Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 22:24   #18
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



WSZYSCY


Godzina na GEHENNIE czasami dłuży się, niczym wieczność, a czasami przemija niezauważona, jak Hiena na polowaniu. W ciemnych klaustrofobicznych korytarzach, w których każdy oddech śmierdział teraz krwią, gównem i szczynami konających i chorych więźniów czas zdawał się rozciągać w jakiś surrealistyczny, trudny do zrozumienia sposób.

Ósemka wybranych więźniów z sektora udała się w stronę Kibla o wyznaczonej porze. Nie mieli zbyt wiele do stracenia. Balansowali na krawędzi szaleństwa i grozy, na krawędzi śmierci i zwątpienia i każde z nich doskonale z tego sobie zdawało sprawę. Alternatywą było czekanie, aż pojawią się pierwsze symptomy choroby, a po nich kolejne i kolejne.

Huk strzału z odległego zakamarka sektora A-0677 obwieścił światu, że jeszcze jeden twardziel postanowił rozbryznąć swój mózg, nim dopadnie go dalsza faza zarazy. Nie on pierwszy i nie ostatni. Na pewno.

Aby dostać się do Kibla, trzeba było przejść Kazamat, jak w slangu sektora nazywano ponury korytarz techniczny. Już na jego początku czekało na nich kilku więźniów z Desperados w najcenniejszych pancerzach Gehenny – przerobionych fragmentach maszyn STRAŻNIKA.
Uzbrojeni po zęby poprowadzili ich bez pytania do pomieszczenia za pancernymi, obitymi stalowymi płytami drzwi, zazwyczaj zamkniętych, ale teraz otwartych jak szeroko.


Kibel.



Właz techniczny prowadzący poziom niżej. Na łącznik pomiędzy kolejnymi sektorami więzienia. Sektorami, którymi nikt przy zdrowych zmysłach nie chodził.

Czekali tam wszyscy „bossowie” sektora A-0677. Rasowi psychopaci, zimnoocy zabójcy, popaprańcy, którzy strachem i terrorem wymusili posłuszeństwo pośród innych więźniów. Ale także przywódcy, którzy potrafili ponad tysiącu bandziorów i wykolejeńców narzucić pozory społeczeństwa. Nauczyć współpracy, przestrzegania zasad i współdziałania.

Byli tam: Parszywy Je, Clayd, Nobel, Krwawa Kurwa, Karl, Otton, Misiaczek i Robert Olson. Śmietanka sektora. I ich ochrona. Razem około dwudziestu ludzi.

Kiedy już cała ósemka wybranych do zadania więźniów znalazła się w pomieszczeniu, w którym znajdował się zablokowany właz na znak Clayda strażnicy zamknęli drzwi.

- Dobra – Otton – chudy naukowiec z G0 chrząknął i zabrał głos pierwszy. – To był mój pomysł, więc ja zacznę.

Nikt nie zaprotestował więc naukowiec kontynuował.

- Wybraliśmy was do cholernie trudnego i niebezpiecznego zadania. Musicie przejść przez Kibel i znaleźć drogę przez zapomniane sektory do sektora A-0676. Tam znajdziecie doktor Irminę Ratztan. Pracowała dla mnie nad serum na tą chorobę, która wyniszcza nasz sektor. Była bliska wynalezienia szczepionki, ale odcięli nas od reszty statku.

- Kibel to jedyna droga – wtrącił się Karl. – Musicie jednak znaleźć jakąś niechronioną drogę. Przejście do opanowanego przez więźniów sektora. Najlepiej takiego, w którym nikt nie słyszał o A-o677. Jeśli wyjdziecie za blisko i ktoś was rozpozna, najpewniej was zabiją.

- Zajebią was na chuj, obesrane, sparszywiałe naplety! – dodał Plugawy Joe przyciągając kilka niechętnych spojrzeń reszty bossów.

- Musicie być cholernie dyskretni. Wymyślić jakieś alibi – doradził Otto. – Najlepiej ograniczcie kontakty z ludźmi z sąsiednich sektorów do minimum. Szczególnie, jeśli macie tam jakiś znajomych. Nie ryzykujcie, bo założę się, że nikt nie będzie miał ochoty was wpuścić na teren sektora, jeśli skojarzy skąd jesteście.

- Na waszym miejscu spróbowałbym znaleźć drogę do A-0542, do SKRZYŻOWANIA – powiedział Karl.

Wiedzieli, o czym mówi Karl. Przynajmniej niektórzy z nich, ci którzy wiedzieli, jak gra więzienny rock. Otwarty sektor handlowy pod protektoratem Rimshank Rippers.
Targowisko próżności i dziwactwa. Dwadzieścia sektorów dalej to jednak spore wyzwanie, nawet dla silnej grupy. Ale, mówiono, że na SKRZYŻOWANIU można było załatwić wszystko, zdobyć każdy towar i nikt nie zadawał zbyt wielu pytań o ile tylko przestrzegałeś zasad Rippersów. To faktycznie mógł być dobry kierunek, jeśli oczywiście udałoby im się jakimś cudem znaleźć drogę do więziennych sektorów.

- Wiecie, jak to jest z Kiblem – Karl spojrzał na zablokowany stalową sztabą właz w podłodze. – Tam, w dole jest tylko mrok, krew i śmierć.

Zadrżeli.

- Jednak wydaje nam się, że tylko tak uda się stąd wydostać i wrócić. Co cztery godziny, regularnie, będziemy zaglądać do kibla. Za dobę zrobimy pierwsze otwarcie. Potem zaglądamy co cztery godziny. Sześć razy na cykl. Jeśli ktoś z was będzie na dole, rzucimy wam liny i wciągniemy do góry.
Słowo „jeśli” zabrzmiało mało optymistycznie.

Misiaczek zakasłał i wypluł krwawą plwocinę. Widać było, że zaraza weszła u niego w fazę drugą. Przed biegunką, po której było już tylko „z górki”.

- Pamiętajcie, że tam, na dole, czyhają Hieny i Zniekształceni. To ich tereny łowickie. Nie schodziliśmy tam od dawna, więc może już odpuścili ten rejon. Ale pewności nie ma. Proponuję wam poruszać się najciszej, jak dacie radę. Nie robić zbytniego zamieszania, bo przecież będziecie musieli tamtędy wrócić.
Karl miał rację. Sytuacja komplikowała się bardziej, niż sądzili.

- Jak się domyślacie, wy również najpewniej zachorujecie. Więc zdobycie lekarstwa jest dla was sprawą tak samo ważną, jak dla reszty sektora. Jeśli go nie zdobędziecie, zapewne zdechniecie gdzieś poza sektorem i finto. A my zdechniemy również, chyba że podejmiemy się jeszcze jakiś działań. Więc jedziemy na tych samych wózkach. Przynieście lekarstwo, a tutaj, na A-0677 będziecie bohaterami i nikt wam tego nie zapomni. To oczywiste.

- Chujki – podziwem w głosie powiedział Parszywy Joe – i pizdeczki – przeniósł wzrok na Carlę i na Jonasza, przy tym ostatnim jakby namyślając się nad czymś dłużej. – Jak wywiążecie się z tej obsranej, kurewsko popierdolonej umowy, to będziecie srali najczystszym gównem po kres swoich dni. Sam, kurwa, wyliże jajca, dupę lub piczkę każdemu, kto wróci z lekiem.

- Weź ty ich, kurwa, Joe nie strasz, dobra – próbował zażartować Clayd – bo nie wrócą.

- Gotowi – przerwał naradę Nobel.

Przytaknęli i na znak dany przez Karla gangerzy z Desperado zaczęli odblokowywać właz. Po chwili, z jękliwym zgrzytem, Kibel został otworzony.


* * *

Smród, jaki buchnął z czeluści, był wręcz przytłaczający.

- Wrzucaliśmy tam trupy na początku epidemii – wyjaśnił Otto.

Misiaczek – twardy, seryjny zabójca, zgiął się w pół i wyrzygał krwią i płynami na buty Krwawej Kurwy. Ta odsunęła się ze wstrętem i szybkim, rozmazanym ruchem wbiła Miśkowi sztylet prosto w oko. Ostrze weszło w oczodół i przebiło czaszkę ze zgrzytem i w fontannie krwi.

Ludzie Misiaczka sięgnęli w stronę broni, ale wystarczyło jedno spojrzenie Karla, by dali spokój. Córy Rzeźni przyglądały się ludziom Misiaczka z żądzą krwi ocierającą się o perwersję.

- No co, kurwa – przywódczyni Córeczek odsunęła się od trupa i rozlewającej się wokół niego kałuży krwi. – Mieliśmy układ z Misiaczkiem. Jak zacznie rzygać krwią, miałam go zajebać.

Nikt nie miał zamiaru podważać tego wyjaśnienia.

- Niedobrze – Karl spojrzał przez krawędź do Kibla. – Niepotrzebnie pozbywaliśmy się zwłok tą drogą. To mogło zanęcić Hieny. Musicie być ostrożniejsi.

- Jebać to! – ósmy wybrany do zadania więzień, nazywany Pokurczem spojrzał z gniewem na Karla. – Nie idę. Rozmyśliłem się.

Karl zrobił mu przejście i dał znak strażnikom przy drzwiach do pomieszczenie, by przepuścili Pokurcza. Szczur tunelowy, prawie tak dobry jak wybrany do zadania Praha ruszył w stronę wyjścia, a wtedy Karl jednym celnym rzutem ciężkiego sztyletu, przebił mu kark.

- Bardziej ostrożni, niż ten złamas – powiedział Karl bez cienia emocji w głosie, przyglądając się, jak Pokurcz kopie nogami metalową posadzkę w agonalnych drgawkach.

Na znak Karla jeden z jego ludzi pochylił się nad trupem i przeszukał ciało. Wszystkie znalezione fanty przyniósł do Karla.

- Latarka, zapasowa bateria, czujnik elektroniki – fajne cacko, nawet ciekawy nóż, dwadzieścia pięć fajek i pięć porcji wesołka, medpak. Nieźle.

Podszedł do Jonasza, którego wybrał do tej misji.

- Trzymaj. Podziel to pomiędzy wszystkich. Fajki i narkotyki zostawcie na łapówki na SKRZYŻOWANIU. Mogą się wam przydać.

- Ruszajcie – odsunął się pod ścianę i spojrzał na otwarty Kibel.


* * *


Mieszkańcy Gehenny znali ciemność od podszewki. Sektory, które wyzwoliły się spod władzy STRAŻNIKA cierpiały na niedobór energii. Źródłem światła były prymitywne „świetliki” – lampy skonstruowane przez speców z Gildii Zero, prymitywne lampki alkoholowe i rzadsze latarki oparte na ręcznych, mechanicznych ładowarkach. Stara technologia sprzed cywilizacji kosmicznej, ale tutaj, na zagubionym w kosmosie, opętanym okręcie, sprawdzała się doskonale.

Ciemność panująca na dole Kibla była intensywna, lepka i wręcz namacalna.
Kibel miał osie metrów głębokości. Więźniowie usunęli drabinkę i spuścili wybranych ludzi na linach. W inny sposób, poza liną z zaczepem, nie było szansy na wejście przez Kibel na sektor A-0677.

Pierwszy został opuszczony został Ortega, za nim, w krótkich odstępach czasu, pozostali.

Znaleźli się w Zapomnianym Sektorze. W miejscu, które najrozsądniej byłoby ominąć szerokim łukiem.

Wyglądało prawie tak, jak reszta GEHENNY i sektor A-0677 który pozostał nad ich głowami.

[MEDIA]http://behance.vo.llnwd.net/profiles13/2241479/wips/77271/hd_9469ac7b980d43bd2e0124a4543da1b1.jpg[/MEDIA]

Posadzka pod ich stopami, przykryta ciężką kratownicą, lepiła się od lepkich płynów ustrojowych, ale ciała, o których mówił Otto, gdzieś znikły. Ściany pokrywała lśniąca wilgoć, a z oddechy zamarzały w powietrzu – wyraźnie system podtrzymywania życia szwankował w tym sektorze.

Nad ich głowami właz do ich sektora zamknął się z cichym echem.

A-0777

Napis na ścianie pokazywał numer sekcji. Leżącej tuż pod ich sekcją. Jeśli jej rozkład był mniej więcej taki, jak ich sektora mieli cztery drogi do potencjalnych wyjść. Mogli skierować się w stronę A-0776, w stronę A-0778, lub też A-0788 lub A-0768. Konstruktorzy GENENNY byli dość systematyczni i większość sekcji więziennych wyglądała prawie dokładnie tak samo.

Przynajmniej, póki GEHENNA nie wleciała w anomalię. Mogli też odszukać właz do sektora znajdującego się poniżej ich, – czyli najpewniej A-0877.
Przed nimi pojawił się pierwszy wybór. Którą drogą pójść?

Gdzieś, poza wątłym światłem ich latarek, w prawie fizycznie namacalnym mroku, coś zdawało się czaić i obserwować, jakby czekało na ich ruch. Im dłużej wpatrywali się w ciemność wokół nich, tym bardziej pewni byli, że wrażenie obecności czegoś w ciemnościach nie jest tylko grą ich wyobraźni.
Gdzieś, z głębi opuszczonego sektora, jakby na potwierdzenie ich obaw, dało się słyszeć odbity echem, zniekształcony dźwięk, który mógł być wszystkim: krzykiem, odgłosem pracującej maszyny, uderzeniem kosmicznego śmiecia w kadłub kolosa, czy wyciem zagubionej duszy.

Zostali sami. Siedmiu ludzi w bebechach kosmicznego Lewiatana.

Jękliwy dźwięk i wibracja pod ich stopami były zupełnie obce. Wzbudzały irracjonalny strach w sercach co bardziej trwożliwych ludzi. Skapywanie wilgoci ze ścian brzmiało w mroku, jak mlaskanie żrącego, skrytego przed ich oczami demona.
 
Armiel jest offline