-
Ja zobaczę tam – Thondas w końcu podjął jakąś decyzję i nie czekając na niczyją zgodę, oddzielił się od grupy. Zszedł z drogi i ruszył w kierunku kamieniołomu. Zaraz za traktem, grunt zaczynał opadać i z ziemi wystawało więcej kamieni, teraz śliskich i mokrych od deszczu. W odległości dziesięciu kroków od urwiska Thondas zatrzymał się. Robiło się tam już całkiem stromo. Relhad przez chwilę patrzył ku wyrobisku, a jako, że ciemności zapadały szybko, nie mógł nic dojrzeć. Zdecydował się więc na ryzykowny krok i postąpił naprzód.
Thondas – ZR 02, sukces!
Poślizgnął się na kamieniu i niemalże upadł, w ostatniej chwili odzyskując równowagę. Nieco w poruszaniu się przeszkadzała mu pokaźna i nieporęczna głowa atrożuka, którą wciąż miał przy sobie.
Thondas – ZR 44 (PS 84), porażka
Obrażenia 12+7-3=16!
-
Jeszcze dwa kroki i będę na krawędzi. Wtedy będę widział lepiej co jest poniżej – mruknął do siebie i zrobił te dwa kroki. Drugi okazał się jego ostatnim. Zachybotał się, gdy podeszwa ześlizgnęła się z obłego kawałka skały, zamachał rękami i runął naprzód, w otwierającą się przed nim przepaść. Przez krótką chwilę słychać było jego krzyk, spuentowany pluskiem. Potem nastała cisza.
Faro – skradanie się 04, sukces!
Faro – spostrzegawczość 55 (PS 43), porażka
Fabius niczym cień zniknął między drzewami, kierując się pod górę. Nad nim, na szczycie wysokiego na kilkadziesiąt kroków wzniesienia, znajdowała się wzniesiona z białego kamienia świątynia. Nie widział jej zbyt dobrze przez zasłonę utworzoną z mokrych, przyklejających się do twarzy i ramion liści. Była całkiem okazała jak na taką dziurę. Otoczona kolumnadą z pomalowanych niegdyś na czerwono i żółto słupów, których głowice wyrzeźbione były na podobieństwo twarzy thoertiańskich bogów. Mimo iż przebrnął przez niemal całe zarośla i świątynia znajdowała się tuż nad nim, nie więcej niż dwadzieścia kroków, to jednak nie zauważył nic podejrzanego.
Naim – SW [szósty zmysł] 28, sukces!
Co innego Naim. Wrodzona zdolność do wyczuwania zagrożenia, dzięki której już tyle razy Rusanamani wybrnął z opresji i tym razem podpowiadała mu, że coś w Vernio jest nie tak. Nie chodziło o Relhada, który przed chwilą właściwie na własne życzenie stracił życie. Niebezpieczeństwo było gdzieś przed nim. Może pośród chaszczy porastających ruiny, a może coś czaiło się w świątyni. Uczucie jak zwykle było mało konkretne i niedoprecyzowane.