Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2013, 18:35   #9
Brilchan
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
~Stara gwardia~ - pomyślał niechętnie jednocześnie podziwiając woluminy zgromadzone w gabinecie

~Ukrywa je niczym smok siedzący na górze złota a czyż Oghma nie nakazał nam dzielić się wiedzą ze wszystkimi?~ - Zgniótł jednak te myśli w zarodku przywołując na twarz przyjazny uśmiech zupełnie ignorując niechęć ze strony kapłana usadowił fotel we wskazanym miejscu.

Przypomniało mu się zdanie z traktatu retorycznego, który kiedyś czytał. “Twarz twoja jest jak pawąż. Nie wolno ci zdradzać swych emocji przeciwnikowi w dyskusji, szczególnie, jeżeli posiada on nad tobą jakąś przewagę.” -

Tak właśnie zamierzał postępować z siedzącym naprzeciw niego starcem.

Wykonał przed rozmówcą głęboki ukłon, praktycznie zginając się w pół, gdy już się wyprostował zaczął perorować spokojnym stonowanym głosem, w którym dało się słyszeć szacunek i zawstydzenie

- Tak, Arcykapłanie w innym przypadku nie śmiałbym ci przeszkadzać. W czasie swych studiów odkryłem zapiski na temat przebogatego księgozbioru dotyczącego Sfer, pragnę go odzyskać i udostępnić wszystkim zainteresowanym wedle przykazań Pana Wiedzy - Nie widział potrzeby, aby dodawać, że pożałowania godne kreatury z Krypty Mędrców będą musieli płacić tą samą zawyżoną stawkę, którą zdzierają z osób chcących korzystać z ich zbiorów! Chyba, że obniżą ją do tego samego poziomu, co Powszechna Biblioteka Torilu.

- Niestety tenże wspaniały zbiór został ukryty na niebezpiecznym dla istot żywych Planie Cienia, mimo to planuje wyruszyć na jego poszukiwanie. Stąd przybywam, aby spytać się czy nie macie na stanie Amuletu Chroniącego przed Negatywną energią? Jeżeli miałbym wydawać pieniądze na tak potężny przedmiot wolę, aby wsparły one świątynie mojego patrona, nie kryje jednak, że wolałbym oddać temu zacnemu przybytkowi jakąś przysługę, która pozwoliłaby mi wykorzystać fundusze na inne etapy przygotowania. Z pewnością tak poważany przybytek religijny ma jakieś problemy, w których rozwiązaniu mógłbym
Pomóc? - Spytał w duchu przygotowując się na to, że zostanie wykpiony i wyrzucony za drzwi.

- Chciałbym, też was prosić Arcykapłanie o udzielenie mi przychylności w sprawie prośby o wsparcie, które zamierzam wysłać do Zakonu Mnichów Pióra. Wsparcie tak zacnej Świątyni z pewnością przedstawiłoby moją prośbę w jaśnistym świetle.

- Zastanawiałem się również, czy uzyskałbym wasze zezwolenie na szukanie chętnych do tej wyprawy pośród kleru Pana Wiedzy. Wyprawa jest oczywiście niebezpieczna, jednak jestem przekonany, że Oghma pragnie abyśmy odzyskali te woluminy na jego chwale i wsparcie magii objawień z pewnością pomogłoby w tym zbożnym dziele
Wiedział, że dużo ryzykuje nie spodziewał się też pozytywnego rozpatrzenia swojej prośby, ale zawsze był wiernym wyznawcom Oghmy, całe życie poświęcając, aby wykonać wielkie dzieło na jego chwałę, więc czuł się w obowiązku, aby poszukiwania wsparcia dla swego najnowszego projektu zacząć właśnie tutaj.

Naumyślnie przedstawił nieco wygórowane wymagania mając nadzieje na spełnienie, choć drobnej ich części. Duglas tłumaczył mu kiedyś, że sprytni kupcy specjalnie zawyżają ceny towaru targując się potem do poziomu, który im odpowiadał od początku. Klient wychodzi wtedy ze sklepu zadowolony myśląc, że wykiwał sprzedającego a jeżeli trafi się jeleń, który zapłaci wyższą stawkę to tym lepiej! Mędrzec miał nadzieje, że podobna sztuczka uda się w stosunku do Arcykapłana

Arcykapłan skrzywił się. - Amulet ochrony przed negatywną energią? - Zakpił. - Wiesz jak rzadki jest taki artefakt? W każdym razie nie mamy niczego takiego. Jak chcesz to możesz popytać kapłanów, nie mam nic, przeciwko ale sam nie będę brał udziału w twoich?.. - Zawahał się. - Przedsięwzięciach. - Dokończył zdegustowany.

- No tak, racja. Nie mogłem przewidzieć, że sztuka zaklinania jest dla kapłanów tak obca, że prosty przedmiot ochronny wydaje się im artefaktem. - Pozwolił sobie na własną kpinę. - Oczywiście, nie śmiałbym, narażać tak ważnej i wiekowej persony na zagrożenia wiążące się z takim “Przedsięwzięciem” - Naumyślnie użył dokładnie tego samego tonu, który posłyszał w głosie rozmówcy. - Żegnam i dziękuje za poświęcony mi czas. - Skłonił się ponownie, po czym wyleciał z gabinetu.

Wiedział, że ten wybuch był zupełnie nie na miejscu, jednak nie potrafił się pogodzić z tym, że osoba na tak wysokim stanowisku była tak bardzo zaślepiona!

Żadnej, inicjatywy ani pragnienia zdobycia nowych szczytów. Jednak wizyta, nie była kompletną stratą czasu. Rozmowa z Grolsimem dawała nadzieje na to, że istnieje szansa na odnowę wewnątrz kleru kościoła Pana Wiedzy

Korzystając z tego, że już jest w świątyni zmówił krótką modlitwę przed ołtarzem, prosząc Oghme o inspiracje i wsparcie na nowo obranej ścieżce. Gdy, już skończył spróbował wypytać miejscowego kapłanów czy której z pośród nich nie byłby zainteresowany wyprawą w poszukiwaniu zaginionej wiedzy, nie spodziewał się, aby którykolwiek z dysponujących większą potęgą kleryków wyraził zainteresowanie.
Jednak branie ze sobą nowicjuszy w tak niebezpieczne miejsce byłoby prowadzeniem ich na rzeź.

Gdy Brilchan tak leciał na fotelu zastanawiając się nad swym dalszym losem, nagle drogę zagrodził mu jakiś młodszy kapłan. Był przestraszony, lecz nie schodził czarodziejowi z drogi. Przez długą chwilę nie mógł znaleźć języka w buzi.

- Tak... Przyjacielu, czy mogę ci w czymś pomóc? - Głos maga był przyjazny, cała jego postawa wyrażała otwartość.

- J-ja chcę iść. - Powiedział a głos mu zadrżał ze strachu. Brilchan przyjrzał się kapłanowi. Stał przed nim młody mężczyzna o chorowitej figurze. Widać było, że nie przeżyłby długo na planie cienia, lecz było w nim jeszcze coś, czego Brilchan nie mógł określić. Młodzieniec błądził oczami po posadzce. Czarodziej nie mógł odrzucić wrażenia, iż nowicjusz posiada jakąś potężną magię. Ciarki przeszły mu po plecach.

- Mam, wrażenie, że razem dokonany wielkich rzeczy, prosiłem Pana Wiedzy o pomoc i zesłał mi ciebie, nie będę, więc sprzeciwiał się jego woli. Jak cię zwą? - Głos maga był pełen powagi, nie raz słyszał historie o tym jak niepozorni akolici dostąpili wywyższenia z racji czystości wiary, jaka ich przepełniała.

- Przejdź, się ze mną. Przybyłem tu szukając magii ochronnej jednak zostałem wyśmiany przez twojego przełożonego, gdy tylko powiedziałem mu, że pragnę zdobyć amulet broniący przed szkodliwą aurą Planu Cienia - wyjaśnił. - Może będziemy mieć więcej szczęścia w przybytku Pana Poranka? -

- N-nie... - Odpowiedział po chwili kapłan. - Alustriel ma taki. - W końcu dokończył myśl, gdy już zastanowił się odpowiednio.

Czarodziej uderzył dłonią w czoło zawstydzony swym brakiem pomyślunku - Oczywiście! Pani Alustriel z pewnością zechce nam dopomóc! Pora, więc przejść się do pałacu mój rozsądny przyjacielu. -

Mag z wielkim zadowoleniem ruszył w kierunku wyjścia ze świątyni w duchu dziękując Oghmie za zesłanie mu pomocnika. - Powiedz jak pragniesz być przeze mnie nazwany kapłanie? Nie musisz podawać swego prawdziwego imienia, w dzisiejszych czasach byłby to wyraz ostrożności biorąc pod uwagę ilu ludzi rzuca złośliwe klątwy. - Rzekł w zamyśleniu cały czas kierując fotelem.

- Czuje, że nasza współpraca będzie początkiem wielkiej przygody i chwały! Jesteś niepozorny, ale jak każdy dobry bibliotekarz wiem, że nie należy oceniać książki po okładce! Wyczuwam w tobie wielki potencjał mój drogi. - Głos Brilchan przepełniała pasja. Młodzieniec cały czas wpatrywał się w czarodzieja z zdziwieniem, gdy ten mówił, aż w końcu uderzył głową prosto w lampę uliczną.

- Na Księgę i krew! Czy nic ci nie jest?! - Krzyknął wystraszony mędrzec.
- W-wielki potencjał? - Zapytał akolita masując się po czole, gdy wstawał z posadzki.

- Tak, w normalnych okolicznościach nie wziąłbym cię na taką wyprawę bojąc się o twe życie, jednak poprosiłem Pana Wiedzy o pomoc a wtedy ty zjawiłeś się przede mną i poczułem że jesteś czymś więcej niż zdaje się na pierwszy rzut oka.- Wytłumaczył spokojnie chłopakowi.

- Z resztą spójrz na mnie, urodziłem się, jako kaleka, którego nie jest w stanie uzdrowić żadna magia ani łaska bogów. Mimo, to wbrew przeznaczeniu udało mi się osiągnąć sukces dzięki ciężkiej pracy. Oczywiście moje przeczucie jest tylko możliwością i jeżeli teraz spoczniesz na laurach będąc pewien sukcesu czeka nas pewna śmierć. - Dodał z powagą

Młodzieniec uśmiechnął się głupkowato i ruszył w stronę pałacu. Zrobił jeden krok i znów uderzył głową w ten sam słup. Po chwili podniósł się i uśmiechnął jeszcze raz, wielki guz pojawił się na jego czole.

Gdy wreszcie dotarli do pałacu, unikając wszelkich potencjalnych zagrożeń dla czoła akolity, młodzieniec wskazał na budynek i powiedział.

- Pani Alustriel ma-a twój amulet. Zabierz go i idziemy. - Usiadł na murku przy bramie i spuścił w głowę jakby w oczekiwaniu.

Przebudzony rabanem Quaras z zaciekawieniem przyglądał się chłopakowi ~~ Szefie, może ty po prostu zjadłeś z rana coś nieświeżego? Ten dzieciak nie jest w stanie przejść ulicy ~~ - Zakpił. Jednak zaraz potem Brilchan wyczuł od strony chowańca niepokój

~Szefie, uważaj na niego! Śmierdzi psem!~

Czarodziej był przez moment zaniepokojony, lecz potem parskną śmiechem

- Kapłanie masz może psa? Mojego chowańca zaniepokoił psi zapach. - Wyjaśnił powód swej wesołości.

- Psa?! - Wykrzyknął młodzieniec zrywając się na nogi. - Gdzie jest pies!? Zabić. Niech mnie nie dotyka więcej! - Krzyczał wystraszony chłopak. Kilka przechodniów zerknęło na akolitę z rozbawieniem.

Mistrz pokręcił głową, zdjął kota z oparcia fotela i podsunął go przed twarz akolity. - Quaras uważa, że nie wolno ci ufać, bo śmierdzisz psem. - Jakby na potwierdzenie słów maga niezadowolony kot syknął wściekle w kierunku chłopaka.

-, Ale ładny kotek. - Złagodniał młodzieniec i wyciągnął dłoń w stronę Quarasa by go pogłaskać.

~Quaras NIE GRYŹ ANI NIE DRAP~ - Ryknął mentalnie na chowańca, nie chcąc żeby akolita doznał kolejnych urazów. Kocur z wielką niechęcią pozwolił się pogłaskać, ale widać było, że nie jest sytuacją zachwycony.

Chłopak głaskał kota pod włos jeszcze bardziej go denerwując i uśmiechał się radośnie.

- Później powiem ci sekret! - Powiedział uradowany i usiadł znów na murku. - A teraz idź po amulet, przyda się. - Uśmiechnął się do kota szczęśliwy, że pozwolił mu się pogłaskać.

Wściekły Quaras powrócił na miejsce a mag nasłuchał się od niego wyzwisk, wśród których “brudny szczur” było najłagodniejsze

- Dobrze, już idę, ale pamiętaj, że amulet nie jest w żadnym wypadku “mój”. Pani, może w swej wielkiej łasce zgodzić się na użyczenie mi go. - Upomniał akolitę gdyż nie mógł pozwolić, aby ktokolwiek w jego obecności nie okazał jego dobrodziejce należnego szacunku.

Ruszył w kierunku wejścia do pałacu poprawiając ułożenie fioletowej szaty, zastanawiając się przy tym jak najkorzystniej przedstawić swą obecną sytuacje w najkorzystniejszym świetle.

Strażnicy przytaknęli uprzejmie w powitaniu mędrca i otworzyli bramę na salę tronową. Pomieszczenie było ogromne. Gigantyczne witraże spowijały pomieszczenie w kolorowym świetle. Na końcu sali stał piękny złoty tron, na którym siedziała Pani Alustriel. Przed nią stała krótka kolejka szlachciców a sama srebrna pani prowadziła z jednym rozmowę.

- Pani, moja demona potrzebuje więcej strażników. Bandyci grasują w okolicy a wieśniacy boją się wyjść na pola. Obawiam się, że tegoroczne plony nie będą zadowalające, jeśli czegoś nie zrobimy. - Alustriel zmarszczyła brwi w zmartwieniu.

- Niestety nie mam ludzi, których mogłabym wysłać w te strony... Przeznaczę jednak fundusz na wynajęcie najemników. Proponuję zajrzeć do Tawerny Feniksa, tam często jacyś się pałętają. - Powiedziała i machnęła ręką w stronę jednego ze sług, który ukłonił się i dał znak szlachcicowi by ten podążył za nim.


Mistrz przyjaźnie przywitał się ze strażnikami gdyż Matka uczyła go, że każdej uczciwe i ciężko pracującej osobie należy się szacunek.

Słysząc całą rozmowę mag nie mógł wyjść z podziwu dla rozsądku władczyni, postanowił, że jest to doskonała okazja, aby utrzeć nosa wszystkim tym, którzy twierdzą, że jest on bezużytecznym dworakiem, wyleciał na środek pomieszczenia

- Najjaśniej oświecona Pani, ośmielam się zaproponować mą pomoc w rozwiązaniu problemu bandytów. Nie sądzę, aby jakiś rzezimieszek stanowił wyzwanie dla mej magii a rozwiązanie to będzie bardziej pewne niż wynajmowanie rębajłów. Z radością uczynię to, aby wyrazić mój podziw dla tego wspaniałego miasta i przyczynić się do zwiększenia jego bezpieczeństwa. - Zakończył ponownie gnąc się w ukłonach.

Alustriel zamrugała zaskoczona nagłym pojawieniem się czarodzieja. - Wybacz Brilchanie, ale nie będzie to potrzebne. Nie chodzi o wymordowanie zbójników, a jestem przekonana, że nawet nikogo w życiu nie zabiłeś, tylko o patrolowanie okolicy, aby wieśniacy czuli się bezpieczniej. - Powiedziała, po czym uśmiechnęła się do niego szeroko. - A tak w ogóle to witaj na pałacu. Cześć Quaras. - Pomachała ręką jak dziewczynka w stronę kota uśmiechając się jeszcze szerzej, jej zęby lśniły bielą. - Niestety muszę cię poprosić abyś stanął w kolejce. Zgromadzeni czekają już jakiś czas na audiencję ze mną. - Powiedziała w końcu.

- Oczywiście, Pani nie śmiałbym się przepychać. Racz wybaczyć mój brak rozsądku. - Rzekł mag i spurpurowiały ze wstydu ustawił się na powrót w kolejce. Quaras miauknął radośnie słysząc słowa powitania władczyni

Po godzinie oczekiwania Alustriel w końcu doszła do sprawy mężczyzny stojącego przed czarodziejem.

- Pani, wysłannik z Calimshan wysyła wiadomość, że dotarł do pałacu. Otrzymał ciepłe powitanie a jego prośba została wysłuchana. Niestety są też i złe wiadomości. Za pomocą magii wykrycia zauważył, iż na pałacu znajdują się nie ludzkie istoty. Spodziewa się, że książki, które zostaną dostarczone królestwu albo będą zaczarowane, albo bezużyteczne. Podejrzewa, iż mroczne elfy maczają palce w rozporządzaniu królestwa... - Wypowiedział to wszystko jednym tchem. Alustriel zamknęła oczy w zadumaniu.

- Brilchanie, wygląda na to, że nie otrzymamy żadnych przydatnych ksiąg z Calimshan... Masz może jeszcze jakiś pomysł na uzupełnienie swego zbioru? - Westchnęła widocznie zmęczona licznymi audiencjami tego dnia. Mężczyzna zwrócił się w stronę czarodzieja i uśmiechnął patrząc na książkę, którą ten trzymał w ręku, lecz po chwili jego twarz przybrała poważny wyraz i ukłonił się lekko.

Brilchanowi czas nie dłużył się zbytnio, gdyż zawsze miał przy sobie kilka książek, aby wypełnić oczekiwanie przy takich okazjach.

- Nawet najmarniejsza pozycja może przynieść komuś radość i powiedzieć nam nieco o innej kulturze. Przydatniejsze księgi sprowadzą dla nas moi “Księgożercy”. - Zapewnił władczynie.

- Ośmielam się zawracać ci głowę Pani gdyż właśnie udało mi się odkryć zapiski na temat przewspaniałego księgozbioru dotyczącego zagadnień Sfer. Niestety, według moich informacji znajduję się na Planie Cienia. Mimo to zamierzam wyruszyć w celu jego odzyskania gdyż taka zdobycz z pewnością wzbogacałaby Wielką Bibliotekę. Próbowałem, zdobyć amulet chroniący przed zdradliwym wypływem tej wrogiej życiu Sfery, doszły mnie słuchy, że jesteś Pani w posiadani podobnego artefaktu. - Rzekł, po czym znów oblał się rumieńcem.

- Wiem Pani, że proszę o bardzo wiele, jednak jestem przekonany, że wolą Oghmy jest abym sprowadził te zbiory na chwalę jego i wspaniałego miasta, któremu mam zaszczyt służyć. Solennie przysięgam, że amulet wróci do twych rąk po sukcesie misji, a jeżeli miałbym stracić życie podczas wyprawy Duglas Whiteshield zrekompensuje wszelkie poniesione z tego powodu straty. - Dodał z powagą.

- Moje, wcześniejsze niegodne zachowanie, za które ponownie przepraszam wzięło się stąd, że czuję się niegodny proszenia cię Pani o narażanie cię na utratę tak cennego przedmiotu, choć w swej wielkiej łasce, już tyle zainwestowałaś w mój projekt... - W ustach większości, byłyby to puste komplementy jednak każdy obserwujący mógł stwierdzić, że słowa mędrca były przepełnione szczerą oraz autentyczną wdzięcznością do Srebrnowłosej Władczyni.

Alustriel wstała z tronu zaniepokojona. Jej srebrna szata zaszeleściła delikatnie. - Nie myślisz chyba, że pozwolę ci udać się na Plan Cienia? - Zapytała z troską w głosie. Szlachcic ukłonił się i wyszedł z sali przewidując wybuch złości.

- Jednak masz rację... Taka okazja zdarza się raz na kilka wieków... - Powiedziała po chwili, po czym podeszła do młodego uczonego. Przejechała dłonią po jego włosach i pochyliła się nad nim.

- Jak zwykle pleciesz ozorem, co ci ślina na język przyniesie... - Uśmiechnęła się słodko i pogłaskała, Quarasa. - No cóż. Nie dam ci zginąć. Idziemy razem. Służba! - Zawołała a jakiś młody chłopak wparował na salę tronową. - Zakwateruj młodego Brilchana. - Poinstruowała. Uśmiechnęła się do czarodzieja jeszcze raz i powiedziała.

- Widzimy się jutro rano, spędzisz noc w komnacie, którą przeznaczy ci chłopiec na posyłki. Zanim noc jednak nastanie masz oczywiście wolną rękę, lecz nie waż się wyruszyć w podróż beze mnie! Daj się tylko zaprowadzić do pokoju zanim wyjdziesz abyś wiedział, który jest twój. - Mrugnęła, po czym udała się w stronę jednych z wielu drzwi. - I zaopiekuj się moim Chowańcem, dobra? - Dodała jeszcze zanim wyszła.

Brilchana dosłownie zamurowało. - Ta..k , jaśnie Pani. - Zdołał tylko wydukać. Czuł się niczym akolita, który czekał na niego przed wejściem. To przypomniało mu o chłopaku

~Jak ja jej to wytłumaczę? ~ - Pomyślał zagubiony, ~Z resztą, nieważne. Chłopak i tak zapewne, dostanie apopleksja, gdy dowie się, że ma wyruszyć w orszaku Alustriel~ - Skonstatował z krzywym uśmiechem ponownie zastanawiając się czy niezdarny chłopak rzeczywiście jest posłańcem Pana Wiedzy. W końcu doszedł do wniosku, że nie ma prawa próbować zrozumieć motywacji bogów i podobnie spróbuje przedstawić sprawę Władczyni.

Na razie, odsunął ten dylemat na bok i rozejrzał się za Chowańcem, którym miał się zająć oraz chłopcem pokojowym, który miał mu wskazać miejsce pobytu. Chłopiec zaprowadził czarodzieja do pokoju, po czym zostawił go sam na sam z zamkniętymi drzwiami i kluczem.

Mag westchnął, nadal nie wierząc w to jak szybko toczą się sprawy, zamierzał planować tą wyprawę przez dekadni może nawet miesiące! Wydawało mu się, że będzie zmuszony żebrać o pomoc po świątyniach i pisać proszące listy do Świecowej Wieży oraz Zakonu mnichów Pióra. Może szukać popleczników wśród poszukiwaczy przygód? … Tymczasem, wyrusza już jutro w towarzystwie jednej z najpotężniejszych istot na Abeir-Toril!

, ~Ale fajnie Szefie! Idziemy na wycieczkę z tą miłą srebrnowłosą Panią. ~ - Radosna myśl Quarasa wyrwała maga z zamyślenia

~Kocie, czasami nie mogę wyjść z podziwu dla twych zdolności do upraszczania rzeczywistości~ - Odpowiedział Brilchan, nie będąc pewien czy powinien się roześmiać czy uronić łzę nad postawą zwierzęcia

, ~Bo to wy ludzie niepotrzebnie wszystko komplikujecie, musisz nauczyć się cieszyć chwilą, radością pogoni, smakiem świeżo złapanego szczura, słońcem w ciepłe popołudnie! A jedyne, co krąży uparcie w twych myślach to zmartwienie się o przyszłość! ~ - Pomyślał kocur a wraz z tą myślą popłynęła do czarodzieja fala prostodusznych pozytywnych emocji i obrazów.

Brilchan nieco skrzywił się czując w ustach metaliczny posmak gryzonia i jego zakurzonego futerka. Ponieważ był to przekaz mentalny nie mógł nawet splunąć, aby pozbyć się posmaku

- Mogłeś sobie darować te szczegóły - rzekł na głos z wyraźną pretensją w głosie

~No, wiesz, co Szefie? Przecież on był takim tłuściutkim kanalarzem! Sama rozkosz!~ - Odpowiedział urażony futrzak

Na twarzy maga pojawił się wyraz obrzydzenia w duchu dziękował Oghmie, że nie musiał w rzeczywistości rozgryzać ściekowego gryzonia, aby przeżyć.

~Generalnie rzecz biorąc masz słuszność, ale na przyszłość spytaj się zanim podzielisz się ze mną którymś ze swoich barwnych wspomnień, dobrze?~ - Poprosił mędrzec i pokręcił głową z rozbawieniem. ~Moje życie z pewnością stało się barwniejsze odkąd się w nim pojawiłeś~ - Dodał.

Kocur, zamruczał zadowolony. ~ No, skoro tak to ująłeś to tym razem wybaczę ci twą okrutną niewdzięczność. ~ - Rzucił wspaniałomyślnie. Zakończywszy mentalną dyskusje czarodziej otworzył drzwi przeznaczonego mu pokoju. Zauważył jeszcze kontem oka jak chłopak na posyłki przygląda mu się z zaciekawieniem. Gdy obrócił w jego stronę głowę ten jednak znikł za rogiem, za którym się chował. Czarodziej wzruszył ramionami, gdyż był już przyczajony do ciekawskich spojrzeń ludzi zaskoczonych jego kalectwem oraz nietypowym sposobem poruszania. Zajrzał do wnętrza komnaty.

W środku znalazł wielkie łoże małżeńskie usłane najświetniejszą pościelą, jaką kiedykolwiek widział. Miało ono dach z jedwabnego materiału, który przykrywał łóżko, zapewne chroniąc przed nieuniknionym atakiem komarów w nocy. W komnacie znajdowała się również piękna, ozdobna szafa z dębowego drewna, na której stały wonne białe kwiaty. Okno było lekko uchylone a wiatr rozwiewał lekko białe, jedwabne zasłony. Pokój był duży i zmieściłby kilka osób. W przeciwnej części od miejsca spoczynku znajdował się szereg półek z księgami różnego rodzaju. Obok ksiąg były następne drzwi, zapewne wiodące do prywatnej łaźni. Na samym środku pomieszczenia znajdował się mały stolik i dwa fotele, ułożone tak, aby nie przeszkadzać osobą próbującym dostać się do łazienki.

Brilchan czuł się niegodny takiego wyróżnienia oraz wygód. Jednocześnie czuł się przeszczęśliwy gdyż wreszcie został należycie doceniony. Podleciał do cudownego łoża i delikatnym ruchem pogładził tkaninę jakby chcąc się upewnić, że to, co widzi jest rzeczywistością. Spojrzał, się z zaciekawieniem na tytuły książek ustawionych na półce. Były to głównie pozycje awanturnicze oraz romanse. Choć większość mędrców krzywiłaby się na taki dobór czarodziej uznał go za godny pochwały, od dawna postulował, że czytanie samo w sobie jest wielką wartością i należy doceniać każdy akt lektury, jako chwalebny.

~Szefie, przypominam ci, że miłośnik pocałunków z latarniami czeka na nas w spiekocie, do tego Srebrnowłosa Pani kazała zaopiekować się swoim Chowańcem. ~ -

- Ano, racja trzeba wziąć się do roboty. - Rzekł, po czym wyleciał z pomieszczenia zamykając je na klucz i ruszył na poszukiwanie niezdarnego chłopaka, który, najwyraźniej cieszył się jakąś szczególną łaską ich wspólnego boga.

- Już jestem, bardzo cię przepraszam, że musiałeś tak długo na mnie czekać, ale sprawy poszły więcej niż pomyślnie. - Rzekł z szerokim uśmiechem - Jednak, zanim pochwale ci się swymi sukcesami chciałbym poznać sekret, który obiecałeś mi wyjawić. - Poprosił puszczając do chłopaka oko. Ciekawość wszelkiej wiedzy była jedną z najważniejszych cech charakteru mędrca

Młodzieniec uśmiechnął się na te słowa, po czym spoważniał momentalnie. Podszedł do Brilchana rozglądając się na około i potknął o własną nogę uderzając brodą o poręcz fotela czarodzieja.

- Auć! Ludzkie ciało jest takie głupie... - Marudził wstając i masując brodę. Po chwili nadstawił ręki do ucha Brilchana i szepnął.

- Nie jestem człowiekiem. - Zachichotał i prawie się nie przewrócił odsuwając się od uczonego.

-, Czym więc jesteś? Istotą Planarną? -

- Jestem smokiem. - Powiedział młodzieniec wymachując rękami dramatycznie i rozdziawiając szeroko oczy.

Czarodziej był wyraźnie zaskoczony, gładko przeszedł na język starożytnych gadów.
-, Czemu tak zacna, potężna istota, jaką jest smok miałaby przybierać ludzką postać i zgłaszać się w szeregi kapłanów Oghmy? - Zapytał.

-, Co ty do mnie gadasz? - Zapytał zdziwiony młodzieniec w ludzkim języku.

- To był język smoczy, gdybyś rzeczywiście należał do tego zacnego gatunku umiałbyś się nim porozumiewać. Instynkt podpowiada mi, że jesteś kimś więcej niż niezdarnym akolitą, ale nie pogrywaj sobie ze mną młodzieńcze. -

- Jestem dziesięć razy starszy od ciebie. - Zachichotał chłopak. - Mówię prawdę, jestem smokiem... Alustriel będzie musiała zdjąć ze mnie to zaklęcie... Wystarczy mi już na kilkaset lat tej formy... Takie to niezdarne. Jak wy ludzie w ogóle funkcjonujecie? Pewnie macie takie głowy dziwne jak demony. One też mają zwykle parę nóg... - Zaśmiał się przyglądając się czemuś w oddali akolita. - Udowodnię ci, że jestem smokiem! - Nagle wykrzyknął i zaczął wymachiwać palcami. Zanim czarodziej zdążył zareagować cały świat znikł a on znalazł się w nieprzeniknionych ciemnościach. - Wybacz! To nie te zaklęcie! - Dał się słyszeć głos chłopaka. Po chwili pojawiła się przed nim piękna polanka, na której pasły się krowy. W oddali widać było jednak wielkiego czerwonego smoka zmierzającego w stronę Brilchana. Przerażony czarodziej próbował odlecieć na fotelu jednak nie był w stanie się ruszyć. Smok nadleciał i zionął ogniem. Wizję czarodzieja przepełniła czerwień.

- Tada! - Wykrzyknął młodzieniec a jego twarz nagle ujawniła się Brilchanowi. Wszystko było w normie a ten wciąż znajdował się przed pałacem Pani Alustriel. Czarodziej poczuł ostre pazury Quarasa wbijające mu się w rękę a jego sierść stała najeżona.

- Teraz mi wierzysz? - Zapytał po chwili.

~Dziękuje Quarasie~ - Pomyślał z wdzięcznością mimo bólu.

- Załóżmy na chwilę, że ci wierzę, wytłumacz mi proszę, kto cię przeklął? Czemu nie znasz języka swych zacnych przodków? Czy naprawdę jesteś wyznawcą Pana Wiedzy? Nie chcę cię urazić, sam mam wśród odległych przodków smoka, więc darzę te wspaniałe istoty wielkim szacunkiem, jednak zrozum, że sytuacja jest dość niecodzienna. -

- Niecodzienna? Przecież Alustriel prawie codziennie zmienia mnie w coś innego. Ludzie są nudni, więc chce, żeby mnie już zmieniła. Chyba, że ty umiesz? Słyszałem, że jesteś wielkim czarodziejem. - Młodzieniec wymachiwał rękami próbując naśladować jakiegoś maga. - A żeby odpowiedzieć na twoje pytanie... Wyznawcą Oghmy nie jestem, ale spoko facet, fajnie się z nim gada. Też kiedyś powinieneś spróbować. - Uśmiechnął się.

Brilchan zaczął się zastanawiać czy nie jest to jeden z żartów jego starego przyjaciela Armendiego ~Taak, to by do niego pasowało.~

- Nawet, jeżeli odwrócenie magii Pani Alustriel leżałoby w mojej mocy nie mam prawa sprzeciwiać się woli kobiety, która tak wiele zrobiła dla mnie i mojej Biblioteki- Rzekł zdecydowanym tonem. Po czym, pospiesznie dodał. - Polubiłem cie, ale jeżeli Władczyni postanowiła rzucić na ciebie tak potężny urok z pewnością miała ku temu jakieś powody, proszę nie czuj się urażony, ale według almanachów Elminstra czerwone smoki, choć najpotężniejsze spośród całego rodu nie są znane z dobroci serca.

- Mógłbym spróbować przedstawić twą prośbę Srebrnowłosej, ale powiedz mi szczerze, co uzyskam w zamian? Jedno twoje zionięcie jest w stanie zniszczyć pracę całego mojego życia, więc bezpieczniej dla mnie byłoby gdybyś pozostał w tej niegroźnej postaci. Poza tym poruszając ten temat z Władczynią narażam się na jej gniew, więc gra powinna być warta świeczki.

- Z pewnością byłbyś wielką pomocą w mojej wyprawie, lecz jaką mam gwarancje, że jako istota dumna nie zemścisz się za jakieś rzekome upokorzenia i spalisz moje z trudem zebrane zbiory? - Zakończył swój przydługi wywód. Nie raz słyszał od innych, że zbytnio ukochał dźwięk własnego głosu, ale on był przekonany, że ci głupcy są zwyczajnie zazdrośni o jego niesamowite zdolności retoryczne i giętki umysł.

Młodzieniec zamrugał kilkakrotnie podczas monologu czarodzieja, po czym buchnął śmiechem. - Ale ty lubisz gadać. - W końcu zdołał złapać oddech. - A skąd ci przyszło do głowy, że jestem czerwonym smokiem? Ja nawet nie umiem ziać ogniem ani niczym innym... - Podrapał sie po głowie i dodał po chwili. - Może nie powinienem był tego mówić... W każdym razie idę do Alustriel, zaraz wracam! Poczekaj na mnie a zaraz przylecę. - Powiedział i ruszył dziarskim krokiem w stronę pałacu znów niemalże wywalając się na ziemię.

- ZACZEKAJ! - Krzyknął za dziwakiem goniąc go na fotelu - W wizji, którą mi pokazałeś ukazał mi się czerwony smok, stąd taki wniosek. Nie sądzisz, chyba, że strażnicy tak po prostu dopuszczą cię przed obliczę Alustriel? Mógłbym ci pomóc, ale nie mam pewności czy nie chcesz uczynić mojej Pani krzywdy. - Rzekł blokując chłopakowi drogę do zamku z zaciętym wyrazem twarzy.

- Nie chcę, mieć w tobie wroga. Czuję się odpowiedzialny za twoją sprawę gdyż nasze losy złączył Oghma. Nie rozumiem, czemu, ale wiem, że nie mogę bezczynnie czekać, chcę ci pomóc. - Stwierdził nieco spokojniejszym tonem.

- Po pierwsze. - Zaczął przejęty chłopak zakładając ręce na uda. Spojrzał na nie i uśmiechnął się. - Zawsze chciałem to zrobić... Po pierwsze! - Wrócił do tematu. - Jaki Oghma, człowieku to była szansa? Ja sobie żartowałem w ich świątynni i widzę kogoś ciekawego no to chop siup, idziemy na Plan Cienia. Po drugie... Nie staje się na drodze smoków... - Powiedział tajemniczo, po czym strzelił palcami. Brilchan wzdrygnął się, lecz nic mu się nie stało. Młodzieńca, natomiast, nie było ani widać, ani słychać.

Zaniepokojony mag poleciał do strażników. - Jakiś wariat dysponujący silną magią podaje się za smoka i wydaje się mieć złe zamiary w stosunku do Pani Alustriel - Rzekł pośpiesznie - Z pewnością nasza Władczyni da mu radę jednak sądzę, że należałoby coś zrobić.... - Przerwał w pół zdania. Kiedy wreszcie zrozumiał, co się stało wybuchł gromkim śmiechem

- BOGOWIE! To jej Chowaniec?!? Jaki ja jestem bezmyślny? Wybaczcie mi panowie. -

Strażnicy śmiali się wraz z nim. - Wiedziałem, że w końcu się domyśli. - Powiedział jeden ciągle się śmiejąc. Drugi podrzucił mu dwa miedziaki. Strażnicy otworzyli bramę Brilchanowi z uśmiechem na ustach. - Miłego pobytu. - Powiedział ten, który wygrał zakład i wskazał ręką, aby czarodziej wstąpił do pomieszczenia.

Mędrzec rozbawiony całą sytuacją wyciągnął z własnej sakiewki miedziaka i rzucił go strażnikowi - W sumie to powinnam domagać się udziału w zyskach, ale łap nagrodę za stawianie na zwycięzcę - Rzekł wiedząc, że gdyby Mistrz Xzanar albo Duglas ujrzeliby go w tej chwili wysłuchałby długiego wykładu na temat marnotrawienia pieniędzy. Strażnik złapał miedziaka i uśmiechną się z wdzięcznością.

Czarodziej, ruszył do komnaty, którą mu wyznaczono. Po drodze doszedł do wniosku, że potrzebuje odzyskać nieco utraconej godności, więc grzecznie poprosił jednego z służących o dostarczenie do jego komnaty materiałów potrzebnych, aby zakląć różdżkę. Doszedł do wniosku, że czar “światła” z pewnością przyda się na Planie Cienia. W sumie, zaklinanie tak prostackiego czaru w przedmiocie zdawało się marnotrawstwem, ale Brilchan wychodził z założenia, że kilka sekund różnicy pomiędzy wypowiadaniem zaklęcia, a użyciem różdżki może uratować mu życie. Chłopiec po kilku minutach dostarczył potrzebne mu przyrządy.

Brilchan, podziękował służącemu i wziął się do roboty. Oczyścił umysł tak jak nauczono go wiele lat temu, i z wielkim szacunkiem nagiął Dweomer w białym wypolerowanym kawałku drewna z drzewa platanowego. Magiczna osnowa bez problemu poddała się jego woli, praca była prosta gdyż czar był jednym z najprostszych a użyczone materiały były najwyżej, jakości

Prosta czynność była dla zaskoczonego wydarzeniami dzisiejszego dnia czarodzieja czymś podobnym do medytacji. Pomagała wyzbyć się wszelkich przeszkadzających myśli i skupić się na zadaniu pięknym w swej prostocie. Quaras ułożył się wygodnie na jedwabnej pościeli i pousypiał uspokojony wyciszonym stanem umysłu swego pana.

Gdy już skończył swą pracę, obejrzał błyszczący magią przedmiot krytycznym okiem, po czym z zadowoleniem uznał, że jest godny przystawienia na nim jego runy. Po skończonej pracy doszedł do wniosku, że trzeba się odświeżyć, gdyż nie sposób przewidzieć czy jeszcze kiedyś będzie miał okazje na kąpiel w Pałacu. Na szczęście kamienna wanna była niska, i bez problemu się do niej przemieścił mimo braku władzy w nogach. Mędrca zaskoczył system kanalizacyjny, który pozwalał nalać gorącej wody wprost do naczynia. Czytał kiedyś, że w piwnicach pałaców trzyma się stalowe pojemniki pełne nieustannie grzanej wody. Sam dotychczas musiał ograniczać się do drewnianej bali, w która stygła niesamowicie szybko.

Dopiero, gdy przyzwyczaił się do wysokiej temperatury poczuł jak jego mięśnie rozluźniają się po przeżytym dzisiejszego dnia stresie, do tej pory nie miał nawet świadomości jak bardzo były napięte! Do gorącej wody dodał jeszcze płatków kwiatów i pachnideł, gdy po dokładnym wyszorowaniu ciała i włosów woda w końcu wystygła a skóra maga zaczęła się marszczyć od nadmiaru wilgoci, opuścił kamienną wannę, nasmarował ciało jednym z wielu rozłożonych w łaźni kremów i opatulił się kawałkiem nagrzanego płótna i podciągnął się na fotel.

Kilka chwil później przesiadł się z fotela na miękkie łożę, po czym zmusiwszy umysł do ostatniego wysiłku oczyścił swą szatę z potu i innych śladów użytkowania za pomocą prostej, lecz przydatnej magicznej sztuczki, której nauczył się jeszcze w dzieciństwie. Wiedział, że jutro z rana nie będzie na to czasu a musiał wyglądać prezentacyjnie. Uznawszy, że dopełnił wszystkich obowiązków ułożył się do snu

Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi.

- Proszę wejść! - Zawołał zdziwiony jednocześnie opierając się na puchowych poduchach w pozycji siedzącej.

Do środka weszła Pani Alustriel w długiej, białej, jedwabnej koszuli. Poza tym, nie nosiła na sobie nic, a jej włosy wisiały do pasa rozpuszczone.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - Zapytała niewinnie.

Widząc kobietę, nagle przebudzony Quaras zeskoczył z łóżka i zaczął ocierać się o jej nogi mrucząc przy tym z zadowolenia i wyprężając grzbiet. Alustriel pochyliła się i podniosła kota drapiąc go pod pyszczkiem. - Nie mogę zasnąć i pomyślałam sobie, że powinniśmy porozmawiać... - Powiedziała zamykając za sobą drzwi i podeszła do łóżka, po czym położyła się na boku przyglądając się czarodziejowi i kładąc kota przed sobą.

- Ależ, oczywiście Pani to dla mnie wielki zaszczyt...- Alustriel położyła palec na ustach Brilchana, po czym zbliżyła się do niego i pocałowała go w czoło. - A może jednak odłożymy rozmowy na następny dzień? - Uśmiechnęła się i zbliżyła bardziej do mężczyzny. Quaras uciekł z łóżka widząc, że zostaje mu coraz mniej miejsca.

- Mówiłeś kiedyś, że czujesz wszystko poniżej pasa, tylko tego nie kontrolujesz. - Powiedziała z uśmiechem na twarzy. Brilchan zaniemówił. Przez głowę przemknęła mu idiotyczna myśl ~Może to kolejny dowcip smoczego chowańca?~ Jednak Quaras zapewnił go, że jest inaczej.

To była Piękna noc.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 07-07-2013 o 18:50.
Brilchan jest offline