Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2013, 20:45   #10
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
-Urocze. - mruknął pod nosem, po czym wziął dziennik i sporej długości drewnianą linijkę z którą na terenie szkoły nie rozstawał. Nie musiał jej jeszcze użyć ani razu, ale w razie czego mogła robić za niezłą broń improwizowaną. Chodzenie z nożami na wierzchu na terenie szkoły nie mieściło mu się jakoś w głowie. Spokojnym krokiem ruszył w kierunku pokoju nauczycielskiego, ciekaw kto do niego dzwonił. Nikogo praktycznie tu nie znał - znajomości z dzieciństwa dawno zostały zerwane, a szefostwa o taką metodę komunikacji nie podejrzewał. W jego umyśle - wbrew woli - zagościła ciekawość. Gabinet był już prawie opustoszały, gdyż nauczyciele zaczęli się rozchodzić w kierunku sal, gdzie mieli wykładać... a przynajmniej próbować wykładać swoje przedmioty. Podniósł słuchawkę aparatu.
- McGee przy telefonie.
- Hej Saber. Z tej strony Victus. Nie znasz mnie, ale ja wiem trochę o twoim polowaniu
- męski głos w słuchawce wydawał się zmęczony - Poproszono mnie żebym przekazał ci pewne informacje na temat Glory. Rzeczy, których nie znajdziesz w przewodniku turystycznym.
- Jasne. - odparł jakby była najbardziej oczywista odpowiedź na świecie. Spojrzał na zegarem a potem na plan zajęć.
- Mam jeszcze cztery lekcje, ale potem możemy się spotkać. Proponuję Ponderosa. Mają tam mięso dobrej jako-
- Nie będę tłukł się kilkaset kilometrów, żeby pieprzyć głupoty nad kawałkiem krowy. A teraz słuchaj, a najlepiej weź coś do pisania.
- facet w słuchawce praktycznie na niego szczeknął.


Wystarczyło powiedzieć, że nie ma go w mieście. Szpona kusiło by trzasnąć słuchawką, ale się opanował. Otworzył notes i wpisał “Victus” na listę imion. Nie było ona podpisana, ale byli do ludzie “do odstrzału”. Panie i panowie których kiedyś w bliższej lub dalszej przyszłości planował zabić. Lista była długa. Przewrócił kilka stron znajdując skrawek czystego papieru.
-Dajesz. - rzekł z wyraźną nuta ponaglenia w głosie. Przerwa skończyć się mogła lada chwila.
- Z naszych danych wynika, że Pentakl nie ma żadnej stałej obecności w Glory - wyrecytował pierwszą nowinę i dodał - Nie licząc ciebie. Może i tak nie jest, ale musisz założyć, że działasz sam. Sam na terytorium wroga. - stwierdzenie zostało podszyte formą złośliwego zadowolenia. Jak u dziecka palącego owady pod lupą w gorący dzień.
- Do połowy lat 70tych teren należał do Proroków Tronu. Potem mieli małe ścięcie z jakąś bandą Scelesti, ale nie wiemy o co. Była to jedna z tych jatek, których efekty trzeba usuwać przez następny miesiąc. W innym wypadku nikt by o niej nie usłyszał, tak jak i o mieście. Mimo, że go nie widział, Saber był pewny, że Victus przewraca oczyma.
-Idealne miejsce na wakacje, nie ma co. - odparł z wyraźnie wyczuwalnym sarkazmem. Nie spodziewał się by Glory było dziurą bez przeszłości, ale ciężko mu było wyobrazić sobie że pod jego nieobecność w mieście rozegrała się tu jakaś wojna magów. Dziwny jest ten świat. Pewnie zostało w mieście paru przedstawicieli, obu z tych frakcji - czuł, że prędzej czy później spotka jednego z nich.
-Mam się spodziewać jakiś konkretnych atrakcji?
- Masz się spodziewać pieprzonego ognia z niebios. Prorocy są diablo terytorialni i to chyba oni wygrali tamtą przepychankę. A jeśli myślałeś, że do tej pory było nieciekawie, lepiej posłuchaj tego -
z odbiornika dobiegł go szelest kartek po drugiej stronie i kilka okrzyków w niezrozumiałym języku. Potem usłyszał trzask zamykanego folderu.
- Kilka dni temu ktoś ukradł bardzo niebezpieczną błyskotkę z New Jersey. Taką co to zawiera w sobie potworki o których zwykł pisać Algernon Blackwood. Praktycznie huczało o tym w społeczności Strażników. Sprawcy się rozpłynęlii. Kamień w wodę.
-I jest pewnie cholernie duża szansa, że to sprawka Scelesti a ci już nie mogą się pewnie doczekać by odegrać się na Prorokach. Cóż... ja również potrafię być “diablo” terytorialny. Dzięki za telefon. Jak dowiesz się czegoś ciekawego to dzwoń. - nie czekając na odpowiedź odłożył słuchawkę. Za 10s miała zacząc się lekcja a nie chciał się spóźnić za bardzo. Specjalnie się nie przejął tym co usłyszał. Jak mawiał jego Mistrz... co ma być to będzie, a może nic nie będzie. Czas pokaże.

***

Jack wyszedł ze szkoły dużo wcześniej niż przypuszczał. Może to z przepracowania, a może z powodu zbyt dużego stresu ale pomyliły mu się dni i grafiki zajęć. Tego dnia miał już wolne. Całe długie popołudnie tylko i wyłącznie dla siebie. Wracając do domu zaszedł do supermarketu by kupić kadzidełka. Dużo kadzidełek. Nosił się z tym zamiarem od dawna, ale jakoś nie było wcześniej okazji. Jego lokum - a właściwie nawet nie jego tylko szefostwa - znajdowało się w południowo-zachodniej dzielnicy miasta, nieopodal centrum informacji turystycznej, na ulicy S.Tomboy. Nie żeby to miejsce kiedykolwiek cieszyło się dużym zainteresowaniem. Sam zajmował górną część jednego z “apartamentów” turystycznych, dolna była wynajmowana od kilku dni przez dwie zagraniczne nastolatki, które widział na oczy tylko raz - kiedy wracały nocą z piątku na sobotę, nucąc coś w obcym języku. Owych podwójnych mieszkanek było w rządku jeszcze siedem, ale tylko trzy miały jakichkolwiek lokatorów. Saber zwinnie pokonał schody i stanął przed kawałkiem lakierowanego drewna z przymocowanym do niego numerkiem “2”.

Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi na klucz. Potem na dwie zasuwy i na wszelki wypadek przełożył to łańcuchem. Wnętrze było stosunkowo surowe. Żadnych zbędnych ozdób czy mebli. Tylko to co koniecznie. Stół, krzesło, łóżko, szafa... były tylko dwie rzeczy, które rzucały się w oczy. Wielki kubeł wypełniony bokkenami - drewnianymi mieczami treningowymi, których jutro będzie bardzo potrzebował... oraz niewielki piedestał stojący na honorowym miejscu, a na nim jego daisho. Katana i wakizashi. Mistrz kiedyś własnoręcznie wykuł dla niego te miecze. Rzadko ich używał w praktyce, ale otaczał je niemal nabożną czcią i szacunkiem. Dbał o nie czasem lepiej niż o siebie. To była jedynka pamiątka po nauczycielu. Spuścizna.


Starannie zamknął wszystkie okna tak by do środka nie wpadał ani jeden promień słońca. Nie zapal światła. Nie musiał. Wyczuwał otoczenie wokół siebie tak jak ryba wyczuwa świat w wodzie. Musiał zabezpieczyć to lokum jeśli miał czuć się w nim bezpiecznie. Od paru nocy nie mógł spać spokojnie... Rytuał wymagał dużo czasu i odrobiny przygotowań. Przebrał się. Założył swoje ćwiczebne keikogi. Następnie zapalił cztery kadzidła i ostrożnie umieścił je na obrzeżach głównego pokoju w stosunku do czterech stron świata. Były to tylko puste gesty i symbole, ale potrzebował ich by skupić się maksymalnie na zadaniu. W normalnych okolicznościach puściłby sobie jeszcze tradycyjną muzykę japońską, ale nie posiadał sprzętu grającego - tym razem obejdzie się więc bez nich.

Uklęknął przed swoim daisho, po czym oddał hołd Mistrzowi nisko pochylając głowę. Następnie delikatnie ujął w dłoniach katanę i wyciągnął ostrze. Odgłos wysuwanej stali był niczym balsam dla duszy. Zaczął trening od przyjmowania różnych póz. Na początku używał prostych technik, stopniowo przechodząc w te coraz bardziej zaawansowane. Różni magowie inaczej sobie radzili z rzucaniem zaklęć. To był jego sposób. Po chwili zaczął wyczuwać wokół siebie delikatne powiewy wiatru. Dym z kadzideł zaczął powoli ale stopniowo rozchodzić się po całym mieszkaniu, wypełniając coraz większą przestrzeń. Gdyby ktoś teraz wpadł niezapowiedzianie miałby wrażenie, że wchodzi w jaśminową mgłę.

Zaczął wyczuwać przestrzeń dookoła siebie coraz wyraźniej. Musiał zabezpieczyć mieszkanie by nikt niespodziewanie go nie zaatakował. Odciąć to miejsce choć częściowo od świata zewnętrznego. Kolejne ruchy miecza zaczęły wyzwalać delikatne i niezauważalne dla ludzkiego oka ślady energii, która zaczęła się osadzać na ścianach i oknach. Warstwa po warstwie a każda była cienka niczym świeże stworzony pergamin.

Szło na początku mozolnie, ale robił to już wiele razy. Nie mógł popełnić błędu. Takie myślenie doprowadziło jednak do tego, że się potknął jak byle amator i ruch broni zamiast wzmocnić barierę rozciął cienkie jeszcze nici magii przestrzennej. Zawalił ryt. Kadziła momentalnie same z siebie zgasły. Poczuł gniew. Jak mógł popełnić taką pomyłkę! Sensei się w grobie pewnei przewraca. Zaczął od początku. Tym razem w każdy najmniejszy ruch wkładał tyle pasji i koncentracji, że graniczyło to z absurdem. Jego ruchy zaczęły kształtować magię a po dwóch godzinach ostatnie cięcie mieczem odgrodziło pomieszczenie od świata zewnętrznego niczym wyrwa w przestrzeni. Niewidoczna okiem śmiertelnika, ale dla maga... cóż będzie mógł już przynajmniej spać spokojnie. Z czasem zacznie wzmacniać barierę aż ta będzie nie do przebicia. Warstwa nakładana na warstwę a każda wzmacniać ma siłę całości... to jednak była przyszłość.

Mógł teraz przejść do kolejnego punktu planu dnia. Tym razem przyjął pozycję wyjściową do iai. Włożył miecz spowrotem do sai po czym przykucnął zaciskając dłoń mocno na rękojeści broni. Jakby chciał ją wyciągnąć z ogromną mocą, ale czekał jeszcze na odpowiedni moment. Wiatr zerwał się ponownie a McGee wczuł się w jego delikatne drgania. Osiągał powoli stopień ogromnego skupienia. W końcu wyciągnął ostrze z szybkością ledwie zauważalną dla ludzkiego oka.
-Bukkei.- Wypowiedział słowo a wiatr poruszony nagłym ruchem zaczął wirować wokół oręża tworząc miniaturowy wir. Czuł jak cała energia osiada na ostrzu a następnie wnika przez nie do jego ciała. Czuł malusieńki sztorm szalejący w prawym ramieniu. Mógł to zaklęcie w każdej chwili zaimprowizować, ale bywały sytuacje kiedy człowiek musiał mieć pewność że jego działania na 100% zakończą się sukcesem. Improwizacja w przeciwieństwie do rytuału takiej gwarancji nie dawała. Nie był jeszcze w pełni przygotowany na to co szykował mu los, ale nie czuł się już bezbronny jak kilka godzin temu.
-Zacznijmy więc polowanie. - wykonał nagły obrót wykonując cięcie. Wydawało się, że katana jedynie przejdzie ze świstem przez powietrze, ale zamiast tego przecięła czasoprzestrzeń tworząc na środku pokoju sporą wyrwę w rzeczywistości. Teksańczyk spojrzał przez nią ciekaw co zobaczy.

 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen
Famir jest offline