Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2013, 12:18   #10
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Po posiłku i w oczekiwaniu na Eri wyszli z miasta. Odeszli od niego na oko ze 100 metrów.
- Musimy odejść kawałek - Powiedział Gramon. - od incydentu z murem wszelkie walki w mieście są zakazane. Co się zresztą dziwić nie ma tu areny. Dobrze zaczynamy?
Kuroryū skinął głową.
- Postaram się wstrzymywać, przynajmniej na początek. Zaczynajmy. - przyjął pozycję obronną.
- Dobrze więc ja zacznę. - Wyciągnął miecz i wbił go w ziemię w miejscu w którym stał.
Podszedł spokojnym krokiem do Kasou i wykonał proste uderzenie opancerzoną pięścią jako zmyłkę, próbując podciąć jego nogę.
Ten zaś, widząc jego manewr, podskoczył w górę, unikając podcięcia, i jednocześnie wyprowadzając kopnięcie w prawą stronę jego czaszki.
Wykonał obrót blokując uderzenie lewą ręką. Prawą wyprowadzając kolejne uderzenie.
- Jesteś lepszy niż myślałem... - zrobił szybki krok w bok, jednocześnie wyprowadzając potężny cios w brzuch Gramona.
Wojownik powstrzymał swoje uderzenie kierując je jako kontrę ciosu w brzuch. Doszło do zwarcia. Po krótkiej wymianie kilku kolejnych uderzeń bez efektu Gramon zaproponował.
- Może teraz bardziej ostro?
- Jeśli nalegasz. - rzucił Kuroryū, wyprowadzając w jego kierunku potężne kopnięcie i wzmacniając je Haki.
Gramon skoczył do tyłu przyjmując uderzenie będąc w powietrzu. Zredukował tym samym część jego siły. Otrzymując resztę odleciał w miejsce w które wbił miecz. Po wylądowaniu posłał w kierunku Kasou dwa kamienne sztylety.
- Interesująca umiejętność - rzucił spokojnie Kuroryū. Wniknął w ziemię, by po ułamku sekundy wyskoczyć z niej za plecami Gramona, wyprowadzają w niego potężny, wzmocniony haki, prawy sierpowy.
Wojownik zdążył jedynie zasłonić się opancerzoną ręką. Nie przyjął jednak odpowiedniej postawy i odleciał jak trafiony młotem. Wyhamował parę metrów dalej uderzając o ziemię i wbijając w nią miecz. Będą jeszcze oszołomionym posłał kolejny sztylet w kierunku Kuroryou. Tym razem runy na sztylecie zaświeciły się, a sama broń urosła do olbrzymich rozmiarów.
- Runic Art Kolosus! - powiedział po wysłaniu sztyletu.
Kuroryū tylko uśmiechnął się delikatnie.
- I tak powinno być! - rzucił w kierunku Gramona. Utworzył gigantyczną pięść z obsydianu, i posłał ją w stronę wojownika, zamierzając zgnieść jego sztylet po drodze. Ciągle nie wymyślił jeszcze nowych nazw dla swoich ataków; kolejny powód dla którego jego osłabienie było irytujące.
Olbrzymi kamienny miecz rozpadł się zatrzymując pięść.
- Jestem pełny podziwu. Spójrz pod nogi. - Uśmiechnął się. Pod nogami kasou leżał jeden z kamiennych sztyletów. Prawdopodobnie wypadł on po uderzeniu z zaskoczenia. Runy na sztylecie zaświeciły.
- Runic Art Zone! - od strony sztyletu powstała sferyczna bariera która odrzuciła wojownika.
- Zaimponowałeś mi. - rzucił Kuroryū, lądując na ziemi parę metrów dalej. - Chyba powinienem przestać się wstrzymywać. - wyskoczył wysoko w górę i ponownie przywołał gigantyczną pięść z obsydianu. Uderzył nią od góry w Gramona, tym razem wzmacniając ją Haki. Jeśli jego przeciwnik będzie ciągle stać po taki uderzeniu, podejrzewał że zmuszony będzie użyć dużo większej siły.
Wojownik czekał na uderzenie. Gdy obsydianowa pięść była już blisko wbił koleiny sztylet w ziemię i nadal go trzymając wypowiedział.
- Runic Art Zone! - Tym razem strefa otoczyła go. Uderzenie zatrzymało się na kopule, która pod naciskiem zaczęła pękać. Gramon nie czekał. Wyrwał sztylet z ziemi i uskoczył przed uderzeniem wyłączając jednoczenie barierę.
- Przybywanie nowych przybyszów ma jeszcze jedną zaletę. - Powiedział będąc skrytym w tumanie kurzu. - Można się od nich nauczyć nowych technik. - wbił w ziemię pod stopami sztylet. - Runic Art Kolosus! - Miecz urósł podnosząc go na wysokość Kasou. Wojownik był już w bojowej pozycji. - San-ren Kuni Punch! - uderzył w obsydianowy pancerz Kuroryou. Cios był jeden. Pancerz otrzymał jedno potężne uderzenie. Po chwili pojawiło się kolejne które gu ugięło i ostatnie które skruszyło zbroję. Poza lekkim odrzuceniem, ciało jednak nie otrzymało żadnych obrażeń.
Kuroryū wylądował na ugiętych nogach. Gramon mu zaimponował. Widać było że wiedzial jak walczyć. Marine odwrócił się błyskawicznie, uderzając pięścią z obsydianu w kamienny miecz na którym stał jego przeciwnik, łamiąc go w pół. Jednocześnie zaś wykrzyknął.
- Kokuyōseki ryū! - z jego dłoni wystrzelił potężny obsydianowy łeb smoka. Miał zamiar chwycić z jego pomocą Gramona i wbić go w ziemię.
Wojownik zbiegł po złamanym mieczu i wyciągnął z pochwy swoje czarne jednoręczne ostrze. Widząc nadlatującego od dołu smoka użył miecza jako tarczy. Uniknął paszczy i ześlizgując się po obsydianowym cielsku znalazł się na ziemi. Następnie schował broń.
- Tyle chyba wystarczy. - odparł z uśmiechem - Prawdziwy wojownik wie kiedy się wycofać.
- Aye. - rzucił spokojnie Kuroryū - Trudno byłoby nam kontynuować bez zabijania się nawzajem. - uśmiechnął się delikatnie - Zaimponowałeś mi. Nie wiele osób z mojego świata byłoby w stanie stawić mi czoła, nawet w tej osłabionej formie.
- Starałem się - odparł żartem - A tak z ciekawości jak bardzo jesteś osłabiony ? Bo na to nie wyglądało.
- Zobaczmy... - zastanowił się przez moment Kuroryū - Każdy atak z pomocą obsydianu który widziałeś? Byłby magmą. Plus, normalnie posiadałbym całkowitą odporność na większość ataków; potrafię zamieniać swoje ciało w magmę, i ignorować obrażenia. A przynajmniej powinienem móc to zrobić, wasz świat najwyraźniej wpływa jakoś na moje zdolności - rzucił spokojnie Kuroryū.
- Z jednej strony cieszę się że cię osłabił ten świat - przetarł czoło. - bo było by ze mną krucho. Ale i tak wygrałeś. Więcej technik raczej nie posiadam. Wszystko zależne jest od miejsca i przeciwnika. Inaczej przecie walczy się ze stworem i inaczej z wrogiem. Sam rozumiesz, trafiłeś na jedną z bardziej normalnych osób. - uśmiechnął się.
- Gdybym był w pełni swoich mocy, to nie proponowałbym ci sparingu, żeby cię przypadkiem nie zabić - uśmiechnął się krzywo - Ja również wykorzystałem większość tego co znam. Ale, przynajmniej teraz wiem jak potężni są ludzie w tym świecie. Imponujące, szczerze powiedziawszy. - uśmiechnął się delikatnie - Chociaż i tak wypadacie dość kiepsko w porównaniu z Kizaru-san. - zastanowił się przez moment - A mówiąc o potworach... jak silne są te wasze smoki?
- Kizaru.. hmm coś.. nieważne. Smoki? Hmm. Zależnie od koloru i natury. Ogniowe jeszcze da radę ubić jak i te pomniejsze, ale szlachetne to... lepiej nie spotykać. Jak cię zobaczy to i nawet uciekać nie ma po co. No chyba że ma dobry humor. - Uśmiechnął się. I popatrzył w Kierunku czarnej bramy. - Chyba ślicznotka jakaś nadciąga.
Reakcja Gramora na imię przyciągnęła jego uwagę.
- Znasz mężczyznę o tym imieniu? - zapytał spokojnie, choć wewnątrz szalał z ciekawości, a następnie również obejrzał się w kierunku czarnej bramy, ciekaw czy nadciągającą ślicznotką była Eri.
Eri wracała właśnie do miasta. Wraz z nią szedł Kei trzymający na plecach jakieś upolowane Zwierze
- Kizaru. Hmm... Znać nie znam tyle że ktoś o takiej osobie wspominał. Tylko kto? Chłopak? No nie wiem. Na tą chwilę sobie nie przypomnę. Powiedz to na tą cizię czekamy?
- Zgadza się. Lepiej mieć więcej niż jednego tropiciela. Dodatkowa para oczu zawsze się przyda. Poza tym - uśmiechnął się ironicznie w jego stronę - w walce sobie radzisz dobrze, ale twoich tropicielskich umiejętności jeszcze nie widziałem. Lepiej się zabezpieczyć niż żałować. A jeśli przypomnisz sobie kto mówił ci o Kizaru, powiedz mi proszę. To dla mnie ważna informacja.
- Pamiętam jedynie że to był facet. Jak se przypomnę to ci o tym powiem. - uśmiechnął się - Tropiciel ze mnie słaby ale potrafię za śladami podążać. Choć w porównaniu do Catia czy elfów raczej jestem początkującym.
- I właśnie dlatego, mój drogi, mamy ją. Z niej z kolei doskonały tropiciel, ale nie najlepszy wojownik. - Kuroryū wzruszył ramionami - Pracowałem na stopniach oficerskich od lat. Wiem jak konstruować dobry zespół. Co ciekawi mnie bardziej... to ta osoba która jej towarzyszy. - zmrużył oczy - Dziewczyna ma talent do wpadania na przybyszów, nie ma co.
Eri podeszła do wojowników.
- Łup odstaw do koszar~nya. - Odparła do tragarza Kei’a - Uch moja głowa~nyu. Panowie macie ochotę się napić~nya? - Zapytała wojowników.
- Z chęcią, piękna pani. - odparł Gramon
- Towarzystwo doskonałe, więc i można się w nim napić - rzucił Kuroryū - Zwłaszcza iż mam dla ciebie pewną propozycję.
- A więc chodźmy~nya. O suchym gardle nie ma co gadać~nyy
- Już ją lubię. - dorzucił Gramon.
Po chwili dotarli do baru i rozsiedli się przy wolnym stoliku. W barze siedział ubrany na niebiesko chłopak z wielkim mieczem. Ludzie dopiero zaczynali się schodzić. Do baru wszedł kowal Samuraj i zasiadł w samotności, w rogu sali.
- Rose~nyan! - Zawołała kelnerkę. - Kufel gorącego mleka~nya.
- Dla mnie Brązowe piwo!
- W sumie to specjalne okazja... Dla mnie sake. - rzucił spokojnie Kuroryū. Traktował ten napój jako odskocznię od rzeczywistości, jak również wspomnienie swojego mistrza. - Jeszcze tylko drzewko bonzai, i już całkiem będę się czuć jak w domu - wymruczał pod nosem.
Rose przyniosła zamówione trunki i grzecznie się ukłoniła.
- No więc~nya. O czym chciałeś ze mną porozmawiać~nya?
- Jak powiedziałem mam dla ciebie propozycję. - uśmiechnął się delikatnie - Planuję upolować smoka na południe stąd. Ty zaś jesteś najlepszym tropicielem w tym mieście, jak wszyscy mi mówią. Wszelkie zyski z polowania są dzielone między naszą trójkę - wskazał na siebie, na Gramona i na Eri - więc podejrzewam że zadanie będzie opłacalne finansowo. Co sądzisz?
-Nymmm. Brzmi nieźle~nya. Mam go tylko wytropić?
- Tak. - Odparł Gramon upijając łyk piwa - My powinniśmy zająć się resztą. Moje sprawy w stolicy mogą poczekać. - uśmiechnął się.
- Piszę się ale...~nyyy Jeżeli to szlachetny to nici z polowania.~nya.
- Raporty na to nie wskazują, przynajmniej według Hogena. - Rzucił spokojnie Kuroryū - Jedyny szlachetny w okolicy o którym wiem rezyduje podobno na wschód stąd. - spojrzał na nią uważnie - A zatem, piszesz się?
- Czemu nie~nya. Odmelduję się tylko u kapitana i możemy ruszać~nya. Południe mówisz~nya. Może zawitam do stolicy~nyyy.
- Drużyna w komplecie. - Gramon uśmiechnął się szerzej.
- Aye. - rzucił Kuroryū z uśmiechem. Dopił swoje sake, i wstał - Ja również mam jeszcze sprawę do załatwienia. Hogen ma dla mnie konia i zapasy. Powinien je już mieć przygotowane. - rzucił wzrokiem po swojej nowo stworzonej drużynie - Proponuję zebrać się pod bramą za pół godziny, i wyruszyć. Zgoda?
- Aye. - Odparli równo z uśmiechem i dopili do dna swoje kufle.
- A zatem do zobaczenia - rzucił Kuroryū, ruszając z powrotem do zamku, mając zamiar odnaleźć osobę która zapewniała mu transport i zapasy na czas tego zadania.
Na zamkowym dziedzińcu czekał już przygotowany koń. Przy nim stał Marian i Hogen.
- Witam panów. Piękny dzień na rozpoczęcie łowów, nieprawdaż? - rzucił do nich z uśmiechem Kuroryū na powitanie.
- Ho ho ho - Zaśmiał się donośnie Hogen - Humor dopisuje. Cieszę się. Wszystko przygotowane. Możesz wyruszać. Tylko musicie przejechać przez wschodnią bramę. Jeszcze nie naprawiliśmy południowej. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
- Ano dopisuje. Jak dotąd wszystko co zaplanowałem udaje mi się perfekcyjnie, to czemu ma nie dopisywać? - odpowiedział Kuroryū, w dalszym ciągu się uśmiechając - Głęboko dziękuję za pomoc. Jest ona nieoceniona.
- Dobrze powiedziane. Pomagam bo i zyskać mogę. Taki chłop w naszej armii to wielki nabytek. Na a teraz synku ruszaj i wróć cały. Mapę daliśmy jeno tylko Wschodniej Marży powinna wystarczyć.
Kuroryū ukłonił się delikatnie, zabierając konia wraz z zapasami i ruszając w kierunku bramy. Na chwilę obecną przyszłość wyglądała dość jasno.
Przed bramą czekali li już jego nowi towarzysze. Wszyscy będąc już gotowymi wyruszyli na południe. Kasou by być lepiej zorientowanym przyjrzał się mapie Wschodniej Marży.
http://i39.tinypic.com/wtshgi.png
Kuroryū przyglądał się mapie uważnie. Wyglądało na to że po drodze będą musieli przejechać przez las, a następnie zjechać z głównej drogi by ruszyć w stronę kopalni, gdzie ostatni raz widziany był smok. Zaciekawiła go gwiazda.
- Gramor! - rzucił do swojego towarzysza - Czym jest ten Dywizjon, o którym wspomina mapa? Wypada nam po drodze.
- Jest trochę odsunięty od szlaku, ale przydało by się tam zajrzeć by zaczerpnąć słowa.
- Jeżeli w okolicy jest smok to oni powinni o tym wiedzieć~nya.
- Kicia ma rację. Możliwe że będziemy musieli też się wspinać, więc jakaś uprząż by się przydała.
- Hmm. Mogę podróżować przez skałę również w pionie, ale podejrzewam że nie będę mógł tego zrobić w tym wypadku. Nie bylibyście w stanie za mną nadążyć. - zastanowił się przez moment - Dobrze zatem. Wstąpimy do nich po drodze. A potem dalej do kopalni, tam ostatnio był widziany ten smok.
Zaciemniało się ściemniać gdy drużyna wjeżdżała do lasu. Wszyscy byli przygotowani na to co mogło ich zaatakować. Gdy usłyszeli warczenie wiedzieli już że nie przejadą spokojnie przez ten las. Konie były wystraszone.
- Potrzebujemy je gdzieś przywiązać - rzucił Kuroryū - nie możemy sobie pozwolić na ucieczkę koni.
Wjechali w gęstwinę i przywiązali uprzęże do gałęzi jakiegoś małego drzewa.
- Coś wyczułaś - Zapytał Gramon, gdy Eri pociągnęła kilka razy nosem.
- Tigrex i Rthalos~rrr. Mam nadzieję że nie uwiły sobie tu gniazda.~nya.
- W takim razie musimy je tylko odstraszyć.
- Hmm. Znacie się na tutejszej zwierzynie lepiej ode mnie. - Kuroryū wzruszył ramionami - W jaki sposób chcecie je odstraszyć?
- Hmm. Nie myślałem o tym. - Odparł bez namysłu Gramon.
- Może ogień~nyu?
- Prędzej las pójdzie z dymem.
Wnet stało się coś niezwykłego. Ciało Kasou stało się czerwone i zaczęło parować. Olbrzymie gorąco, dreszcze. Nagle zaczęło leciutko świecić.
- Co do...
- Nyuuu?
I wnet potężny wybuch światła. Jego ośrodkiem było ciało Kuroryou. Białe światło przeszyło cały las, a łuna była dostrzegalna nawet w samej stolicy. Po chwili biel światła zastąpiona została czernią. Czarne światło zaczęło przygasać. Po chwili wszystko wróciło do normy, a nawet lepiej. Stwory uciekły. Ból minął, w przeciwieństwie do dreszczy. Gramon nie mógł powstrzymać opadającej szczęki, a wyraz jego twarzy był przezabawny.
~nnnn. Zdolny jesteś Kasou~nyy. Ciągle mnie zaskakujesz~nya. - Powiedziała Eri przemagając olbrzymie zdziwienie.
- I mnie również. dopowiedział wojownik z ciągle otwartymi ustami.
Kuroryū wstał powoli z ziemi, otrząsając się, jak gdyby po kąpieli w lodowato zimnej wodzie. Spojrzał na swoje dłonie. Dyszał lekko.
- To było... niespodziewane. - powiedział - Nie posiadam żadnej zdolności która powinna być w stanie... - przerwał w pół słowa, jak gdyby spłynęło na niego oświecenie.
- O co chodzi? - Zapytał Gramon uprzedzając w tym łowczynię.
- Wygląda na to... - rzucił cicho, w dalszym ciągu oddychając ciężko - Że wasz świat miał większy wpływ na moje zdolności niż początkowo myślałem. Ale potrzebuję się upewnić... - wycelował palce w dość odległe drzewo, a konkretniej w jego korzenie. - że nie mylę się w swojej ocenie - Jego palec zaczął świecić czarnym światłem, które, paradoksalnie wręcz, dobrze oświetliło okolicę. Po chwili oderwał się od niego cienki strumień światła, trafiając w podstawę drzewa i wykorzeniając je w potężnej eksplozji. Kuroryū był tym wyraźnie zadziwiony.
- A niech mnie... - zamruczał, słyszalnie dla swoich towarzyszy - Pika Pika no Mi... - powiedział z zachwytem.
- Najpierw kamień teraz światło~nya. - zamruczała łowczyni - Wy przybysze nigdy nie przestaniecie mnie zaskakiwać~nya.
- A ja bym się chyba czegoś napił - dopowiedział “Stalowa Pięść”, zmieniając cały nastrój sytuacji. - Nie chcę przeszkadzać w całym zachwycaniu się nowościami, ale nadal jesteśmy w lesie.
- Duży dobrze prawi~nya. Później pooglądamy światełka~nya. Trzeba szybko ruszać.~nya.
- Czy cizia nazwała mnie dużym? - Zapytał szeptem Kasou - Chyba leci na mnie. - Uśmiech.
- Hai, hai. - uśmiechnął się w jego kierunku ironicznie Kuroryū - Dostrzegłem ją pierwszy, mój drogi. - rzucił cicho, głośno zaś dodał - Zgadzam się. Sytuację mogę wam wyjaśnić po drodze. - w mniej niż ułamku sekundy stał obok swojego konia. Jego towarzysze nawet nie dostrzegli ruchu - A zatem, ruszajmy w dalszą drogę. - rzucił do nich z uśmiechem.
Pośpiesznie ruszyli w dalszą drogę. Po niespełna godzinie wyjechali bezpiecznie z lasu. Widocznie błysk musiał wystraszyć wszystkie pobliskie zwierzęta. Było już ciemno, ale dalsza trasa biegła już wyłącznie przez równiny.
Jadąc dość szybko, Kuroryū odwrócił się w stronę swoich towarzyszy.
- Podejrzewam że chcecie wyjaśnień na temat tego co się stało?
Od powiedziało mu nieme kiwnięcie głowy. Słowa były zbędne.
Kuroryū również odpowiedział skinięciem. Następnie zastanowił się przez moment.
- Hmm... gdzie by tu zacząć - westchnął delikatnie - W moim świecie rozmaite moce zapewniane są przez tak zwane Diabelskie Owoce. - powiedział spokojnie - Dzielą się one na trzy kategorie, ale ponieważ jest mało prawdopodobne że kiedykolwiek napotkacie pozostałe dwie, wyjaśnię tylko działanie mojej. - spojrzał gdzieś w dal - Mój owoc jest Logią. Logie posiadają zdolność do przemiany w oraz tworzenia danego żywiołu. W moim przypadku - odwrócił się ponownie w ich kierunku - oryginalnie była to magma. Utraciłem zdolność przemiany w tym świecie, zaś moja magma uległa degradacji do zwykłego kamienia. Najwyraźniej jednak, wasz świat ma mocniejszy wpływ na owoce niż początkowo myślałem. Mój owoc pod jego wpływem przekształcił się w Pika Pika no Mi. Stałem się Człowiekiem-Światło. - potarł tył głowy w delikatnym zakłopotaniu - Nie jestem pewien w wyniku czego dokładnie dokonała się ta zmiana, ale jest to dla nas korzystne.
Eri pokiwała głową na znak że zrozumiała i poderdała ogonkiem.
- Skoro to korzystne to wszystko jasne~nya. Twoja aura także uległa lekkiej zmianie~nya.
- Hmm. A ten cały Kisaru? Co potrafił? - Zapytał z zaciekawieniem Gramon.
Kuroryū zaśmiał się głośno.
- Admirał Kizaru jest posiadaczem Pika Pika no Mi w moim świecie. Widziałem go w akcji tylko kilka razy; bardzo mało zagrożeń wymaga interwencji admirała. - wzruszył delikatnie ramionami - Widziałem jak zniszczył flotę pirackich okrętów. Siedemnaście okrętów, przeszło trzy tysiące osób załogi. Zniszczone w przeciągu minuty, a Kizaru-san wrócił bez żadnego zadrapania - uśmiechnął się w kierunku swoich towarzyszy - Jeszcze sporo brakuje mi do jego poziomu, obawiam się.
- Słyszę, że twój świat jest równie niebezpieczny co nasz. - uśmiechnął się i zamyślił - Kizaru... hmm. Coś mi świta. Roku? Tak Roku. Tak się nazywała osoba, która o nim wspomniała. Nie słuchałem dokładnie bo to była czyjaś rozmowa. Ale gdzie... Uuu mniejsza. Kicia daleko jeszcze do tego Dywizjonu?
- Przed ranem dojedziemy~nya. - odpowiedziała i skierowała swój wzrok na Kasou - A mnie zaciekawił twój świat~nya. Chętnie bym jeszcze o nim posłuchała~nya.
- A ja z chęcią opowiem, mając do dyspozycji tak cudowną słuchaczkę - uśmiechnął się w jej stronę Kuroryū - Jest coś o czymś chciałabyś usłyszeć? - zapytał miłym tonem.
- Jakie są w twoim swiecie kobiety~nya. Słyszałam już o takim w którym były straszne i lubiły wypić~nya. A jak jest z nimi u ciebie~nyyy?
Kuroryū zaśmiał się cicho.
- Zaskakująco zwyczajne. - rzucił w odpowiedzi - Aczkolwiek, jak wszędzie, są wyjątki. Są piękne i brzydkie, okrutne i łagodne, potężne i słabe. Choć, jeśli chodzi o te które zdołały zyskać sławę... - uśmiechnął się - to już jest inna historia.
- Pod tym względem jest stosunkowo zwyczajny. - podsumował Gramon - Kiciu a co to za śwait z tymi co lubią wypić? Wielce mnie zainteresował. - uśmiech. Eri pokręciła głową.
- Jedźmy już~nya.
Nim słońce wzeszło dotarli do dywizjonu. Na powitanie natrafili na strażników. Nie byli oni poinformowani o przybyciu gości i już mieli zatrzymać podróżnych, gdy spostrzegli Gramona.
- Czołem. - Rozdarł się z typowym jemu uśmiechem - Kapitan u siebie?-Nieme potwierdzenie. - Dobrze!. Zaraz zajrzę tam do waszego browaru. A teraz weźcie konie i prowadźcie.
Kuroryū zsiadł z konia, zainteresowany. Najwyraźniej Gramon miał bardziej interesujące znajomości niż mógłby przypuszczać na pierwszy rzut oka. Obrzucił wzrokiem cały obóz, zainteresowany. Poza tym, zawsze istniała mała szansa że nie będą chcieli go stąd wypuścić. Należało przebadać możliwe drogi ucieczki.
Dywizjon ułożony był w miarę prosto. Jedno skrzyżowanie, wszystko otoczone drewnianymi domkami żołnierzy. Po prawa droga wiodła do Bali czyli tutejszej łaźni oraz do siedziby dowództwa. Lewa do Piwiarni, a dokładniej Pubu. Droga na wprost prowadziła przez cały obóz pomiędzy domkami żołnierzy, na końcu jednak były zgliszcza pod niedawnym pożarze. Żołnierze doprowadzili podróżnych pod sam “gmach” dowództwa. był to największy budynek, poza piwiarnią. W środku za wielkim stołem siedział dowódca. A po jego bokach dwóch podkomednych.
<img src="http://i39.tinypic.com/16lz8qq.jpg" height="350" width="275" /><img src="http://fc08.deviantart.net/fs70/f/2013/042/1/6/old_knight_by_umedama-d5ulyc7.jpg" height="350" width="250" /><img src="http://i.imgur.com/62iCb.jpg" height="350" width="275" />
Przy ścianie na ławce leżał zwiadowca
- Interesująca grupka. - rzucił cicho do Gramona - Najwyraźniej twoi znajomi, przedstaw nas. - dorzucił równie cicho.
- Spokojna głowa. - Odparł cicho - Kopę lat Henryku.
- Ciebie też milo widzieć. - Odparł twardy głos. - Jak zwykle zadowolony z życia?
- A czemu nie. Właśnie kończy mi się przerwa. Niedługo muszę wracać do stolicy. Jak wnuk?
- A dobrze. Idzie w ślady ojca. Wojaczka mu w głowie. Tak poza przyjemnościami. Z kim przybyłeś?
- A tak. To jest łowczyni z Lofar. Eri. - Łuczniczka się ukłoniła. - A to jest nowy przybysz i kandydat na członka naszych oddziałów specjalnych. Kuroryū.
- A co was tu sprowadza. - Zapytał podkomędny z wielkim mieczem.
- Zadanie egzaminacyjne. Wiesz Henryku. Hogan jak zwykle ma poczucie humoru.
- Stary dziad jeszcze dycha?
- Twardy jest nie ma co. - Zaśmiał się Gramon - Chodź teraz mniej się angażuje. Starość. Nadchodzi czas nowych pokoleń.
- Mnie tak szybko nie poślą w odstawkę. - Uśmiechnął się dowódca spod twardych rysów twarzy. - Pewnie spragniony jesteś drogą. Piwiarnia stoi otworem.
- Dzięki. Mój towarzysz pragnie zamienić z tobą parę słów. - klepnął Kasou w bark i wyszedł z budynku.
Kuroryū podszedł do dowódcy, kłaniając się lekko na powitanie.
- Witam. Jak wspomniał mój towarzysz, nazywam się Kuroryū. Otrzymałem informację że w pobliżu tego miejsca znajduje się smok, jak również zadanie zabicia bestii. Byłbym bardzo zobowiązany za jakiekolwiek informacje na jego temat. - rzucił krótko i rzeczowo Marine.
Dowódca odwrócił się zamyślając się.
- Zaiste smok jest gdzieś w tym rejonie. Ale... Shihou
- Tak - podniosła się z miejsca, ubrana na biało, podkomendna. - Smok zaatakował nasz dywizjon niespełna 4 dni temu. Spłonęło 8 baraków. Po zwiadzie wykonanym przez naszego zwiadowcę odkryliśmy jednego smoczego osobnika w górach nad kopalnią. Jednak nie mamy pewności czy to właśnie ten nas zaatakował. Jeżeli pan chce możemy wysłać z panem naszego łowcę. Powinien doprowadzić was na miejsce.
- Zakładam - powiedział cicho Kuroryū - że za tym ale kryje się coś więcej niż tylko lokacja. A zatem wiecie gdzie jest. Pójdziemy tam, a następnie personalnie go wyeliminuję. Hmm... - interesujący pomysł przyszedł mu do głowy - Wasz łowca wie dokładnie gdzie to jest?
- Gdzie to jest? - powtórzyła podkomendna - Jeżeli chodzi o smoka to wiemy mniej więcej gdzie powinien być. A raczej łowczyni wie.
- Phi. Personalnie. - Zakpił drugi podkomendny. - Sam jeden na smoka. To będzie dopiero ubaw.
- Gorn! - zawarczała Shihou.
- No co. Chciałbym obejrzeć tą masakrę.
Dowódca cały czas nie reagował, pozostawał w zamyśleniu. Po chwili jednak odezwał się.
- Panie Kuroryou. Jak mniemam jest pan świadomy niebezpieczeństwa tam czyhającego. Walka ze smokiem to nie przelewki. Poza tym nie idzie pan sam. - Mówił spokojnie. Był dowódcą i to było odczuwalne. - Pytając nas o radę zaciągnął pan jednocześnie dług wobec mnie i moich ludzi.
Kuroryū spojrzał na niego uważnie. Zastanawiał się nad czymś.
- I, jak rozumiem, będzie pan oczekiwał jego spłaty. - rzucił, bardziej stwierdzając fakt niż zadając pytanie. Zaśmiał się również cicho - Panie... Gorn, zgadza się? - rzucił do podkomendnego - Zapewniam że stawiałem czoła o wiele groźniejszym zagrożeniom niż smoki. Nie boję się bestii. - uśmiechnął się w jego stronę wyzywająco - Ani ludzi.
- Ty... - już miał chwycić za broń gdy został uciszony, podniesieniem ręki, przez dowódcę
- Jest pan jeszcze nowy w tym świcie, ale ma pan rację. Bestii nie należy się bać, tylko szanować. To w końcu zwierzęta i mają swój instynkt. A co się tyczy ludzi... czas pokarze. - na chwilę zamilkł - Ludzie z kopalni są strapieni. Mają problem. Problem z wnętrza ziemi. Jego istnienie zmazuje mi sen z powiek. - odwrócił się i popatrzył na Kasou.
- Zaś pan chciałby ten problem rozwiązać? - zapytał spokojnie Kuroryū - Przykro, ale pyta pan złego człowieka. Jeszcze wczoraj doskonale bym się do tego nadał... ale dziś? - pokręcił głową - Nie sądzę bym był w stanie wykonać zadanie pod ziemią.
- Nie jest to tylko mój problem. Król Aron chciałby by kopalnia znów funkcjonowała.
- Och, rozumiem. I tu leży problem. Na chwilę obecną... - rzucił spokojnie - ten świat przekształcił moje moce. Nie ufam sobie na tyle by wierzyć że kopalnia w dalszym ciągu będzie stała po spotkaniu ze mną.
Dowódca zamyślił się. Minęła dłuższa chwila zanim znów coś powiedział.
- Rozumiem. - Powiedział spokojnie - Utrata kopalni była by wielką stratą. W takim kwestię zapłaty omówimy gdy będą ku temu okoliczności. Shihou. - zwrócił się do swojej podkomendnej - Zaprowadź pana do piwiarni. I udziel mu informacji jakich potrzebuje - dodał po chwili.
- Dowódco a co z... - wskazała na dziewczynę śpiącą na ławce.
- Ja ją obudzę. - Wtrącił się Gorn. Wstał podszedł do kobiety z zamiarem złapania ją za piersi. Po chwili leżał na łopatkach z ręką dziwnie zgiętą. Nie zdążył zrobić tego co zamierzał. Dziewczyna nadal spała, a może raczej czuwała.
- Pozwólmy jej jeszcze trochę pospać. - powiedział z opóźnieniem Dowódca.
Kuroryū parsknął śmiechem.
- Widzę że niedocenianie cudzych umiejętności to u ciebie nawyk. - Rzucił do Gorna z uśmiechem, nagle stojąc centralnie nad nim. Nikt w namiocie nie zauważył nawet ruchu. Pochylił się nad nim. - Zakpij ze mnie jeszcze raz, a nigdy nie znajdą twoich zwłok. - Rzucił w dalszym ciągu z uśmiechem tak że tylko Gorn mógł to usłyszeć. - A teraz - nagle stal przy wyjściu z namiotu i Shihou oraz Eri - przyznaję że jestem nieco spragniony po podróży. Bardzo dziękuję tak przyjazne ugoszczenie. - ukłonił się delikatnie dowódcy - Dług zaś spłacę... w ten czy inny sposób. - dodał poważnie. Był, mimo wszystko, uczciwym człowiekiem. To bardzo pomagało w jego pracy.
Dotarcie do Piwiarni nie stanowiło problemu. Po chwili byli w środku. Pomieszczenie nie należało do największych ale panowała tu przyjemne ciepło. Barmanem był jeden z żołnierzy, prawdo podobnie tutejszy kucharz. Przy stoliku siedział już Gramon i popijał swój 3 kufel piwa. Przy nim czekał kufel gorącego mleka. Eri wymruczała dziękuję i zajęła się konsumpcją. Przy ladzie siedział jakiś nieznajomy. Jego strój odróżniał go od żołnierzy. Miał przy sobie futerał od gitary. Prawdo podobnie przejezdny.
Kuroryū również dosiadł się do stołu, i zwyczajowo już, zamówił sake. Napój ten działał na niego uspokajająco, a incydent z Gornem nieźle go zirytował. Był przyzwyczajony do szacunku, jakim darzono osoby jego stopnia, nie zaś drwin.
- Oy, oy. - wymruczał - Było blisko. - gdy tylko otrzymał trunek, wypił go duszkiem. - Potrzebuję czegoś do zabicia. - zamruczał pod nosem.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline