Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2013, 08:33   #7
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Ale sen musiał poczekać na późniejszą godzinę. Gabinet starego zrzędy był w opłakanym stanie. Wszędzie walały się puste papierki po batonikach i koślawo pogniecione piwne puszki. A to ujawniało, że podobne zgromadzenia rozgrywały się już tu parę razy. Roztrzaskana śnieżna kula leżała w alkoholowej kałuży, utworzonej przez niedokończony trunek. To pewnie ona była źródłem dźwięku który zaalarmował Texa w jadalni. Przepalony magnetofon nadal buchał dymem i trzeszczał, bo imprezowicze nie zdążyli go zabrać uciekając gdzie pieprz rośnie. Młody mag odnotował coś jeszcze - toksyczny rezonans domostwa nabierał w tym pokoju większej... solidności. W powietrzu unosił się słodkawy odór nadgniłych owoców, wymieszany ze stęchlizną. Otumaniający efekt z dołu także był tu mocniejszy, a gdyby nie zaklęcie ochronne utkane z pierwotnych energii, sytuacja wyglądałaby bardzo niebezpiecznie dla zdrowia i życia nowego właściciela. Po zaledwie kilku sekundach leżałby na deskach, niezdolny do jakichkolwiek działań poza zdesperowanym wołaniem o pomoc... którego pewnie nikt i tak by nie usłyszał na czas.

Pozwalało to na wyciągnięcie ciekawych wniosków - trawiące domostwo jak plaga zaklęcie atakowało tylko określone wzorce - te należące do Przebudzonych. W innym wypadku impertynenckie dzieciaki przekręciłyby się w kilka sekund po przeskoczeniu przez okno, nie mając nawet czasu na sięgnięcie po używki. A korodująca ciało i umysł natura czaru z pewnością nie pozwoliłaby na określenie takich zgonów jako naturalnych. Chyba, że znaleziono by ich po około dwóch latach, ale do tego czasu na pewno zwęszono by smród. Komuś zależało więc na tym, żeby trzymać z dala innych cudotwórców. Ignorując przyziemny rozgardiasz, Tex zaczął zastanawiać się nad wydarzeniami ze swojego dzieciństwa. Fakt faktem, miejsce w którym dorastał zawsze było niezwykłe, ponure. Może powinien się dowiedzieć do kogo należało wcześniej? Ale im dłużej tu przebywał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że aura, choć wypaczona, jest również świeża i silna. Nie starsza niż miesiąc. Osoba odpowiedzialna za powołanie czegoś tak... innowacyjnego w swojej złośliwości względem innych, z pewnością nie była nowicjuszem. Ale czego mogła tu szukać, do diabła?

Stary tetryk był człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. Nie tolerował nonsensu. Jeśli chciało się go rozbawić, wystarczyło wspomnieć o bogu i życiu pozagrobowym. Prawdopodobieństwo, że posiadał jakieś mistyczne tomiszcza było niemalże zerowe. Chyba, że sam nie zdawał sobie sprawy z nadzwyczajności takich pamiątek. Faktycznie, półki z książkami zostały przekopane, ale czy zrobił to enigmatyczny siewca rozkładu, czy też napaleni nastolatkowie szukający przykładów pornografii z lat 60-tych pozostawało tajemnicą. Szuflady biurka wyrzucono zmieniając w improwizowane szkatułki na wycinki promocyjne i papierki po lizakach, więc tu tożsamość sprawców była oczywista. Spoglądając na Texa ze zdjęcia, ubrany w mundur oficera “dziadek” rzucał mu lekceważące spojrzenie. Zdawał się zadawać mu znane od lat pytanie: “No i co głuptaku? Co z tym teraz zrobisz?” Jednocześnie nie odczuwał zagrożenia dla swojej wyższości, mimo dorobionej mu markerem swastyki i kreskówkowego penisa.

Patrząc na pobojowisko znów zastanawiał się czy dobrze zrobił strasząc dzieciaki, zamiast wytargać je za uszy. Uśmiechnął się z przekąsem.

„Jeszcze przedwczoraj chciałem to sprzedać, a teraz marudzę jak gospodyni.”


Stanął w drzwiach i zlustrował pomieszczenie, a dopiero potem wszedł, ostrożnie stawiając stopy. Poczuł napór zaklęcia na tarczy, a jego szósty zmysł znów dał znać o sobie. Skoro aż tak mocno to odczuł, to tu musiało być chyba centrum magicznego efektu. Czyli na zdrowy rozum, tutaj właśnie należało zacząć szukać. Potarł głowę w zamyśleniu.

„Po pierwsze ktoś chce odstraszyć stąd Przebudzonych. Czyli albo coś tu jest schowane, albo jakiś mag zrobił sobie tu kryjówkę.”

Przeszedł się po pomieszczeniu pobieżnie je przeszukując. W tym samym czasie zastanawiał się nad historią domu. Postanowił potem wpaść do Urzędu i sprawdzić księgi. Może warto by było pogrzebać i dowiedzieć się kto był poprzednim właścicielem. Z drugiej strony, zaklęcie nie wyglądało na stare. Co w sumie zwiastowało większe kłopoty i to całkiem możliwe, że w najbliższej przyszłości. Dzięki swoim zabezpieczeniom odczuwał jedynie dyskomfort, ale nawet i to sprawiło, że przez chwile rozważał czy nie wziąć się za rozplatanie tej pułapki.

„Nie, to chyba może na razie poczekać. Po pierwsze nie ma sensu alarmować ktosia. Po drugie najpierw zbadam dokładnie rezonans tego zaklęcia. Ciekawi mnie jak zostało rzucone.”

Powoli zbliżył się z boku do okna i wyjrzał przez nie kryjąc się za framugą. Chciał sprawdzić czy nieproszeni goście już sobie poszli. Miał przed sobą tajemnice do rozwikłania, a tamci byli tylko niedogodnością. Poczuł przypływ irytacji, że ktoś każe mu czekać na danie główne. Zobaczył ostatnią osobę mijającą czerwono biały budynek przy granicy działki - stodołę, którą nieprzychylny mu tetryk odmalował niedługo przed śmiercią. Dziewczyna w dżinsowej kurteczce i spodniach utykała lekko na lewą nogę, Krzyczała też coś do dwójki niezwykle odważnych chłopaków. Chyba chodziło o to, żeby wrócili po jej radio, ale żaden z nich nie miał zadatków na rycerza w lśniącej zbroi. Ani prośbą ani groźbą nie mogła zmienić ich zdania. Zanim jako ostatnia zniknęła w morzu zieleni jakim było pole sąsiada, wagarowiczka rzuciła ostatnie spojrzenie nawiedzonemu domostwu. A potem jej się odwidziało. Bo, do cholery, jeśli dała blisko sto dolców za to przeklęte pudło to miała zamiar zabrać je ze sobą z powrotem! Jej rude włosy dobrze pasowały teraz do butnego nastawienia, które wzięło się praktycznie z znikąd. Czarno białe tenisówki znowu zbliżały się do drabiny stojącej w trawie.


Westchnął zrezygnowany. Tym razem postanowił to jednak załatwić jak należy. Schował się szybko, zanim go zauważyła. Cofnął do drzwi, a następnie zszedł na dół. Wyszedł, jak Bozia przykazała tylnymi drzwiami i nieśpiesznie obszedł budynek. Starał się wyliczyć czas tak, by zastać ją na drabinie. Czasu miał pod dostatkiem, bo lekko kulejąc sprawiała wrażenie trochę poturbowanej. Swoją drogą, była o wiele odważniejsza od swych kompanów. Tex zastanawiał się czy pomoże mu w wyjaśnieniu zagadki czarodzieja, który zabezpieczył zaklęciami to domostwo. W końcu, jeśli to imprezowali często, to może kogoś widziała.

- A panienka czego tutaj szuka? - Tak jak planował złapał ja w trakcie włamywania. - Ee?! - Dodał z inteligentnym, swojskim akcentem, którego od dawna nie używał. A raczej wtargnięcia. Ktoś tłumaczył mu kiedyś jak to różnica między włamaniem i wtargnięciem polega na naruszeniu struktury drzwi, okien i tym podobnych rzeczy. To chyba był jakiś glina z wielkiego miasta. Tex zastał dziewuszysko na pierwszych stopniach. Ona, słysząc jego głos i stanęła dęba, straciła równowagę i drugi już tego poranka raz runęła na grunt. Leżała tak chwilę, jej płomienne włosy rozłożone jak wachlarz, a twarzyczka pełna “niewinnego” zdziwienia. Jak to dziecka przyłapanego z dłonią w słoiku z ciasteczkami.
- Coś mi mówi, że to nie jest mój dzień...- skwitowała markotnie - Jeśli już musi pan wiedzieć, szukam swojego odtwarzacza i wiem, że jest gdzieś tam, o.
Wskazała bezczelnie palcem na okno, z którego wciąż unosiły się półprzeźroczyste szare wstążki. Jak na kogoś przyłapanego na gorącym uczynku, była dosyć opanowana.
- To pan pewnie jest nowym właścicielem, hm? - i bystrzejsza niż typowa wiejska dziołcha.
Przez chwilę mierzył ja wzrokiem, a potem niespodziewanie uśmiechnął się. Wyciągnął dłoń i pomógł delikatnie wstać. Zaakceptowała bez zawahania.


- Zgadza się - spojrzał wymownie na drabinę, a potem skinął w stronę rogu budynku.
- Może tym razem skorzystasz z drzwi - dodał żartem, choć dziewczyna nie miała pewności czy nie drwił sobie. Dostosował swoje tempo do jej kroków i zaprowadził do domu. Chciał z nią porozmawiać lecz nieszczególnie miał na to ochotę w budynku. Zaklęcie było silne nawet na parterze. Udał współczucie gdy oglądała iskrzący magnetofon. - Pewnie zrobiliście spięcie i wywaliło korki - dodał przekonywująco - Zdarza się w takich starych domach.
- Tak, zwarcie... - bąknęła beznamiętnie, podnosząc uszkodzony sprzęt.
- Zwarcie- powtórzyła równie mechanicznie, pukając polakierowanym na żółto paznokciem w sporych rozmiarów klapkę od baterii. Na oko cztery R20. Co prawda nie dyskutowała z Texem, ale swoje wiedziała. A wiedziała, że cokolwiek tu zaszło było bardzo dziwne.

Udał, że tego nie zauważył i pokiwał wymownie głową oglądając burdel jaki zrobiła wraz z kolegami, a następnie sprowadził ja na dół. Przebywanie w gabinecie było meczące.

- Taa...- Zagaił powoli, jakby się zastanawiając od czego ma zacząć. - Twoi kumple zdaje się próbują pobić stanowy rekord w uciekaniu, więc jeśli pozwolisz odwiozę cię do domu. Z tą nogą na pewno ich nie dogonisz.

Przez chwile patrzył jej w oczy, a potem pod pretekstem zerknięcia na nogę przesunął niespiesznie wzrokiem po jej figurze. Zmierzwiona burza rudych włosów tylko dodawała jej uroku.

- Możemy zawrzeć układ. Wpadniesz jutro posprzątać bałagan, a ja zapomnę o włamaniu. Ot taka dobrosąsiedzka przysługa. W sumie oprócz instalacji to chyba większych szkód nie zrobiliście. Jeśli się boisz, możesz przyjść z kolegami.

Popatrzył znowu w oczy starając się wychwycić jej emocje.
 
malkawiasz jest offline