Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2013, 01:21   #8
Gerappa92
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Niziołka nie wiedziała czego ma się spodziewać. Czuła strach, jednak była z nim dobrze oswojona więc wstała i z kamienną miną przytaknęła a następnie powoli ruszyła w stronę nieznanej postaci, bacznie ją obserwując.

Mężczyzna znów wykonał zachęcający gest. Jego maska była permanentnie wykrzywiona w złowieszczym uśmiechu. Widział, że sprawia ona Liapoli dyskomfort lecz nie miał zamiaru jej ściągać.

Jej wyraz przyprawiał o dreszcze a język stawał w gardle , jednak Liapoa zdobyła się na wykrztuszenie kilku słów.

- Dokąd wyruszamy?

- Wszystko w swoim czasie, drogie dziecko... - odparła zakapturzona postać, po czym ruszyła w stronę drewnianych drzwi, przy których wcześniej płonęła pochodnia. Wątłe magiczne światło podążało za nią.

“Drogie dziecko". Ciepłe słowa z zimnych ust. Dziewczynę ogarniała ogromna niepewność wywołana tajemnicza postacią. *W co ja się pakuję?* - Pomyślała, lecz wiedziała, że to jedyna ścieżka, jaką może w tej chwili obrać by ruszyć z miejsca i nie wpaść w otchłań zapomnienia.

Drzwi otworzyły się z piskiem a w parę uciekinierów uderzył powiew świeżego powietrza. Mężczyzna wszedł do następnego pomieszczenia wypełnionego światłem kilku pochodni. Był to długi korytarz, na którego końcu znajdowały się schody w górę. Maska zwróciła swe oblicze w stronę niziołki oczekująco a czarna rękawiczka dała jej znak, aby ruszyła przodem.

Liapoa musiała poruszać się truchtem by nadążyć za mężczyzną jednak mimo to poruszała się z gracją. Kiedy towarzysz nakazał jej iść pierwszą, zatrzymała się i spojrzała na niego pytająco, na jej twarzy malowała się podejrzliwość i zdziwienie.

Mężczyzna zaśmiał się szeptem i sam ruszył przodem Liapoli zrobiło się lżej gdyż czuła się pewniej kiedy to ona była za plecami nieznajomego. Ten zatrzymał się nagle przy drzwiach tuż obok schodów, których Liapoa wcześniej nie zauważyła.

- Ssel duach tim. - Wyszeptał, pukając w drzwi zamaskowany a te kliknęły i otworzyły się. Mężczyzna wszedł do środka, jeszcze raz oświetlając ciemne pomieszczenie. W środku znajdowały się drewniane skrzynie, każda oznakowana numerem celi. Po chwili podszedł do jednej i wypowiedział zaklęcie jeszcze raz.

- Twój ekwipunek... - Wskazał na otwartą skrzynię. W środku leżał plecak, sztylet, oraz różne przyrządy złodziejskie. Mężczyzna schylił się z zainteresowaniem i wyciągnął małą fiolkę.

- Ciekawe, paraliżująca trucizna. Bardzo ciężko ją zdobyć. Używaj jej rozsądnie... - Powiedział wręczając jej przedmiot, po czym odsunął się od skrzyni aby dać jej komfort, odzyskiwania wcześniej straconego ekwpiunku.

Nieznajomy wywarł na dziewczynie niemałe wrażenie. Kilka słów a drzwi i skrzynie stawały przed nim otworem. Ona sama potrzebowałaby na to kilka minut i oczywiście nie obyłoby się bez specjalnych narzędzi, przynajmniej do takiego typu zamków jakie sforsował jej “wybawca”. Kiedy ten wręczył jej flakonik przyjęła go beznamiętnie. Poradę skwitowała lekceważącym kiwnięciem głowy.

Kiedy już zajrzała do skrzyni jej oczom ukazał się jej ekwipunek. Odwróciła się do mężczyzny i tym razem z widoczną wdzięcznością uśmiechnęła się do niego. Po chwili przyrządy złodziejskie znajdowały się na swoim właściwym miejscu, a sztylet cicho wpadł do pochwy zamocowanej przy udzie. Odwróciła się i szepnęła.

- Jestem gotowa. - Zamaskowany kiwną głową i ruszył bezszelestnie w stronę wyjścia.

Schody okazały się być długie, a stopnie wysokie. Po kilku minutach Liapoa dyszała lekko wycieńczona długim pobytem w lochach. Mężczyzna nie okazywał żadnych oznak zmęczenia. W końcu para dotarła do następnych drzwi. Gdy je otworzył oczom Liapoli ukazało się nocne, bezchmurne niebo pełne gwiazd. Świeże powietrze wypełniło płuca Liapoli, co orzeźwiło jej umysł. Jednak entuzjazm się nie pojawił. Znajdowali się na placu otoczonym grubym, wysokim murem lecz nieznajomy nie przejmował się tym. Rozejrzał się jedynie po okolicy a Liapoa starała podążać się za jego wzrokiem lustrując szczegółowo otoczenie. Zliczyła sześć pochodni na murach. Strażnicy wypełniali swą służbę patrolując okolicę. Mężczyzna nagle ruszył szybkim krokiem w stronę bramy. Jeden ze strażników wskazał na parę lecz ten nawet się nie zatrzymał wypowiadając słowo zaklęcia.

- Muertlosim. - Koścista ręka zmaterializowała się przed zbrojnym i dotknęła go. Strażnik zwiotczał, upuścił pochodnię i upadł na zimne kamienie murów. Zamaskowany natychmiast zaczął rzucać następne zaklęcie na trupa a ten po chwili wstał, lecz nie podniósł już pochodni. Powoli udał się do budynku, w którym znajdowała się dźwignia kontrolująca bramę. Po chwili Neverwinter stało przed nimi otworem.

Liapoa stała sparaliżowana. Gdy mężczyzna uśmiercił jednym słowem strażnika na murze a następnie swym przepełnionym tajemniczością szeptem pokierował nim jak lalką tak by otworzył bramę. Liapoa przełknęła głośno ślinę i po chwili wahania rzuciła się biegiem ku wyjściu gdzie stał nieznajomy, który zapewne był czarodziejem o głębokim wtajemniczeniu. Kiedy brama była za jej plecami czuła że pragnie uciec od niego jak najdalej, jednak wizja kościstego palca, który ją dosięga trzymała ją w ryzach.

Postać zawahała się. - Boisz się mnie, dziecko... Niedługo przekonasz się, że maska którą noszę wyzwoli cię z wszelkiego strachu. Będziesz widzieć tą emocję jedynie w oczach innych... - Wyszeptał tajemniczo po czym skierował się w jedną z mniejszych uliczek biegnących wzdłuż tej wielkiej, prowadzącej do twierdzy, która jeszcze tak niedawno trzymała niziołkę w niewoli. Gdy zobaczył, że Liapoa nie rusza się z miejsca odwrócił się, i dał znak ręką aby podążyła za nim. Po chwili wahania ruszyła w jego stronę.

Jego słowa ją uraziły dlatego z zawziętą miną rzekła do niego. -Wcale się nie boję. - Oczywiście kłamiąc.

Nieznajomy zaśmiał się głośno. Liapoa odnotowała, że coś w jego głosie jest nie tak. Brzmiał jakby... nienaturalnie. Brzmiał jakby był magiczny, nie wypowiedziany przez prawdziwe usta. Mężczyzna nie odezwał się więcej i prowadził dziewczynę przez skomplikowaną sieć małych alejek. Niziołka znała to miasto i wiedziała, gdzie się znajdują gdy w końcu dotarli do celu. Stali przed piękną willą otoczoną niskim murkiem w dzielnicy Blacklake. Przed stalową bramą stali dwaj strażnicy lecz zamiast hełmu nosili podobne maski do nieznajomego oraz kolczany kaptur.

- Niech kłamstwo będzie naszą prawdą. - Powiedział w przywitaniu a zbrojni otworzyli bramę i wpuścili obydwoje do środka.

- Czy jesteś gotowa na inicjację. Liapolo. - Powiedział czarodziej. Liapoa nie pamiętała, żeby podawała mu swe imię. Ciarki przeszły jej po plecach.

Willa zrobiła na dziewczynie duże wrażenie. Widziała ją już nie raz, jednak nigdy nie zauważyła by ktokolwiek w niej urzędował. Dziś strzegły ją tajemnicze Maski. Stała przed wejściem do budynku i czuła się jak marionetka. Jak “dziecko”. Wiedziała, że nie ma innego wyboru. Skoro już weszła do rzeki to musi popłynąć z jej nurtem.

- Prawda umiera gdy rodzi się kłamstwo. - Rzekła wpatrzona w drzwi przed nią. Zacisnęła zęby i ruszyła przed siebie nie czekając na swego wybawcę.

Zamaskowany ruszył za dziewczyną beznamiętnie. Gdy drzwi otwarły się przed nimi Liapolę powitał zapach świeżo upieczonego mięsa. Niziołce zaburczało w brzuchu gdy pomyślała o skonsumowaniu przepysznej pieczeni. Gdy weszła do środka powitały ją dwie postacie podobnie ubrane do jej wybawcy. Jedyną różnicę, jaką zauważyła, to brak czarnych rękawic na ich dłoniach.


- Witamy cię w naszych skromnych progach. - Ukłonił się jeden nisko.
- Zapewne czujesz zmęczenie oraz ból w nogach. - Ukłonił się drugi.
- Pojdź za nami a otrzymasz pyszny posiłek. - Pierwszy wyprostował się i przekrzywił głowę w jedną stronę.
- Zostanie ci wynagrodzony dzisiejszej nocy wysiłek. - Odezwał się drugi robiąc to samo, jego głowa przekrzywiła się w drugą stronę. Czarodziej podszedł do obydwu i spojrzał się im w oczy.

- Głupcy! Wariaci! Straszą dziewczynę swymi idiotycznymi rymami. Idźcie już przygotowywać ten stół. - Mężczyźni cofnęli się przed nagłym atakiem słów wybawcy Liapoli.

- Chcieliśmy jedynie ją powitać w naszym zwyczaju. - Powiedział ten, w którego oczy spoglądał czarodziej. - Niestety nigdy nie jesteśmy rozumiani w tym kraju. - Odparował drugi ze smutkiem. Czarodziej parsknął i wzruszył ramionami poddając się.

- Choć, moja droga, czeka na ciebie posiłek zanim rozpoczniemy inicjację. - Powiedział w końcu spokojnym, kojącym głosem.

- Wcalę się ich nie przestraszyłam! - Rzekła dziarsko do zakapturzonego czarodzieja. - Co oni mieli na myśli? Skąd oni są?

- Drogie dziecko, wszystko w swoim czasie, możemy ujawnić naszą tożsamość jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Poznasz nas wszystkich przy inicjacji. - Powiedział nieznajomy po czym ruszył w stronę jadalni, jego pobratymcy zaś ukłonili się, i poszli jego śladem.

