Trzecia Góra
8 Ches(Marzec)
5-ty dzień wyprawy
wieczór
Po wyjściu ze starych kopalni Krasnoludów, towarzystwo postanowiło odpocząć na zboczu góry, nie mając zamiaru dalej wędrować nocą. W przygotowaniu obozu przodował Gabriel, który powołał do istnienia półkulę, mającą posłużyć im za schronienie. Dokonał tego wszystkiego zaś właśnie tak szybko, iż nie dał czasu na reakcję reszcie towarzystwa. A gdyby najpierw spytał, a nie od razu działał...
"Darita" wyczarowała bowiem po chwili solidną, i o nieba wygodniejszą chatkę. Wewnątrz pełne umeblowanie, do tego ogień w kominku, a miejsca wystarczająco na tuzin osób. Każdy więc spał, gdzie chciał, czy to w chatce, czy w półokrągłym, stworzonym z mocy "iglo".
*
....
Lirikontha postanowiła zostać.
-
Skoro tak nalegasz - Powiedziała, miło się uśmiechając, a nawet mrugnęła do Tarina.
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
ranek/popołudnie
Noc minęła spokojnie, jeśli nie liczyć wiatru, od czasu do czasu dającego o sobie znać lekkim drżeniem chatki. Po porannych czynnościach, wypoczęte i z nowym zapasem magii, towarzystwo ruszyło w dalszą drogę, psiocząc jedynie na brak możliwości kąpieli. Daritos zaś był już Daritosem, swym dawnym, męskim odpowiednikiem. Czar, który go przemienił, zakończył więc swe działanie.
W dolince panowała zaś mgła...
Ich przewodniczka wiedziała, gdzie mniej więcej znajdują się kolejne tunele w trzecim paśmie gór, tworzących znany wszystkim(chociażby tylko z nazwy) Grzbiet Świata. Błądzenie we mgle, w śniegu po kostki, przeszukując kolejne zbocze, zajęło im jednak kilka ładnych godzin, przypominając prawie już szukanie przysłowiowej igły w stogu siana.
W końcu jednak natrafili na do połowy zasypane wejście. Nie pozostało im więc nic innego, jak wczołgać się do środka, i po raz kolejny zagłębić w mroczne korytarze. Zakurzone, rozpadające się, opuszczone wiele lat temu, może i stuleci. Pułapek nie powinno już być żadnych, za to mogły pojawić się zawalone tunele... jak i niestabilne stropy. Należało więc uważać dla odmiany na naturalne niebezpieczeństwa?
Kolejna, opuszczona kopalnia przywitała ich duchotą, a ziejące pustką korytarze czasem wywoływały pewien niepokój, w kupie jednak raźniej, a lepsze to, niż wspinaczka górska i wystawianie się na ziąb? Raz czy dwa, coś małego przemknęło na skraju światła, stawiając ich na nogi, okazało się jednak zwyczajowym, małym zwierzątkiem, uciekającym w popłochu na ich widok...
-
Ale to chyba nie był szczur? - Pisnęła Meggy.
~
Błądzenie tunelami powoli zaczynało działać co niektórym na nerwy. Dwa razy trafili już bowiem na ślepy zaułek, raz zwyczajowy, drugi spowodowany zawaleniem się korytarza, jedna z sal-jaskiń okazała się kończyć tak wąską szczeliną w ścianie, że nie przecisnąłby się przez nią nawet Niziołek...
*
-
To jak, znów magiczne przewodnictwo? - Spytała Liri, wpatrując się w resztki już jakiejś Krasnoludzkiej rzeźby.
*
....
Jakiś czas później znaleźli się w dosyć nietypowej sytuacji. W kopalni bowiem skończyły się możliwości dalszej podróży, kilka korytarzy było całkowicie zawalonych, reszta zaś w pewnym momencie się po prostu kończyła. Pokonanie z kolei takiego zawału nawet magią, mogło się po prostu okazać rzeczą niemożliwą. Jedyna droga, jaką odkryli, i jaką mogli nadal się poruszać, wyglądała dosyć nietypowo. Nisza, szeroka jak korytarz, a wysoka na mniej niż pół metra, nie wyglądała zbyt zachęcająco, była jednak chyba jedyną już możliwością. Nie pozostało im więc nic innego, jak wczołgać się do środka, i modląc się do całego panteonu, pełznąć przed siebie, w końcu przecież nie zawrócą, marnując tyle godzin?. Zadanie to było niebezpieczne, ponieważ w każdej chwili mogli zostać przygnieceni setkami ton, kończąc jako mokre plamy w zapomnianym miejscu...
Parę osób spojrzało wyczekująco na Virmien, być może, by ta udała się ową drogą pod jakąś zwierzęcą postacią na zwiad?
*
~
Na końcu wąskiego przejścia znajdowały się deski. Ktoś najwyraźniej je zamknął, nie stanowiło to jednak większego problemu dla zdeterminowanych śmiałków, którzy poradzili sobie z dwoma kawałkami drewna nawet dosyć cicho. Po chwili zaś znaleźli się... w magazynie. Magazynie pełnym worków, beczek, skrzyń, koszy i tym podobnych, wewnątrz nich z kolei całkiem zwyczajowe rzeczy, jak suszona żywność, liny, narzędzia, ubrania, i wszystko wcale nie stare i zatęchłe.
Jedyne drzwi, wychodzące z owego pomieszczenia, były zamknięte na amen. Za nimi znajdował się zaś - po oględzinach przez dwie szpary - korytarz, którym przeszedł po chwili jakiś łysawy, szaroskóry kurdupel z brodą, przypominający Krasnala.
-
Duergary - Syknęła wrogo Liri.
Na zboczach gór
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
popołudnie
Po spotkaniu z dziwacznym Niziołkiem i jego bestyjkami, polującymi na bandę Orków, oraz po ustąpieniu u Arasaadi paraliżu, towarzystwo ruszyło w dalszą drogę, uszczuplone o zabitą przez Raetara Drowkę. Może i tak lepiej... Podróż poprzez góry była w gruncie rzeczy dosyć nudna, jeśli nie liczyć przypadkowych spotkań z uciekającymi na ich widok zwierzętami. A to raz kilka kozic, a to wilk czmychnął przed nimi, zupełnie jakby nawet zwierzęta wyczuwały, iż owego towarzystwa należało unikać nie chcąc skończyć jako przekąska, lub trofeum.
A zima nastawała się coraz ostrzejsza, im dalej zapuszczali się na Północ.
Wkrótce natrafili na ruiny jakiegoś zameczku, czy i może wartowni. Budowla była już w dużym stopniu zniszczona, i niewiele można było z owej kupy gruzów wywnioskować. Być może był to jakiś posterunek, zapomniana świątynia, siedziba samotnego Maga... tego chyba nie dowiedzą się nigdy. A zresztą, czy ta wiedza była im potrzebna? Dawne dzieje, historia która została zapewne już zapomniana, a każdy kto brał w niej udział, pewnie już dawno odszedł w zaświaty...
Zmarznięte resztki drewna początkowo nie chciały się za cholerę palić, w końcu jednak materiał ustąpił pod naporem zawziętości, i Forgahrowi udało się rozpalić ognisko. Po raz kolejny przyszło im odpocząć w polowych warunkach, a co niektórzy zaczęli już wyjątkowo tęsknić za dobrodziejstwami cywilizacji. Wizja wylegiwania się w miękkim i cieplutkim łożu, kąpiel w balii, i parująca strawa stała się chyba coraz większym tematem przewodnim myśli biorących udział w wyprawie. Z drugiej jednak strony, za dwa razy po dziesięć tysięcy złociszy, można było nieco pocierpieć?
-
Wino się kończy - Burknęła Arasaadi zawiedzionym głosem, po czym po raz pierwszy od dłuższego czasu przytuliła się do Samotnika bez słowa, po prostu najzwyczajniej w świecie chowając sobie swój nosek w jego szyi.
....
-
Leziemy tak i leziemy, przez góry i śnieg, do tajemniczej wieży i jej pana. Wiadomo, że nas nie przywita przyjacielsko, wszak chciał Silverymoon zrównać z ziemią - Powiedział głośno Barbarzyńca -
A tylko Ty znasz drogę... - Dodał, zwracając się do Raetara -
Ale nic o tym "H" nie wiesz, prawda?
Siedzieli więc tak, posilając się i zbierając siły na dalszą podróż, gdy w pewnym momencie wśród ruin zawiał dziwny podmuch, a płomienie ogniska nabrały nagle błękitnej barwy. Zrobiło się jakby zimniej, a u co niektórych pojawiło się mrowienie na skórze. Wtedy też, wprost z ziemi, ze śniegu, wyłoniła się dziwaczna, przezroczysta postać, otoczona wirującymi czaszkami. Dziwo owe, wyglądające jak nic na jakiegoś ducha, spojrzało na towarzystwo błyszczącymi ślepiami, unosząc w ich kierunku ostrze.
-
Jesteśmy, kim jesteśmy... a zrobiliśmy, co zrobiliśmy... - Wychrypiało widmo -
Precz stąd... tu tylko śmierć czycha...
.