wiedzą. Każdemu podług zasług.

Wszyscy wiedzieli. Wiedział każdy, kto widział zmiażdżoną w ogromnych dłoniach Karla głowę Zawleczki. Wiedział każdy, kto słyszał o strzaskanych kolanach, wybitych zębach i wyłupionych oczach. Wiedział każdy, kto był świadkiem tego, jak Karl załatwia swoje sprawy. To że machał teraz Jonaszowi przed oczami wielką i soczystą marchewką, nie czyniło mniej prawdziwym i realnych kija zawartego w oczywistym kontekście.

A jednak Jonasz musiał przyznać - dobry był, cholernie dobry. Chciało mu się uwierzyć - brać jego obietnice za gwarant. Pomimo - a może właśnie z powodu - tego kija morderczej konsekwencji, dzięki któremu Karl trząsł całym sektorem od długiego już czasu.

Dlatego powtarza ponownie, tym razem patrząc wielkoludowi prosto w ciemne, zmęczone oczy:

- Wiem. Nie zawiodę.

Nie ma pewności czy nie kłamie samemu sobie.

To jest jednak klucz, właściwa fraza. Karl kiwa głową usatysfakcjonowany i wraca do swoich spraw. Audiencja jest zakończona. Jonasz z ulgą wycofuje się na ciemny korytarz.


* * *


Do celi służącej Pavlo za serwisownię wpada jakby świat miał się zaraz skończyć. Miota się gdzieś pomiędzy paniką a ekscytacją, próbuje jednocześnie załatwić kilkanaście spraw i dopiero kiedy podpina swój WKP pod maszynę Ruska zwalnia, uspokaja się trochę.

- Nobel lub Wrzodek byli?
- Byli. A co?
- Karl dał mi drobną robotę
- mruczy znad klawiatury Jonasz. - Użyczysz kabli za fajkę? Oddam jak skończę.
- Masz?
- Mam.


Podaje mu trochę zmięty papieros otrzymany od Karla, dorzuca kilka drobnych kłamstw, żeby zaspokoić przelotną ciekawość Rosjanina. Potem pozwala Pavlo gadać, udając, że nie słyszy jego wilgotnego kaszlu.

Odlicza minuty dzielące go od wyjścia z tej trupiarni.

Uzupełnia sprzęt, sprawdza narzędzia, optymalizuje raz jeszcze wszystkie ustawienia i parametry, sprawdza synchro między komputerem a filtrami VR. Gdzieś w tle głos Pavlo zlewa się w monotonny szmer. Odwrócony plecami Jonasz już go nie słucha. Nie ma wyrzutów sumienia, technicy umysłu jeszcze na Nowej Terze usunęli z jego psychologicznego profilu balast zbędnej empatii. Rosjanin - jak Trójka - jest skazany i Jonasz nic nie może na to poradzić. Może tylko uciec, próbując uratować choć siebie.


* * *


Już w drodze na miejsce spotkania próbuje wywołać Macierz i Double B - dwójkę programistów z innych sektorów. Wysyła pinga. Czeka. Ponawia próbę. Przygryza wargę, machinalnie obraca jeden z pierścieni kontrolnych do VR na palcu prawej dłoni. Próbuje jeszcze raz. Nic. Cisza.

Klnie głośno. Z niechęcią.

Milczenie Macierzy nie dziwi. Kontakt z nią zawsze był rwany, sporadyczny. I trudny nie tylko ze względu na problemy techniczne, lecz przede wszystkim z powodu jej prawie całkowitego oderwania od rzeczywistości.

Milczenie Double B jednak martwi.

Doktor Ben Brown. Więzień numer 7514361. Błyskotliwy. Kreatywny. Bystry. Spokojny. Jedyny człowiek, który znalazł furtkę w zabezpieczeniach NeuroTechu. W zabezpieczeniach Jonasza. Jedyny, który bez zbędnego wahania odrzucił szczodrą ofertę korporacji. I jedyny, któremu Jonasz potrafił uwierzyć, że siedzi za niewinność.

To Double B podczas jednej z krótkich rozmów namówił go, by przeniósł się do Gildii Zero. To z nim Jonasz tworzył kody, obejścia i próbował włamać się do bazy danych Gehenny. I to dzięki tej współpracy ich szefowie czasem wiedzieli na długo przed innymi, o wydarzeniach z odległych części statku.

Jego milczenie smakuje więc gorzkim rozczarowaniem.

Jonasz jest jednak cierpliwy i zanim dociera na miejsce, ponawia próbę jeszcze raz.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 03-07-2013 o 23:29.
obce jest offline