Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 23:16   #30
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Julia obudziła się jak zwykle o 7 – nie potrzebowała budzika, potrafiła tak zaprogramować swój wewnętrzny zegar, żeby budzić się o dowolnej godzinie. Umyła zęby i założyła buty do biegania i dres. Park niedaleko jej służbowego mieszkania był świetnym miejscem do tego typu aktywności – nie za wiele psów (a jeśli nawet, to przyzwyczajone do biegaczy) i żadnych samochodów. Biegła spokojnym, równym tempem, czując jak ciało i mózg zaczynają normalnie funkcjonować.
O 8 wróciła do mieszkania, wzięła prysznic i zjadła śniadanie. Chwilę po 9 była już w Komendzie – metro to rzeczywiście znakomity wynalazek. Wiedziała już, że kiedy wróci do Krakowa, to właśnie metra będzie jej najbardziej brakować...

Zajrzała do dokumentów: Wawrzek pracując na komendzie miał samodzielne stanowisko i osobny pokój. Potem, gdy przeniesiono go na komisariat w Rembertowie, też miał samodzielne stanowisko. Na komendzie jest obecny szkoleniowiec - Jarosław Fusiak - który przez rok pracował z Jakubem podpatrując swojego nauczyciela. Wawrzek w 1991 roku odszedł na emeryturę zatem było to ponad 20 lat temu.
Postukała placami w biurko – 20 lat… mnóstwo czasu. Trudno będzie znaleźć kogoś kto będzie pamiętał Wawrzeka. Fusiak był jakimś punktem zaczepienia, ale z tego co się zorientowała, nie było go na razie na komendzie.
Pozostawał więc komisariat w Rembertowie… Może tam znajdzie jakiś znajomych denata z późniejszych lat.

Samochód służbowy przydzielony ich grupie był dostępny, popisała wypożyczenie i ruszyła do Rembertowa.


Odnalazła komendę bez problemu, nawet gdyby nie dysponowała gpsem, budynek łatwo dawał się namierzyć dzięki szeregowi kierujących w jego stronę granatowych tabliczek.

Julia weszła do środka i podeszła do dyżurującego policjanta.


Przedstawiła się i podała funkcjonariuszowi zdjęcie.
- Jakub Wawrzek. Szukam osoby, z którą najczęściej kontaktował się w komendzie. Może się z kimś przyjaźnił?
- Słyszeliśmy o tym
- odpowiedział dyżurny siedzący za dość grubą ladą.
Był młody i najwyraźniej nie spieszno mu do roboty tak zaraz po Nowym Roku.
- Szkoda człowieka, ale cóż zrobić. Wypadek.
Wstał zza lady i popatrzył uważnie na Julię.
- Pani tu nowa, prawda? Nie widziałem pani wcześniej ani tu ani na komendzie. A taką twarz bym z całą pewnością zapamiętał. Jeśli chce pani pogadać o Wawrzeku, to zapraszam na dzisiejsze popołudnie, po służbie. Nie mogę teraz specjalnie opuszczać tego miejsca ani zostawiać telefonu bez nadzoru. Jednak potem z chęcią porozmawiam o nim. Bywał tutaj nawet jak już przeszedł na emeryturę. Był dobrą duszą komisariatu więc wszyscy go tu znali. Najbardziej trzymał ze starą gwardią, która też już jest na emeryturze, ale … - zadzwonił telefon.
Młody policjant podskoczył do niego i odebrał.
- Piotr Przysiadka, Policja, w czym mogę pomóc - a do Julii tylko wzruszył ramionami na znak rezygnacji i zagłębił się w rozmowę na temat rzekomego napastowania psa pewnej pani przez psa innej pani.
Julia uśmiechnęła się i poczekała, aż policjant skończy rozmowę.
- Chętnie porozmawiam o nim, może być po pana służbie, panie Piotrze. A na razie może ma pan namiary na kogoś z tej “starej gwardii”?
- Proszę w takim razie spróbować u Olgierda Gontarskiego. Znają się z Wawrzekiem już od dawna. Zwykle przesiadują w “Marcusie” na Montera 38. Pewnie będą tam i inni, ale Olgierd jest tam dosyć często.
- Bardzo dziękuję. O 16? Zostawię panu moją wizytówkę.
- Dobrze. Zadzwonię
- odpowiedział Piotr i znowu rzucił się na dzwoniący telefon.



“Marcusa” znalazła dość – był to okazały budynek z solidnym szyldem przed wejściem. Było przed południem, więc nie powinno być zbyt wielu osób – Julia wiedziała, ze tego typu miejsca zwykle zapełniają się popołudniem by wieczorem być obleganym przez miejscowych i przyjezdnych. Niezrażona tym Julia weszła do środka. Miłe i ciepłe wnętrze zaskoczyło ja, po nudnej burości elewacji,
Rozejrzała się dookoła - drewniane wykończenie sali, stoły z Żywca i grająca gdzieś w tle “Zetka” dopełniły całości. Na sali nie było nikogo. Za barem stał chłopak i przeliczał coś na komórce. Miał rozłożone przed sobą jakieś kartki, które wyglądały na faktury i pracowicie wstukiwał coś do telefonu zerkając na nie i na ekran.
- Dzień dobry - przywitała się Julia z chłopakiem, siadając na stołku barowym – Macie może kawę z ekspresu?
- Tak, oczywiście
- powiedział na chwilę odrywając wzrok od rozliczeń. – Z mlekiem?
- Bardzo proszę.
- Pusto dziś macie...
– zagaiła, kiedy postawił przed nią filiżankę.
- O tej porze jest słaby ruch. Popołudniem jest lepiej. Taka dzielnica... - wzruszył ramionami. Za oknem przejechał autobus wprawiając w drżenie szyby.
- Słyszałam, że Olgierd Gontarski lubi tu przesiadywać. Emerytowany policjant.
- Nie znam, ale tutaj dużo przychodzi policjantów. I na służbie i po służbie, także takich, co już są na emeryturze. Jest tu takich kilku, może jeden z nich to szukany przez panią Olgierd. Teraz, jak sama pani widzi, nie ma nawet pana Janka spod monopolowego.
- uśmiechnął się i zdecydowanym ruchem ręki zgarnął papiery sprzed siebie i schował za ladę.
- Poczekam w takim razie i zjem coś – wskazała na jedna z sałatek, po czym, niespiesznie zaczęła lunch.
Niestety, dochodziła 12, a w lokalu ciągle nikt się nie zjawiał.
- Chyba nie mam szczęścia.. - powiedziała Julia, płacąc. – A pan może kojarzy Jakuba Wawrzeka? Emerytowany policjant, podobno też tutaj bywał.
- Nie, też nie.
- Zostawię wizytówkę. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś o nim wspominał.

Chłopak wziął wizytówkę, rzucił okiem i schował do kieszonki koszuli.
- Dobrze, jak by pojawił się Olgierd albo ten drugi na W to będę wiedzieć.
- Zapiszę nazwisko
- wyciągnęła rękę po wizytówkę. – Nie słyszał pan o tej sprawie? Pożar, zginęli ludzie.
- Pożar, pożar... tak, to było chyba ze dwa miesiące temu. Faktycznie tutaj wspominali, że ktoś zginął. Ktoś od nich. Chyba policjant
- chłopak oparł się na barze.
- Tak, o niego chodzi. Emerytowany policjant, interesował się militariami.
- To pani znajomy?
- zwrócił się bezpośrednio do Julii patrząc na jej twarz.
- Nie, zostałam zaangażowana do wyjaśnienia sprawy jego śmierci.
- Acha...
- mruknął. – Wszyscy mówili, że pożar. Nieszczęśliwy wypadek. Czyżby było inaczej?
- Badamy to. Dlatego zależy mi na spotkaniu ze znajomymi Wawrzeka.
- Po południem z całą pewnością ktoś będzie. Oni zawsze tu przychodzą.
- Zadzwoni pan do mnie kiedy przyjdą? Myślę, ze dla nich też będzie ważna możliwość podzielenia się wspomnieniami o zmarłym koledze.
- Dobrze, zadzwonię.



Julia podziękowała i wyszła. Wsiadła do samochodu i wyciągnęła komórkę. Wybrała numer komendy i poprosiła o polaczenie z Jarosławem Fusiakiem.
Po serii zgrzytów w słuchawce wreszcie usłyszała głos mężczyzny.
- Fusiak, słucham.
- Dzień dobry, tu Julia Kazan, zostałam powołana do zespołu mającego za cel wyjaśnienie okoliczności śmierci Jakuba Wawrzeka. Z tego co wiem, znał go pan?
- zawiesiła pytanie w powietrzu.
-Tak, znałem go. Uczyłem się od niego już ponad dwadzieścia lat temu.
- Utrzymywaliście potem kontakt?
- Nie. Jak odszedł na emeryturę to może ze dwa razy potrzebowałem porady, ale to wszystko. Potem już nie kontaktowałem się z nim.
- Pamięta pan może, w jakich sprawach się kontaktowaliście? Osobiście, czy telefonicznie?
- Telefonicznie. Teraz już nie pamiętam w jakiej konkretnie ale z całą pewnością chodziło o materiały szkoleniowe. Wawrzek był bardzo dokładny jeśli chodzi o dokumentacje i jeśli czegoś w niej brakowało to znaczy że coś się naprawdę zawieruszyło. Zdarzało się, że nie dokumenty nie były kompletne i zawsze była to wina albo dostawcy tych dokumentów albo przygotowania materiałów. Nigdy u nas nic nie zginęło. To wyciągnąłem z nauki - dokładność w pracy z dokumentami. Jednak samych szczegółów już nie pamiętam.
- Rozumiem. Materiały szkoleniowe, w sensie?
- Szkoliliśmy policjantów z prawa, schematów zatrzymań, dawanych pouczeń i tym podobne rzeczy. Mieliśmy to spisane i przekazywaliśmy takie materiały na szkoleniach.
- Znał pan może jakiś jego znajomych, przyjaciół? Z kimś utrzymywał bliższe relacje?
-Nie, od czasu jak przeszedł na emeryturę nie utrzymywałem z nim kontaktów. W tym nie pomogę.
- Jasne. Dziękuję za poświęcony czas.
- Julia chciała się pożegnać, ale pomyślała o czymś jeszcze - Proszę zastanowić się - może widział go gdzieś pan, w czyimś towarzystwie? Albo samego?
- Nie, niestety nie.
- Dziękuję za pomoc, jeśli pan sobie coś przypomni - proszę dzwonić, mój numer się wyświetlił, jak rozumiem.


Nie pozostało jej nic innego, jak czekać – na telefon od barmana, lub na spotkanie z młodym posterunkowym. Miała mieszane uczucia, co do tego ostatniego – zaczynała podejrzewać, że nic konkretnego jej nie powie, a sprawę wykorzystał tylko jako pretekst do spotkania. Miała refleks, to trzeba było mu przyznać.
Odpowiedziała na kilka maili, załatwiła zaległe telefony , a potem zaczęła szukać klubów aikido. Była już prawie tydzień w stolicy, a ciągle nie znalazła jeszcze dojo.
Dodała kilka obiecujących adresów do ulubionych – potem podjedzie i obejrzy, kiedy odezwała się jej służbowa komórka.
Dochodziła 15, barmana informował, że właśnie zjawił się Olgierd i jeszcze ktoś z nim. Siedzą i popijają piwo.
Julia wróciła do baru. Barman wskazał jej wzrokiem stolik, przy którym siedzieli mężczyźni, zresztą w lokalu ciągle było pustawo.
- Pan Olgierd Gontarski? - zapytała Julia uśmiechając się.


-Tak - odpowiedział wolno siwy, starszy pan z szalikiem na szyi. Choć w knajpce było ciepło, to nie zdejmował go. Obok niego siedział również starszy pan, brunet, z dość pokaźnym wąsem. Pili jakieś piwo i najwyraźniej zostali oderwani od jakiejś ciekawej dyskusji. Olgierd popatrzył na Julię, uśmiechnął się i wskazał krzesełko obok.
- Proszę, niech panienka spocznie - przesunął piwo bliżej siebie i gestem nakazał swojemu towarzyszowi by ten się przesunął.
- To w czym mogę pomóc, panno... - zawiesił głos.
- Julia Kazan
- przedstawiła się, siadając. Zdjęła płaszcz i przewiesiła go przez oparcie krzesła obok. – Piotr z Komendy skierował mnie do pana. Zostałam powołana do zespołu mającego za cel wyjaśnienie okoliczności śmierci Jakuba Wawrzeka. Panowie go znali?
- Jeszcze go męczycie?
- Olgierd najwyraźniej spochmurniał. – [i] Chłop już w ziemi trzeci miesiąc leży a wy jeszcze szukacie? Powiem wam coś. Ten pożar to ściema. Ktoś go podpalił. Dobrze mówię, Kazek, nie?
Siedzący obok wąsaty mężczyzna kiwnął głową i pociągnął ze szklanki piwa.
- Kuba już nie chciał się ostatnio spotykać, nie dzwonił, unikał kogokolwiek na ulicy. Wyglądał, jakby się czegoś bał. A jego trudno było wystraszyć. Patrolował te ulice jak jeszcze moja panno do przedszkola chodziłaś. Ech... - szklanka poszła do góry. Głośne siorbnięcie zabrzmiało, ale nie przebiło się przez gwar wypełniający restaurację dość szczelnie. – Szkoda chłopa. Naprawdę szkoda...
- Jestem Kazek
- powiedział milczący do tej pory mężczyzna. – Razem z Olgierdem pracowaliśmy na komisariacie. Tutaj, niedaleko. Pamiętamy Kubę jeszcze z czasów, gdy był czynnym gliną. Kumplowaliśmy się. Często zabierał nas do siebie i pokazywał swoje zdobycze. Bo widzi pani, on zbierał taki złom z czasów wojny. Jakieś mundury, naszywki i mapy. Robota to jedno, ale historia to drugie. I on tym żył. On mógł godzinami rozprawiać o tym, czy na mapie jest właściwie zaznaczony punkcik czy nie. Dokładny był, że hej. A do tego swój chłop. Na patrolu pomoże, swojego kryć krył a jak trzeba było to i poratował przed pierwszym. Starej daty chłop. Pamiętał, że było ciężko. A teraz co?
Olgierd tylko kiwał głową na to wszystko.
Julia też niepotrzebnie nie przerywała, powalając mówić mężczyznom.
- Taki był - dodał mężczyzna w szaliku. – Taki był. A teraz go nie ma. Skoro pani jest z jakiegoś tam zespołu to czy już wiadomo, kto go zabił?
- Nie wiadomo
- Julia pokręciła głową. – Dlatego powołano ten zespół. Chcemy się tego dowiedzieć. Rozmawiamy za znajomymi pana Wawrzeka, kolegami. Chcemy wyjaśnić tą sprawę.
Popatrzyła na drugiego mężczyznę.
- Wspomniał pan o mapie, panie Kazku. Jaka to była mapa?
- Map to on miał całe rulony - małe i duże, bazgroły i takie sztabówki. Lubił je oglądać i zastanawiać się nad tym, czego dotyczą. Jakie wojska stały tu a jakie tam, czy mapa to podpucha dla zmylenia wroga czy faktyczna mapa sztabowa. Pani kochana, on znał się na tym lepiej niż jeden w sztabie. Zawsze mu mówiliśmy, że w policji to on się marnuje. Trenuje chłopaków na patrolach zamiast usiąść gdzieś za stołem i knuć. Taki to był ten nasz Kuba. Był.

Gdzieś z boku ktoś zaśmiał się tubalnie i zaraz zawtórowało mu kilka innych śmiechów.

Wtedy Julia poczuła, że ktoś dzwoni. Na wyświetlaczu wyświetla się “Piotr Przysiadka”.
- Wybaczcie, panowie, na chwilę - Julia uśmiechnęła się przepraszająco i odeszła na bok.
- Witam, panie Piotrze. Jestem właśnie w “Marcusie”, dziękuję za dobry trop. Może pan dołączy?
- Skoro pani już jest na miejscu i spotkała kogo trzeba, to nie będę przeszkadzać. Może innym razem. I tak już jestem spóźniony. Myślałem, że wyjdę o 16 a tu niestety jeszcze papierkowe sprawy
- wyraźnie był zgaszony i zupełnie inny niż przed południem.
- Co się stało? - dopytała Julia. Nie “czy” tylko właśnie “co”. Była wyczulona na takie sygnały. – Ma pan inny głos.
- Wszystko w porządku
- kontynuował tym samym głosem. – Po prostu chciałem się upewnić, że jest pani we właściwym miejscu. A ja niestety nie dam rady być tam razem z wami. Może na rozmowę o pani znajomym umówimy się innym razem. Przepraszam - słychać w tle sygnał telefoniczny – muszę już kończyć. Zadzwonię jeszcze.
Dźwięk odkładanej słuchawki i głuchy odgłos sygnału.
Julia ponownie wybrała numer.
Telefon milczał. Dopiero po trzech sygnałach ktoś odebrał.
- Przepraszam, ale mam sprawę na drugiej linii. Oddzwonię. - Głos należał do Piotra. Nie zmienił sie od ostatniego razu.

Julia zerknęła na zegarek, a potem wróciła do stolika. Była zaniepokojona. Oczywiście, mógł mieć nawał pracy, ale intuicja rzadko ja zawodziła. Wychodziła z założenia, że lepiej wykonać jakiś ruch nadaremnie, niż potem żałować zaniechania. Wyjęła dwie wizytówki.
- Potrzebuję podjechać na komendę, tutejszą - powiedziała. – Niechętnie panów zostawiam, bo jak słyszę kopalnią informacji jesteście. Mam nadzieję, że zdążę wrócić, zanim wyjdziecie. I dokończymy rozmowę. Jeśli nie - tu są moje wizytówki. Czy będziecie panowie tak mili i zostawicie mi wasze numery telefonów ?
- Dla kobiety nigdy nie odmawiam
- żartobliwie odpowiedział Olgierd. Drugi z mężczyzn tylko kiwnął głową twierdząco. Zapisali numery telefonów na odwrocie jednej z wizytówek i oddali dla Julii. – Do ciszy nocnej jesteśmy tutaj. Potem się zobaczy. A jak nie dziś to niemal codziennie jesteśmy tutaj. Jak człowiek jest na emeryturze to z czasem się nie liczy. Niech pani jedzie na komendę i załatwia swoje sprawy.

Julia wyszła z "Marcusa" wprost w ciemność. Było już po 17 i nad Warszawą utrzymywała sie gruba warstwa chmur. Do tego zachód słońca zrobił swoje. Mimo to na komendę wracało się bez problemów. Nie było nawet korka, który tworzył się na wyjeździe z Rembertowa do Centrum. Dziewczyna zaparkowała przed budynkiem i weszła do środka. Od razu zobaczyła kontuar oraz siedzącego za nim Piotra. Nie miał za szczęśliwej miny a gdy zobaczył wchodzącą osobę to skrzywił się jeszcze bardziej.
- Mówiłem pani, że nie bardzo mam czas - zaczął na wstępie. – Znalazła już pani rozmówców więc już pewnie nic nowego nie wniosę do sprawy.
Julia podeszła do kontuaru i nachyliła się, żeby móc ściszyć głos.
- Panie Piotrze - powiedziała. – Coś się wydarzyło, jak stąd wyszłam - nie pytała, stwierdzała fakt. – Ktoś dzwonił, dostał pan jakieś polecenie, odnośnie rozmowy ze mną, rozmowy na temat pana Wawrzeka?
- Nie, nic istotnego. I nie ma to zupełnie związku z panem Wawrzekiem. Proszę mi wierzyć
- Julia zauważyła, że gość mówi prawdę. Chociaż nie mówi wszystkiego, to przynajmniej to, co do tej pory powiedział wydaje się prawdziwe. Mowa ciała również to potwierdza. Jednak nadal coś go gnębiło i najwyraźniej nie ma to związku ze sprawą.
- Rozumiem - Julia popatrzyła uważnie na mężczyznę. Zastanowiła się przez moment, dlaczego zagregowała tak impulsywnie i przyjechała do Komendy - zwykle działała w bardziej stonowany sposób. I dlaczego on był tak niedozwolony na jej widok.
- Rozumiem, że nie chodzi o pana Wawrzeka - powtórzyła. – Ale jeśli nie byłoby to nic istotnego, to nie był by pan tak poruszony. A czasem spojrzenie kogoś zupełnie z zewnątrz pomaga; pozwala dostrzec inne perspektywy. Będę w “Marcusie”, poza tym - ma pan mój numer telefonu. Do widzenia.

Policjant nie odezwał się słowem. Kiwnął tylko głową na znak, że przyjął informację. A Julia wyszła z komisariatu i udała się do “Marcusa”, gdzie towarzystwo już było po kolejnym kufelku “Królewskiego”. Jak tylko pojawiła się w drzwiach to Olgierd wybuchnął rubasznym śmiechem i pomachał ręką na znak by dziewczyna podeszła do ich stolika.
- Jakieś wiadomości? - czknął głośno, ale zaraz zakrył usta i przeprosił cicho. Kazik szturchnął go w bok i pokręcił bezgłośnie głową na znak dezaprobaty.
- Trudno jednoznacznie stwierdzić... - potrząsnęła głową. – Jeszcze raz przepraszam, ze tak panów porzuciłam. - Usiadła przy stoliku. – Mówili mi panowie o mapach pana Jakuba, tak? Dużo tego było? Stare, czy nowe?
- Dużo. I stare i nowe
- odpowiedział Kazik. – Nowe to takie z ostatniej wojny i czasów powojennych. Mówił, że ma mapę sztabową samego Waltera. Kiedyś zaś wspominał coś o potopie szwedzkim. Kuba miał hopla na punkcie historii. Mówił, że lubił siadać w domu przy oknie i po prostu oglądać swoje zbiory. Ja tam nie wiem, ale jak przeczytam gazetę to odkładam i biorę nową. Dla niego zawsze było coś ciekawego w każdym kawałku, który miał.
- A pamiętasz
- odezwał się Olgierd – jak kiedyś opowiadał, że zgarnęli dawno temu jakiegoś złodzieja, który obrobił jakiegoś kolekcjonera. Podobno znaleziono na melinie fanty i wrzucono do składziku. Kuba tam dowodził i przeglądał wszystko dokładnie. Opowiadał, że to najlepsza część roboty jaką tam miał. W ręce wpadało mu wtedy wiele różnych rzeczy.
- No
- potwierdził drugi z emerytowanych gliniarzy. – Ja tam nie wspominam mile swojego ostatniego miejsca. To była Praga i nikomu nie życzę by tam trafił po zmroku. Chodziliśmy bo kazali, ale tak, jakby nas tam nie było. Jeszcze wcześniej, kiedy milicja mogła więcej niż teraz, to jakoś trzymało się to towarzystwo za mordy. Nikt nikomu w drogę nie wchodził i szacunek na dzielni był. Tylko jak potem przyszło nowe to wszystko się posypało. Ech...
Stuknęli się kuflami i upili solidny łyk złocistego napoju. Gdzieś w oddali zagrał Perfekt ze swoim nieśmiertelnym “Nie płacz Ewka”.
Julia słuchała, nie przerywając. “Daj człowiekowi mówić, a powie wszystko, co wie” - wpadła jej do głowy jedna z sentencji Brunona - “Chyba, ze postanowi ci czegoś nie powiedzieć” dodawał zawsze potem.
- Co panowie rozumieją mówiąc “wpadło mu w ręce”?
- Robił na wrotach
- odpowiedział Olgierd. – To depozyt, gdzie trafiają rzeczy zabrane złodziejom, znalezione podczas nalotów i na miejscach zbrodni. Kuba był szefem takiego depozytu na Wilczej. Więc przez jego ręce przechodziły wszystkie fanty, które były w zainteresowaniu milicji w okolicy. Raz będzie to kolekcja VHS bawarskich filmów a raz walizka z dolarami. Nigdy nie było wiadomo, kto wpadnie i z czym.
- I na tych wrotach widział fanty tego kolekcjonera, tak? Coś mu szczególnie wpadło w oko, chwalił się panom?
- Tak
- Kazik odsunął od siebie prawie pusty kufel. – Mówił o wielu takich sprawach. Wilcza to rejon starej Warszawy i bogatszych ludzi. Więc i towaru mieli więcej. Mówił raz o tym jak kilka dywanów trafiło do nich. A wszystkie jakieś stare i podobno cenne. Kuba mówił, że były tak ciężkie, że po trzech chłopa musiało je nosić do magazynku. A kradli to wszystko takie dwa łepki z rozklekotanym żukiem.
- Dywanów?
- zdziwiła się Julia – Chodzi o takie na podłogę? Trzech chłopów do jednego dywanu?
- Tak mówił. Wykradli to z chaty jakiegoś ambasadora. Dopadli ich na melinie. Kiedy zabezpieczali dywany to Kuba mówił, że we trzech musieli je nieść. Ja tam swój noszę na trzepak na ramieniu, ale te podobno wielkie były i ciężkie.
- A poza tymi dywanami? To przecież nie to pana Jakuba zainteresowało... Jego konik to militaria, prawda?
- Papiery, wiadomo, ale w tej robocie wpada wszystko co się da. Złodzieje nie wybierają. Dlatego spośród tego wszystkiego, co tam trafiało były też rzeczy, które go zainteresowały. Ale wiadomo - dowody rzeczowe trzeba zbadać a potem oddać właścicielowi. Wiele razy z żalem musiał oddawać książki albo jakieś stare mapy. Taka służba...
- zamyślił się Kazik.
- Tak, oczywiście.. - zawahała się wyraźnie, jakby zażenowana - Tak się zastanawiam, nie chciałabym, żeby panowie źle mnie zrozumieli... nie znałam pana Warwrzeka i , broń Boże, nie chciałabym uchybić w żaden sposób jego pamięci, podobno o zmarłych albo dobrze, albo wcale.. ale zależy nam, żeby odkryć kulisy tej sprawy, panowie rozumieją? Czy zdarzało się może.. kiedy nie udało się na przykład odnaleźć właściciela tych przedmiotów...? - zawiesiła niedokończone pytanie w powietrzu.
Olgierd podrapał się po głowie.
- Tu już trzeba nie z nami gadać w tych sprawach. My pracowaliśmy razem tutaj i znamy to z opowieści tylko. Trzeba by kogoś spytać, kto wtedy pracował z Kubą na Wilczej. Ty, Kazik, znasz kogoś stamtąd?
Wąsacz pogłaskał zarost, poklepał się po policzku i wolno pokręcił głową.
- Nie, nikogo. Ale czasami przychodził do niego taki jeden gość i nawet piliśmy z nim. Bortyński chyba, Nie? - popatrzył na siwego mężczyznę szukając potwierdzenia.
- Tak, tylko to był Bortanowski. Tak, Andrzej Bortanowski. Ten od numerków przecież... - roześmiali się w głos.
Julia podniosła brwi w pytającym goście.
- Jasne, numerki - Kazimierz poklepał się po udach. – Pani kochana, to będzie Andrzej Bortanowski. Prowadzi punkt lotto i kiosk ruchu na Targowej, przy budynku dyrekcji PKP, naprzeciwko Wileńskiego. Tam niech panienka popyta.
Julia uśmiechem doceniła “panienkę”.
- Jesteście, panowie, prawdziwą kopalnią wiedzy - stwierdziła. – To przyjemność pracować z tak analitycznymi świadkami. Mam jeszcze jedną prośbę... coś panom pokażę.
Wyjęła tablet i otworzyła plik z fotografią mapy znalezionej w skrytce.
- Czy z czymś się to panom kojarzy?
Obaj mężczyźni pochylili się nad mapą. Popatrzyli na nią, jeden nawet majtnął palcem i mapa się przesunęła. Zaraz jednak przeprosił.
- Nie, nic tu nie widzę co by mi mogło powiedzieć - odparł Olgierd. Jego towarzysz tylko pokręcił smutno głową na znak, że też nie wie.
- Niektóre punkty są oznakowane dodatkowo - Julia powiększała kolejne kawałki tak, żeby mogli zorientować się, co jest pozaznaczane. – Pan Jakub wspominał o tych lokalizacjach? Pamiętają panowie?
- Nie, niestety nie. Nic takiego nie mówił o tym.
- Rozumiem
- schowała urządzenie. – Bardzo dziękuję za pomoc. Jeśli coś się wyda panom ważne, jakaś informacja, coś sobie przypomnicie - bardzo proszę o telefon. Na koniec jeszcze... macie panowie, pomysł, podejrzenie, dlaczego pan Wawrzek zginął? Czy komuś to mogło przynieść korzyść? Czy może ktoś mu groził? Miał wrogów?
- Nigdy nie mówił, że ktoś mu grozi lub że ma wrogów
- tym razem odezwał się Kazik. – Jedyne co może zastanawiać to to, że nie miał dla nas ostatnio za wiele czasu. Jak zaczął w lato tak nie odpuszczał do samego końca. Chyba w lipcu ostatni raz piliśmy piwo w tym miejscu. O niczym nie wspominał, ale najwyraźniej coś robił, bo miał taką samą minę jak przy opowiadaniu o swoich mapach.
- Był zaangażowany w coś, co go cieszyło tak, jak mapy, dobrze rozumiem? A od tego lipca.. może gdzieś go panowie widzieli? przypadkiem? Na mieście?
- Miał sporo wolnego więc teraz miał czas jeździć po mieście. Włóczył się po ulicach, patrzył na mapy. Coś tam mówił o jakiejś mapie, którą musi sprawdzić bo ma jakieś inne oznaczenia niż pozostałe mapy. Powiedział, że dowie się, co to jest. I tyle. Reszty jego wywodu nie pamiętam
- Olgierd machnął ręką.
- Panienko, z Kubą to tak właśnie było. Jak wpadł w ten swój stan, gdy szuka czegoś albo zastanawia się to zapada się w to i robi. Nie ma go po kilka miesięcy a potem pojawia się i mówi, że mapa jest fałszywką robioną przez wojska dla zmylenia wywiadu lub że jest prawdziwa i znalazł na to dowód - dodał Kazik. – Ja też się na tym nie znam i zwykle trzeba było sporo piwa by to zrozumieć - mrugnął okiem konspiracyjnym tonem i z uśmiechem.
- Tak już było. Od lipca przepadł i przychodził tutaj. Na mieście go nie widzieliśmy, ale my nie ruszamy się daleko więc to akurat nie jest nic dziwnego. Za nim nie chodzimy bo i po co - on dla nas ani rodzina ani opieka. Wie, co robi i jak skończy to przyjdzie. Zawsze tak było. Zawsze...
- Przykro mi
- powiedziała Julia. – Miał w panach dobrych przyjaciół. To ważne. I juz zupełnie na koniec, nie będę juz panom więcej przeszkadzać: czy może z kimś jeszcze pan Jakub pozostawał w bliższych relacjach? Może jakaś kobieta?
- Kobitki nie było. Kuba kręcił tak z taką jedną - będzie już chyba z 10 lat temu, ale nic z tego nie wyszło. Podobno jak zobaczyła, czym się zajmuje, to odeszła
- Olgierd zaśmiał się. – Pewnie jak zobaczyła te wszystkie papiery i żelastwo to zrozumiała, że Kuba to nie zwykły emeryt.
- Rozumiem
- Julia wstała i wyciągnęła rękę do Olgierda. – Bardzo dziękuję za pomoc. Miło było panów poznać - uścisnęła dłoń Kazka. – Macie mój telefon, jeśli cos się panom przypomni. Nawet, jeśli się nie będzie wydawało ważne - dzwońcie.
Panowie pożegnali się i obiecali odezwać się jeśli coś nowego się wydarzy.


Julia wyszła z lokalu, wiatr targnął jej sylwetką uświadamiając, że płaszcz jest zdecydowanie zbyt cienki, jak na obecne warunki. A puchówka została w Krakowie… Albo podjedzie, albo kupi sobie coś nowego na miejscu. Tak, kupi sobie.
Wsiadła do samochodu, puszczając ogrzewania na maksa – dopiero po chwili uświadomiła sobie bezsens takiego ruchu. Silnik był zimny. Spojrzała na zegar – dochodziła 18, już za późno, żeby jechać na tutejsza komendę. Piotra pewnie i tak nie będzie. Coś ją zastanawiało – przyznał, że jego zdenerwowanie nie ma związku z Wawrzekiem – wierzyła mu w tej sprawie. Nie odpowiedział jednak, czy ma związek z jej osobą. Niby drobiazg, pewnie zwykle przeoczenie, ale pożałowała, ze nie dopytała go wtedy. Z drugiej jednak strony – trudno było przypuszczać, żeby ktoś robił mu uwagi, lub wywierał presję odnośnie jej osoby. No, chyba że jakaś zazdrosna narzeczona – uśmiechnęła się do siebie w duchu.
Jeszcze jedno niedopatrzenie – poprzestała na rozmowie z dyżurnym, zamiast poprosić o spotkanie z komendantem.
Cóż, wygląda na to, ze jutro znów będzie jechać do Rembertowa. Poza tym, czekało ja spotkanie z „panem od numerków”, Andrzejem Bortanowskim. Poza tym – powinna sprawdzić dojo i kupić puchowy płaszcz. I dopytać o zdrowie Karola. Kącik ust drgnął jej, ledwie dostrzegalnie. Gdyby się coś zmieniło, zawiadomili by ją, prawda?
Perspektywa powrotu metrem nie była kusząca. Postanowiła zaparkować samochód pod blokiem – rano do razu przyjedzie do Rembertowa, spotkać się z komendantem.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 23-07-2013 o 00:02. Powód: fotki
kanna jest offline