Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2013, 20:25   #2
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Megan Avery

Ciepły dzień na Bronksie. Uśmiechnięte twarze w oknach. Grupki tańczące do hip-hopu będące zagrzewane przez publikę. Dzieci tańczące wokół hydrantu. Młode chłopaki bez koszulek rzucające bezwstydne spojrzenia na tyłek atrakcyjnej, młodej kobiety dla której od niedawna był to dom. Nie odpowiedziała na ich zaczepki, nie zareagowała. Można się przyzwyczaić o ile nie dotykają to nie jest źle. Nie lubiła kiedy ktoś próbował dotknąć ją wbrew jej samej a mężczyźni często mieli to w zwyczaju.
Zostawiła ich w tyle, myślami była właśnie tam gdzie poniosły ją nogi.
"Lisia Nora", to była jej duma. Jej pierwsza własna rzecz na którą zapracowała własnymi siłami. Uśmiechnęła się na widok czerwonego neonu, który rozbłyskał wieczorem i kiedy miała otworzyć usłyszała ciche pochlipywanie. Rozejrzała się wokoło by zaraz zauważyć małą klęczącą postać z twarzą ukrytą w dłoniach.



Sarah Collins


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RrxePKps87k&list=PL12A27832C1129E28[/MEDIA]

Nick Cave & Bad Seeds śpiewali hipnotyzującym, lekko znużonym głosem kiedy Sarah przebudziła się roztrącając puste butelki z piwem. Klitka, którą od jakiegoś czasu nazywała swoim domem śmierdziała papierosami i stęchlizną. Miała to wszystko gdzieś. Czuła tylko jedną potrzebę. Zemstę, podaną na zimno czy na gorąco. Wszystko jedno.
Zakryła nagie piersi krótkim podkoszulkiem i podeszła do biurka zawalonego papierami. Na ścianie wisiała korkowa tablica, którą pokrywały zdjęcia mężczyzn, odnośniki i znaki zapytania. Wszystko co do tej pory udało jej się ustalić. Teraz musiała zebrać się tylko na odwagę. Zrobić to co zrobiłby dla niej Michael. Skupiła wzrok na niewyraźnym zdjęciu przedstawiającym jakiegoś narkomana. Na ulicy miał ksywę "kabel". To mówiło samo za siebie. Pierwszy szczebel w drabinie zemsty.


Floyd Ackles

Biegł. Biegł ile tylko miał sił w nogach. Skręcał co jakiś czas w boczne uliczki po czym wybiegł na otwartą ulicę i wtopił się w tłum. Jakaś parada, fruwające konfetti. Śmiejące dzieci i donośne dźwięki orkiestry dętej. Przedarł się przez gawiedź i ponownie znikł w bocznej alejce. To był błąd po kilkunastu metrach i dwóch zakrętach powitała go jedynie ściana. Nie było wyjścia. Oddech stawał się coraz szybszy. Bardziej nieregularny. Papierosy robiły swoje, ale czuł, że jeśli czegoś nie zrobi to nie skrócą mu bardziej życia z małej puli, która mu pozostała. Studzienka ściekowa. Rzucił się na ziemię i próbował z całych sił odciągnąć pokrywę, ale ta ani drgnęła. Pomyślał o swoim zasranym życiu. Wszystkie błędy i pomyłki nie zdążyłyby mu przelecieć przed oczami nawet jakby miał cały dzień. Gdzieś od strony wyjścia na ulicę usłyszał kroki.
Obcy obwieszczał swoją obecność, napawał się nią. Wiedział dobrze, że jego ofiar nie ma gdzie uciec i wtedy kiedy "Święty" wyszedł zza rogu dokonać ostatniego namaszczenia stało się coś nieoczekiwanego. Jego cel znikł a jedyny trop prowadził do otwartego wejścia do kanałów pod Chicago...


John Riese

-Dowód. Pokaż dowód obwiesiu.

-Żartujesz Mike? Tacy jak on nie mają dowodu. Żyją poza marginesem społecznym.

Czarnoskóry policjant splunął z obrzydzeniem na chodnik.

-Wiesz ilu bezdomnych mamy w Nowym Yorku? 50 jebanych tysięcy. To, więcej niż ludzi w mieście w którym dorastałem. Możemy przepędzać tych gości a oni ciągle wracają. Spadaj z tej ławki kolego.

Opuchnięte oczy spoglądały na niego przytomnie, świadomie. Nawet nie kusiło go, żeby przedstawić się. Przypomnieć starszemu, że zna go na tyle dobrze by kiedyś nazywać go kumplem. Teraz twarz i ubranie włóczęgi sprawiały, że Johna Riese nie poznałaby nawet rodzona matka. Wstał posłusznie z ławki i zebrał swój dobytek znajdujący się w małym plecaku.

-I nie wracaj tu bo inaczej pogadamy śmieciu!

Odchodząc usłyszał jeszcze jak młodszy z gliniarzy krzyczy.

-Mamy wezwanie. Pożar na skrzyżowaniu Washington i Barrow.

-Kurwa Kolejne podpalenie? Ktoś powinien w końcu dorwać tego dupka zanim spali pół miasta.

Te słowa odbijały się długim echem w głowie Johna Riese'a jeszcze wiele minut później.



 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 27-07-2013 o 20:35.
traveller jest offline