Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 15:35   #135
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Drakonia Arethei | Xendra Nua’vill (wcześniej)
W całej historii nie sposób napomknąć by o pewnym incydencie, który zdarzył się przed tym, kiedy podróżnicy weszli do Domu Seis. Xendra, powodująca się pobudkami zerwania z szat Drakonii ozdób z motywami pajęczymi.
Choć Xendra była całkiem szybka, Drakonia była znacznie szybsza. Ze zdziwionym spojrzeniem odskoczyła od Xendry, kiedy tylko spostrzegła, że ta pędzi w jej stronę.
A później zawołała strażników, którzy dotychczas stali przy bramie do zamku. Choć obyło się bez większych ekscesów, strażnicy stanęli murem między diabelstwem a Drowką.
- Doprawdy - syknęła Drakonia, spoglądając na Xendrę. - A mi mówią, że to ja bywam krewka.
- Dość! -
posłaniec przekroczył próg bramny, rozpościerając ramiona.. - Dość, mówię. Moiściewy, cóż to wyprawiacie? To przecież nie Arena i nie meliny portowe, żeby walki na ulicy wszczynać... Zachowajcie animozje na później... Pan de Seis czeka.
Później wytłumaczno Xendrze, że ktokolwiek, kto jest na powierzchni a posiada na swoich szatach motywy pajęcze, nie musi być wyznawcą Lloth.


Brand Gallan | Dorien Nitram | Drakonia Arethei | Jack Woodes | Lou Rannes | Olhivier Rendell | Xendra Nua’vill
- Wiedzą? - zamyślił się Kirstenhelm de Seis na słowa podróżników, którzy nadmienili o plotkach. - Rzecz dziwna.
Potarł brodę parę razy; to, że podróznicy zostali już zauważeni, w znaczący sposób mieszało mu szyki. Przez parę chwil rozmyślał, kalkulował, mierząc wzrokiem siódemkę, która stała przed nim.
Kiedy powziął w końcu decyzję, rzekł:
- Być może uratowanie moich córek niepotrzebnie zgarnęło uwagę paru osób - wzruszył ramionami.- Ostatecznie, plotki w Westgate rozchodzą się szybko, rzecz, do której powinniście się przyzwyczaić. Jednak nie jest to zbyt wielką przeszkodą. Cokolwiek byśmy nie zrobili w tym przeklętym mieście, zawsze będzie rodziło różnego rodzaju rumory, obojętnie, jak byśmy nie postąpili. Mamy jednak szczęście. Nie wszystkie z plotek docierają aż do wież Urdo. A poza tym...
Pan de Seis uśmiechnął się.
- Ostatecznie, mamy zaklęcia, prawda?
Zrobił gest w stronę jednego ze sług, który natychmiast wyszedł za drzwi.
- Nie będziecie jednak sami. Pomoże wam ktoś.
Po paru chwilach do pomieszczenia wszedł ktoś, kogo Woodes, Lou czy Xendra mogliby określić jako kogoś bywałego, to jest o przyjemnej aparycji i wdaniu tego, który większość życia spędził na salonach szlachty, znając gusta towarzystwa, które tam mieszkalo. Jedynie oczy Xendry mogły poznać, że zdradzały go nieco zbyt zwinne ręce i odciski garoty odbite na palcach jako szkolonego przez dom szlachecki zabójcę. Mroczny elf, który wkroczył do sali, ubrany był w białe szaty, kontrastrujące z jego skórą. Nosił insygnia Domu Seis. Skłonił się wobec siedmiu podróżników.


- Dethryn Vimrascar.
- Znany też po prostu jako Szpon
- skłonił się Dethryn. - Witajcie. Poznanie was jest dla mnie zaszczytem.
- Dość, Szpon
- machnął ręką de Seis. - Katherine, Joann. Byłbym wdzięczny, gdyby...
- Oczywiście, ojcze -
Joann skłoniła głową. - Katherine, wychodzimy. Ojciec zamierza przedyskutować politykę.


- Jeszcze nie wiem, komu zależy na tym, żeby informować całe miasto o waszych poczynaniach, ale się dowiem - rozpoczął de Seis. - Jednak dość o tym. Skoro powiedzieliście tak, to wtajemniczę was pokrótce w ostatnie szczegóły planu.
- Jeśli okaże się, że jest podejrzenie co do tego, że ktoś może o was wiedzieć, na czas misji każę moim alchemikom uwarzyć wywar zmieniający kształt. Za wcześnie jednak mówić o tym.

De Seis zrobił przerwę, a po chwili wyjął zza pazuchy pierścień ozdobiony rubinem; wnętrze rubinu, jak zauważyła Lou, tliło się lekko.
- Drugi taki sam posiada nasz agent - obrócił pierścieniem w palcach. - Dopóki żyje, dopóty zaklęcie będzie sprawiać, że kamień będzie lśnić. Stąd pewność, że żyje na pewno.
De Seis obrócił kamieniem jeszcze raz, obserwując błyskotkę. Po chwili, schował go ponownie.
- Nie wiemy jednak, jak długo - zakończył dosyć ponuro Kirstenhelm. - Jednak tu wchodzicie wy. I Szpon, oczywiście.
- Polecono mi
- rzekł uśmiechem mroczny elf - aby zorganizować waszą grupę i służyć wam radą. Z przyjemnością to zrobię.
- Powiedz im o Salach Auberony
- machnął władczo ręką de Seis, któremu zapewne znudziło się tłumaczenie podróżnikom.
- Wedle rozkazu, panie - skłonił się Szpon. - Choć festyn Waukeen będzie odbywał się w całym mieście, to będzie tylko jedno miejsce, gdzie będzie rezydować szlachta i wpływowi kupcy na ten czas. Sale Auberony to sławetna tawerna i sala, gdzie odbywają się biesiady, zazwyczaj na które łożą panicze udzielni ze swoich kies.
Szpon odchrząknął, poprawiając z gracją swoje zdobne w drogie klejnoty mankiety.
- Istnieje nieoficjalny zwyczaj, że zamożniejsza część miasta zostaje zaproszona do Sal Auberony. Choć wielkie Domy, takie jak Ssemm czy Urdo zbierają się tam z zasady, to zaproszenia dla mniejszych kupców są wysyłane przez prywatnych posłańców.
Dethryn wyciągnął z kieszeni srebrny pierścien, który zwieńczony był misternym grawerunkiem kwiatu o ostrych liściach.
- Ktokolwiek dostanie taki pierścień, jest zaproszony do Sal. Zazwyczaj jest to kupiec lub szlachcic, rzadziej rycerz lub wojownik. Takie dostaniecie również i wy.
De Seis zabębnił palcami o stolec, zniecierpliwiony nieco.
- Wracając jednakowoż do naszej misji - na twarzy Drowa nie powstała ani nuta strachu czy służalczości - choć podejrzanych co do posiadania informacji jest parunastu - wyciągnął cztery palce - to tych, którzy prawie na pewno wiedzą o nim, jest tylko czterech. Moranna Darkmaul, członkini Instytutu Wojny i Zhentarim. Vizerim Ouai, sławny kupiec i handlarz specjalizujący się w starych artefaktach. Maven Sserster, pani na Wieży Imryth, czarodziejka. I wreszcie sam Hugon Urdo, który osobiście zjawi się jutro na Salach. A także inni. Opowiem wam o nich jednak wtedy, kiedy zjawimy się już na przyjęciu.
Kiedy Szpon skończył mówić, de Seis podniósł się z tronu.
- Opowiedz im o reszcie - rzekł, wychodząc.
Szpon skłonił się jeszcze raz. Kiedy de Seis wyszedł, kontynuował:
- Czasu zostało nam dużo, zaczniemy bowiem dopiero jutro wieczorem. Jest jednak moją i pana de Seis wolą, żeby wszystko przebiegło jak najsprawniej.
Szpon podszedł do tronu, musnąwszy ręką oparcie. Spojrzał na podróżników.
- Dlatego też najlepiej będzie, jeśli zostaniecie na zamku Seis jeszcze trochę. Akurat wystarczy nam do jutra czasu, by napelnić wasze głowy wieściami, które powinien wiedzieć każdy z Westgate i etykietą, która jest stosowana w wyższych sferach. Choć w oczywisty sposób nie będziemy mogli objąć wszystkiego, ustrzeże was to od co gorszych pomyłek. Dla wielu, śmierć na salonach jest gorsza od śmierci fizycznej.


Drow na usługach Domu Seis okazał się całkiem niezłym nauczycielem. Choć niewiele mówił o sobie i swojej przeszłości i w zasadzie starał się unikać pytań skierowanych co do jego osoby, wykazywał się on niespotykaną wręcz wiedzą o Westgate, rodach w nim zamieszkujących, koneksjach, aferach dotyczących rodzin, a także praktycznej etykiety i manieryzmów przyjętych przez pedantyczną koterię Westgate.
Szpon obiecał im także, jeśli rzeczywiście nie będą zbyt pewni w swoich umiejętnościach perswazji, dostarczenie pewnych specyfików, które powinny nieco polepszyć sytuację pod tym względem.
To tutaj dowiedzieli się jak specyficzne było w swojej istocie Westgate, gdzie statki pirackie łupiące wybrzeża Sembii i Cormyru mogły cumować bezpiecznie do miasta portowego.
Podróżnicy mogli wchodzić i wychodzić, a całość przybrała formę nieco luźnego wykładu; kiedy ten się skończył, pozwolono im wyjść i zaproszono ich ponownie na ranek następnego dnia, gdzie miało być kontynuowane ich szkolenie.
Wkrótce też do ich prywatnych kwater przyszły listy zawierające zaproszenie na Sale, razem ze srebrnymi pierścieniami. Ich imiona i nawiska opiewały na innych szlachciców, co zapewne znaczyło, że pan de Seis postanowił nie ryzykować i skorzystać z opcji z przebraniem.
Tu też dowiedzieli się, dlaczego rodzina de Seis wolała, aby korzystali z Purpurowej Damy, czyli tawerny połączonej z domem publicznym. Jak wytłumaczono im, Purpurowa Dama wydawała się najbezpieczniejszym miejscem, położona zaraz pod nosem Domu Seis i będąc w jej strefie wpływów. Co do faktu, że był to w istocie regularny bordel, nie gorszyło nikogo, jako że domy tego typu skrzętnie zawierano w nazwie “domy przyjęć”, a dwieście lat panowania piratów i fakt, że miastem całkowicie rządził wolny handel sprawiały, że nie istniał żaden powszechnie przyjęty kodeks moralności, który kazałby się czemuś takiemu gorszyć. A przynajmniej to zauważyć mogli wędrowcy.
Więcej informacji obiecano im nazajutrz, kiedy już rozpocznie się święto.
W międzyczasie, Gallan zidentyfikował naszyjnik antymagii.


Cytat:
Pomniejszy naszyjnik antymagii
Wygląd: Naszyjnik nie wygląda imponująco; jest to mały, odymiony kawałek szkła, na którym wyryte są inskrypcje mające powstrzymać czary niższej szkoły.
Historia: Choć przedmiot nie może zostać zidentyfikowany z oczywistych powodów, to wiele takich naszyjników jest sprzedawanych na ulicach Westgate. Ci, którzy je noszą, zazwyczaj chcą się chronić przed bandytami znającymi niektóre z dróg magii lub złośliwymi studentami ze szkół magicznych.
Działanie: Całkowicie neguje czary 0-poziomowe i minimalizuje czary 1-szego poziomu (zaklęcia działają tak, jak gdyby osiągnęły najmniejszy możliwy efekt) w obrębie maksymalnie 0,5 metra wokół posiadacza. Naszyjnik może zminimalizować jeden czar 2-ego poziomu, jednak ulegnie zniszczeniu. Moc antymagii nie działa na zaklęcia wyższych poziomów.


Lou Rannes
Poszukiwania Vermila okazały się o wiele bardziej owocne, niż Ultara. Choć Lanterion nie był zbyt znany w środowisku kapłanów Sune, to jednak odnalezienie go zakończyło się w istocie sukcesem dla Rannes. Na szczęście, nie wyjechał on z Westgate.
Vermil powitał ją bardzo wylewnie, objąwszy ją; widać było, że wieści ze Szlaku Kupieckiego, a także sprawa wilkołaka z Ostoi wywarła na nim spore wrażenie.
- Ach, Lou - uśmiechnął się Vermil, widząc elfkę kapłan Sune.
Spotkała go w jednej z licznych kaplic bogini w północnej części miasta, nie tak daleko od Purpurowej Damy i Wieży Imryth. Świątynia, przybrana w ogniste kolory razem z ołtarzem zdobnym w symbole Sune, była miłą odmianą od brudnych ulic Westgate.
Wyglądało na to, że od czasu przybycia Vermila do Westgate sprawy przybrały dla niego dobry obrót; choć wymogiem było, by kapłani Płomiennowłosej Bogini posiadali pociągające wygląd jak i osobowość, Vermil był przystojny jak na półelfa. Nie przypominał tego samego Vermila na szlaku; bardziej przezornego i gotowego do walki.
- Ultar? - podniósł brwi Vermil. - Wypłynął z Westgate? Ach, tak. Słyszałem. Choć nie do końca wierzyłem. Mieliśmy wszakże czekać na ciebie w mieście.
Lanterion wytłumaczył Rannes, że od czasu dostania się do miasta, Ultar obiecał się z nim spotkać jeszcze raz, jednak od czasu, kiedy to zapowiedział, ślad po nim przepadł. Choć kapłan zamierzał się z nim spotkać sam, nie zdołał, bowiem był zajęty sprawami swojego kościoła.
- Bechel wydawał się na przejętego zaraz po spotkaniu się ze swoimi przyjaciółmi z gildii kupieckiej - stwierdził Vermil. - Choć nie pytałem się, o co chodziło. Jeśli bym nie znał wcześniej Ultara, powiedziałbym, że jest... Przestraszony. Hmm. Nie mam pojęcia, gdzie może być. Znając jednak Ultara, jestem pewien, że pojawi się sam - uśmiechnął się pocieszająco. - Ostatecznie, potrafi zadbać o siebie.
Vermil potwierdził także informację o Athanglasie.
- Myśleliśmy, że nie ujdziemy żywi - rzekł Lanterion. - Słyszałem co prawda o tym, że na wsi albo i w głuszy czasem zdarzały się przypadki likantropii, jednak nigdy nie przypuszczałem, że spotka to nas.
- Athanglas rzeczywiście przemienił się... Chyba w wilkołaka, jak sądzę. Było zbyt ciemno, żeby powiedzieć cokolwiek pewnego. A w każdym razie, wierz mi, żaden z nas nie miał ochoty sprawdzać, czy chmura kłów i pazurów rzeczywiście ma pysk wilka. Kiedy tylko się to wydarzyło, po prostu uciekliśmy. Później, na Szlaku, usłyszeliśmy o masakrze w Ostoi.
Podrapał się po głowie, przypominając sobie minione zdarzenia.
- Zanim się to jednak stało, weszliśmy do karczmy, oczywiście
- rzekł. - Chcieliśmy wyruszyć dopiero rankiem, ponieważ, cóż, wszyscy wiemy, że Szlak Kupiecki przestał być bezpieczny, nie mówiąc już o zwyczajnych dróżkach, gdzie panuje bezprawie.
- Nie mieliśmy jednak szans i uciekaliśmy jeszcze tej samej nocy. Zanim Athanglas przemienił się, ktoś wszedł do karczmy i pytał o myśliwego.
- Był to jakiś starzec, łysiał. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby zrobić komukolwiek krzywdę, ale wiesz, ponoć tacy są najgorsi. Wypytywał o łowcę, a później rozmawiał z nim przez krótki czas. Nie słyszałem całej rozmowy, ale stary wypytywał go o jakieś klucze i gdzie je podział. A później powiedział coś głośno w języku, którego nie rozumiałem.
- Wiesz, jak teraz nad tym myślę, to mogło być zaklęcie.
- Tak. W zasadzie, to bardzo brzmiało jak zaklęcie -
w zamyśleniu powiedział kapłan. - Stary wyszedł w końcu, a Athanglas chyba go wyśmiał. Nie pytaliśmy go o nic; już mieliśmy się zabierać do naszych pokojów, kiedy to się zaczęło.
- Schowałem się z Ultarem za szynk razem z karczmarzem, kiedy Wyrm wrzeszczał i zabijał wszystko, co się mogło poruszać. Oczywiście, kiedy tylko wyskoczył przez okno, wzięliśmy nogi za pas i uciekaliśmy ze wsi.
- Ten Athanglas... Coś wrzeszczał. Mówił, że zamierza wrócić. Nie mam pojęcia. Później tylko uciekaliśmy aż do świtu, a jeszcze później zaryzykowaliśmy i wynajęliśmy konie na Szlaku. Niezbyt spieszy mi się do ustalenia, o co tak naprawdę mu chodziło.



Xendra Nua’vill
Świątynia Eilistraee znajdowała się w dzielnicy świątynnej, niedaleko targu Westgate.
Brama Zachodu była jednym z niewielu miejsc, gdzie pozwolono Drowom wznosić swoje świątynie; choć świątynia Mrocznej Panny była tylko jedna w całym mieście, i tak było to całkiem sporym zjawiskiem. Choć piraci i kupcy kręcili nosami na taki przybytek, którego członkami były w znacznej części Drowy, a ponadto wiele z nich było kobietami. Jednak Westgate było miastem handlu, i każdy mógł czynić w mieście cokolwiek zechciał, dopóki nie wtrącał się w materię domów szlacheckich lub tego handlu nie zakłócał.
Do świątyni wchodziło się przekraczając jej mury, jednak nie było tutaj żadnego wielkiego monumentu; przeciwnie, środek miasta został zalesiony wysokimi niemal jak niektóre z wież i zamków drzewami, które nie przepuszczały zgiełku dochodzącego z zewnątrz.
Jak później dowiedziała się Xendra, Księżycowy Przyczułek, bo tak się nazywała kaplica, był tylko jednym z dwóch zlokalizowanych na południowej stronie Smoczego Wybrzeże; drugi znajdował się niedaleko Wzgórza Kłów, na północny-zachód od Westgate.
Okolica otaczająca kaplicę była dobra, bowiem kapłanki starannie wybrały lokalizację z daleka od portowej części miasta; zdawało się bowiem, że północne i zachodnie dzielnice Westgate były bogatsze i starały trzymać się z daleka od części portowej, to jest od piratów i poszukiwaczy przygód.
Wewnątrz znajdował się gaj, gdzie akolici bogini śpiewali pieśni, ćwiczyli fechtunek czy zajmowali się codziennymi sprawami, takimi jak handel, dyplomacja z domami rodowymi i rozprzestrzenianie wiary w Mroczną Pannę. Domy wewnątrz świętego gaju były proste, a jednak schludne. Kapłanki bogini przywitały Xendrę z radością, dzieląc się z nią wieściami, jednak ich informacje w większej części pokrywały się z tym, co Xendra już wiedziała o Westgate lub nauczyła się o Drowa o przydomku Szpon.
To tutaj spotkała też swoją dawną znajomą i kochankę, Nurissę Morien.


- Xendra? - Nurissa podniosła brwi, spoglądając na Nua’vill.
Podczas rozmowy z nią, Xendra mogła wywnioskować, że Nurissa zmieniła się. O ile poprzednio była raczej cicha i nieśmiała jako osoba, teraz jej charakter nabrał twardości; zapewne przez zdarzenia, jakie spotkały ją od czasu ucieczki z Menzoberranzan.
Nurissa daleka była od delikatności i naiwności dziecka, jakim spotkała ją w Mieście Pająków.
Jej historia wiązała się z nią; krótko po ucieczce Xendry z miasta, plotki sięgnęły równiez Morien, jako że obie kobiety były widziane razem ze sobą wcześniej, a spirala podejrzeń, która doprowadziła do pościgu własnego rodu Nua’vill za nią samą nie oszczędziła również Nurissy. Nua’vill, ośmieszeni w oczach innych klanów przez ucieczkę Xendry z Podmroku, szukali kozła ofiarnego, który pomógłby im zemścić się za odstępstwo od wiary i może uciszyć plotki o tym samym, tyle że dotyczące ich. Dość było powiedzieć, że wkrótce afera przybrała zły obrót dla Nurissy, która musiała wyciąć sobie drogę przez Podmrok, wdziawszy uprzednio pancerz swojego brata i wziąwszy miecz swojego ojca.
To wtedy straciła swoje lewe ramię i prawie swoje własne życie.
- Nie winię cię - rzekła, spoglądając w oczy Xendry, a później zwracając wzrok w stronę swojej lewej ręki. - Ostatecznie, tym, co nas skrzywdziło, było same miasto. Nic dziwnego, że musiałyśmy uciekać. Czasami inaczej nie można.
Mechaniczne ramię, które pokazała Xendrze, było darem dla niej od pewnego taumaturga, którego spotkała, błąkając się po jaskiniach Podmroku. Choć Morien uratowała Duergara od pewnej śmierci - jak mówiła - to dalsza historia nie rysowała się już jako zapłata za heroiczną przysługę. Duergar zamknął ją w klatce, trzymając jako jedną ze swoich konkubin i obiekt eksperymentów, czego pamiątką było zaklęte ramię.
- Uciekłam - kontynuowała Nurissa - po tym, kiedy stary dureń zapomniał deaktywować ramię, zanim mnie zamknął. Oczywiście, zabiłam go - zacisnęła metalowe palce na niewidzialnej krtani - i przy okazji uwolniłam wszystkich, którzy byli ze mną. Resztę znasz.
Znała; dalsza droga Nurissy Morien przebiegła bez większych przygód, to jest: dostała się na powierzchnię, skierowała się na wschód i wreszcie podążała śladami Xendry, by wreszcie później osiąść w Westgate. Tu pracowała jako najemnik dla Instytutu Wojny i jako akolitka Mrocznej Panny.
Nurissa była ubrana w pancerz, jako że wybierała się na Arenę. Jej styl bycia i jej wzrok były harde, nieco niecierpliwe.
- Więc, Xendra - uśmiechnęła się, spoglądając na Nua’vill. -Czy bogowie byli dla ciebie łaskawi? Ufam, że twoje życie na powierzchni było pasmem sukcesów, jak mniemam?

 
Irrlicht jest offline