Dziewczyna ostrożnie rozglądała się po uliczce, nie było tu nic, oprócz kilku beczek cuchnących rybami i jakiejs sterty smieci. Zawsze, kiedy się stresowała, tak jak i teraz, bawiła się swoim pierścionkiem, który zdobił jej palec prawej dłoni. Gdy z góry dobiegł ją męski głos odwróciła się gwałtownie, wykonując zachowawczy ruch kosą. Kiedy elf zeskoczył z balkonu usłyszała tylko brzęk stali uderzającej o stal.
- Wiem kim jesteś! – powiedziała melodyjnym głosem, przyglądając się pierścieniowi z wizerunkiem Skorpiona, kiedy elf podnosił miecz do kolejnego ciosyu.
- Doprawdy, nie sądzę. - odparł Falandar marszcząc swe czarne brwi.
- Stój Skorpionie! - Gabbie opuściła kosę i wyciągnęła dłoń o długich, zadbanych paznokciach.
Falandar przez chwilę zastanawiał się po czyms chował dwa miecze do pochew zawiesoznych na plecach.
- Zasada numer jeden: Nigdy nie nazywaj mnie ‘mała’ – powiedziała hardo i oparła się na swej długiej kosie.
- Dlaczego za mną szłaś - spytał elf -
Wielu w tym mieście powie ci że to nie jest dobry pomysł... - Nie często zdarza się widzieć elfa gadającego do siebie i biegnącego niczym oszalały przez całe miasto. Chciałam po prostu sprawdzić co się stało.
Elf zmierzył ją zwrokim i widać było, że waży coś w myślach, jednak po chwili rzycuił.
- Falandar Tu'Aghar – przedstawił się mężczyzna. – A to że z Domu Skorpiona to już wiesz.
- Gabbie Hildebrand – powiedziała dziewczyna uprzejmym tonem podsuwając Falandarowi swą dłoń do ucałowania, a ten ujął ją delikatnie i musnął ustami, nie spuszczając dziewczyny z oczu.
- Ładna kosa, do twarzy ci ze śmiercią - elf roześmiał się gromko. Gabbie patrzyła mu prosto w oczy, nie usmiechała się.
- Jestem Czarodziejką Śmierci, głupku - skwasiła się i założyła ręce.
- Przecież wiem, żartowałem...Aleś ty delikatna... - Nie wiem co kombinujesz, ale nawet nie mysl, że dam ci spokój – zmieniła temat –
Masz do wyboru, albo po prostu pójdę z Tobą, albo za Tobą. To jak będzie? – usmiechnęła się zawadiacko. A oto jak wygląda moja bohaterka: