Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 19:09   #282
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny: abishai & MG & Allehandra

Ponoć dzicz ma swój urok. Pierwotna potęga i urok natury... i takie tam pierdoły, w które Samotnik nie wierzył. Dzicz to bród, niewygody, zimno i wilgoć.
I Raetar miał po dziurki w nosie dziczy siedząc w ruinach starej twierdzy w górskim zadupiu. No... przynajmniej jego grzało ciepłe ciałko i mięciutkich krągłościach.
-Wino i inne przyjemności.- mruknął Raetar przyciskając mocniej złodziejkę. -No cóż... Nikt nie powiedział, że to będzie łatwa wyprawa.
-Dobrze, że nie prowiant, oraz nie mamy nikogo poważnie rannego-Szara Lisica rzekła w odpowiedzi do ludzkiej łotrzycy.
- Nie kracz... - Arasaadi zerknęła na nią jednym okiem, po czym gdzieś tam w szatach Raetara na jej ustach pojawił się na chwilę uśmiech. Mocniej wtuliła się w mężczyznę...
- A może tak po zakończeniu tej wyprawy jakiś dłuższy odpoczynek? Pobyczyć się nieco, i koniecznie w ciepełku? - Dodała.
-Nie rozumiem, co to mówisz.. “pobyczyć się”?-Saebrineth uniosła jedną brew.
-Zrelaksować się.- uściślił Ilisdur, a Raetar przytulił jasnowłosą mocniej.-Odpoczynek jak najdalej od orków. Miło by było... Tak z rok nie wychodzić z twierdzy.
-Ach tak.. wpierw trzeba przeżyć wyjście z Wieży Żelaznej, jeśli do niej wejdziemy-elfiej łotrzycy nie przypadło do gustu rozmawianie o dzieleniu skóry, na dziku jakiego się nie upolowało. A ten dzik atakował swoim zastępami całe wielkie miasto. I niechybnie nie wszystkie posłał do natarcia.
-Ja się wejściem nie przejmuję. Ja raczej interesuję się wyjściem, jeśli okaże się że Żelazna Wieża to dla nas zbyt wiele.- wzruszył ramionami Raetar.- Ale możliwe że Wulfram i Daritos chętnie będą tymi, którzy heroicznie przyjmą na siebie większość ciosów. Tarin... jest oportunistą, choć nieźle to maskuje.
- A co ciekawego powiesz o mnie? - Odezwał się milczący dotąd Foraghor - Mięśniakiem z wielkim mieczem jestem, nadrabiając nim braki w głowie?
-Żeś humorzasty. Z drowką i tak źle było i tak niedobrze.- westchnął Samotnik.-Gdybyś po prostu potakiwał, może dałoby się ją uładzić, na tyle by nie fikała jak idiotka... Z drugiej strony idiotką się okazała, więc pewnie nic by nie pomogło.
- Bo nie lubię być właśnie traktowany jak właśnie taki byle debil do potakiwania - Barbarzyńca pogrzebał od niechcenia jakimś patykiem w ognisku.
- Tak, wiem... masz uczucia. Zauważyłem. - odparł zgryźliwie Samotnik. I wzruszył ramionami.- I dzięki temu z zastraszania wyszła komedyja. Nawet jak nie zamierzałeś chędożyć na rozkaz, mogłeś po prostu skłamać. Ot co.
- Na rozkaz mi nie staje - Wypalił nagle Foraghor, a Arasaadi zaczęła cicho chichotać... po chwili zaś sam Barbarzyńca zarechotał - Dobra, mniejsza z tym, co było to było. Ciekawe co u innych słychać pod ziemią, i czy się spotkamy na czas.
-Nie wiem...Wulfram ich prowadzi, znając drogę na powierzchni... idzie podziemiami.- ten koncept działania najwyraźniej załamał Raetara.

Słodkie skubnięcie ząbkami w szyję, zadane przez tulącą się Arasaadi, zdecydowanie jednak nie wywoływało u Samotnika załamki.
- Pogubią się w cholerę i ledwie garstką zawitamy w wieży, a wtedy szanse jeszcze marniejsze? - Powiedziała jasnowłosa.
-Może warto to ustalić od razu, jak bardzo zależy wam na wykonaniu tej misji? Zaryzykujecie zdrowie, życie? Jeśli tak, to jak bardzo?- spytał Samotnik rozglądając się dookoła po twarzach zgromadzonych.
- Życie. Tak. Zaryzykuję życie i zdrowie dla spokoju Silverymoon.- stwierdził spokojnym tonem głosu Ilisdur.
- Hmmm... - Zamyśliła się Arasaadi - Zdrowie to narazić mogę, ale życia już raczej nie... no wypadki się zdarzają, ale tak sama z siebie to nie skoczę na smoka wysławiając Silverymoon.
-Życie można stracić i nie w bitwie, ale sama nie pobiegnę i nie rzucę się z okrzykiem na Władcę Żelaznej Wieży.-mruknęła elfia łotrzyca.
- Ja podobnie jak i dziewczyny - Powiedział Foraghor - Walczyć mogę, ryzykować mogę, ale co trupowi po skrzyni złota, dlatego lepiej nie przesadzać... a Ty? - Spytał Raetara.
-Ja nie zamierzam ryzykować. Cenię ostrożność, właściwą ocenę sytuacji i... wykalkulowany atak. Wtedy ryzyko staje się marginesem błędu.- wyjaśnił Samotnik.- W bitwie bowiem najważniejsze jest dać heroicznie zginąć swoim wrogom.


~

Poranne pogaduszki nie były rozrywką która odpowiadała Raetarowi, nie słynącemu wszak z towarzyskości, choć wymagania miał spore.
-Nie... w zasadzie nie kojarzę żadnego słynnego maga, którego by imię lub przydomek zaczynało się na H.- Wyjaśnił Foraghorowi Samotnik.
- A może chociaż jakie domysły? Albo... jak to się gada... teorie? - Barbarzyńca podrapał się po łbie.
-Szczerze... Obstawiałbym niedobitka z Luskan. Jakiś czas temu była tam niezła jatka. Któryś mógł przeżyć i schronić się tutaj. Może Pomroki czy jak ich tam zwą? Ci co się pojawili na Anauroch, lub... byłego lorda Silverymoon, który dyszy żądzą zemsty.- wyłożył swe podejrzenia. Nagle zatrzymał się.-H... Halaster! Halaster Czarny Płaszcz z Waterdeep. Oczywiście nie oryginalny, tylko któryś z jego szalonych klonów. Tak... On mógłby być dość potężny i w swych szalonych obsesjach ukryć się na Północy i chcieć upadku Srebrnych Marchii.
Po tej dość zaskakującej wypowiedzi, dodał.-Oczywiście to tylko teoria, równie dobra jak każda inna zgadywanka. Na pewno jest potężny mag i ma znajomości wśród orków.
- Halaster? Ten Halaster?? - Zaskoczona Arasaadi aż zamrugała oczkami - Jeśli to on, albo równie kto potężny, to nie mamy przecież szans...
-Jeśli to jego klon, to pewnie słabszy od oryginału. A jeśli nie mamy szans, to wycofamy się i zaraportujemy sprawę w Silverymoon, a potem... niech ktoś inny się tym martwi.- wyjaśnił spokojnie Samotnik.
- Oby tylko kto miał powrócić do Silverymoon... - Wtrącił Foraghor na takie teorie.
-Ja z Samotnikiem mówiłam o innej ewentualności.. nie musiałaby to być potężny mag, lecz na pewno osoba pragnąca bardzo.. władzy-szara lisica dodała coś od siebie.
- Czyli to może być w sumie ktokolwiek, wcale nie Mag - Podsumowała Arasaadi - Ale z całą pewnością posiada sporą potęgę, prawda?
-Która i w pełni dojrzałego smoka może przyciągnąć, lub więzić-przytaknęła jej Saebrineth.
- Tak czy siak, będzie ciekawie... - Powiedział Foraghor - A skoro już sobie tak ładnie gawędzimy, to chce powiedzieć, że nie ufam za grosz temu rogatemu biesowi. Lepiej więc niech się do mnie nie zbliża... - Zwrócił się do Saebrineth.
-Oczywiście, nie będzie to żadną trudnością-odpowiedziała mu z pewnością słyszaną w jej głosie.

Jakąś niecałą godzinę później...

Duchy,widma, zjawy.... Czymkolwiek było to eteryczne draństwo, było kolejnym kłopotem na drodze drużyny. Kłopotem który należało ominąć bez wdawania się niepotrzebną walkę.
Bo i przecież nie zatrudniono ich w roli pogromców duchów.
-My podróżnicy przechodni tylko.. a wy kim jesteście, i cóż takiego zrobiliście?
-Saebrineth rozglądnęła się dookoła i odpowiedziała na wzmiankę o śmierci.-Widzę tu tylko zimne opuszczone ruiny
- Nie twój interes... - Wyjęczała zjawa - Nie twoje zmartwienie... zabieraj się stąd... długoucha lafiryndo...
-Nie mój, ale twój jest.. co cię tu trzyma.. jakie twoje miano?-zapytała niezrażona Saebrineth.
- Odejdźcie stąd... natychmiast... - Półprzezroczysty mężczyzna zawodził nadal, choć zwrócił się już bardziej do męskiej części grupki, ignorując Elfkę.
-Stąd... a co to za miejsce ?-zainteresował się Raetar.
- Miejsce krwi i rozpaczy... miejsce zdrady... przeklęte miejsce - Męskie widmo ponownie pogroziło towarzystwu swym mieczem, a wirujące wokół niego czaszki przyspieszyły, kręcąc się z dosyć dużą szybkością - Precz stąd... nim będzie za późno...
-A jest jakaś inna droga...- Raetar spojrzał na drużynę dodając.- Można by się nieco cofnąć i drogą powietrzną przelecieć nad doliną.
- Znaczy się co, zawracać? - Spytała Arasaadi.
-Przelecieć nad tym miejscem.- wyjaśnił Samotnik.-A cofnąć jeno parę metrów. Tego typu duszki...-wskazał na “jełopa jęczyduszę”.-Są przywiązane do miejsce. Lepiej ich górą ominąć, niż przedzierać się przez hordy nieumarłych, bez porządnego kapłana za plecami.
- Tu mieliśmy tylko odpocząć, więc możemy się stąd zabrać i iść dalej - Wzruszył ramionami Foraghor.
-Spoczynek z jęczącym nad uchem widmem...-zamyślił się Samotnik i wzruszywszy ramionami dodał.- Myślę że mogę sobie odpuścić.
-Jeśli nie daje sobie po dobroci pomóc, bokiem lub górą chętnie przelecę dywanem nad tą udręczoną duszą-dodała beznamiętnie Saebrineth.
- To pakujemy manele i zostawiamy pana zawodzącego - Uśmiechnęła się Arasaadi - Nic tu więcej po nas?
Elfia Łotrzyca tylko skinęła na to stanowczo głową.

Towarzystwo zaczęło więc się pakować, zwijając obóz, a jednocześnie i zerkając na zawodzące widmo i jego czaszki... i już po chwili było jasne, że nie uda im się od tak odejść. Lewitujące czerepy w okręgu, rozfrunęły się na spory obszar, pozostając jednak nadal w kole. Tylko, że teraz otaczały śmiałków ze wszystkich stron, a po chwili z samych czaszek uformowały się półprzezroczyste ciała, wpatrujące w milczeniu w grupkę z Silverymoon. Osiem osób, zarówno mężczyzn jak i kobiet, różnego wieku i chyba i profesji, choć wszyscy wywodzili się z ludzi.

- Uciekajcie - Szepnął jeden z nowych przybyszy, wyglądem nieco przypominający Wulframa. Pozostałe zjawy wbiły w niego na moment wrogie spojrzenia, nikt nie odezwał się jednak już ani słowem.



Rogaty osobnik, będący pierwszym jakiego tu napotkali, ponownie skierował zaś miecz w stronę grupki z “Klejnotu Północy”.
- Tu tylko śmierć... - Powiedział, a osiem zjaw lewitując ponad śniegiem ruszyło w stronę Raetara i jego towarzystwa z wyjątkowo morderczymi spojrzeniami...
Samotnikowi nie podobała się sytuacja, poirytowany sytuacją mruknął.-Musimy się przebić do tyłu.
Wycelował kuszę i ręczną i ładując jak szalony strzelał w kierunku najbliższej zjawy.
Ilisidur posłał zaś magiczne pociski w kierunku widma obok tego, które atakował mag by jak najszybciej zmniejszyć ich ilość.
-Niech i tak będzie, życie zabierzemy ze sobą-wypluła elfia łotrzyca, posyłając bełt w pobliskie wrogie widmo.

Bełt wystrzelony przez Elfkę przeleciał przez ciało jednego z męskich zjaw, nie czyniąc mu absolutnie żadnej krzywdy... podobnie jak i wystrzelony przez Arasaadi w innego przeciwnika. Foraghor nerwowo ściskał miecz, Ilisdur poranił jednego z typków “Magicznymi pociskami” a jedynie Raetar potrafił zwojować coś więcej, podczas gdy zjawy zacieśniały krąg. Seria z kuszy Samotnika trafiła kobiecą zjawę w rękę, biodro, a następnie tors, dodatkowo paląc ją jakąś mocą... a trafiona zajęczała przeciągle, po czym przemieniła się nagle w obłok dymu i dosłownie wyparowała.

Na twarzy rogatego przywódcy całej tej przezroczystej gromadki pojawiło się wielkie zaskoczenie.
-Ty będziesz następny, jeśli nie odpuścicie...- zagroził mu Samotnik repetując kuszę.
Saebrineth pośpiesznie schowała kuszę, a wyciągnęła nieoceniony latający dywan, rozkładając go pospiesznie, i siadając na nim.
Raetar zaś sięgnął po cudowną figurkę gryfa i wcisnął ją Arasaadi.-Startujcie

Foraghor, złorzecząc na brak możliwości zranienia widm, czym prędzej doskoczył do ludzkiej kobiety, i wraz z nią usadowił się na gryfie.A i Raetar wystartował w górę wykorzystując moc swej zbroi i osłaniając ucieczkę ostrzałem ze swej kuszy.
Łotrzyce wzniosły się ponad widmowy krąg, i poczęły oddalać w zgoła przeciwną stronę, Ilisidur z kolei za pomocą własnych czarów również czym prędzej wzniósł się w górę.

Ostrzał Samotnika zranił jeszcze jedną ze zjaw, a reszta z nich nie wykazywała większej ochoty pościgiem, towarzystwo odleciało więc w swą stronę... a pogoda zaczynała się psuć już na dobre.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline