Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2013, 15:14   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby chciał kłopotów związanych z obowiązkami rodzinnymi, już dawno przygruchałby sobie jakąś panienkę. I z pewnością nie marzył o tym, by wziąć pod swoje skrzydełka jakąś kobietę z dzieckiem na dodatek.

- Schowaj się - warknął i popchnął kobietę w rzucany przez jeden z namiotów cień. - Już! - dodał widząc, że jego słowa nie spotkały się z natychmiastową reakcją.

Sam również schował się, chcąc spokojnie ocenić siły przeciwnika.
Było ich z dziesięciu. Nie da się ukryć, dużo za dużo jak na jego skromne możliwości. Gdyby miał snajperkę, z odpowiednią ilością amunicji, sprawa wyglądałaby inaczej. Ale snajperka to było marzenie ściętej głowy. Podobnie jak i skrzynka nabojów.
Co prawda miał sojuszników, ale oni również mogli utrupic kogoś, kto strzelał. Czy to było ważne, do kogo? W ciemności dość trudno odróżnić sojusznika od wroga, czy na odwrót.

- Cicho siedź! - Kolejne warknięcie uciszyło kobietę, która usiłowała coś powiedzieć. Pewnie zachęcić go do walki.

Jeden z Pasterzy padł, wypuszczając z dłoni strzelbę. Uniósł się jednak na kolano, sięgnął po broń i znów padł, trafiony paroma pociskami.
Jego towarzysze odpowiedzieli ogniem, i dwóch ścigających znalazlo się na ziemi. Ale zostało ich i tak za dużo, jak na gust Johna.

Napastnicy przebiegli jeszcze kilka kroków. Skuteczny zasięg SIG-Sauera wynosił 50 metrów, a tamci byli bliżej.
John starannie wycelował i pociągnął za spust pistoletu. Raz, drugi, trzeci...
Dwa cienie padły, trzeci złapał się za ramię.

Podziałalo to na zbirów niczym wiadro zimnej wody. Rozsypali się w tyralierę i padli na ziemię, a potem zasypali strzelca .

- W nogi! - syknął John. - I nie wstawaj!

Jeszcze tego by brakło, by” jego owieczka” dała się teraz ustrzelić. O krok od wolności.
Widać spokój panujący do dnia dzisiejszego obozie sprawił, że kobieta straciła instynkt samozachowawczy i w pierwszej chwili chciała się zerwać na równe nogi i uciec. John w ostatniej chwili zdołał ją przytrzymać, dzięki czemu wysłane w ich kierunku kule poszły górą.

- Życie ci niemiłe? - warknął. Nie dość, że baba z dzieciarem, to jeszcze przygłup jakiś. - Nie bądź głupia, nie daj się zabić - zacytował stare powiedzenie.

Korzystając z chwili przerwy w strzelaninie odczołgali się za jeden z namiotów.

- Tam biegnij! - polecił John, wskazując na kierunek nieco odbiegający od drogi prowadzącej do bramy. Tam jednak ludzi było jak mrówek, a nie wszyscy wykazywali pozytywne nastawienie do innych, o czym dobitnie świadczyły strzały i wrzaski o treści wskazującej na wyraźnie negatywne nastawienie.
Zdecydowanie prościej było wybrać inną drogę.


Mur otaczający obozowisko był wysoki, ale nie na tyle, by sprawny fizycznie człowiek nie zdołał go sforsować. Niegdyś na samym szczycie ozdobiony był drutem kolczastym, ale ten ozdobnik zniknął już dawno temu. Wiele osób prędzej czy później dochodziło do wniosku, że niekiedy trzeba wyjść lub wejsc bez konieczności użerania się z nadgorliwymi strażnikami.
John najpierw podsadził kobietę, potem podał jej dziecko, a następnie przerzucił swój plecak i sforsował mur.
Jogo podopieczna, miast cierpliwie czekać, zsunęła się na ziemię, o mały włos nie skręciwszy sobie przy okazji nogi.

- Dziękuję panu - wyszeptała.

Dzicia, najwyraźniej nie będąca miłośniczka sportów wyczynowych, zaczęła popiskiwać, ale kobieta szybko zdołała ją uciszyć.

- Poszukamy twoich - obiecał John.

Schyleni, rozglądając się na wszystkie strony, pobiegli w kierunku bramy.
 
Kerm jest offline