Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2013, 06:35   #3
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Post wspólny


Uran

Mirtul, Zielone Trawy


Podróż do Uran była długa i monotonna, lecz mimo to Maeve i Hourun czerpali z niej przyjemność.
- Znów w drodze, wiatr we włosach, słońce w plecy - zakpiła Maeve, ale w rzeczywistości czuła przepełniającą ją radość i poczucie wolności, mącone jedynie rozkazami z Gildii. Oboje z Hourunem stanowczo nie byli stworzeni do tego by podlegać komukolwiek. Zaklinacz niby w żartach przebąkiwał nawet o wyprawie gdzieś na południe, może odwiedzić stare kąty... Równałoby się to jednak dezercji - a czy były im potrzebne kolejne problemy, skoro nieledwie trzy miesiące wcześniej wykaraskali się z poprzednich? Zresztą może nie będzie tak źle? Spotkają Tuę, Helfdana, może nawet Kario i Atolego? Za Grubym Kerstanem jakoś nie tęskniła. Co prawda Hourun znał ich głównie z opowieści, lecz Maeve ze zdziwieniem odkryła, że tęskni nie tylko za małą czarodziejką. Jednak miesiące spędzone razem i wspólne walki zbliżyły ją też do innych członków wyprawy - nawet do złośliwego włochacza, z którym wiecznie darła koty.

Para miała zresztą dużo czasu na cieszenie się tym, że wreszcie wyrwali się z ciasnych miejskich murów; po to też zrezygnowali z użycia teleportacji na rzecz tradycyjnej podróży. Bez problemu dotarli konno do Esper, po czym wsiedli na prom do Uran - niemal pusty, zarówno ze względu na porę roku jak i sytuację na północy - który z kolei przywołał wspomnienia z czasów ich wspólnej żeglugi. Za to prom płynący na południe był pełen, co oboje skonstatowali z niejakim niepokojem. Maeve wbiła wzrok w lśniące wody Srebrnego Jeziora, a Hourun wrócił myślami do rozmowy, jaką odbyli w domostwie Talaudrymów.

***

Rudowłosa odwróciła wzrok od rozkazów z Gildii płonących w kominku i spojrzała na swojego towarzysza. Bardzo zmieniła się od czasu, gdy rozpoczęła wyprawę. Nie była już tak wyszczekana. Po tym co zrobiła wszystko się zmieniło. Świat już nigdy nie będzie taki sam. Przywróciła do życia osobę sobie najbliższą, postępując przy tym bardzo egoistycznie, pozwalając odejść ludziom, którzy uważali ją za przyjaciół. Nie żałowała tego, chociaż czasem Pyły nawiedzały ją w najgorszych koszmarach. Jej oczy, do tej pory błyszczące niczym dwa bursztyny, stały się szare, a na policzku widniała blizna po jednym z obrażeń do tej pory odniesionych. Tak, definitywnie wszystko się zmieniło. Jednak jedno pozostało to samo. Nie ważne jak się starała, rudowłosa zaklinaczka nigdy nie potrafiła wpasować się w kobiece towarzystwo, nudziły ją pogaduszki kobiet i krępowały suknie, które musiała nosić. To nie była ona.
- A więc zaczęło się. - Rzuciła lakonicznie, ponownie kierując swój wzrok na płomienie.

Mrugnął otrząsając się z zamyślenia i spojrzał na dziewczynę akurat wtedy gdy odwróciła twarz ku kominkowi. Przyglądał się jej przez długą chwilę, bez słowa i z intensywnością która czasami ją niepokoiła, czasem złościła, a niekiedy bawiła. Potem rozejrzał się po pokoju, po miejscu które stało się dla niego domem we wszystkim, chyba jedynie poza nazwą.
- Nie musimy tam jechać - powiedział miękko, łagodnie. - Możemy wyprowadzić się z Królestwa i zamieszkać gdzieś w bezpiecznym miejscu.

Po raz pierwszy ten temat wypłynął między nimi; do tej pory, zagadywany przez członków rodu Talaudrym lub okazjonalnych gości, odpowiadał wymijająco lub pytanie w żart obracał, co niezmiernie irytowało matkę Maeve. Teraz wrócił spojrzeniem do dziewczyny, do jej rudych, ledwo dających się ujarzmić kosmyków, do bladej buzi. Czekał aż odwróci się od niego, by zajrzeć i w jej oczy. Przesunął dłonią po spiętych w kucyk włosach - urosły mu przez zimę i przywykł robić z nimi porządek. Teraz jednak gest nie miał nic wspólnego z dbałością o wygląd. Robił tak gdy coś go zdenerwowało lub w namyśle.

Maeve spojrzała na Houruna z uniesionymi wysoko brwiami. - I co będziemy robić? Udawać kogoś kim nie jesteśmy? Mam dosyć tych wypindrzonych sąsiadek tutaj, a co dopiero w obcym miejscu. - Stwierdziła kręcąc głową. - Nie powiem, żeby wojna była zachwycającym pomysłem, ale mam dosyć siedzenia na tyłku i zachowywania się jak porządna młoda dama. Jest tyle miejsc, których jeszcze nie widzieliśmy! Tyle tajemnic do odkrycia! Nie powiesz mi, że nie przeszło ci to przez myśl. - Dodała, a w jej oczach pojawiła się dawna iskra. Nigdy nie była osobą, która pasowała do mieszczańskiego stylu życia i choć się starała to nie potrafiła się dopasować i miała już tego dość. W głębi duszy czuła, że on myśli tak samo. Oboje nie byli spokojnymi duchami.
- Nie chcę cię stracić - odpowiedział po prostu, choć słowa Maeve sprawiły że na mgnienie jego twarz drgnęła. - To będzie wojna, a nie penetrowanie lochów, ciekawych miejsc czy odkrywanie tajemnic. Wojna z orkami. Po prostu … boję się o ciebie. Raz już o mało co nie zginęliśmy - “ja zginąłem” pozostało nie wypowiedziane - i gdy pomyślę że mógłbym ciebie stracić... to nawet tajemnice tak nie kuszą.
- Nie stracisz, jeśli nie spuszczę cię z oka. - Rzuciła. - Poza tym, z nas dwojga to chyba ja powinnam tu panikować. Teraz jak cię mam chciałabym poznać moich prawdziwych rodziców. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale nie urodziłam się Talaudrymom. Chciałabym wiedzieć skąd pochodzę, kim jestem, jaka historia kryje się za tym, że moi rodzice mnie zostawili.

Oczy Houruna rozszerzyły się. Szok sprawił że zaniemówił, zerknął w kierunku drzwi prowadzących na korytarz, do reszty rodziny Maeve. Dopiero po chwili odzyskał jasność myśli i władzę w ciele, podszedł żywo do ukochanej i usiadł przy niej.
- Jak … jak to się stało że zostałaś przygarnięta? - zapytał zaciekawiony, z prawdziwą przyjemnością odsuwając z jej twarzy firankę włosów. Dotyk jej gładkiej skóry wciąż był dla niego cudem po horrorze uwięzienia przez sługi Shaar. - Nigdy nawet bym tego nie podejrzewał, Talaudrymowie traktują cię jak rodzoną córkę czy siostrę!

Maeve skinęła głową potwierdzając swoje słowa i spojrzała ponownie w ogień. Kwestia jej pochodzenia nie dawała jej spokoju od dłuższego czasu, nawet gdy poszukiwała Houruna. Zawsze zastanawiała się kim jest i co sprawiło, że rodzice musieli ją oddać.
- Właściwie to nie wiele wiem na ten temat. Wiem, że byłam mała. Miałam nie więcej niż rok, kiedy mnie znaleźli. Nie wyglądałam na zabiedzoną, głodną i nieszczęśliwą. To wyglądało jakby moi rodzice wybrali mi miejsce, gdzie o mnie zadbają, bo musieli mnie opuścić. Zmusiłam ich do powiedzenia mi tego jako buńczuczna nastolatka, zanim się zaciągnęłam. Belven urodził się jak miałam jakieś 3 czy 4 lata i dowiedział się, że nie jestem jego siostrą w tym samym czasie co ja. - ciężkie westchnięcie dobyło się z jej piersi. - Nie zrozum mnie źle, ale jestem ciekawa moich prawdziwych rodziców. Bez tej wiedzy czuję jakby brakowało części mnie. Wydaje mi się, że ten wieczny niepokój mnie targający bierze się z tego. Z resztą wiesz, że nigdy nie byłam najlepsza w zawieraniu trwałych znajomości. - Gorzki uśmiech pojawił się na moment na jej twarzy. Oczy wciąż były skupione na tańczących płomieniach, ale myśli były daleko.

Słuchał uważnie i wpatrywał się w jej buzię, rejestrując każdy grymas i zawahanie, każdy okruch uczuć który zdradziła opowiadając o sobie. Bezwiednie dotknął spiętych w kucyk włosów i przeczesał je w zamyśleniu.
- Teraz przynajmniej będziemy mieli porządną szansę na to by się dowiedzieć prawdy - powiedział i uśmiechnął się gdy przeniosła na niego spojrzenie.
- Nibel - powiedział, wspomagając słowa gestem i na czubkach palców zajaśniała mu świetlista kula, którą zaczął przetaczać z jednego paznokcia na drugi.
- Użyjemy magii - dodał z uśmiechem.
Rudowłosa zaklinaczka uniosła brwi.
- Co masz na myśli? Potrafisz ich odnaleźć przy pomocy magii? - zapytała.
Pokręcił głową.
- Nie, nie znam żadnego czaru wieszczącego który mógłby być przydatny. Ale są inni i użycie takiego zaklęcia to kwestia ceny. Jak tu, w Esper, nikogo takiego nie znajdziemy, to w Uran możemy spróbować. A jeśli nie w Królestwie... - wzruszył ramionami - Świat jest duży … jeśli uznamy że lepiej nam poszukać szczęścia gdzieś indziej.

A jednak, nawet gdy to mówił, jakiś piskliwy głosik nie dawał mu spokoju. Głosik który już raz pchnął go na wyprawę … i przez który omal nie zginął. A raczej zginął i został przywrócony do życia.

Przez nią...

Oczy Maeve rozjarzyły się ponownie na myśl o wyprawie. Mimo wszystko brakowało jej tego.
- Pieniądze nie powinny stanowić problemu. Poza tym, nic gorszego nas już spotkać nie może. Być może gdybym znała moją prawdziwą rodzinę dostałabym odpowiedzi na dręczące mnie od lat pytania.

Podniósł się i podszedł w zamyśleniu do ściany. Dotknął zawieszonej tam broni, kupionej za pieniądze pożyczone od “Laridy”, jak czasami w żartach nazywał rudaskę. Nie mówił nigdy dlaczego taki akurat oręż wybrał, nie pasujący do czaromiota tak samo jak kolcza zbroja. Nie że unikał odpowiedzi … po prostu nie czuli potrzeby rozmawiania o tym. Tak samo jak o najmłodszych latach obojga. Wszak dopiero teraz Maeve opowiedziała o swym pochodzeniu.
- Nic gorszego już nas nie może spotkać? - zapytał i potrząsnął głową - Tak czy siak najpewniej niedługo wyruszymy. Nie możemy wiecznie siedzieć na głowie twoim rodzicom - odwrócił się do ukochanej i uśmiechnął. - Naprawdę nie chcesz być dobrze wychowaną, poważaną mieszczką? - zażartował, wracając do niej i otaczając ją ramionami.

Rudowłosa zaklinaczka nie mogła się powstrzymać od parsknięcia śmiechem, gdy jej ukochany zapytał czy nie chce być dobrze wychowaną, poważaną mieszczanką. To nie było coś w czym była dobra, ani coś czego kiedykolwiek pragnęła. W końcu mając piętnaście lat uciekła z domu na samą wspominkę, że czas poszukać sobie męża. Rudowłosa zaklinaczka wolała zaciągnąć się na statek i udawać mężczyznę niż podporządkować się normom.
- I ty się mnie o to pytasz? Osoby, która wolała udawać mężczyznę niż wyjść za mąż za poważanego kupca? - Odparła rozbawiona.
- Dużo się zmieniło od tamtego czasu - wytknął żartem, całując ją w ucho. Zniżył głos niemal do szeptu, ciesząc oczy widokiem długich, rudych pasm poruszających się pod jego oddechem - Choć, przyznam, nie aż tyle by nie pamiętać jak stanąłem koło ciebie gdy zmierzaliśmy ku Cair Calidyrr. Pamiętasz również? Miałaś na głowie chustkę i marsową minę na twarzy, jak zawsze gdy ktoś zatrzymał na tobie spojrzenie dłużej niż przez chwilę. Bo mimo tego kamuflażu byłaś bardzo zgrabnym … majtkiem i - chłopiec czy nie - przyciągałaś uwagę. A marynarze w trakcie długiego rejsu … - zaśmiał się cicho i potrząsnął głową. - Nie, może lepiej nie wiedzieć - rzucił z żartem w głosie.
- Definitywnie nie chcesz wiedzieć - wyszczerzyła się zaklinaczka. Właściwie to nigdy o tym nie rozmawiali, ale to było dość oczywiste, że on nie był jej pierwszym. Rudowłosą to nie obchodziło, właściwie to nie rozumiała tego całego wartościowania kobiet i mężczyzn pod tym względem w środowisku w którym się wychowała.
Uśmiechnął się rozbawiony. Na statkach niewiele jest miejsc pozwalających na intymność i czy chciał tego czy nie - nie raz napatrzył się i nasłuchał różnych rzeczy w czasie rejsów.

- W każdym bądź razie opierałem się o reling i z całej siły walczyłem by się nie uśmiechać, bo czułaś chyba pismo nosem, prawda? Jak ja to wtedy powiedziałem... “Po tak długiej podróży to każdemu strasznie się ckni za kobietą, nieprawdaż?”
Maeve pamiętała ten czas dokładnie. Coraz trudniej było jej udawać, że jest mężczyzną. Choć piersi miała nieduże i łatwo było ukryć je bandażując klatkę piersiową to jednak powoli jej ciało nabierało kobiecych kształtów, coś czego szczerze nienawidziła, bo utożsamiała to ze zniewoleniem związanym z byciem kobietą.
- A ja wtedy wzruszyłam ramionami stwierdzając, że każdy lubi co innego i żebyś lepiej się nie wtrącał, bo ja jestem miłym chłopcem, ale inni mogą ci przyłożyć za bycie wścibskim. - Dodała, rozbawiona tym jaka była bezczelna.

Roześmiał się i dźgnął ją pod boczki, aż Maeve podskoczyła i leżący przy niej Łobuz wczepił pazury w koc.
- Zacząłem zdejmować wtedy kaftan i powiedziałem że nie mam nic przeciw temu by tak “miły chłopiec” obił mi twarz. Chyba przez chwilę nie wiedziałaś co odpowiedzieć na to, prawda? Takie chucherko jak ty... No i od razu by było widać jaki to z ciebie chłopiec...
- Wcale nie takie chucherko! - Obruszyła się zaklinaczka, która zawsze była dumna z tego,że podczas swojej pracy na statku nabrała muskulatury. Jednakże szybko rozchmurzyła się i z rozbawieniem spojrzała na Houruna i swojego kota. Najwyraźniej miała pewien typ jeśli chodziło o mężczyzn w jej życiu, bo czasami wydawało jej się, że jej kot i jej partner są do siebie bardzo podobni.- Tak. Zamurowało mnie to mało powiedziane. - Powiedziała. Miło było wreszcie móc się przyznać do swoich uczuć. Chociaż tyle dobrego z Pyłów wynikło. - Nie chciałam się zdradzić i nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Podobałeś mi się. - Uśmiechnęła się lekko. - Bardzo ciężko było mi się zebrać, żeby cię uderzyć, ale stwierdziłam, że nie dam ci satysfakcji z upokorzenia mnie i oberwało ci się. Chyba mocniej niż się spodziewałeś po takim “chucherku”, co? - Rzuciła z przekąsem, jedną ręką głaszcząc swojego kota, a drugą dając sójkę w bok ukochanemu.

Najpierw chichotał cicho, potem zaś w głos się śmiał, aż łzy mu stanęły w oczach. Przyparł dziewczynę do łoża, górując nad … cóż, swoim chucherkiem. Zimowy odpoczynek - nieróbstwo wręcz - i dobry wikt zmiękczyły mu mięśnie, ale był wysokim, zwalistym mężczyzną przy którym każda niewiasta wydałaby się niewielka. Z przyjemnością pocałował jej czerwone usta i wpatrzył się w ślepka.
- Najbardziej tym byłem zdumiony że faktycznie nie bałaś się wdać w bitkę. Poniewczasie … iście szczenięce to były zaloty! - zadudnił znowu śmiechem.

Miło było móc ponownie dzielić życie z Hourunem. Żadne z nich nie miało łatwego charakteru. Ona była wybuchowa, łatwo wpadała w gniew, a on był zawsze bardziej milczący, opanowany. Wielokrotnie doprowadzało ją to do szału, a jego najwyraźniej to śmieszyło. Być może to przez różnicę wieku, a być może różnicę doświadczeń. Właściwie nigdy nie rozmawiali o swojej przeszłości zbyt wiele. Ona nigdy nie pytała, on również nie dociekał. Mieli taką niepisaną umowę.
- Nie tylko nie bałam. Kupę czasu sprawiało mi to jakąś dziwną satysfakcję móc kogoś obić, pokazać, że jestem silniejsza. Zwłaszcza, jeśli ten ktoś był płci męskiej. Chyba po prostu mam taką konfliktową naturę. - Westchnęła ciężko. Nagle zaczęła ponownie się zastanawiać jacy byli jej prawdziwi rodzice.
Śmiał się teraz bez ustanku, spoglądając na swoją rudaskę i ocierając dłońmi łzy. Zaskoczyła go wtedy, faktycznie, a nijak mu też było uderzyć dziewczynę … a na dodatek wielkiej krzywdy mu nie wyrządziła.
- Wróble też są konfliktowe - odparł z podstępną zgodnością i podrapał się po podbródku z miną mędrca - Zwłaszcza na brzegu misy, gdy wody chcą się napić...

- Trzy grosiki za twoje myśli, kochanie - powiedział widząc wyraz jej buzi. Nachylił się z uśmiechem, nie pozwalając jej popaść w zadumę. - Powiesz mi, ptaszyno, albo… - jego długie palce prześliznęły się po żebrach panny Talaudrym - … gorzko tego pożałujesz…

Wbrew groźbie jego niebieskie oczy płonęły zadowoleniem i szczęściem. I wpił się ustami w jej białą szyję, a już po chwili ręce dziewczyny oplotły go niczym żmijki. Dziś nie był to czas by się smuciła i był zdeterminowany do tego nie dopuścić...

***

- Dopływamy - głos towarzyszki wyrwał Houruna ze wspomnień. Już zapominał jak pięknie wyglądało Uran od strony Jeziora. Otoczone jasnym murem górującym nad przystanią, na której kłębiły się większe i mniejsze łodzie, statki i łódeczki przypominało mu dawne czasy. Mimo, że pochodził z gór zawsze ciągnęło go nad wodę i żałował, iż Królestwo nie ma dostępu do morza. Teraz spoglądał jak rybacy zwijają sieci po nocnych połowach; prócz zapachu ryb i wody dotarła do niego mocna woń dymu z wędzarni - niechybny znak, że urańczycy nieźle zarabiają na dostarczaniu zapasów dla wojska.

Ostrożnie sprowadzili konie na ląd i ruszyli w stronę bramy. Nie uszli daleko, gdy przyskoczył do nich jakiś wyrostek, nachalnie wgapiając się w Maeve.
- Mewa Taladrym? - wypalił, zagradzając im drogę. - Pani? - dodał, widząc surowy wzrok Houruna.
- A kto pyta? - odparła zaklinaczka, z rozbawieniem obserwując wymianę spojrzeń między nimi. “Mężczyźni…”, pomyślała.
- Szuka pani taka jedna śliczna elfia panna. Przy drugiej bramie. - odwrócił się by ruszyć w miasto. - Dała mi złocisza bym was wypatrywał - rzekł z dumą, widząc że nie ruszają się z miejsca. Jakby to miało zaświadczyć o jego uczciwości i dobrych zamiarach…
- To powiedz ślicznej pannie, żeby do nas przyszła, do… - zastanowiła się. Nie znała zbyt wielu gospód w Uran, a te które znała nie zachęcały do ponownych odwiedzin.
- Do “Srebrnej Strzały” - dokończył Hourun. - Jest tam całkiem przyzwoicie - wyjaśnił towarzyszce. - Pomknął jak strzała - roześmiał się, gdy młody ruszył z kopyta w stronę północnej bramy miasta. Jednak mimo entuzjazmu posłańca zdążyli rozpakować się w wynajętym pokoju i zamówić późne śniadanie nim drzwi gospody otworzyły się i stanęła w nich…
- Tua! - wykrzyknęła radośnie Maeve. Za czarodziejką wleciał Sherim i od razu zapikował w stronę Łobuza by odnowić znajomość z towarzyszem szczenięcych igraszek. Kobiety podbiegły ku sobie i tylko Hourun, który również wstał, zauważył, że za Tuą do sali weszła śliczna złota elfka, która niecierpliwie przytupując czekała na zakończenie powitania.

***
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 24-08-2013 o 06:40.
Sayane jest offline