Ponoć dzicz ma swój urok. Pierwotna potęga i urok natury... i takie tam pierdoły, w które Samotnik nie wierzył. Dzicz to bród, niewygody, zimno i wilgoć.
I Raetar miał po dziurki w nosie dziczy siedząc w ruinach starej twierdzy w górskim zadupiu. No... przynajmniej jego grzało ciepłe ciałko i mięciutkich krągłościach.
-Wino i inne przyjemności.- mruknął Raetar przyciskając mocniej złodziejkę.
-No cóż... Nikt nie powiedział, że to będzie łatwa wyprawa. -Dobrze, że nie prowiant, oraz nie mamy nikogo poważnie rannego-Szara Lisica rzekła w odpowiedzi do ludzkiej łotrzycy.
-
Nie kracz... - Arasaadi zerknęła na nią jednym okiem, po czym gdzieś tam w szatach Raetara na jej ustach pojawił się na chwilę uśmiech. Mocniej wtuliła się w mężczyznę...
-
A może tak po zakończeniu tej wyprawy jakiś dłuższy odpoczynek? Pobyczyć się nieco, i koniecznie w ciepełku? - Dodała.
-Nie rozumiem, co to mówisz.. “pobyczyć się”?-Saebrineth uniosła jedną brew.
-Zrelaksować się.- uściślił Ilisdur, a Raetar przytulił jasnowłosą mocniej.-
Odpoczynek jak najdalej od orków. Miło by było... Tak z rok nie wychodzić z twierdzy. -Ach tak.. wpierw trzeba przeżyć wyjście z Wieży Żelaznej, jeśli do niej wejdziemy-elfiej łotrzycy nie przypadło do gustu rozmawianie o dzieleniu skóry, na dziku jakiego się nie upolowało. A ten dzik atakował swoim zastępami całe wielkie miasto. I niechybnie nie wszystkie posłał do natarcia.
-Ja się wejściem nie przejmuję. Ja raczej interesuję się wyjściem, jeśli okaże się że Żelazna Wieża to dla nas zbyt wiele.- wzruszył ramionami Raetar.-
Ale możliwe że Wulfram i Daritos chętnie będą tymi, którzy heroicznie przyjmą na siebie większość ciosów. Tarin... jest oportunistą, choć nieźle to maskuje.
-
A co ciekawego powiesz o mnie? - Odezwał się milczący dotąd Foraghor -
Mięśniakiem z wielkim mieczem jestem, nadrabiając nim braki w głowie? -Żeś humorzasty. Z drowką i tak źle było i tak niedobrze.- westchnął Samotnik.-
Gdybyś po prostu potakiwał, może dałoby się ją uładzić, na tyle by nie fikała jak idiotka... Z drugiej strony idiotką się okazała, więc pewnie nic by nie pomogło.
-
Bo nie lubię być właśnie traktowany jak właśnie taki byle debil do potakiwania - Barbarzyńca pogrzebał od niechcenia jakimś patykiem w ognisku.
- Tak, wiem... masz uczucia. Zauważyłem. - odparł zgryźliwie Samotnik. I wzruszył ramionami.-
I dzięki temu z zastraszania wyszła komedyja. Nawet jak nie zamierzałeś chędożyć na rozkaz, mogłeś po prostu skłamać. Ot co.
-
Na rozkaz mi nie staje - Wypalił nagle Foraghor, a Arasaadi zaczęła cicho chichotać... po chwili zaś sam Barbarzyńca zarechotał -
Dobra, mniejsza z tym, co było to było. Ciekawe co u innych słychać pod ziemią, i czy się spotkamy na czas. -Nie wiem...Wulfram ich prowadzi, znając drogę na powierzchni... idzie podziemiami.- ten koncept działania najwyraźniej załamał Raetara.
Słodkie skubnięcie ząbkami w szyję, zadane przez tulącą się Arasaadi, zdecydowanie jednak nie wywoływało u Samotnika załamki.
-
Pogubią się w cholerę i ledwie garstką zawitamy w wieży, a wtedy szanse jeszcze marniejsze? - Powiedziała jasnowłosa.
-Może warto to ustalić od razu, jak bardzo zależy wam na wykonaniu tej misji? Zaryzykujecie zdrowie, życie? Jeśli tak, to jak bardzo?- spytał Samotnik rozglądając się dookoła po twarzach zgromadzonych.
- Życie. Tak. Zaryzykuję życie i zdrowie dla spokoju Silverymoon.- stwierdził spokojnym tonem głosu Ilisdur.
-
Hmmm... - Zamyśliła się Arasaadi -
Zdrowie to narazić mogę, ale życia już raczej nie... no wypadki się zdarzają, ale tak sama z siebie to nie skoczę na smoka wysławiając Silverymoon. -Życie można stracić i nie w bitwie, ale sama nie pobiegnę i nie rzucę się z okrzykiem na Władcę Żelaznej Wieży.-mruknęła elfia łotrzyca.
-
Ja podobnie jak i dziewczyny - Powiedział Foraghor -
Walczyć mogę, ryzykować mogę, ale co trupowi po skrzyni złota, dlatego lepiej nie przesadzać... a Ty? - Spytał Raetara.
-Ja nie zamierzam ryzykować. Cenię ostrożność, właściwą ocenę sytuacji i... wykalkulowany atak. Wtedy ryzyko staje się marginesem błędu.- wyjaśnił Samotnik.-
W bitwie bowiem najważniejsze jest dać heroicznie zginąć swoim wrogom. ~
Poranne pogaduszki nie były rozrywką która odpowiadała Raetarowi, nie słynącemu wszak z towarzyskości, choć wymagania miał spore.
-Nie... w zasadzie nie kojarzę żadnego słynnego maga, którego by imię lub przydomek zaczynało się na H.- Wyjaśnił Foraghorowi Samotnik.
-
A może chociaż jakie domysły? Albo... jak to się gada... teorie? - Barbarzyńca podrapał się po łbie.
-Szczerze... Obstawiałbym niedobitka z Luskan. Jakiś czas temu była tam niezła jatka. Któryś mógł przeżyć i schronić się tutaj. Może Pomroki czy jak ich tam zwą? Ci co się pojawili na Anauroch, lub... byłego lorda Silverymoon, który dyszy żądzą zemsty.- wyłożył swe podejrzenia. Nagle zatrzymał się.-
H... Halaster! Halaster Czarny Płaszcz z Waterdeep. Oczywiście nie oryginalny, tylko któryś z jego szalonych klonów. Tak... On mógłby być dość potężny i w swych szalonych obsesjach ukryć się na Północy i chcieć upadku Srebrnych Marchii.
Po tej dość zaskakującej wypowiedzi, dodał.-
Oczywiście to tylko teoria, równie dobra jak każda inna zgadywanka. Na pewno jest potężny mag i ma znajomości wśród orków.
-
Halaster? Ten Halaster?? - Zaskoczona Arasaadi aż zamrugała oczkami -
Jeśli to on, albo równie kto potężny, to nie mamy przecież szans... -Jeśli to jego klon, to pewnie słabszy od oryginału. A jeśli nie mamy szans, to wycofamy się i zaraportujemy sprawę w Silverymoon, a potem... niech ktoś inny się tym martwi.- wyjaśnił spokojnie Samotnik.
-
Oby tylko kto miał powrócić do Silverymoon... - Wtrącił Foraghor na takie teorie.
-Ja z Samotnikiem mówiłam o innej ewentualności.. nie musiałaby to być potężny mag, lecz na pewno osoba pragnąca bardzo.. władzy-szara lisica dodała coś od siebie.
-
Czyli to może być w sumie ktokolwiek, wcale nie Mag - Podsumowała Arasaadi -
Ale z całą pewnością posiada sporą potęgę, prawda? -Która i w pełni dojrzałego smoka może przyciągnąć, lub więzić-przytaknęła jej Saebrineth.
-
Tak czy siak, będzie ciekawie... - Powiedział Foraghor -
A skoro już sobie tak ładnie gawędzimy, to chce powiedzieć, że nie ufam za grosz temu rogatemu biesowi. Lepiej więc niech się do mnie nie zbliża... - Zwrócił się do Saebrineth.
-Oczywiście, nie będzie to żadną trudnością-odpowiedziała mu z pewnością słyszaną w jej głosie.
Jakąś niecałą godzinę później...
Duchy,widma, zjawy.... Czymkolwiek było to eteryczne draństwo, było kolejnym kłopotem na drodze drużyny. Kłopotem który należało ominąć bez wdawania się niepotrzebną walkę.
Bo i przecież nie zatrudniono ich w roli pogromców duchów.
-My podróżnicy przechodni tylko.. a wy kim jesteście, i cóż takiego zrobiliście?
-Saebrineth rozglądnęła się dookoła i odpowiedziała na wzmiankę o śmierci.
-Widzę tu tylko zimne opuszczone ruiny
-
Nie twój interes... - Wyjęczała zjawa -
Nie twoje zmartwienie... zabieraj się stąd... długoucha lafiryndo... -Nie mój, ale twój jest.. co cię tu trzyma.. jakie twoje miano?-zapytała niezrażona Saebrineth.
-
Odejdźcie stąd... natychmiast... - Półprzezroczysty mężczyzna zawodził nadal, choć zwrócił się już bardziej do męskiej części grupki, ignorując Elfkę.
-Stąd... a co to za miejsce ?-zainteresował się Raetar.
-
Miejsce krwi i rozpaczy... miejsce zdrady... przeklęte miejsce - Męskie widmo ponownie pogroziło towarzystwu swym mieczem, a wirujące wokół niego czaszki przyspieszyły, kręcąc się z dosyć dużą szybkością -
Precz stąd... nim będzie za późno... -A jest jakaś inna droga...- Raetar spojrzał na drużynę dodając.-
Można by się nieco cofnąć i drogą powietrzną przelecieć nad doliną.