Liapoa obserwowała jak wszyscy się kłaniają w stronę mężczyzny, który ją tu przyprowadził. Wszyscy byli zamaskowani. Nagle poczuła falę przerażenia przypominając sobie swoje straszne przeżycia z lochów świątyni Cyrica, do których została sprowadzona siłą w dzieciństwie by służyć kapłanom za małą prostytutkę. Stanęła jak wryta. Obrazy z przeszłości śmigały jej w głowie a ciało odmówiło posłuszeństwa. Jeszcze raz spojrzała na to, co działo się wewnątrz. Wzięła głęboki oddech, następnie wypuściła powoli powietrze.

- A co jeśli nie pójdę dalej? - Nagle zapytała.

Mężczyźni obrócili się napięcie i spojrzeli się w stronę niziołki. Smutek zawitał w oczach zamaskowanych postaci, które zapewne były przedstawicielami profesji bardów. Spuścili głowy.

- Nie chcesz wiedzieć, moja droga. - Powiedział wyjątkowo spokojnie jej wybawca. Wszyscy odwrócili się razem i wkroczyli przez drzwi zapewne wiodące do jadalni. Liapoa spojrzała przez ramię na zamknięte drzwi główne willi. Potem spuściła wzrok na swój sztylet przymocowany u nogi. *Zawdzięczam im wolność.* - Pomyślała. Wyprostowała się i zamknęła oczy. Właśnie podjęła ostatecznie decyzję.

- A więc sprawdźmy jaki jest koszt tej wolności. - Powiedziała pod nosem i ruszyła pociągnięta aromatem pieczeni.

Gdy Liapoa wkroczyła do jadalni napotkała kilkanaście par oczu patrzących oczekująco. Jedna z zamaskowanych postaci wskazała miejsce przy długim stole. Zapewne był to jej wybawca, gdyż siedział na jego czele, lecz nie była pewna wśród tak wielkiej ilości anonimowych osób. Stół był pełen różnego rodzaju rozkoszy. Znajdowały się na nim potrawy znane i sprawdzone, takie jak ziemniaki w mundurkach czy zupa jarzynowa, oraz bardziej egzotyczne. Jednak uwagę Liapoli głównie zwrócił widok wielkiego półmisku pełnego pomarańczy, bananów, i winogron. Owoce te były prawdziwym rarytasem w tych stronach. Nigdy nawet nie skosztowała pomarańczy czy winogron, lecz była przekonana, że smakują wyśmienicie. Nie umknął również jej uwadze ogromny pieczony prosiak stojący na środku stołu.

Gdy Liapoa zasiadła do stołu wszyscy wyprostowali się i złożyli ręce do modlitwy. Gest różnił się od tych, które zazwyczaj widziała w innych kościołach. Zamiast złożyć ręce prosto, zgromadzenie je krzyżowali przeplatając jeden palec na drugim. Zapewne gest ten coś oznaczał.

- Niech kłamstwo stanie się naszą prawdą. Niechaj chaos stanie się nowym porządkiem. Aby Maska chowała nas przed naszymi wrogami. Niechaj nasz bóg, wielki i potężny, triumfuje wśród reszty. Kłamstwo jest prawdą a prawda kłamstwem. Cóż się dzieje gdy czarny płaszcz chowa prawdę przed światem? Prawda boli i kłuje a kłamstwo koi i relaksuje. Dassun. - Wszyscy wypowiedzieli ostatnie słowo głośno i wyraźnie a cała modlitwa została wypowiedziana z ferworem rzadko spotykanym w kościołach do jakich przywykła niziołka. Nikt się nie spodziewał, że dołączy do modlitwy więc nie składała rąk jak inni, jedynie się im przyglądając z zaciekawieniem.

Po posiłku zgromadzeni wypowiedzieli podobną modlitwę po czym wstali i jak jeden mąż wsuneli krzesła pod stół.

- Drodzy bracia. - Zaczął wybawca Liapoli, którego poznała po dziwnie nienaturalnym głosie. - Nadszedł czas na przyjęcie nowego członka do naszego zakonu. Gdy Liapoa wstępnie przyrzeknie służyć naszemu Bogu, wielkiemu Masce, przedstawcie się jej aby udowodnić, że jej ufamy. - Powiedział formalnie po czym zwrócił oblicze w stronę niziołki.

Bóg Maska - to o nim krążyły tajemnicze opowieści w gildii złodziei, do której należała Liapoa. Jednak teraz to nie miało znaczenia. Chciała dowiedzieć się w końcu kim są Ci ludzie i co ją czeka. Kiedy wszyscy stali wpatrzeni w nią oczekująco ona jeszcze siedziała na swym miejscu. W końcu podniosła się i stanęła na krześle, gdyż wiedziała że inaczej zniknęłaby pod wysokim blatem stołu. Długo myślała zanim w końcu wykrzesała z siebie słowa przysięgi.

- Los ze mnie zakpił i wyrzucił mnie w cień. Tam musiałam znaleźć swoje schronienie. Widzę w was siebie, a wy ujrzeliście we mnie coś co skłoniło was do ratowania mojego życia. Niech kłamstwo stanie się moją prawdą. Przyrzekam służyć Masce.

Zgromadzeni dodali “Dassun” gdy wypowiedziała słowa modlitwy. Jeden po drugim zaczęli zdejmować maski i poczęli się przedstawiać. Zważając na liczbę zgromadzonych nie dziwne było to, że Liapoa zapamiętała imiona tylko kilku, którzy się jej przedstawili.

- Jestem Simara. Pochodzę z Kara-Tur gdzie wyszkoliłam się w użyciu broni Daisho. - Przedstawiła się pierwsza ludzka kobieta. Potem zdjęli maski tajemniczy bardowie.

- Brim.-

- Oraz Jim. Jesteśmy braćmi. Rymujemy. - Dodał drugi z głupkowatym uśmiechem. Spiczaste uszy zdradziły jego elfie pochodzenie, jednak budowa jego szczęki zdecydowanie wskazywała na pochodzenie ludzkie.

- Zwą mnie Gouljon. - Zdjął maskę potężny pół-ork o wyraźnie szarawej skórze. Zapewne orcza strona jego rodziny wywodziła się z rodu szarych orków, zamieszkujących podmrok lub głębokie jaskinie. - Gdy będziesz potrzebować silnej ręki, to daj mi znać. - Dodał wskazując na wielki topór znajdujący się na jego plecach, który jeszcze kilka chwil temu tam się nie znajdował.

- Navaska... - Powiedziała kobieta o czarnej skórze, czerwonych oczach, i białych włosach. Drowka przystanęła na jeden bok i przyjżała się niziołce pogardliwie.

- Devel u twych usług. - Ukłonił się elf o zielonkawej skórze. Liapoa przypomniała sobie, że jedynie leśne elfy posiadają taki odcień. Znalezienie jednego w czarnych szatach w mieście, z zwłaszcza w jakimś zakonie, bardzo ją zdziwiło.

Liapoa zaczęła powoli zyskiwać zaufanie do otaczjących ją nieznajomych. Może to syty posiłek uśpił jej wrodzoną podejrzliwość a może życzliwość zamaskowanego czarodzieja. Do tej pory nie mogła nikomu zarzucić złych intencji. Uczucie to spotęgowało dotrzymanie obietnicy związanej z przedstawieniem się i ukazaniem twarzy przez członków organizacji. Po zdjęciu masek dziewczyna poczuła, że znajduję się wśród normalnych istot. Oczywiście nie zapamiętała każdego imienia, choć kilka charakterystycznych jednostek zapadło jej w pamięci. Kiedy ostatnia osoba zdjęła maskę jej poczucie bezpieczeństwa ponownie runęło jak obalony siekierą dąb. Niziołce o mało nie umknął okrzyk przerażenia. Puste oczodoły wpatrywały się w nią tajemniczo a groteskowy uśmiech odsłaniał wszystkie rzędy zębów Licza.


- Nazywam się Aveastolix, lecz możesz mi mówić Ave. - Powiedział uprzejmie a jego nienaturalny głos jeszcze bardziej zwracał na siebie uwagę, zwłaszcza gdy Liapoa zauważyła, że jego szczęka wcale się nie porusza.

- Dziwisz się? - Zapytał. - Nie miałem innego wyjścia. Gdybym nie przedłużył sobie życia tysiąc lat temu, to nie byłbym w stanie wykonać misji... która została mi powierzona przez naszego Boga. - Powiedział. Zakonnicy zerkali na niego z niesmakiem lecz również i niekrytym szacunkiem.

- A teraz... przejdźmy do rytuału. - Zgromadzeni zaczęli opuszczać pomieszczenie.

Wybawiciel, ciepły i uprzejmy w istocie był nieumarłym, przepełniony ogromną magiczną mocą. Dreszcz przeszedł jej po karku a dłonie zaczęły dygotać. Rozejrzała się po innych. *A może on też ich kontroluję tak samo jak strażnika na dziedzińcu. Może ze mną chce zrobić to samo.* Jednak Lipoa dostrzegała w każdej odsłoniętej twarzy indywidualność. Każdy nieco inaczej reagował. Nie byli jak marionetki.

Przypomniała sobie słowa Ave: “Niedługo to Ty będziesz rodzić strach”. *Czy tej obietnicy również dotrzyma?* - Pomyślała i poczuła jak uchodzi z niej lęk a rośnie pragnienie. Pragnienie mocy jaką dysponował ów nieumarły, który ją tu przyprowadził. Zawdzięczał to sobie czy może Masce? Aż dziwne było, że w tej małej istocie było aż tyle zimnej krwi. Z gracją zeskoczyła z krzesła i ruszyła by odbyć rytuał inicjacji. Wydawało się, że zmierza tam bez lęku lecz w głębi duszy wrzała niepewność.

Liapoa podążała za resztą zakonu i starała sobie wyobrazić co ją czeka. Zgromadzeni szli gęsiego trzymając dłonie razem w geście modlitwy z opuszczonymi głowami. Po chwili Liapoa zauważyła, że zmieżają w stronę schodów prowadzących w dół. Magiczne światła migały przy ścianach zwalczając mrok. Gdy w końcu, po kilku minutach podróży w głąb ziemi, dotarli do wielkich drzwi, wszyscy zatrzymali się i wypowiedzieli jedno słowo.

- Dassun! - Zapadła cisza. Wielkie, metalowe drzwi zaskrzypiały niemiłosiernie i ukazały wielką komnatę. Na samym środku pomieszczenia znajdował się ogromny magiczny krąg. W kręgu został namalowany krwią drugi, mniejszy. Aveastolix podniósł dwie kościste dłonie a zgromadzeni rozproszyli się aby zrobić miejsce dla niziołki. Licz odwrócił się i wlepił złowieszcze ślepia w stronę dziewczyny.

- Dassun... - Szepneła pod nosem. Cały czas miała wątpliwości czy została wybrana przez tych ludzi na wspólnika czy na ofiarę do magicznego rytuału. Złowieszczy wzrok Licza wzbudził w niej jednak coś co mogło pojawić się tylko w kimś opętanym nienawiścią. Poczuła falę odwagi i ruszyła w jego stronę. Krew na posadzce pobudziła jej wyobraźnie, jednak szybko ugasiła myśli. Spojrzała na kościanego maga i wyczekiwała wskazówek.

- Wejdź do tego kręgu. - Po chwili odezwał się głos, który zdawał się dochodzić ze strony licza. Istota wskazała na inny krąg, którego Liapoa wcześniej nie zauważyła. Na około magicznej strefy znajdowało się siedem piedestałów. Liapoa ruszyła we wskazane miejsce i ustawiła się tak by obserwować całą salę. Podekscytowanie mieszało się ze strachem, pragnienie z odrazą. Czekała co zaraz ma się wydarzyć z zaciśniętymi pięściami.

Siedem wyznawców Maski ruszyło w stronę piedestałów. Dopiero po chwili niziołka zauważyła, że na każdym znajdowała się gruba księga. Aveastolix stanął przodem do dziewczyny i zaczął mówić.

- Oto następna dusza poświęcona twej misji Masko! Oto następna służąca działająca w twojej sprawie. Niech prawda zginie w morzu kłamstwa! Niech mówi prawdę jedynie gdy zdejmie maskę. - Licz podniósł jedną dłoń i wyciągnął ją w stronę Liapoli. Pozostali zrobili to samo i zaczęli śpiewać mroczną pieśń w języku mocy.

- Daaave min desuan del van... Des mue del acht din teeeeg. Daaave min desuan del van... Des mue sim vleeeg. - Śpiewali tak przez kilka minut zanim niziołka cokolwiek poczuła. Nagle jej wizję wypełniła ciemność a głosy śpiewających oddaliły się.

- Witaj. - Odezwał się szept, który wypełniły dziewczynę wibracjami mocy. - Tak, przede mną prawdy nie ukryjesz... Lecz nigdy jej nie wyjawisz, chyba, że nie masz innego wyjścia... - Odezwał się głos. Liapoa otworzyła usta lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Będziesz mi służyć, moja miła... a ja cię wynagrodzę w życiu... i po śmierci... - Ciemność nagle znikła a niziołka znów znajdowała się w kręgu. Zakonnicy wpatrywali się w niziołkę z niedowierzeniem.

- Tak... Dobrze zrobiłem, wybierając ciebie. - Odezwał się Aveastolix. Po chwili wykonał znak ręką aby nakłonić dziewczynę do wyjścia z kręgu.

- Musisz jeszcze jedynie zdobyć swą maskę, moja droga. - Wyjął spod szat biała, porcelanową maskę podobną do tych co nosili inni. Przedmiot, który wręczył jej licz wydawał się być jednak niekompletny, a jego oblicze nie wzbudzało żadnych emocji.Widać było, że Liapoa nadal była oszołomiona wizją której doznała, jednak czuła, że to co właśnie się dzieje odmieni jej życie na zawsze.

- Moja maska... Jak nadać jej mocy? Jak zdobyć taką maskę, która zrodzi strach, Ave? - Zapytała niepewnie dziewczyna.

- Navaska? - Zwrócił się licz w stronę mrocznej elfki. Ta uśmiechnęła się. - Dassun! - Wykrzyknęła a wszyscy zgromadzeni oprócz nieumarłego czarodzieja opuścili pomieszczenie.

- W tym oto kręgu przywołamy istotę z dziewięciu piekieł. To będzie twój test. Demon pojawi się w czerwonym kręgu. Położysz maskę w kręgu świecącym się magicznym światłem. Zrobisz to dopiero, gdy namówisz demona do zaczarowania twego przedmiotu. Pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do istoty... nawet gdy dokonasz już umowy. - Powiedział licz, machną ręką wypowiadając kilka słów, po czym znikł pozostawiając po sobie jedynie odrobinę czarnej mgły.

- Hxal dest miussser devral Err tu siman del quesss. - Wykrzyczała drowka słowa mocy, po czym odwróciła się do niziołki. Uśmiechnęła się do niej pogardliwie, po czym wyszła z pomieszczenia kocim krokiem.

Liapoa ujrzała po chwili jak magiczne wrota materializują się w środku czerwonego kręgu. Klamka powoli przechyliła się a wrota otworzyły się, aby ujawnić... ciemność.

- Ugh... - Sapnęła potworna istota przechodząca przez portal. Pomieszczenie wypełniła ciężka atmosfera zła. Zapach siarki dosięgnął nosa niziołki a ta zakrztusiła się, gdy przybrał bardziej intensywnej formy.


Demon miał niedoszła sześć metrów, górując nad małą formą niziołki. Jego wielkie skrzydła zatrzepotały a Liapoa poczuła gorący powiew na twarzy. Rogi demona były zakrzywione jak kozy. Po chwili otworzył paszczę wypełnioną rzędami ostrych zębów i ziewnął. Odgłos, który wydobył się z jego gardła bardziej przypominał ryk lwa niż ziewnięcie, jednak wyciągnięte na boki kończyny i napnięte mięśnie zdradziły tę czynność.

- Kto budzi wielkiego Errtu ze snu? - Zapytał balor.

Serce biło jej z szybkością trzepotu skrzydeł kolibra. Oddech był równie szybki i nierówny. Porażona ogromem bestii, która przed nią stała o mało nie zapomniała co miała zrobić. Przypomniała sobie jednak, że ma ubić interes z tą bestią kiedy poczuła, że w ręku trzyma maskę. Przełknęła ślinę i wykrztusiła.

- Wielki Errtu, Witaj. Wybacz, że przebudziłam Cię ze snu. Jestem cieniem, który czai się pod płonącą świecą, jestem ciszą, która wypełnia uszy zmarłego, jestem zasadzką... - Na początku jej głos był cichy i niepewny, jednak widząc że ogromny demon cierpliwie słucha, poczuła większą pewność siebie. Nie była pewna czy to jej wrodzona erudycja czy też inicjacja, która przed chwilą miała miejsce. Cokolwiek to było, pozwoliło jej na to, aby przełamać strach i dobierać słowa w chytry sposób. Na chwilę przerwała, głęboko odetchnęła i zdobyła się na to by podnieść głowę i spojrzeć w rogate oblicze demona.

- Wielki Errtu, pragnę twej pomocy. - W końcu dodała.

Demon stał i wpatrywał się w niziołkę poważnie. Po chwili wybuchł grzmiącym śmiechem i pierdnął ogniem.

- Jesteś wariatką. - Chichotał jak dziecko, bardzo głębokim głosem.

- Jestem sługą boga Maski. Magiczna moc wyciągnęła Cię z piekielnych otchłani. Udziel mi swej potęgi bym mogła szerzyć strach pośród tych, którzy grzeszą pychą! - Liapolę zirytowało zachowanie demona co sprawiło, że słowa jej brzmiały jeszcze pewniej niż poprzednie.

- Gniew! Pięknie! Maska powiadasz... - Demon rozejrzał się po kręgu drapiąc się po głowie. Potwór nawet nie zauważył, że zerwał kawał skóry z głowy swymi ostrymi szponami.

- Zwykle wzywają mnie drowy... Kapłanki bogini Lolth. One to by się dopiero wkurzyły gdybym którąś nazwał idiotką. - Demon zaśmiał się głośno, wciąż unikając tematu. Liapola zauważyła, że jego ogon wciąż uderza w magiczne pole znajdujące się za nim.

Liapoa nic nie wiedziała o demonach. Słyszała o nich w opowieściach, których nasłuchała się od podróżnych bardów i nocnych bajań babek. Lecz wiedziała jedno, że musi być chytra i że za darmo niczego od demona nie otrzyma.

- Nie jestem drowem, jestem Hin. To mój sztylet, a to moja maska. - Wyciągnęła ostrze i pokazała maskę na wyciągniętej ręce. - Zapewne niewiele o nas słyszałeś. Nie Ty jeden, dlatego wiedz, że ów sztylet jest niewidzialny jak śmierć. Uczyń tą maskę również potężną, tak abym mówiąc, że Errtu jest “wielki” nie czuła, iż kłamię.

- Dlaczego widzę ten sztylet jeśli jest niewidzialny? Zaraz zaraz... śmierć nie jest niewidzialna... a ty jesteś służącą maski, lubisz kłamać. - Uśmiechnął się zadowolony z siebie demon, lecz gra widocznie go zainteresowała. Przestał uderzać ogonem w pole magiczne i zwrócił całą swoją uwagę w stronę niziołki.

Liapoa trochę się zmartwiła. Czuła, że ta rozmowa znacząco nadwyręży jej umysł. Jednak nie mogła odpuścić. To był sprawdzian jej sprytu. Liapoa położyła maskę na podłogę i powolnym krokiem zaczęła poruszać się dookoła kręgu. Ustawiła sobie sztylet ostrzem na czubku palca i utrzymując go w pionie rzekła.

- Widzisz zrównowarzone ostrze, które znika kiedy traci równowagę. - Wypowiadając te słowa poruszyła dłonią tak aby sztylet przechylił się do przodu. Lekko go popchnęła tak aby zakreślił w powietrzu koło a następnie szybko wyprostowała rękę i sztylet znalazł się w jej rękawie. Kontynuowała wypowiedź. - Śmierć czai się na każdego z nas. Wydaję się być niewidoczna a jednocześnie wszechobecna, jak powietrze. Jednak w jednym momencie staję przed nami twarzą w twarz. - przy tych słowach najpierw zamaszycie poruszyła ręką jakby chciała fizycznie unaocznić istnienie powietrza a następnie zrobiła gwałtowny gest i sztylet znów pojawił się w jej dłoni, jednak nie była to dłoń w rękawie której zniknął sztylet. - Pojawia się niespodziewanie i nie wiadomo, z której strony lecz jedno jest pewne i oczywiste. Pojawia się by zabrać życie. - kończąc to zdanie wykonała gwałtowne pchnięcie w klatke piersiową. Przynajmniej tak to musiało wyglądać z perspektywy bestii, która patrzyła na Liapoe z profilu. W rzeczywistości sztylet tkwił umieszczony pod pachą niziołki. Upadła na kolano, spuściła głowę i szeptem powiedziała. - Lecz czym jest śmierć w obliczu Boga maski, władcy oszustwa, mistrza mirażu? - Podniosła rękę pod którą znajdował się sztylet. Metal wydał metaliczny dźwięk uderzając o kamienną posadzkę. - Niczym. - Dodała i wstała.

- Potęga mego opiekuna jest ogromna, ześlij moc na moją maskę a niewątpliwie zyskasz w jego oczach.

Demon patrzył sceptycznie na całe przedstawienie. Gdy niziołka wypowiedziała ostatnie słowa, jego ramiona opadły a on wydawał się posmutnieć, jakkolwiek to możliwe u takiej bestii.

- Nie masz nic dla mnie oprócz tanich sztuczek i kłamstw... - Powiedział spokojnie. - Zapewne nie wiesz nawet o co prosisz... - Dodał po chwili i usiadł w magicznym kręgu. - Jednak magiczny krąg jest zbyt silny abym mógł go opuścić... z resztą nie chcę wracać... - Dodał a z jego jamy wydobył się płomień ognia gdy westchnął. - Widzę w tobie siebie... Kilka tysięcy lat temu, nie pamiętam dokładnej daty, również przywołałem potężnego demona. Zrobiłem z nim pakt. Moja dusza w zamian za wielką moc. Zyskałem słodką zemstę, wciąż czuję jej smak. Ty jednak nie wiesz czego chcesz. Myślisz, że machnę ręką a maska stanie się magiczna... nie... to tak nie działa. Śmiertelnicy tak mało wiedzą... - Demon podrapał się po piersi, krew polała się z nowych ran, które wyrył ostrymi pazurami, lecz nawet nie zwrócił na nie uwagi.

- Masz rację. Twój bog jest silny. W jego oczach nic nie zyskam, jednak. Jestem potępiony na wieki... Lubię cię, Liapoo. Widzę w tobie gniew, chęć zemsty. Odczuwasz nienawiść do całego świata, z małymi wyjątkami, jednak to niedługo się zmieni. Mam dla ciebie propozycję... Dam ci to, czego chcesz. Zamieszkam w twojej masce. W zamian daj mi dziesięć dusz niewinnych. Maska będzie ci służyć nie tylko moją magiczną mocą, lecz również tysiącami lat mojego doświadczenia. Gdy będziesz nosić maskę będziemy czasem słyszeć swe myśli. Dostarczysz mi dziesięć dusz niewinnych zanim umrzesz lub swoją własną jeśli nie zdołasz. Ponadto wysłuchasz mnie, gdy będę miał coś do powiedzenia. W zamian oferuję swoją moc. Zamieszkam w twojej masce... - Dokończył balor po czym wstał i spojrzał się srogo na niziołkę oczekując jej odpowiedzi.

Liapoa słuchała uważnie. Demon, jak sam mówił, miał tysiące lat a więc jego mądrość i przedewszystkim przebiegliwość musiała być ogromna. Dlatego szukała podstępu w jego słowach. Liapoa czuła na sobie przenikliwy ciężar jego wzroku. Mimo to ruszyła w stronę maski, którą wcześniej położyła na kamiennej posadzce. Podniosła ją i przez chwile uważnie przyglądała się jej nijakiemu wyrazowi. W końcu podeszła bliżej kręgu i wyciągnęła maskę w jego stronę, jednak nie przekraczając granicy wyznaczonej magiczną linią na ziemi.

- Wielki Errtu. Pragnę abyś użyczył mi swej mocy, która niewątpliwie jest potężną. Jednak cena, za jej udzielenie mnie przerasta. Świat się zmienił przez tysiące lat, które spędziłeś w piekle. Jest on przepełniony kłamstwem, zawiścią i plugastwem. To kraina złoczyńców i oszczerców, gdzie nikt nie jest bez winy. - Przerwała na chwilę by wziąć głęboki oddech, po czym kontynuowała dalej. - Myślę jednak że ognista pieczara, z której przybyłeś jest o wiele bardziej nie gościnna. Ucieczka stamtąd musi być czymś czego bardzo pragniesz, skoro wolisz żyć tu, pod postacią maski... - Znów przerwała aby spostrzec reakcję demona jednak nie czekała aż coś powie. Sama mówiła dalej. - A więc zamieszkaj w niej i udzielaj mi swych porad i swej mocy a ja w zamian daruję Ci 10 dusz należących do osób, uważających się za najcnotliwszych wśród wszystkich istot Torrilu. Ofiaruję Ci 10 dusz kapłanów jakiego boga tylko zapragniesz.

Demon zaśmiał się cicho i spojrzał się na Liapolę. Po chwili zagrzmiał i zaczął okładać ziemię ze śmiechu ogonem.

- Jesteś nieprzewidywalna. Co jeśli będę chciał dziesięć dusz kapłanów twego boga? Co na to powie Maska? Zgadzam się z tobą. Powiem ci kogo chcę gdy tą osobę spotkamy. Chcę jednak jeszcze zmienić ostatecznie pakt. Będą to kapłani... lub istoty wielce wierzące w swego boga... jak ty. - Demon uśmiechnął się złowieszczo po czym wyciągnął dłoń po maskę.

Widząc reakcję bestii kącik ust Liapoli uniósł się w charakterystyczny drobny uśmiech lecz jak się zjawił, tak zaraz znikł niczym jakaś zjawa.

- Niechaj tak będzie. - Rzekła po czym wzięła zamach i rzuciła maskę w stronę wystającej dłoni Errtu. Demon złapał maskę jedną ręką po czym przyjrzał się jej dokładnie.

- To będzie bolało... - Westchnął. Errtu położył przedmiot na ziemi i zaczął wymawiać magiczne słowa. Liapola zadrżała słysząc piekielne słowa mocy lecz co zobaczyła później dopiero nią wstrząsnęło. Maska nagle wstała z ziemi a jej ślepia wbiły się w postać demona. Okazało się, że z ziemi wypęzł jakiś wąż, który w tym momencie miał maskę na sobie. Przedmiot stał się obliczem istoty a ta wznosiła się coraz to wyżej aż wreszcie zamarła na wysokości twarzy Errtu. Potwór wyciągnął szponiastą dłoń w stronę złowieszczego oblicza. Następne kilka sekund wypełniło komnatę potwornym okrzykiem bólu. Aveastolix wpadł do komnaty aby doświadczyć całego widowiska. Licz stanął jak wryty. Ujrzał jak bestia zostaje pożerana wielkimi zębami. Ostre jak sztylety zęby wbijały mu się w tłowie, nogi, ogon aż wreszcie istota połknęła demona w całości. Dało się jeszcze słychać magiczne wiatry aż wreszcie forma węża zanikła a maska upadła na ziemię.

Aveastolix wyleciał w stronę przedmiotu i podniósł go. Nagle krzyknął nieziemskim okrzykiem bólu i upuscił lekko czerwonawą maskę, jego kościste dłonie zczerniałe od płomienia, który go poparzył.

- Idiotka! - Wykrzyknął nieumarły czarodziej lecz Liapola od razu wiedziała, że komentarz nie był skierowany w jej stronę.

- Jest w końcu wybrańczynią Maski... - Powiedziała Navaska powoli krocząc kocim krokiem w stronę licza.

- Dobrze wiesz jak niebezpieczne było przywołanie Errtu! Ten demon jest nieprzewidywalny! Sam nie zna limitu swojej mocy! Jestem pewien, że przełamanie kręgu nie sprawiło by mu większego kłopotu gdyby chciał to zrobić. - Odwrócił się w stronę drowki czarodziej a oczy zaświeciły mu się złowieszczo. - Wiesz jaka jest kara za podniesienie ręki na jednego z nas... - Dodał szeptem a wibracje potężnej magii dały się czuć w całej komnacie.

Drowka założyła ręce na biodrach i uśmiechnęła się do licza. - Nie zamierzałam skrzywdzić naszej nowo przybyłej koleżanki. - Powiedziała mroczna elfka i uśmiechnęła się słodko do niziołki, w jej oczach dał się ujrzeć szacunek, który jeszcze nie dawno był pogardą. - Jeśli ona nie przyzna ci pozwolenia czarodzieju... - Dodała groźnym mruknięciem. Aveastolix wzdrygnął się mimo sobie a czerwony blask jego oczodołów zanikł.

- Liapoo... Czy życzysz sobie śmierci tej, która zesłała na ciebie pewną zagładę? To, że udało ci się jej uniknąć jest bez znaczenia. To był cud, jaki zesłał sam Maska, lecz każda inna osoba zapewne już dawno leżała by tu martwa... - Zapytał licz, lecz Liapoa nie mogła oprzeć się wrażeniu, że czarodziej mówi to tylko by zachować dumę, widocznie bojąc się drowki.

Cała scena pochłonięcia demona przez maskę była tak zajmująca uwagę, że Liapoa nie zauważyła wtargnięcia Licza do podziemnej sali. Stała zamurowana nie dowierzając w to co przed chwilą miało miejsce. Gdy za Aveastolixem weszła drowka, Liapoa dalej nie zwracała uwagi na to co się działo dookoła. Wpatrywała się w maskę, która wyleciała z kościstych dłoni czarodzieja. Nie słuchała o czym mówią, w końcu postanowiła się poruszyć. Ruszyła w stronę maski by podnieść ją z ziemi.

Maska była w większości biała, jak wcześniej lecz na jej powierzchni pojawił się jakby czerwony tatuaż. Przypominał jakiegoś węża lecz rozmazywał się, jakby ktoś przejechał dłonią po zasychającej krwi. Oblicze maski było tak przerażające, że niziołce serce zabiło szybciej gdy zbliżyła się do przedmiotu. Dziewczyna była jakby zahipnotyzowana jej widokiem. Nie docierało do niej co się dookoła działo. Mimo ogromnych nerwów wyciągnęła trzęsącą się dłoń w stronę przerażającej maski.

Navaska przyglądała się wszystkiemu z zainteresowaniem a Aveastolix czekał cierpliwie na odpowiedź, widząc, że niziołka jest w środku czegoś ważnego. Gdy Liapoa podniosła maskę stało się coś niespodziewanego. Maska rzuciła się na jej twarz lecz dziewczyna stała spokojnie, kiedy każdy o zdrowym rozsądku próbował by ją zdjąć. Potworne oblicze zwróciło się w stronę pary a po plecach drowki przeszły dreszcze. Licz nie zareagował.

Ze strony niziołki wyglądało to tak: podniosła maskę a ta powędrowała w stronę jej twarzy. Przyjęła pomoc i poczuła nagłą siłę. Całe jej ciało przeszyła piekielna siła, wizja wyostrzyła się, a Lipoa usłyszała głos w umyśle.

- Witaj, teraz jesteśmy razem. - Głos był niezwykle kojący, jakby należał do kogoś bardzo jej bliskiego. Errtu po chwili opuścił jej umysł nie próbując jej kontrolować w żaden sposób. Dziewczyna jednak poczuła jego ból. Był to wstyd tysiącleci, był to gniew, było to cierpienie i żal. Przez chwilę poczuła to wszystko jakby należało do niej co niemal ją zwaliło z nóg. Po chwili jednak wszystko znikło jak się pojawiło a demon wysłał jej mentalne przeprosiny bez słów.

- Liapoo, jesteś tam? Mam nadzieję, że Errtu nie zdołał cię opętać? - Zapytał licz po chwili.

Niziołka przechyliła głowę najpierw na lewą stronę a potem powoli przesunęła ją na prawą. Zciągnęła łopatki wypinając klatkę piersiową i zacisnęła pięści. Pragnęła użyć przeszywającej jej mocy jednak po chwili spuściła ramiona i rozluźniła się. Wolnym ruchem ręki zdjęła maskę i odgarniając nadgarstkiem grzywkę uniosła twarz w stronę Aveastolixa. Na jej twarzy widniał nikły uśmiech zdradzający zadowolenie.

- W porządku Ave. - Odpowiedziała i znów rzuciła okiem na maskę, po czym cicho dodała. - Chyba zdobyłam już swoją maskę...

 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline