Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2013, 13:20   #9
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kaplica Jedynego Władcy Ludzkości

komnata świątynna, pałac gubernatora, centroglomeracyjna strefa administracji imperialnej, Nowy Korynt


Haajve Sorcane, Tyberion

...nos ab hostes custodi...

Cisza otulająca kaplicę przerywana jedynie szeptem modlitewnym klęczącego w wyrazie pokory kapłana, kontrastowała z dziewięcioma ciałami poległych Egzemplariuszy. Zdawała się szydzić z kapłanów i ich starań, szydzić ze stojącego przed wejściem żołnierza, z dwóch Astartes, którzy wkroczyli w te święte progi.

Z Tyberiona, który powinien być dziesiąty.

...non sine hoc templum ingredi...

Obrażenia jakich doznali Egzemplariusze lepiej niż słowa świadczyły o zażartości boju jaki został stoczony w tym uświęconym miejscu. Leżący, uśpieni wiecznym snem Egzemplariusze zdawali się być wpatrzeni w sufit w niemej skardze, żądając ukarania winnych. Morderców, którzy ważyli się podnieść rękę na Synów Imperatora. Na Ojca Haajve i Tyberiona. Zdrada?

Kapłan niestudzenie szeptał modlitwę.

...non sine credentes nocere...

Obaj Astartes przyglądali się leżącym na ziemi kolosom. Czy to była zdrada? Czy może wypowiedziane w porę ostrzeżenie? Kto miał rację? Haajve wysunął rękę, aby zdjąć hełm poległego Egzemplariusza. Aby poznać prawdę.

...sine veri...

Modlitwa urwała się.

Nagłe przerwanie potoku świętych słów zaalarmowało Haajve i Tyberiona. Zwrócili głowy w stronę klęczącego kapłana żeby zobaczyć na jego obliczu szok i przerażenie... ale to nie na nim skupili uwagę. Metaliczne skrzypienie zbroi rozległo się w pomieszczeniu, kiedy jeden z martwych Egzemplariuszy podnosił się na nogi wbiwszy spojrzenie w obu Astartes. Niczym drapieżny ptak doskoczył do klęczącego w osłupieniu kapłana i chwycił go za szaty unosząc do góry, stawiając na nogach. Przez chwilę mierzył zebranych spojrzeniem zza wizjerów hełmu... I wtedy się odezwał.

- Siła będzie fałszem. - wychrypiał Astarte, który powinien być martwy - Niemoc gorzką prawdą. Zapomniany przypomni o sobie i zostanie zapamiętany poprzez zagładę. W cierpieniu będzie odkupienie, a w śmierci zbawienie.

Kiedy przebrzmiało ostatnie słowo wokół zapanowała niezmącona już niczym cisza.



pokład nieznanego niszczyciela SOB

mostek, około osiem mil od Aex II, centralna część Opływu Gordeo, Nowy Korynt


Sihas Blint

Sihas stanął oko w oko w człowiekiem, na którego spotkanie sam wyszedł. Kapitan okazał się być starszym, ale wciąż w doskonałej formie, człowiekiem. Jego czarne włosy gdzieniegdzie były poprzeplatane cienkimi paskami siwizny, jednak postawa, jak i spojrzenie jakim obdarzył Blinta należały do młodszego i silniejszego człowieka, niż na to wyglądał. Mundur kapitański świadczył o randze, jak i o drodze, jaką musiał przebyć kapitan, aby stać się tym, kim był. Tak jak spodziewał się Elizjanin jego przeciwnik celował w niego, obserwując uważnie każdy ruch Blinta, wypatrując nawet najmniejszej oznaki zagrożenia z jego strony. Stał oddalony na tyle, aby nie ryzykować bezpośredniego starcia. Lufa wymierzona była bezbłędnie.

Chciał być pierwszy.

Światełka diodek umieszczonych przy ekranach nawigacyjnych błyszczały spokojnie, czasem tylko zmieniając natężenie światła. Wyświetlane dane zmieniały się leniwie, a ten spokój nie pasował do rozgrywających się wydarzeń na samym mostku.

- Rzuć broń. - pierwsze słowa kapitana zabrzmiały silnie, a ton nie znosił sprzeciwu - Poddaj się.

- Myślisz, że daruje ci zabicie jego ludzi? - Tal patrzył na Blinta stojąc po prawicy kapitana.


Aex II

korytarze, twierdza-posterunek Arbites, centralna część Opływu Gordeo, Nowy Korynt


Kayle Slovinsky

Kayle podjął decyzję. Zdetonowanie zbiornika z Promethium wydawało się najrozsądniejsze w tej sytuacji, jeżeli zależało mu nie tylko na uratowaniu własnej skóry, ale także wspomożeniu dowództwa. Odprowadzanemu wzrokiem sierżanta Kayle'owi wydawało się, iż ten nigdy się nie odwróci. Snajper liczył w myśli każdy krok, jednocześnie odmierzając odległość jaką przeszedł, chcąc mieć pewność, że nie oddali się zbyt daleko.

W pewnym momencie odważył się odwrócić głowę, aby spojrzeć za siebie, na oddział, który pozostawił z tyłu. Sierżant nie zwracał już na niego uwagi, a jedynie dawał ostatnie rozkazy swoim ludziom i nakazał mobilizację. Za chwilę mieli ruszyć dalej, do boju. Nie było wiele czasu. Kayle chwycił pewniej karabin laserowy i skrył się za załomem drzwi. Odczekał chwilę, która trwała dwa oddechy po czym wychylił się i wycelował. Stabilna ręka snajpera oraz wprawne oko pozwoliły mu szybko namierzyć cel. Jeden oddech dzielił go od strzału, kiedy irracjonalna myśl przemknęła mu przez głowę.

Co jeżeli spudłuje?

Kayle przymrużył oczy i strzelił.

Reakcja była natychmiastowa. Wiązka laseru przebiła się przez zbiornik Promethium wywołując zapłon zawartości. Kula ognia błyskawicznie objęła najbliżej stojących żołnierzy, a wybuch rozniósł się po korytarzach. Jego gorąco doleciało do ukrytego snajpera, jednak nie było na tyle silne, aby w jakikolwiek sposób zaszkodzić, nawet jeżeli nie zdążyłby się ponownie przed nim ukryć.

A później rozległy się krzyki. Krzyki bólu, zaskoczenia i wściekłości oznaczały jedno. Nie wszyscy zginęli, chociaż teraz zapewne byli na chwilę odgrodzeni od snajpera.

Aex II
przystań, twierdza-posterunek Arbites, centralna część Opływu Gordeo, Nowy Korynt


Ardor Domitianus, Borya Volodyjovic, Gregor Malrathor, Johnatan Trax

Czas zdawał się płynąć jakby inaczej gdy powrócili do miejsca, z którego mogli myśleć że zaczną.

Vostroyański operator i sanitariusz wojskowy z Cadii raptem wyruszyli stąd do Pałacu Gubernatora, gdzie arcymagos przywrócił im kończyny i uzdrowił ich ciała, choć wciąż Jonatan czuł się pewniej wspierając o ściany z nogą jak gdyby protezą czy odrętwiałą, odessaną ze krwi – była tam, lecz jego władza nad kończyną była dla niego wątpliwa. Choć z każdym krokiem czuł się pewniej, substancje wzmacniające jego ciało i umysł przestały działać kilka godzin temu.

Volodyjovic z kolei chodził lepiej, choć był niemożebnie blady od utraty krwi, drżał od lekkiej gorączki i temperatury – nic z czym by sobie nie był radził i w warunkach bojowych – lecz zapach soli i ropy z morza Koryntu przyprawiał go o mdłości i dreszcze. Był też niemożebnie bardziej zmęczony niż medyk walką o ich wolność i życie, jaka nastąpiła w pałacu.

Z ich trzech Malrathor nie wyszedł de facto dużo lepiej, mimo że jego rola ostatnio sprowadzała się do poszerzania jego autorytetu przez prezencję i wywieranie wpływów i zbieranie informacji. Lord komisarz zdawał sobie sprawę że nie spał od wyruszenia z fortecy, nie jadł jak pozostali żołnierze, ale nie podano mu nawet substancji odżywczych przy okazji ich operacji. Humor mógł mieć dowolnie podły lub dobry, ale zmęczone i brudne ciało domagało się swojego.

Mieli jednak jeszcze jedną rzecz do załatwienia, a i potem nie wyglądało na to by mieli uzyskać bezpieczne schronienie. W ich stanie nic dziwnego że czas kompresował się; zawijał, zmieniał kierunek – minęła jak gdyby wieczność, a ile w rzeczywistości? Dwie doby? Trzy? Cztery?

Sześć? Siedem? Osiem? Dziewięć?

Równie dobrze mogłoby być tyle, gdyby niedokładne obliczenia nie przeczyły niemożliwości takiego wydarzenia. Jednak bliskość Oka Grozy, inny tryb dobowy na odległej planecie i brak kontaktu z Administratum sprawiały że przeciekał im jak myśli we śnie.

Jak we śnie czuli się również gdy wyszli z ekskluzywnego transportu za senatorem i jego dwójką ochroniarzy w purpurowo-czarnych mundurach ze złotym obszyciem, adamantowych kirysach i hełmach o maskach jak lustra weneckie, przesłaniających twarze i odbijających oblicza. Po ruchach ich głów widać było że równie uważnie obserwują otaczających ich żołnierzy Koryntu, jak też sługi inkwizycji.

A otaczający ich żołnierze... Cały fort-posterunek Arbites...

Mury były gdzieniegdzie rozerwane wielkokalibrowymi pociskami artyleryjskimi z bezlitosnej kanonady. Prowadzące na przystań adamantowe wrota, poskręcane i pozginane jak tania blacha został w wielu miejscach odparowane przez broń termiczną. Na samej podziurawionej w niektórych miejscach przez pociski artyleryjskie i wybuchy przystani ułożone były ciała – wszędzie otaczały ich tuziny ciał; zdecydowana większość nakryta improwizowanymi całunami z wojskowych przeciwsztormowych pałatek morskich, gdzie indziej wijących się i pozbawionych kończych od pocisków z bolterów, zarówno ciężkich – ich gniazda w murach rozdarte, zniszczone, wysadzone – jak też prawdopodobnie jednego zwykłego. Wszędzie słychać było jęki i krzyki okaleczonych i umierających, którym próbowali pomóc towarzysze i garstka sanitariuszy. Gdy senator zszedł z pokładu, niewielu żołnierzy zdawało się go rozpoznać, ale grupa poinformowana radiowo o ich przybyciu, najpewniej dowodzenia, podeszła składając salut, zarówno jemu, jak i lordowi komisarzowi i pozostałym żołnierzom. Można było wnioskować, że nikt nie poinformował ich o „reszcie” grupy inkwizycyjnej, dlatego nie rozpoznali w trójce towarzyszy gubernatora żadnego zagrożenia, tylko niewielką grupę doradców wojskowych.

Senator ominął żołnierzy z uprzejmym uśmiechem mamrocząc coś o tym, że nie jest wojskowym i nie należy mu salutować, po czym starając się omijać ciała i nie przeszkadzać wszechobecnym i zajętym żołnierzom po masakrze i nie patrzeć na trupy pływające dookoła przystani, stopniowo wyławiane, podejść do wrót, gdzie ich oczom ukazał się...

Anioł leżał w czarnym pancerzu, chyba częściowo dezaktywowanym. Zdołał zdjąć hełm wcześniej i rozpoznali po ociekająćym krwią obliczu Ardora. Korpus miał przepalony w wielu miejscach, zbroja Astarte była odgnieciona od potężnych sił czyli eksplozji. Wyglądał jak gdyby był na skraju śmierci, przynajmniej gdyby był zwykłym człowiekiem. Domitanus rozpoznał natychmiast trójkę towarzyszy w towarzystwie kogoś wyglądającego na starego, dekadenckiego i wpływowego urzędnika o siwych włosach i purpurowej todze z masą symboliki Koryntu, której nie mógł rozpoznać ani zidentyfikować.

Oczywiście Anioł nie leżał tak po prostu. Po obu stronach w przykucnięciu trójka żołnierzy byłą jak posagi z marmuru, ani drgających, z karabinami i ich bagnetami wycelowanymi w twarz paladyna wyglądając jakiegokolwiek ruchu. Najwidoczniej dowodząca chwilowo całą operacją, młoda porucznik, bardziej dziewczyna niż kobieta o podobnie zakrwawionej i pokrytej sadzą twarzy i włosach szarych od dymu zasalutowała im z pustym spojrzeniem.

- Porucznik Dolores Sonyan melduje pochwycenie głównego celu operacji! Cel został pochwycony żywcem... na skutek... poświęcenia wielu żołnierzy. - głos nieco załamał jej się na koniec i sprawiała wrażenie oczekiwania na pozwolenie dekapitacji Astrate przypasaną szablą energetyczną.
 
-2- jest offline