-
Znaczy się co, zawracać? - Spytała Arasaadi.
-Przelecieć nad tym miejscem.- wyjaśnił Samotnik.-
A cofnąć jeno parę metrów. Tego typu duszki...-wskazał na “jełopa jęczyduszę”.-
Są przywiązane do miejsce. Lepiej ich górą ominąć, niż przedzierać się przez hordy nieumarłych, bez porządnego kapłana za plecami.
-
Tu mieliśmy tylko odpocząć, więc możemy się stąd zabrać i iść dalej - Wzruszył ramionami Foraghor.
-Spoczynek z jęczącym nad uchem widmem...-zamyślił się Samotnik i wzruszywszy ramionami dodał.-
Myślę że mogę sobie odpuścić. -Jeśli nie daje sobie po dobroci pomóc, bokiem lub górą chętnie przelecę dywanem nad tą udręczoną duszą-dodała beznamiętnie Saebrineth.
-
To pakujemy manele i zostawiamy pana zawodzącego - Uśmiechnęła się Arasaadi -
Nic tu więcej po nas?
Elfia Łotrzyca tylko skinęła na to stanowczo głową.
Towarzystwo zaczęło więc się pakować, zwijając obóz, a jednocześnie i zerkając na zawodzące widmo i jego czaszki... i już po chwili było jasne, że nie uda im się od tak odejść. Lewitujące czerepy w okręgu, rozfrunęły się na spory obszar, pozostając jednak nadal w kole. Tylko, że teraz otaczały śmiałków ze wszystkich stron, a po chwili z samych czaszek uformowały się półprzezroczyste ciała, wpatrujące w milczeniu w grupkę z Silverymoon. Osiem osób, zarówno mężczyzn jak i kobiet, różnego wieku i chyba i profesji, choć wszyscy wywodzili się z ludzi.
-
Uciekajcie - Szepnął jeden z nowych przybyszy, wyglądem nieco przypominający Wulframa. Pozostałe zjawy wbiły w niego na moment wrogie spojrzenia, nikt nie odezwał się jednak już ani słowem.
Rogaty osobnik, będący pierwszym jakiego tu napotkali, ponownie skierował zaś miecz w stronę grupki z “Klejnotu Północy”.
-
Tu tylko śmierć... - Powiedział, a osiem zjaw lewitując ponad śniegiem ruszyło w stronę Raetara i jego towarzystwa z wyjątkowo morderczymi spojrzeniami...
Samotnikowi nie podobała się sytuacja, poirytowany sytuacją mruknął.-
Musimy się przebić do tyłu.
Wycelował kuszę i ręczną i ładując jak szalony strzelał w kierunku najbliższej zjawy.
Ilisidur posłał zaś magiczne pociski w kierunku widma obok tego, które atakował mag by jak najszybciej zmniejszyć ich ilość.
-Niech i tak będzie, życie zabierzemy ze sobą-wypluła elfia łotrzyca, posyłając bełt w pobliskie wrogie widmo.
Bełt wystrzelony przez Elfkę przeleciał przez ciało jednego z męskich zjaw, nie czyniąc mu absolutnie żadnej krzywdy... podobnie jak i wystrzelony przez Arasaadi w innego przeciwnika. Foraghor nerwowo ściskał miecz, Ilisdur poranił jednego z typków “Magicznymi pociskami” a jedynie Raetar potrafił zwojować coś więcej, podczas gdy zjawy zacieśniały krąg. Seria z kuszy Samotnika trafiła kobiecą zjawę w rękę, biodro, a następnie tors, dodatkowo paląc ją jakąś mocą... a trafiona zajęczała przeciągle, po czym przemieniła się nagle w obłok dymu i dosłownie wyparowała.
Na twarzy rogatego przywódcy całej tej przezroczystej gromadki pojawiło się wielkie zaskoczenie.
-Ty będziesz następny, jeśli nie odpuścicie...- zagroził mu Samotnik repetując kuszę.
Saebrineth pośpiesznie schowała kuszę, a wyciągnęła nieoceniony latający dywan, rozkładając go pospiesznie, i siadając na nim.
Raetar zaś sięgnął po cudowną figurkę gryfa i wcisnął ją Arasaadi.-
Startujcie
Foraghor, złorzecząc na brak możliwości zranienia widm, czym prędzej doskoczył do ludzkiej kobiety, i wraz z nią usadowił się na gryfie.A i Raetar wystartował w górę wykorzystując moc swej zbroi i osłaniając ucieczkę ostrzałem ze swej kuszy.
Łotrzyce wzniosły się ponad widmowy krąg, i poczęły oddalać w zgoła przeciwną stronę, Ilisidur z kolei za pomocą własnych czarów również czym prędzej wzniósł się w górę.
Ostrzał Samotnika zranił jeszcze jedną ze zjaw, a reszta z nich nie wykazywała większej ochoty pościgiem, towarzystwo odleciało więc w swą stronę... a pogoda zaczynała się psuć już na dobre.