Najwyraźniej Kirstenhelm de Seis uznał, że plotki o podróżnikach, których chciał nająć nie są wielką przeszkodą w jego sprawie. Ciekawe co by było, gdyby któreś z nich okazało się zdrajcą i uratowało córki de Seis specjalnie po to, by zyskać wejście do domu. Nie wiedząc dlaczego, Lou od razu pomyślała, że taką rolę mogłaby pełnić Drakonia. No dobrze... Dobrze wiedząc dlaczego. I wcale nie chodziło o rodowód. A że diablicy wychodziło wszystko, czego się podjęła, sprawiłoby tylko, że i z tak zagmatwaną sytuacją i zdradą w zdradzie, zdradą podszytą też by sobie poradziła.
Na domiar tego wszystkiego dostali nauczyciela czy też szkoleniowca. I tu po raz kolejny elfka dziękowała Tymorze za swoje wychowanie i brak wpajanej od dziecka nienawiści do mrocznych elfów. Gdyby zachowywała się jak typowy przedstawiciel księżycowych elfów, pewnie już dawno odpuściłaby sobie współpracę z całą grupę. A być może wcale nie pomogłaby Xendrze z oprychami, którzy ją napadli. Ale mniejsza o uprzedzenia rasowe, które w końcu wojowniczce nie były szczególnie znane... Choć do diabelstw już się właśnie jakiegoś nabawiła. Wysłuchała szczegółów przedstawionych przez Kirstenhelma i udała się na - szeroko pojęte - nauki...
Uczenie się etykiety, układów w wyższych sferach i tego całego misz-maszu było dla Lou całkowicie zbędne. Nie, żeby miała problem ze spamiętaniem wszystkich niuansów czy z zachowaniem się z należytą gracją - elfia krew, choć przytępiona ludzkim wychowaniem, silnie dawała o sobie znać. Niemniej jednak Rannes naprawdę wolała szybki, mocny trening z mieczem i zdolnym przeciwnikiem niż takie salonowe zachowanie. Cóż jednak poradzić... Praca to praca. Drakonia zresztą też miała wziąć tę pracę, to pewnie poratuje ich swoją wiedzą w odpowiedniej sytuacji.
Trzeba było jednak podjąć się tego, do czego się zobowiązało, a odpowiednie przyswojenie sobie nauk drowa miało pomóc. Zatem Lou bez jawnego narzekania, a tylko rzucając raz po raz porozumiewawcze spojrzenie (jej zdaniem porozumiewawcze) Jackowi, kontynuowała naukę.
-
Chętnie odpocznę. I przygotuję się do wielkiego dnia. - uśmiechnęła się kpiąco. -
Chciałabym tylko po drodze odwiedzić kaplicę czy jakieś inne miejsce poświęcone Sune. - wyjaśniła.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Wizyta była krótka, natomiast opiewająca w wiele informacji. Przede wszystkim i Vermil, i Ultar faktycznie wrócili do Westgate i byli cali i zdrowi. Po opuszczeniu ostoi Sunnitów, Lou po krótce zrelacjonowała Jackowi rozmowę. Będąc spokojną o przyjaciół, mogła teraz bez obaw bawić się w panów i damy na nadchodzącym wielkim wieczorze.