Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2013, 09:00   #287
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Virmien wzruszyła lekko ramionami.
- Mnie tam nic złego nie zrobili. Ale skoro *musimy* iść dołem, bo tak nam kazano, to trzeba jakoś przejść... - przywykła do takich sytuacji w toku pracy dla swoich przełożonych, więc nie zamierzała się cofać tylko dlatego że mieli splamić ręce czyjąć krwią.
- Czyli idziemy na żywioł, czy staramy się przemknąć, jeśli się uda? - Liri zwróciła się do Tarina, który najwyraźniej w ciągu kilku ostatnich chwil stał się odpowiedzialny za podjęcie decyzji dotyczących postępowania grupy.
- Jeden trup mniej, jeden więcej nie robi różnicy - odparł Tarin - w związku z tym spróbujmy się przemknąć. W końcu nie o to chodzi, by zostawić za sobą jak najwięcej trupów.
- Jeśli spróbują nas powstrzymać, podziemne sale wkrótce zapełnią się ich stygnącymi truchłami, jednak nie mamy czasu by bawić się w gonitwy. Ruszamy - szepnął jednooki wojownik, na obliczu którego wykwitł paskudny uśmieszek. Wiedział jak zakończy się ich zabawa w kotka i myszkę i był gotów. Nie będzie się krył, gdy nadejdzie jego chwila.
- Czekaj, tobie się to przyda chyba najbardziej - powiedział elf będąc już poza zasięgiem widzenia pozostałych, po czym sprawił że i Wulfram stał się niewidzialny.
- Pójdę na końcu - powiedział Tarin. Uruchomił moc swojego pierścienia i stał się, podobnie jak tamta dwójka, niewidzialny.
Podejście Tarina odpowiadało także Virmien, która bez zwłoki również dostosowała się do decyzji ogółu. W ciągu kilku uderzeń serca druidka zniknęła, a pod sufitem, trzepocząc skrzydłami, unosił się drobny nietoperz. Co jak co, ale jednak wzbudzał w lochach mniej podejrzeń niż kolorowy ptak typowy dla powierzchni.
Zaklinacz zaś przewrócił teatralnie oczami patrząc za towarzyszami, a raczej miejscem gdzie jeszcze przed chwilą byli widoczni.
- Doprawdy, za grosz wychowania. - Zamarudził pod nosem, po czym otoczył niewidzialnością Meggy oraz Liri, a na końcu siebie. - Ktoś się musi troszczyć o żeńską część drużyny. Drogie panie, nie wychylajcie się bez potrzeby.
Sam zaś ruszył do przodu śladami (miał nadzieję) Wulframa, czekając aż wojownik wykona pierwszy ruch. Zaklinacz planował wziąć jeńca do przesłuchań w czasie kiedy pozostali będą zajęci uszczuplaniem szeregów wrogów.

Towarzystwo opuściło więc magazyn, ruszając korytarzem w prawo... dlaczego akurat w prawo? No cóż... ponoć jak się zgubi, należy iść właśnie w prawo. Pod osłoną niewidzialności, starając się iść cicho, wkroczyli w tunele należące do Duergarów, wkroczyli do ich siedziby.


Nie szło jednak całkiem jak z płatka, bowiem Wulfram dosyć mocno dźwięczył i skrzypiał, mimo iż naprawdę starał się poruszać jak najciszej. Nieco mniej hałasu robiła Liri, choć i jej skradanie się pozostawiało wiele do życzenia. W samych tunelach było zaś naprawdę mało światła, może to więc przez to? W każdym bądź razie reszcie szło wyjątkowo dobrze... minęli izbę, którą wcześniej zbadał wąż Daritosa, nie prowokując do wyjścia jej lokatorów, przeszli kolejnym tunelem w lewo, przeszli nerwowo chyba już ze sto kroków...

I wtedy usłyszeli za sobą czyjeś kroki i jakąś gadaninę. Serca podskoczyły im do gardeł, głosy narastały, a w tunelu w którym się znajdowali, nie było absolunie żadnej niszy, dziury, czy czegokolwiek, gdzie mogliby choć odrobinę usunąć się z drogi w korytarzu szerokim na ledwie trzy metry.
-”Chędożone karły” - pomyślał zirytowany namnażającymi się trudnościami Wulfram. Trzeba było wybijać komnatę za komnatą wszelkich mieszkańców którzy pogrążeni byli w śnie. Teraz, rozjuszeni nieproszonymi gośćmi, szaroskórzy, gotowi byli zadeptać ich samą swą ilością - znając dotychczasowe szczęście - przeważającą. Korzystając z chwili przysunął się do ściany. Pozostawało liczyć że przechodzący ich najzwyczajniej w świecie nie zauważą. Trwała wojna żelaznych nerwów.
Daritos za późno zorientował się co się dzieje - cały czas z jakiegoś powodu myślał, że będą szarżować na szarych i przygotowywał się do walki, a nie do skradania. Na szczęście w porę się opanował. Na nieszczęście nie miał absolutnie żadnego pomysłu jak poradzić sobie z paroma krasnalami, które właśnie szły w ich stronę. Z braku lepszego pomysłu przycisnął się do ściany i przycisnął do niej również Meggy, która szła za nim.
Drobne pazury wczepiły się w niewielkie szczeliny sufitu. Virmien przy ścianie zawisła głową w dół jak na rasowego nietoperza przystało i obserwowała rozwój sytuacji.
Za dobrze nam szło, pomyślał Tarin. Ale dopóki duergary były tylko za nimi, to może dałoby się im jakoś uciec. Uwzględniajac fakt, że szare krasnoludy nie miały pojęcia o wałęsających się po ich siedzibie intruzach. Chyba nie miały. Ale na walkę zawsze był czas.
Tarin ruszył szybciej do przodu, środkiem korytarza.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline