Davis ucieszył się, że Chad nadal mu ufał. Nie pozostawało więc nic innego, jak dolecieć na miejsce spotkania.
-
Zmień kurs - poinstruował pilota -
Nie lecimy do willi, tylko na Road 43, zniż lot tuż przy wjeździe i wypatruj oczekującego człowieka. Tam już nikt nie jeździ, więc nie będzie to trudne...
Stara, opuszczona autostrada do neonowej dziczy była zjawiskowym miejscem. Od kiedy uruchomiono sieć podwodnych i powietrznych tuneli, nikt już praktycznie nie wybierał przestarzałego i ugryzionego zębem czasu monumentalnego konstruktu. Pusta, wielka betonowa droga znajdowała się ponad dziesiątkami mniejszych opuszczonych już domostw, których mieszkańcy to nie chcieli się wynieść, więc z jakąś nutą złośliwości i złej woli wybudowano im trasę nad głowami. Obecnie domki pełniły rolę slumsów dla biedoty, a autostrada była miejscem potyczek motocyklowych gangów i nielegalnych wyścigów.
Wielka AV-ka w końcu doleciała na miejsce, a czekał tam też i Chad. Nakazał wylądować i wyszedł sam na spotkanie z Lee. Nie będzie ono łatwe. Kolejna gra w karty, ale czy w otwarte? Jak zareagowałby Chad, gdyby Davis wyjawił mu całą prawdę? A może lepiej po prostu udawać głupa?
-
Czołem Chad, miło że jesteś cały i zdrowy. Mam niestety złe wieści... Nasza ekipa chyba się posypała... Dorwali Trip, Yamadę i Sulivana. Nie wiem jak ze Spockiem, ale obstawiam że jego szczęście w końcu się wyczerpało... Pamiętam tylko jak walczył o AV-kę, ale przy tej ilości wrogich AV-ek korpów, nie wytrwa pewnie długo na niebie... Tak więc, Chad... Zostaliśmy chyba tylko my... I chyba muszę parę rzeczy wyjaśnić... Lepiej jednak zabierzmy się stąd nim zjawią się tu korpy. Załatwiłem nam bezpieczną kryjówkę. Ta AV-ka jest moja, więc zapraszam na pokład...