Niewidzialność to świetna rzecz, szczególnie gdy jesteś - można by rzec - wśród wrogów. A dokładniej - na ich terenie. Prócz jednak licznych zalet niewidzialność ma i parę wad - na przykład nie można zobaczyć swoich towarzyszy.
Jak widać coś za coś.
Niekiedy najlepszą obroną przed wrogiem jest odwrót. Niekoniecznie na z góry upatrzone pozycje.
Tak też postąpił i Tarin. Mając za plecami niewiadomą liczbę duergarów, a przed sobą - nie wiadomo co, mag postanowił zmierzyć się naprzeciw wielkiego niewiadomego.
Niektórzy co prawda mówili, że znane niebezpieczeństwo jest lepsze od nieznanego, jednak w tym przypadku był wybór - średnio znane niebezpieczeństwo w postaci duergarów, a potencjalne niebezpieczeństwo, którego mogło w końcu wcale nie być.
Tupot duergarskich buciorów nie ustawał, a to mogło oznaczać tylko jedno - szare krasnoludy nie natrafiły na razie ani na duet Meggy-Daritos, ani też na Liri czy na Wulframa. Co prawda nie wynikało z tego, że sytuacja ta nie mogła się zmienić w najbliższym czasie, ale Tarin miał nadzieję, że jednak to nie nastąpi.
Korytarz, którym podążał Tarina, doprowadził (wbrew oczekiwaniom) nie do kolejnej jaskini, a do przestronnej sali, której strop podparty był wieloma kolumnami. Bardzo wysokimi kolumnami. Nie to jednak było w tej sali najciekawsze, chociaż to dzieło architektury warte było uwagi. Najbardziej jednak interesującym obiektem był lokator tej sali - piękny czarny smok.
Problem na tym jednak polegał, że Tarin miał do smoków stosunek niezbyt pozytywny. Ostatnie spotkanie miało niezbyt... pozytywny przebieg. A jeśli ten czarnuszek współpracował z duergarami, to raczej nie należał do “tych dobrych”.
Ich misja, nie da się ukryć, nie polegała na walce ze smokami. Przynajmniej dopóki się nie okaże, że to jeden z nich stoi za atakiem na Silverymoon.
Z drugiej strony... Smok nie był aż tak wielki, a worki klejnotów - całkiem interesujące. Przy innej okazji warto by spróbować.
Teraz jednak najważniejszą rzeczą było powiadomienie pozostałych o czekającej “za rogiem” czarnej niespodziance.
Tarin obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w głąb korytarza, z którego przyszli.
Gdy tylko był pewien, że ze smoczej sali nikt nie może nic zobaczyć, na zapylonej podłodze korytarza, przy ścianie, napisał słowo “SMOK”. |