Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2013, 18:55   #6
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Timing has a lot to do with the outcome of a rain dance.
odpowiedź, którą uzyskasz w tutejszym barze pytając o magię.


Warsztat, jak na większą wieś, miał sporo ruchu. Kiedy Łasica zbliżył się holując drugie auto, mógł zobaczyć innego klienta w ciemno-zielonym sedanie, którego automobil właśnie wyjeżdżał z obitego blachą budynku. Na oko, konstrukcja miała trzy pomieszczenia. W jednym spokojnie mogły zmieścić się dwa wozy, a przestronność pozwalała specom na swobodną pracę. To po prawej było chyba sklepem z narzędziami i akcesoriami. Trzecie stanowiło zagadkę. Starszy pan otworzył okno i zapłacił młodemu mężczyźnie w kombinezonie roboczym, ten uśmiechnął się szeroko i życzył mu miłego dnia. Gdzieś w tle, ponuro zgrzytając, zautomatyzowany podnośnik zrównał się z betonem. Osoby sąsiada wypatrzyć się nie dało. Może wyskoczył na papierosa albo do sklepu? Lub znajdował się gdzieś za zamkniętymi drzwiami?

Mark powoli zatrzymał auto przed warsztatem. Po kilkunastu sekundach nerwowego parkowania odetchnął z ulgą: jakkolwiek potrzepana Vivian by nie była, nie wprowadziła mu swojego wozu do bagażnika. Mógł być jej za to jedynie wdzięczny. Zgasił silnik i wygramolił się z pojazdu. Rzucił okiem na przyholowany pojazd i pozornie spokojnym krokiem ruszył w kierunku młodego mechanika.
-Macie może wolne miejsce na warsztacie?- zapytał wskazując na holowane auto
- Jasne. Dla rocznika ‘67 zawsze. Vivian ma u nas praktycznie status celebrytki, jest tu średnio dwa razy na tydzień - odpowiedział młodzian, błyskając zębami i przecierając ręce szmatką.
-A już myślałem że tylko ja mam wrażenie że ta para jest dla siebie stworzona.-westchnął złośliwie.-Henry jest gdzieś w pobliżu?-
Chłopak przytaknął, ale zamiast udzielać szczegółów, wyminął Łasicę i zbliżył się do swojego czerwonego pacjenta. Dogasające wstążki pary sprawiały, że nie musiał nawet otwierać maski żeby zrozumieć główną przyczynę kolejnej tragedii. Jęknął, trochę teatralnie.
- Taka piękna maszyna. Ale posadź tu babę za kółkiem i zobacz co się...
- Hej, słyszałam to, ty szowinistyczny wieprzku!

Vi wychyliła lewe ramię przez okno kierowcy i pokazała chłopakowi środkowy palec. Ten tylko pobłażliwie się uśmiechnął i wrócił spojrzeniem do “wybawcy”, który dowiózł mu ten “skarb”.
- Tato wyszedł na przerwę. Powinien być za jakieś dziesięć minut...

-Dzięki. Myślę sobie...-zrobił celową pauzę...że nie będę ci przeszkadzał w zajmowaniu się tym skarbem.- Mark pozwolił sobie na uśmiech dopiero kiedy wyszedł z warsztatu na ulicę. Ta dwójka młodych z całą pewnością lubiła się kłócić. Miał tylko na dzieję że awarie ‘67 nie były zbyt częste. On nie dokręci śrubki, ona nie doleje wody do chłodnicy i mają dwie okazje pokrzyczeć na siebie nawzajem. Dzisiejsza młodzież...
- Młodość. Wspaniały widok, prawda? Heh. - Łasica poczuł, że włosy stają mu na karku. Jakby pod wpływem niewielkiego wyładowania elektrycznego. Powietrze stało się gęste, przesycone niewyzwoloną energią. Poczuł lekki zapach... spalenizny? Freonów? Nie, chyba mu się zdawało. Ale jedno było pewne, to odczucie przywiodło na myśl postać z jego przeszłości - kobietę z kościoła. Tylko, że głos, który usłyszał zaraz potem, nie należał do osoby, która zwykła zakładać wysokie obcasy. O, nie. Ten był mocny, basowy i ostry jak nowa żyletka. Odwrócił się i zobaczył mężczyznę. Mógł być o jakieś dwa lata młodszy od niego. Krótko obcięty na styl wojskowy, z intensywną opalenizną. Ubrany był w kremowy t-shirt oraz jasne bojówki. Na nogach miał buty ze sklepu military surplus. Oczy przysłaniały żółte lenonki. Aparycja kwalifikowała go jako byłego wojskowego. Bez dwóch zdań dało się ocenić, że jest silną osobowością. Ale to chyba nie z siły jego charakteru rodziła się ta dziwna... aura.


Markowi po chwili lustrowania osobnika wymsknęło się - To już daleko za nami- chcąc szybko złagodzić swoją wypowiedź dodał -Na szczęście, przynajmniej moim zdaniem.-
“Wspaniały start”-pomyślał, dalej bacznie obserwując rozmówcę. Co było takiego że mógł mu skojarzyć się z tamtym zdarzeniem? Odruchowo sprawdził czy ktoś zauważył nową osobę przed warsztatem. I skąd to dziwne powietrze? Mimochodem rozejrzał się po okolicy. Wylot z klimatyzacji? Nieszczelny pojemnik? Lodówka? Nic takiego tutaj nie stoi...

Młody mechanik odpiął kabel holujący i zaczął wprowadzać auto do serwisu. Zaraz potem zauważył, że Vivian nadal w nim siedzi i kazał jej wysiąść, co zaowocowało nową salwą przekomarzania. W końcu dziewczyna przestała ciosać złotej rączce kołki na głowie i wybąkawszy coś o zjedzeniu lunchu, ruszyła główną ulicą. Pomachała przy tym Łasicy na do widzenia. Tajemniczy G.I. Joe przyglądał jej się przez chwilę, z uprzejmym brakiem zainteresowania. Ona natomiast była raczej zakłopotana tym spojrzeniem zza żółtych lusterek, wobec czego szybko zniknęła za rogiem.
- Ma lala coś w sobie. Nazywam się Atticus. Zobaczyłem nową twarz w mieście i pomyślałem, że pierwszy wyciągnę rękę- jak powiedział, tak zrobił. Wysunął prawicę do uścisku.
Obaj mężczyźni wymienili mocny uścisk.-Mam wrażenie że nie pierwszy to zauważyłeś- rzucił Mark zerkając do warsztatu. Młody mechanik nie widział świata poza samochodem. Jestem Mark. Swoją drogą, błyskawicznie wychwytujesz nowe twarze, nie jestem tu długo. Uczyli was tego podczas treningu?
“Informacje. Potrzebuję jak najwięcej informacji o tym gościu”-myślał gorączkowo.
- Nie w czasie tego wojskowego - lewy kącik ust drgnął w imitacji uśmiechu - Powiedzmy, że czujność wyrabia się przez lata praktyki. A skoro gadamy o praktyce... od jak dawna posiadasz swoje “uzdolnienia”, kolego? - głos utrzymywał w jednym tonie a przez te pieprzone lustrzanki za Chiny ludowe nie dało się rozpracować jego intencji.
“Poczekaj aż dojdziesz do mojego poziomu, przestaniesz tak się ciesz.....że co?”-myśl została przerwana dziwnym pytaniem. “Spokój, zachować spokój. Dostali moją ocenę od psychologa przy odejściu i wysłali kogoś żeby to sprawdził?” ręka powędrowała do kieszeni żeby otrzeć się z potu.
”Uzdolnienia”?-powtórzył Mark starając się nie okazać nic poza zdziwieniem.

Atticus nabrał powietrza w płuca, wydychając je powoli. Nie irytował się, nie wydawał się też zmieszany popełnioną “gafą”. Uniósł złote zwierciadełka w kierunku słońca, krzyżując ręce za plecami w nawyku wyrobionym w czasach służby.
- Jejku jej. Zapowiada się długi dzień. Może zamiast gadać o tym tutaj, skoczymy do Ponderosy? Cień, browar, kelnerka z ładnym tyłkiem. Idealne warunki do rozmowy.
Przede wszystkim zapowiada się gorący dzień, a ja przyjechałem tutaj z paroma sprawami- wymijająca odpowiedź wydawała się najlepsza. Dawała nadzieję na odwrócenie uwagi od spoconych dłoni i karku. Okolica zrobiła się strasznie gorąca w ciągu tych kilku minut.
-No i czekam na Henriego, mam do niego drobną sprawę.-dorzucił
- Eh. Dobrze. Więc załatwimy to tutaj. Z długością dnia raczej nic nie zrobię. Ale skoro to gorąc jest największym problemem... - Mark odnotował gwałtowny spadek temperatury. Jakby ktoś dosłownie wepchnął go na chama do zamrażarki. Zadygotał z zimna. Prawie, że dostał szoku termicznego. Ale w otoczeniu nic się nie zmieniło. Jezdnia dalej parowała, złota kula świeciła jak jarzeniówka, pot spływał długą wstęgą ze skroni jego rozmówcy. Tylko, że nieprzyjemne uczucie od tego ostatniego powróciło ze zdwojoną siłą. Co więcej, mężczyzna stał się jakiś taki... mniej wyraźny? Jego sylwetka źle współgrała ze słonecznymi promieniami, a za żółtymi szkliwami zaczął tańczyć błękit zwykle widywany w wadliwym kontakcie....
- Nie rób ze mnie idioty, Mark. Nie lubię tego. Nawet gdybym nie wiedział o twoich “uzdolnieniach” od osoby trzeciej i tak emanujesz nimi jak... jak lampa na owady.
Widocznie zabrakło mu odpowiedniego porównania. Słowa wymruczał po cichu.

- Dobrze wiedzieć. Albo i bardzo źle. Bo, niestety, żadnych specjalnych uzdolnień nie posiadam. Chyba że masz na myśli moją pracę, ale o ile nie schrzaniłem czegoś wychodząc z laboratorium, to nie kwalifikuję się jako …”lampa na owady”-odpowiedział lekko zirytowany.”Hipnotyzer czy inne cholerstwo? I czego ode mnie chce?”- myślał gorączkowo. Rzucił szybko spojrzeniem starając się ocenić sytuację i szansę ucieczki.
- O, witam ponownie sąsiada! Nasz wieczorny browar nadal aktualny? - Henry wyszedł przez sklepowe drzwi, trzymając w dłoniach odrestaurowany tłumik. Dostrzegając go, Atticus powrócił do swojej pierwotnej (mniej strasznej) postaci, chociaż starszy mechanik zdawał się nie wyłapać różnicy między jedną a drugą. Temperatura wokół Łasicy także się unormowała.
Ulga poprawiona uderzeniem fali powracającego gorąca sprawiła, że nogi Marka zadrżały; musiał złapać się ściany- Tak, jak najbardziej aktualna. I mam nadzieję że zdążysz wyjść ze tego pudła przed północą- odpowiedział uśmiechając się wymuszenie i wskazując na przyholowany samochód. Jednocześnie obserwował starego mechanika i tylko czekał na okazję by dołączyć do niego w marszu do warsztatu. Sylwetka wojskowego wyprostowała się w pełni. Ściągnął okulary i zawiesił je sobie na koszuli. Jego szczęka stała się... bardziej wydatna?
- Widzę, że jesteście zajęci. Porozmawiamy innym razem, Mark. Możesz na to liczyć.
Odwrócił się i ruszył główną ulicą, powielając kroki postawione kilka chwil temu przez Vivian. Kiedy był około dziesięciu metrów dalej, nowy bagaż negatywnych emocji technika wyparował całkiem.Odczekawszy chwilę aż przybysz odejdzie, Mark nachylił się do mechanika.
- Proszę, powiedz mi że ten psychol nie jest waszym szeryfem.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline