Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2013, 12:39   #3
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Nigdy nie można było w tym miejscu mieć za dużo rozrywek. Choć miejsce było bezpieczne, to i cholernie nudne. Gra w karty była szczytem góry tutejszego życia rozrywek. Tyle dobrego, że tym razem, zamiast bandy pijaków, za towarzyszkę miał piękną kobietę. Choć jej nie dało się już tak ograć jak podpitych, szczęśliwych idiotów to taki rodzaj rozgrywki dawał znacznie większa satysfakcję. Nie czuł potrzeby rozmowy, rozkoszował się spokojną ciszą, jednak tym razem nie nudną. Wszystko zależy od towarzystwa.

Te na zewnątrz okrutnie się rozhuśtało. Victor nigdy nie przepadał za bronią palną, właśnie z takich powodów. Za cholerę się przed tym nie idzie obronić. Przed kulą się nie uchylisz, gdy już ktoś celnie wystrzeli. Tym razem jednak, ktokolwiek by do nich nie strzelał, starał się za wszelką cenę nie celować, a i szczęście w połączeniu ze złym przeczuciem, uratowało Victora i dziewczynę, od idiotycznej śmierci. Choć troszkę chciałby wiedzieć kiedy umrze, albo kiedy może umrzeć, jak w bardziej uczciwej walce. Zamachy były haniebne i okrutnie frustrujące, jeśli udawało się z nich wyjść obronną ręką.

Victor przewrócił się na plecy, wyjął rewolwer zza pasa i wycelował w poły namioty. Dysząc ciężko z szoku, celował tak dłuższą chwilę. W końcu szybko obrócił głowę do kobiety, potem znów na dziury w namiocie i znów na nią.
- Nic ci nie jest? Hej! - spytał samemu sprawdzając swój stan. Szybko poklepał się po rękach, nogach, torsie, głowie. Nic mu nie wyciekało, nigdzie się palił, wszystko było dobrze. Doskonale, tak. Rzadko kiedy można było szczęśliwie wyjść z ostrzału karabinowego. Zdając sobie sprawę jak blisko TYM RAZEM było, opadł ciężko na ziemię, uśmiechając się szczęśliwie. Dzięki takim chwilom, można było docenić życie.

- Nie. Dzięki. – mówiąc to zaczęła się rozglądać, gdzie upadła broń, która była oparta o krzesło. Zauważyła ją pod stołem. Kolba wystawała za obalonego krzesła. A karty były rozrzucone wokół stołu. Spojrzała jeszcze raz na kompana.

Vic wziął swoje rzeczy. Strzelba, nóż, maczeta, jak dobrze było być biednym i nie musieć nosić ze sobą przenośnego domostwa w plecaku. Ukucnął i lekko odchylił poły namioty, wyglądając na zewnątrz. Po samych odgłosach, można było wywnioskować, że nie jest to jedna z mniejszych, barowych sprzeczek.
- Hmm... przynajmniej nie było to chyba bezpośrednio skierowane w któreś z nas... co nie zmienia faktu, że jest źle - mruknął wstając. Schował rewolwer za pas, przewiesił strzelbę przez plecy i chwycił pewnie jedynie maczetę i nóż. Robił się nieco nerwowy, gdy nie wiedział kto do niego strzela.

W ogóle denerwowało go, że ktoś do niego strzela! Na szczęście przeważnie, świetnie trzymał nerwy na wodzy.

Victor spojrzał na rozgniecionego szluga, którego wyrzuciła dziewczyna, po ledwie trzech buchach.
- Hej... nie jest łatwo o fajki, nie marnuj - mruknął uśmiechając się. - Chyba należałoby tam wyjść - dodał, choć nie była to najlepsza perspektywa. Jeśli to tylko jakieś poważniejsze zamieszki, to lepiej było się w nic nie pakować, ale możliwe, że zostali zaatakowani przez kogoś z zewnątrz... miał szczerą nadzieję, że nie jest to nic aż tak poważnego na co wyglądało.

Wyszedł z dziurawego namiotu.

Regularna bitwa. Wszędzie strzały, wszędzie krzyki, wszędzie krew i lament, rozkazy i śmierć.
- Trzeba wiać - mruknął Victor do kobiety, patrząc na nią pytająco.
Nie były to żadne zamieszki, w ogóle nie wyglądało to na coś, co dało się opanować, ani coś w co Tilton chciał się pakować. Wszystko miało swoje granice, a taka rozwałka, była poza jego możliwościami.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline