Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2013, 19:48   #10
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Sarah Collins

Zmarnowane popołudnie. Sarah siedziała w barze u "Wujka Joe" i dawała się obsługiwać przez czarnoskórego właściciela z lekką łysiną, który zapewne nazywał się Joe. Myślała nad ostatnimi wydarzeniami. Jej niedoszły gwałciciel lub nawet morderca miał na imię Simon Anders, zgodnie z dowodem zameldowany w North Valley na obrzeżach miasta. Kierując się jedynie przeczuciem zdecydowała się zawitać pod ten adres. Powitał ją jednorodzinny domek w ładnej, spokojnej dzielnicy. Pokręciła się trochę po okolicy obserwując dom. W końcu zebrała się na odwagę i zadzwoniła zastanawiając się jaką bajeczkę wciśnie temu kto otworzy. Nikt nie otworzył i nikt nie odpowiedział. Westchnęła z lekką ulgą, ale co dalej? Czy mogła się tak po prostu włamać do środka? Rozejrzała się po ulicy dostrzegając mężczyznę w samych spodenkach bardziej zajętego przyglądaniem się jej niż używaniem węża ogrodowego, którym podlewał ogród. Trzeba było zejść z widoku. Wzruszyła pokazowo ramionami i odeszła spokojnym miarowym krokiem aż znalazła się za rogiem. Okrążyła dom w poszukiwaniu tylnich drzwi. Nie zawiodła się. Przebiegła chyłkiem przez zagracone podwórko i chwyciła za klamkę dłonią owiniętą w chusteczkę. Zamknięte bo jakże inaczej, a ona nie miała klucza. Sprawdziła pod wycieraczką, pod doniczką na parapecie, sprawdziła ganek w poszukiwaniu luźnych desek, ale za każdym razem nie trafiała. Zawahała się, ale przecież oglądała “Dextera” i tyle serialów kryminalnych gdzie włamywanie się do mieszkania nie było niczym nadzwyczajnym. No jasne! Spinki do włosów, których używała kiedy nie chciała by jej długie, kręcone włosy nie ograniczały jej w żaden sposób. Poza tym zmiana uczesania utrudniała identyfikację. Tym razem nie użyła ich w żadnym z tych celów. Włożyła długą szpilę w zamek, drugą zaś zaczęła majstrować przy zapadkach zupełnie tak widziała na filmach. Rzeczywistość była brutalniejsza. Poddała się po kilku minutach bezowocnych starań. Już miała odejść i porzucić karierę zawodowej włamywaczki kiedy zauważyła uchylone okno na pierwszym piętrze. Wystarczyło tylko wdrapać się po kubłach na śmieci, podskoczyć i podciągnąć się i tak też zrobiła. Dostała się w końcu do środka oddychając ciężko bardziej z podekscytowania i strachu niż ze zmęczenia. A tam... Zastała zupełnie zwyczajny, dobrze urządzony dom, który - co przyznała z niechęcią - przypadł jej nawet do gustu. Zdjęcia w salonie przedstawiały jej “bliskiego” znajomego w zupełnie innym środowisku. Roześmiane, szczęśliwe twarze z wakacji w różnych miejscach na których towarzyszyły mu dzieci i kobieta będąca zapewne jego żoną. Ciekawe czy wiedziała o tym co mąż robi po godzinach. Znaczy robił, poprawiła się w myślach. Nie znalazła jednakże nic co wskazywałoby na jakiś związek między mężczyzną atakującym samotne, bezbronne kobiety a kochającym mężem i ojcem. Jedyne co ją zastanawiało to fakt, że nazwisko Anders brzmiało dziwnie znajomo. Na pewno je już kiedyś słyszała tylko gdzie i kiedy?


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UJDK8X5K9mw[/MEDIA]

Bar w którym obecnie się znajdowała przesiąknięty był zapachem alkoholu i papierosów. Podobnych miejsc były setki, jak nie tysiące, ale chwilowo nie była wymagająca. Joe dolał Sarze piwa i głośno komentował lecący w telewizji mecz Clippersów z Lakersami. Ktoś usiadł przy ladzie obok zamyślonej kobiety kładąc wielkie ramiona tak, że ocierał się o nią. Wielki, dość przystojny mężczyzna z kowbojskim kapeluszu. Zapewne był przyzwyczajony, że zawsze dostaje to czego chce. Sarah nawet nie zwróciła na niego uwagi ani na to, że gapił się na nią bezczelnie uderzając palcami w blat.

-Postawić ci drinka maleńka?

Zero reakcji. Podobny tekst słyszała już wcześniej wiele razy. Równie dobrze mogło być to brzęczenie komara. Zwróciła spojrzenie w stronę drzwi gdy tylko usłyszała dzwonek oznaczający, że ktoś wszedł do środka. Serce zabiło jej szybciej kiedy rozpoznała jednego mężczyznę. Nie znała jego imienia ani ksywki, ale wydawało jej się, że to on zaopatrywał "Kabla" w towar, który ten później rozprowadzał. Czyli kolejna osoba stojąca wyżej w łańcuchu pokarmowym. Z całych sił starała się nie okazywać po sobie podniecenia. Nie bez powodu wybrała właśnie tą spelunę jako, że często pojawiali się tu kumple "Kabla". Z tego wszystkiego zapomniała o wciąż wpatrującym się w nią kowboju.

-Przepraszam czekam na kogoś.

Podrywacz prychnął tylko i mruknął coś pod nosem wyraźnie się wycofując. Teraz bez przeszkód mogła wytężyć uszy by usłyszeć rozmowę dwójki, która dopiero co weszła do baru. Poza nimi, Sarą, kowbojem i barmanem w środku nie było nikogo więcej. Mogła wyłowić jedynie pojedyncze słowa, strzępy rozmowy, ale wyglądało na to, że poszczęściło jej się.

-...winny. Marcus... uciszyć i każdy o tym wiedział.

-Jasne, jasne tylko kto?

-Ciszej kurwa... tu sami.

Oczywiście ten idiota, który przed chwilą ją podrywał wpatrywał się teraz w ulicznych gangsterów z bezczelnym uśmiechem.

-Masz jakiś problem człowieku?

Uliczni mafiozi wstali od stolika i podeszli do kowboja. Wyższy, szczuplejszy pchnął go tak, że uderzył plecami o ladę.

-Pa.. Panowie? O co chodzi?

Wykrztusił z siebie przerażony mężczyzna. W odpowiedzi drugi, niski i barczysty o imponującej masie złapał go za kark i kilka razy uderzył głową o drewniany blat. Wkrótce jego kumpel musiał siłą odciągać go od ledwo oddychającego kowboja.

-Daj spokój Rocco. Gościu ma już dosyć. Gęba na kłódkę Joe. Nic nie widziałeś.

-Jasna sprawa Twitch - padła szybka odpowiedź.

Widocznie to nie był pierwszy raz i barman zdążył trochę przywyknąć chociaż na czole pojawiły się malutkie kropelki potu.

-Pani także prawda?

Sarah skinęła lekko głową nie odrywając wzroku od swojego piwa. Bandziory wydawały się usatysfakcjonowane i wyszli przez frontowe drzwi jakby nic się nie stało.
Sarah pociągnęła sporego łyka piwa i poszła za nimi słuchając jęków ledwo przytomnego kowboja. W tym samym czasie na ekranie telewizora rozpoczęła się przerwa w meczu a wraz nią popołudniowe wiadomości lokalnej stacji. Prowadzący przywitał się z telewidzami i rozpoczął ramówkę od relacji ze spotkania przedstawicieli związków zawodowych z kongresmenem Mike'm "Żelazną Pięścią" Andersem, który chętnie pokazywał swoje wybielone zęby wszystkim, którzy mieli prawo do głosowania. Sarah jednakże nie mogła już tego usłyszeć.


Floyd Ackles


Floyd zaparkował swojego czarnego Pontiaca po przeciwnej stronie ulicy na której widniał szyld „HydroKovalski – usługi hydrauliczne”. Musiał dobrze przemyśleć swój następny ruch. Zbyt bezpośrednie podejście sprawi, że ptaszki ulotnią się i straci swój jedyny trop. O ile już tego nie zrobiły. Poza tym jaką miał pewność, że długopisu nie zostawił któryś z klientów Kovalskiego albo ktoś chcący skierować pościg na inny tor? W końcu podjął decyzję.
Wysiadł z auta i niespiesznym krokiem przeszedł przez ulicę wprost do drzwi frontowych zakładu. Otworzył je jednym zdecydowanym ruchem z kamienną, niewzruszonym wyrazem twarzy. Wysoka blondynka z kręconymi włosami spojrzała niego z zaciekawieniem odrywając spojrzenie od ekranu komputera.

-Mogę jakoś pomóc? - zapytała uprzejmie, ale widząc zimne, wręcz karcące spojrzenie Floyda zapadła się trochę w fotelu.

-Mam nadzieję. Hugh DeCorney. Urząd Emigracyjny.

Machnął szybko podrabianą legitymacją co zrobiło wystarczające wrażenie sądząc po przerażonej minie dziewczyny.

-Otrzymaliśmy anonimowe zgłoszenie, że część z państwa pracowników zatrudnionych jest tu nielegalnie. Ponadto nie mają podpisanej zgody na pobyt w Ameryce.

-Nie, to niemożliwe! Zaraz... Matko Boska Jurek... Może chodzi o Yussufa czy jak mu tam, tego Pakistańczyka, którego przyjęliśmy w zeszłym tygodniu.

Sądząc po akcencie i przeplataniu wypowiedzi polskimi słowami kobieta była polką z pochodzenia. Na pierwszy rzut oka wydawała się uczciwa na tyle by nie mieć nic wspólnego z napadem na bank mimo paniki spowodowanej nieoczekiwaną wizytą, które wytrąciłaby pewnie z równowagi połowę pracodawców w Chicago.

-Tak, co z nim?

Floyd udał lekkie zainteresowanie. Przy odpowiednim podejściu ta babka mogła mu zdradzić naprawdę wiele a najwyraźniej lubiła gadać.

-Nie przyszedł do pracy od trzech dni, ale jego papiery wydawały się w porządku, więc zatrudniliśmy go na okres próbny.

Poddenerwowana kobieta zaczęła błyskawicznie przeszukiwać szuflady i biurko w poszukiwaniu akt Pakistańczyka

-Yussef Aren Debai, 26 lat, figuruje u nas, że mieszka na Alden Street 17b.

Skinął głową z aprobatą, ale wciąż potrzebował czegoś więcej.

-Oprócz tego będę potrzebował listę wszystkich państwa pracowników z adresami kontaktowymi jakie podawali przy spisywaniu umowy. Oczywiście jest to proces drobiazgowy i trochę potrwa dlatego prosiłbym o dyskrecję. Poinformujemy państwa o wynikach śledztwa i ewentualnych konsekwencjach.

Polka wystawiła mu ten dokument łącznie z wszystkimi robotami wykonanymi przez "HydroKovalski" z ostatniego miesiąca. Zadziwiające jak wiele można osiągnąć bez użycia przemocy kiedy sprawia się wrażenie człowieka, który wierzy w każde wypowiedziane przez siebie słowo. Firma należała do Jurka Kovalskiego i żony Zofii, którą zapewne spotkał w biurowcu. Zatrudniali sześciu pracowników: dwóch Ukraińców, trzech Polaków i jednego Pakistańczyka. Zgodnie z księgą rachunkową w terenie było w tym czasie czterech z nich. Zostawał Pakistańczyk i Ukrainiec - Aleksij Dziereżenko mieszkający w getcie, Ukrainian Village. Dość niebezpieczna dzielnica. Miał dwa tropy, odpalił powoli silnik Pontiaca i przeklął tą całą zabawę w detektywa. Jeszcze trochę i poczuje się jak emeryt.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 07-08-2013 o 09:10.
traveller jest offline