Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2013, 11:45   #112
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Ile tak naprawdę trwa minuta?

Sześćdziesiąt sekund - odpowie każdy bez wahania.

Ale prawda jest taka, że minuta potrafi trwać różnie. Wszystko zależy od tego, co dzieje się w tym czasie. Minuta z ukochaną osobą przemija szybko, niczym sekunda. Minuta tortur trwa za to nieskończenie długo.

Jak teraz, na statku kosmicznym SCS HARVESTER.

Kilkoro ludzi zwijało się w agonii tam, gdzie dopadała ich ta niezwykła, zła, mroczna energia. Krzycząc z bólu, miotając w konwulsjach, wrzeszcząc bez najmniejszych zahamowań, wzywając Boga, matkę lub po prostu klnąc. Wszystko to czyniąc nieświadomie.

Lecz głownie krzyczeli.

A przecież, jak było wiadomo nie od dzisiaj, przecież …


… w kosmosie nikt nie usłyszy Twojego krzyku.

Nikt.

Nie usłyszy.

Krzyku.




KERENSKY


Kerensky stał i przyglądał się ładunkowi w milczeniu. Analizował, jak się do niego dobrać, by ocalić życie.

Kiedy mordercze krzyki rozbrzmiały w jego Glowie, zatoczył się, wpadł na ścianę i osunął po niej na ziemię. Jak w ataku epilepsji uderzał głową o metalową powierzchnię, a echo tych uderzeń, zatrzymywanych przez strukturę ochronnego kasku w skafandrze, dokładały się do wrzasków słyszanych przez Kerenskyego., niczym piekielny werbel.

Umysł zalewała mu fala obrazów przemocy i rzezi, tak nieludzkiej, że żadne słowa nie były w stanie oddać tych potworności.

W końcu zatrząsł się po raz ostatni i znieruchomiał. Przez ochronną szybkę kasku widać było jego przerażoną twarz z szeroko otwartymi oczami i krew barwiącą brodę, zapewne z przegryzionego języka.


SHROUD


Atak nastąpił, kiedy Shroud zrobił kilka kroków w stronę, z której przyszli i dosłownie ściął mechanika z nóg. Jego ciało padło na ziemię z potężnym łomotem skafandra uderzającego o metalową kratownice na podłodze i zaczęło wyginać się w jakiś prawie niemożliwy sposób.

Shroud wrzeszczał, jak wszyscy na HARVESTERZE, aż zabrakło mu powietrza w płucach. Koszmarne wizje wbijały się w jego umysły, jakby jakaś nienawistna siła próbowała wyprzeć z niego to co piękne, ciepłe i dobre zastępując tym, co brutalne, krwawe i bestialskie.

Shroud zamilkł drgając na ziemi konwulsyjnie.

Włączone zasilanie awaryjne rzucało na jego drgające ciało poświatę zielonkawej luminescencji.


PETRENKO


Petrenko uderzał swoją głową o ziemię w próbie stracenie przytomności nim stanie się coś złego, coś czego nie rozumiał, ale czego podświadomie się bał.

Jedno z uderzeń pozbawiło go przytomności i Rosjanin legł jak długi na ziemi.
Nie widział już, jak podchodzą do niego załoganci z SCS HARVESTERA. Nie czuł już, jak chwytają go silne ręce, jak przerzucają na plecy. Nie widział, jak prowizoryczna broń w rękach tych stworzeń opada, wręcz w sposób mechaniczny, automatyczny, na przesłonę hełmu, na chronione skafandrem ciało, powodując jednak więcej łoskotu, niż zniszczeń.



STEVENSON


Stevenson miotała się w tunelu technicznym, ograniczona przez wąskie ściany. W skafandrze modliszki z trudem pokonywała wąską przestrzeń tunelu, obawiając się, że w każdej chwili może się zaklinować.

Potem jednak, kiedy nadeszły krzyki i wizje, które zrodzić się mogły chyba tylko w głowie szaleńca, obawy o zaklinowanie przestały mieć znaczenie. Melisa wyła, krzyczała w daremnej próbie powstrzymania czegoś, co bez wątpienia można było uznać za gwałt na jej świadomości. Brutalny, nieludzki, odrażający akt, który – jak każdy gwałt – był próbą wzięcia czegoś, na co nie było zgody właściciela, brutalną i przytłaczającą siłą.

Melisa krzyczała, a echo jej krzyków słabło w wąskim tunelu technicznym.



NICOLAYEVA


Nickolayeva miotała się, jak zwierzę złapane w klatce, próbując oprzeć się dewastacyjnej, złej sile, wdzierającej się bez pytania do jej mózgu.
Nadaremnie.

Przy kolejnym uderzeniu nagle nogi ugięły się pod ratowniczką i padła na ziemię, po której wiła się, krzyczała, aż zachrypnięte gardło nie było w stanie wydobyć z siebie nic więcej, poza jakimś dziwnym, prawie nieludzkim skrzekiem.

Nie słyszała, jak obok, zamknięta w kabinie toalety Murzynka wykrzykuje słowa – prawdopodobnie modlitwy w nieznanym Nicko języku. Jak krzyczy, ale nie z bólu, lecz z czystego, ludzkiego przerażenia. Jak w końcu, wykrzykując imię Lelani, cichnie, zanosząc się łkaniem, jak przestraszone dziecko.



LUVEZZI


Luvezzi siedział na ławce, kiedy nadszedł ten „mentalny” atak. Kiedy obrazy wdarły mu się do umysłu, zgiął się w pół, prawie w pozycji płodowej, uderzając czołem o podłogę. I w tej niemalże religijnej pozycji złamanego mędrca wrzeszczał, wypluwając z siebie niezrozumiały bełkot. Ukryte pod skafandrem ciało drżało, zalewało się potem.

W pewnym momencie krzyk przeszedł z bełkot, a z ust Luvezziego zaczęła wylewać się ciemna krew z przegryzionego języka. Łączyła się z tą płynącą także z nosa i z uszu.

Wrzask analityka ucichł gwałtownie. Ciało wygięło się nagle, wyprostowało i wstało.

Analityk odwrócił się i ruszył sztywno, prawie mechanicznie, albo jak kukiełka , w stronę toalet. Przechodząc obok ściany zdjął z niej ciężką gaśnicę. Z tą prowizoryczną bronią poczłapał w stronę, w której skryły się Lean i Nickolayeva.

Jak … żywy trup. Zombie.

Lub marionetka, za której sznurki pociąga obłąkany lalkarz.






Ci, którzy przeżyli atak mentalny z nieznanego źródła powoli dochodzili do siebie, tam, gdzie dopadła ich ta pierwotna, nienazwana, zła siła. Wypluwali z siebie resztki wymiocin, krwi z przegryzionych języków, próbując zorientować gdzie są i co się z nimi dzieje. Powrót do świadomości w tym przypadku nie dla każdego był łatwy i przyjemny.



SHROUD


Shroud odzyskał przytomność czując, że leży na kratownicy korytarza. Krew łoskotała mu w skroniach, w ustach czuł smak żółci. Powoli, niezgrabnie, niczym nowo narodzone źrebię, zaczął się podnosić. Najpierw do klęczek.
Atak spadł na niego niespodziewanie.

Na szczęście dla Shrouda większą część siły ciosu powstrzymał skafander kosmiczny. Na tyle szybko, na ile pozwalała mu jego kondycja, odtoczył się w bok. Niezbyt szybko, bo poczuł kolejne uderzenie, tym razem w bok hełmu. W głowie mu zaszumiało, ale znalazł się w pozycji, w której mógł zobaczyć napastnika.

To był Kerensky w skafandrze SPACE DRAGONA II. Uzbrojony w jakiś wyrwany kawałek stalowej listwy, tan sam człowiek, którego Shroud ledwie chwilę temu uratował, próbował teraz zatłuc swojego wybawcę na śmierć!

Wizura kasku Kerenskyego cała była zabryzganą krwią od środka, ale najwyraźniej nie przeszkadzało to nawigatorowi w jego działaniu.

Zaimprowizowana broń podniosła się ponownie w górę. Widać było, że ty razem Kerensky celuje nią w wizurę hełmu Shrouda. Mimo, że skafandry były dość wytrzymałe, to jednak prędzej czy później, któryś z ciosów zrani Shrouda czy nawet zabije. To było pewne.



NICOLAYEVA


Nickolayeva otworzyła oczy, czując w ustach gorzki smak własnych wymiocin. Leżała pod umywalkami, zwinięta niemal do pozycji płodowej. W głowie miała sieczkę. Z trudem rozpoznawała, gdzie się znajduje.

I wtedy zobaczyła nad sobą Luveziiego. Z twarzą zalaną krwią, z oczami pustymi, jak ugotowane jajka. Pozbawiony własnej woli, pozbawiony mocy sprawczej. Maszyna, nie człowiek. Zaprogramowane i okrutna.

Opuszczona gaśnica trafiła Nicko w głowę. Z siłą, która zamroczyła ratowniczkę. Nie miała energii by się bronić. Mogła patrzeć jedynie, jak jej dawny przyjaciel podnosi swoją zaimprowizowaną broń i ponownie zadaje cios. Głowa ratowniczki opadła na podłogę. Jęknęła boleśnie, ale jej ciało nadal nie słuchało jej poleceń.

Analityk podniósł gaśnice po raz trzeci. Nicko z obojętnością ujrzała, że z powierzchni gaśnicy spływa krew. Zapewne jej własna.
Luvezzi uniósł narzędzie zbrodni po raz kolejny, tym razem widać było, że celuje tak, by dokończyć sprawę.

I nagle jego głowa rozbryznęła się na kawałki zachlapując wszystko wokół krwią, mózgiem i drobinkami kości.

Ogłuszona Nickolayeva spojrzała w bok i zobaczyła stojącą w drzwiach toalety Lean.

Murzynka płakała, z ustami pobrudzonymi krwią .

- Lelani – wyjąkała Lean i nim Nicko zdołała coś powiedzieć, przyłożyła sobie pistolet do skroni i nacisnęła spust.

Znów fontanna krwi i resztek czaszki zabryzgała ścianę i drzwi toalety i najprawdopodobniej ostatnia żywa załoganta SCS HARVESTERA zwaliła się z łoskotem na podłogę.

Nicko zamknęła oczy z rozbitą głową. Potrzebowała sił, by wstać. Potrzebowała pomocy medycznej, by przeżyć.


PETRENKO


Petrenko ocknął się, czując na sobie jakiś ciężar.

Jego ciało promieniował bólem chyba z każdego możliwego miejsca. Z boku Rosjanin ujrzał jakieś nogi w pokrwawionych butach i po chwili poczuł uderzenie w głowę. Potężny kopniak, który rozdzwonił mu się w uszach bolesną melodią.

Otaczali go ze wszystkich stron. Martwi. Kopiąc, oglądając czym popadnie. Jeden z nich siedział mu na jego piersi i odciętą dłonią z kawałkiem kości wystającym z rany, który wyglądał jak zaostrzony szpikulec, próbował dobić powalonego Rosjanina. Albo i nie. Bo chyba kość ociekała krwią, co mogło oznaczać, że już wcześniej wbił ją w ciało nieprzytomnego człowieka.
Gdzieś z boku podchodził kolejny „martwy” niosąc w rękach ratowniczą siekierę. Ociekająca krwią broń wydawała się na tyle skuteczna, by przebić się przez pancerz modliszki.

W odruchu zwierzęcej samoobrony Petrenko uniósł ręce, by zrzucić z siebie kolesia ze szpikulcem zamiast ręki. I wtedy, z przerażeniem zrozumiał, skąd wzięła się ta cała krew.

Załogant Mishimy z siekierą odrąbał Rosjaninowi lewą dłoń. Zamiast niej Petrenko miał tylko buchający krwią kikut.

Czuł też krew w ustach, w płucach, czuł jak wylewa się z przebitego brzucha i połamanej nogi.

Człowiek ze szpikulcem zamiast ręki bez trudu przeszedł niepełną gardę Petrenki.

Ostatnim, co ujrzał Rosjanin w swoim życiu był kawałek kości wbijający się mu przez opuchnięte oko wprost do mózgu.


STEVENSON


Meilsa odzyskała przytomność i szybko dotarło do niej, że leży w tunelu technicznym.

Za sobą, w wejściu do niego, słyszała odgłosy walki, uderzenia czegoś twardego w coś miękkiego. Była pewna, że utrata świadomości ułatwiła atakującym zadania i teraz „żywe trupy”, jak nazywała w myślach te stwory, dopadły Petrenkę. Już wcześniej wizje masakry, które wtłoczono jej do umysłu nie pozostawiły jej wątpliwości, co dzieje się z jej towarzyszem.
Umierał. Za nią. Dał jej kilka chwil. By mogła uciec z pułapki. Wydostać się ze sterówki przed hordą krwiożerczych bestii, w jakie zmienili się załoganci Mishimy.

Instynkt i wola przeżycia zrobiły swoje. Melisa spięła mięśnie i ruszyła dalej, w stronę wyjścia technicznego. Wąski tunel techniczny, w którym w każdej chwili mogła się zaklinować.

Po chwili była przy włazie technicznym, który prowadził na korytarz SCS HARVESTERA niedaleko sterówki. Jeśli chciała w pełni skorzystać z wąskich tuneli technicznych musiała chyba zdjąć MODLISZKĘ. Ciężki kombinezon próżniowy nie nadawał się do tego, by przeciskać się w nim przez pomocnicze korytarze. I tak miała dużo szczęścia, że nigdzie się nie zaklinowała.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 25-08-2013 o 11:58.
Armiel jest offline