Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2013, 22:19   #81
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Odpis 17

Andy, Lucy, Winchester:
Lucy została na korytarzu i patrzyła co się dzieje z Andim i Winchesterem, a przy okazji pilnowała, czy coś się nie zbliża z ciemności. Tym czasem Winchester wszedł do drugiego wucetu mówiąc coś o butach. Podobny tekst zresztą rzucił Andiemu. Grzechu stał jak dąb krążąc sobie po tornadowym odlocie, a Andy przeszukał trupa po wpakowaniu wszystkiego co mógł (znaczy nie wszystkiego w ogóle, bo niektóre sprzęty medyczne były zbyt skomplikowane i zbyt duże). Lucy może i by bardziej wiedziała jak to rozmontować (zdarzało jej się używać takich sprzętów), ale była po prostu zbyt daleko. Przez krótkofalówkę Praudmoore zachęcał, żebyście się cofnęli i weszli do nich do jakiejś kafeterii czy czegośtam. Może majaczył? Po chwili rozległ się alarm. Wypełniający korytarze, ale dobiegający wyraźnie z kierunku dziury w suficie - niedaleko was w stronę, z której przyszliście. Tak, z tej dużej dziury, w której Winchester, Grzechu i Andy mieli przekonanie, że cośtam na nich łypie.

Winchester:
Wszedłeś do wc i szybko skierowałeś się do trupa. Buty były trochę za duże, ale lepsze to niż nic. Zresztą i tak masz już je pokaleczone. Boli. Łażenie po zbitych kafelkach wcale nie pomogło. Rozwaliłeś głowę trupa i podniosłeś jego zwłoki. Ku twojemu zdziwieniu w muszli klozetowej był jeden z potworków molochowych - minisnajper. Celował dokładnie w twoją twarz. Usłyszałeś charakterystyczne klik.

Winchester Trudny Niezłomności (5)
Rzut: 17, 12, 5
Porażka!


Natychmiast odskoczyłeś do tyłu, ale było już za późno. Straciłeś twarz. Swoją cenną twarz! Nie. Chwila. Była na miejscu. Najwyraźniej ofiarą minisnajpera był typ, który pozostawił tu za sobą swoje zwłoki. Minisnajpery mają jeden pocisk, ale chyba o tym zapomniałeś. No wiesz. Dużo działo się i w ogóle. Jak tak leżałeś na podłodze to rozległ się donośny alarm na korytarzu. Kontynuujesz przeszukiwanie zwłok, czy spadasz stąd? Tak czy inaczej rewolwer zdążysz chwycić. To dość ostro używany Colt Peacemaker.

Andy:
Oprócz całkiem niezłego ubrania (jedwabnego, niestety od dołu przesiąkniętego trupem nawet jeśli zwietrzałym to wciąż... fuj) przy trupie znalazleś buty. Twój rozmiar, więc Winchesterowi nie ma co oddawać. Kurtkę z kapturem (ale to już za łóżkiem), niewielka walizeczka zamknięta na zamek z kodem (antywłamaniowe gówno... i do tego kod jest elektroniczny, a najwyraźniej prąd się wyładował), ładowarka do walizki, buty do golfa (też twój rozmiar), nieoznaczona butelka półlitrowa z nieoznaczonym płynem, torba różnych nieoznaczonych pigułek, 3000 dolarów nowojorskich. Po głową trupa znajdowała się jeszcze kartka papieru, a za łóżkiem ołówek. Przeczytałeś: List pożegnalny, choć w sumie nie popełniam samobójstwa. Przynajmniej nie czuję się tak. Po prostu chciałem zostawić kilka słów. Wszystko co tu jest oczywiście możecie sobie zabrać. Nic mi do tego. Jeżeli nastały lepsze czasy w tym gównie to pochowajcie mnie. Jeśli nie to powinniście wiedzieć, że moloch opanował ten Instytut. Pełno tu jego stworów. Jak pewnie już zdołaliście przekonać się wchodząc od strony recepcji to historia tego miejsca jest nader ciekawa. Szpital, Nawiedzony Dom, Instytut... po wojnie znów Szpital, a potem moje Królestwo. Tu czas nie ma znaczenia. Mógłbym wam wszystko napisać, ale chyba nie będę psuł wam zabawy. Ja świetie się bawiłem, choć w sumie trafiłem tu wbrew własnej woli. Warto tu zostać do końca życie. Moi ludzie zostali wymordowani przez molochowych. Podejrzewam czemu nie wdarli się tutaj. Moloch wie. Ja wiem. Wy mam nadzieję też. Jeśli zatrzymuje was tu burza to lepiej wyjdźcie natychmiast, bo ona nigdy nie skończy się. Żegnam wszystkich.

Praudmoore:
Twoja akcja zrobienia sobie podpórki pod rękę zadziałała, choć nie masz pojęcia czy możesz dzięki temu strzelać. Na pewno mniej boli.

Big Bill, Sztywny, Praudmoore:
Siedzieliście tak sobie. Nudno, ale przynajmniej nic nie chciało wam urwać głowy, gdy do pomieszczenia weszła jakaś cycata typiara, brunetka z zielonymi oczami (niemal świecącymi zielenią) i bardzo białą cerą. Wygląda nienaturalnie, ale to człowiek. Z kuchni, której nie chciało wam się sprawdzać. Ma uniesione ręce na boki i trochę do góry pokazując, ze jest nieuzbrojona. Ma na sobie niebieski skafander przypominający trochę ludzi od wyścigów. Nie ma na sobie jednak reklam i nigdzie nie widać kasku. Jest czysta i nie śmierdzi gównem - pewnie jest Królową. Odezwała się jakby nigdy nic:
- Witajcie. Akurat przechodziłam, gdy usłyszałam rozmowę. Co tu robicie? Stołówka aktualnie jest nieczynna. - równocześnie gdzieś z oddali dobiegł was alarm.

Big Bill:
Spotkałeś już ją. Parę lat temu w jednej z wiosek Hegemonii. Przechadzałeś się wtedy w poszukiwaniu wpierdolu (znaczy chciałeś komuś go spuścić), a ona zadawała się z jakimiś leszczami. Jeden z nich wyzwał cię na pojedynek mistrzów. Wygrałeś, a on stracił oko. Niebezpieczny szajs. W każdym razie zapamiętałeś ją ze względu na szkła kontaktowe barwiące jej oczy na wściekle jasną zieleń. I na to, że podróżowali z mutantem... a miejscowi nie byli tolerancyjni dla takich nawet jeśli pieprzył coś o Saint Louise. Wtedy usłyszałeś pierwszy raz chwytliwe hasło "nie pierdol mi tutaj o wolności rasowej, bo i tak ciebie chuju nożem zapierdole". Mutant przeżył (chyba, bo dostał kose w brzuch), ale uciekali dość szybko. Jak ta dziura nazywała się? San Fierro? Jakoś tak. San cośtam. Nieważne. Ona nazywa się Joanna. To zapamiętałeś. Podróżowała z jeszcze jedną laską i czterema typami (licząc mutanta). Jeden z jej kompanów dodatkowo miał obsesję na temat Wodnego Czipu i sprzętu do robienia Raju, czy tam lodów. Zapamiętałeś, bo gdy to słyszałeś to pomyślałeś sobie, że ta Joanna to by pewnie super loda robiła.
 
Anonim jest offline