Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2013, 01:22   #5
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Riviel mogła się spodziewać, że tak to się skończy. Nie, nawet nie tyle co mogła- musiała. Niemniej nie odstraszyło to jej od przyjęcia na swe barki zadania dostarczenia listu z prośbą o pomoc. Jaki w sumie miała wybór? Mogłaby teraz siedzieć w oblężonym dworze oczekując na pomoc paladyńską, w którą mogła wierzyć jedynie ta "urocza" pani dworu czy pokładać ufność w pewnym swoich własnych sił człowieku, który tak naprawdę o pomoc nie poprosił. Może i nie była traktowana źle, ale to mogło skończyć się szybko. Zaczęto liczyć każdą porcję jedzenia i wydawać je z coraz mniejszym entuzjazmem. Te niewielkie umiejętności lecznicze nie gwarantowały Riviel przywilejów. Być może i bard jest w stanie popsuć reputację domu, ale prawdą jest też to, że zagłodzony na śmierć bard już nie jest tak groźny.
A powinni być zaszczyceni obecnością złotej elfki.
Tak, opuszczenie dworu było konieczne, o ile nie miało dojść do spięć, a Riviel nie chciała być problemem dla Lidii. Najchętniej zaatakowałaby raszplę w obronie ciężarnej półelfki. Prawdopodobnie oblężenie wyczerpało cierpliwość bardki, ale na samo wspomnienie pani domu jeżyła się w sobie. Lidia natomiast znosiła to spokojnie, co było dla Riviel całkowicie niezrozumiałe.
Musiała także opuścić dwór ze względu na Lidię. Sprowadzić pomoc przynajmniej ze względu na nią, nawet jeżeli reszta ludzi kryjących się za umocnieniami na to nie zasługiwała... a na pewno dwoje z nich. Półelfka jednak zapewne sądziłaby inaczej.
A Riviel i tak nie mogła już dłużej usiedzieć na miejscu.

***

Stojąc w kolejce do portalu walczyła z całych sił ze snem i z osobami, które byłyby na tyle bezczelne, aby próbować wepchnąć się przed bardkę. Z pierwszym czasem przegrywała bitwy, ale przynajmniej z tym drugim szło jej lepiej. Zmęczona, brudna i marząca o przejściu przez ten cholerny portal nie była łatwym przeciwnikiem dla każdego, kto zechciałby zagarnąć jej miejsce w kolejce. Mogła przysypiać, ale kiedy dochodziło do upomnienia się o swoje budziła się gwałtownie do życia, jakby sama możliwość, że oczekiwanie mogłoby się wydłużyć podrywało wyczerpany organizm do walki na śmierć i życie.
W tej bitwie nie było litości.

Przysypianie jedynie dawało zmęczonemu organizmowi posmakować upragnionego snu, dbało aby w żadnym razie nie zapomniał o nim. W złośliwy sposób sprawiało jedynie, że owo pragnienie wzrastało.
Przynajmniej wciąż miała swoją muzykę.
Cichutko nuciła żywszą melodię w oczekiwaniu na teleport, chcąc tym samym chociaż trochę rozbudzić umysł i zdusić irytację na stojących wraz z nią w kolejce. Spróbować zapomnieć o tym rozdrażnieniu i zająć myśli czym innym jak tylko zmęczeniem. Znajdując się tam czasami zadawała sobie pytanie czy wytrzyma to oczekiwanie, czy nie podda się pod koniec tej drogi. Szybko jednak odsuwała od siebie te irracjonalne myśli powodowane znużeniem. Była już prawie u celu. Lidia na nią liczyła. Lusus będzie bardziej niż niepocieszony, gdy przybędzie ta odsiecz, a do tego...
Panna Vanduil miałaby nie podołać? Ona?
Niedoczekanie... Nawet sen ma grać na jej zasadach.

Po zbyt długim czasie przedostała się w końcu do Uran. Riviel tym razem nie była wymagająca co do wyboru gospody, który padł na pierwszą lepszą. Najważniejsze, żeby można było się w niej doprowadzić do porządku i opaść w długo odwlekany sen, któremu tym razem poddała się bez walki.
Oczywiście samo przybycie nie kończyło tego zadania. Kolejne godziny w oczekiwaniach, tym razem w Gildii i kolejne godziny wykłócania się, tym razem z urzędnikami, barwiły jej dzień. Może i bardka była w lepszym nastroju niż dnia poprzedniego przy teleporcie, ale to niekoniecznie dobrze wróżyło adwersarzom. Miała wszak wolny od zmęczenia umysł i język, które służyły jako broń. Niestety urzędnicy nie byli niczym ustawieni w kolejce przypadkowi podróżnicy. Urzędnicy, ku niezadowoleniu Riviel, mieli swoje odgórnie ustalone zasady i terminy, których przecież trzymać się musieli... chyba że ich oko przyciągnie na chwilę złota moneta. Za każdym razem, gdy elfka musiała uciec się do tego sposobu, a urzędnikiem był człowiek coś w niej się silnie burzyło.
Żeby jeszcze te informacje były całkowicie zadowalające, a tak... Znowu musiała czekać.

Kilka kolejnych dni upłynęło elfce dość leniwie dzięki czemu całkowicie doszła do siebie po tej całej szalonej wyprawie. Wciąż sprawdzała czy aby na pewno wciąż ma przy sobie list. Bez niego byłoby ciężko przekonać dwie dawne towarzyszki Lidii, aby rzuciły wszystko i biegły ratować dwór przed niepewnym zagrożeniem. Zapłaciła też, aby ktoś robił za jej oczy i wypatrywał dwóch czarodziejek. W końcu przecież chyba nikt się nie spodziewał, że ona będzie sterczeć całymi dniami, skoro mogła do tego nająć człowieka?
W końcu oczekiwanie się opłaciło. Riviel spotkała się nie tylko z Tuą i Maeve, ale także z Hournunem. Z cierpliwością opowiedziała trójce ludzi wszystko, co wiedziała, specjalnie dokładnie dla mężczyzny, który uparcie drążył szczegóły. Riviel z zadowoleniem odpowiadała na pytania ciesząc się w duchu, że nie dała człowiekowi powodu do satysfakcji, złapania jej na wyraźnych brakach w informacjach. Czegoś takiego nie byłaby zdolna przełknąć przez kilka kolejnych dni. Hourun mógł podejrzewać jednego ze swoich o takie braki, ale przecież nie złotą elfkę.
Riviel po skończonej rozmowie wyszła na miasto uzupełnić możliwe braki w swoim wyposażeniu mając na uwadze zapłatę, jaką będzie musiała uiścić za teleport. Przy okazji sama rozpytywała o podobne ataki orków, jakie doświadczał dwór w karczmach. Nie było to świetne źródło informacji jak się okazało, bo ludzie sugerowali jej pytać w Darrow, niemniej w końcu trójka ludzi powinna rozpytywać w innych miejscach. Riviel przecież nie będzie wykonywać za nich całej roboty.
Nie było to jednak jedyne jej spotkanie z nimi...


***

Hourun potrząsnął lekko głową i wpatrzył się w zawartość kubka trzymanego w wielkich dłoniach. Że spotkali Tuę, przyjaciółkę Maeve - nie było w tym nic niezwykłego. Że z miejsca dostali prośbę o pomoc od dawnych towarzyszy dziewcząt - również. Ale że dostaną przydział do dworu Crowfieldów… no tego to już kompletnie się nie spodziewał. Trochę go to dziwiło. Przez te parę dni miał też wrażenie że znajomi przyglądają się dziwnie i jemu, i dziewczętom. W zasadzie nie było czym się zdumiewać, po tym co wydarzyło się w Pyłach. Pytanie czy te spojrzenia były tylko ciekawskie, czy również podejrzliwe...

Rozejrzał się po zatłoczonej karczmie. Ogłoszenie już wisiało i mimo tego że był sam - Tua i Maeve siedziały w pokoju, bez wątpienia by się nagadać w spokoju po kilkumiesięcznej rozłące - to i tak dostrzegał zainteresowanie. Jego wzrok przyciągnęła wyniosła pannica, Riviel. Jak wszystkie słoneczne elfy słuszną dozę arogancji nosiła niczym wierzchnie ubranie, ale jeszcze dało się z nią pogadać na wprost innych Tel’quessir, toteż podniósł się z kubkiem i butelką. Ciężką broń i plecak pozostawił w pokoju, więc przynajmniej z przenosinami nie było problemu.
- Można? - zapytał z uśmiechem podchodząc do dziewczyny. Bardka zrobiła na nim wrażenie; sama jedna poradziła sobie z dotarciem do Uran mimo szalejącej wojny, sprytnie obmyśliła jak Maeve i Tuę znaleźć, a gdy przemaglował ją z sytuacji w dworze de Crowfieldów odpowiadała dając znać że jest bystrym obserwatorem i swój rozum ma. Plan odnalezienia bohaterek z Pyłów zresztą również podobno był jej autorstwa.
- Proszę. - zgodziła się elfka przyglądając człowiekowi - Załatwianie wszystkiego idzie… dobrze?
- O tyle o ile - Hourun posadził swój słuszny ciężar na ławę obok elfki - Wina? Zobaczymy kogo da się nająć, co by nie mówić wojna większość zdatnych pod broń mężów wyssała na północ. Więc… No nic, zobaczymy.

Milczał przez chwilę, przyglądając jej się czujnie. Przez dłuższą chwilę po ujrzeniu po raz pierwszy złotej elfki okropne wspomnienia uwięzienia przez Pathoxa i jego popleczników powróciły i przez jakiś czas zmuszał się do uprzejmości względem niej. Teraz już nieco się oswoił z jej widokiem, ale mimo wszystko … czujność pozostała.
- Dziwi mnie dlaczego ktokolwiek miałby nas wysyłać do włości de Crowfieldów. Nie wiem czy nie przegapiłem w twej opowieści, pani, czy dokołatałaś się u kogoś w Gildii o pomoc dla nich? - zapytał. Uśmiechnął się do ukochanej która podeszła do stołu i zwinnie przysiadła się u jego boku.

- Pomoc być może nadeszłaby od paladynów gdyby wielki pan Lusus schowałby swoją dumę i o nią tak naprawdę poprosił. - fuknęła elfka podsuwając swój pusty kubek - To… - urwała na chwilę szukając odpowiednich słów - Uznałyśmy z Lidią, że zgłoszenie się do was będzie rozsądną opcją… kiedy był opór ze strony niektórych.
Hourun uważnie słuchał i czytał między wierszami. Z opowieści Maeve wiedział że Lidia jest półelfką; a znając stosunek Tel’quessir do mieszania krwi, zwłaszcza tych przeklętych złotych elfów, był mile zaskoczony tym jak Riviel o niej mówiła i jakich zwrotów używała.
- Ach ci ludzie… - mruknął żartobliwie jakby sam do tej rasy nie należał; napełnił kubek dziewczyny, notując jednocześnie w pamięci to jak wyrażała się o Lususie. Maeve musiała powstrzymać się aby nie parsknąć śmiechem.

Pociągnął się za kucyk i uspokoił myśli. Jeszcze będzie czas się uprzedzać - bądź nie. Zanotował w pamięci by podpytać swą Mewkę o paladyna. Mimo iż minęło sporo czasu, Maeve wyraźnie zdradzała niechęć na choćby najmniejszą wzmiankę o Lususie. Robiła to dla Lidii.
Zerknął na luteńkę elfki.
- Należysz, pani, do rodziny Lidii czy z innego powodu przybyłaś do dworu Crowfieldów? - zapytał przypominając sobie geografię Królestwa i położenie dworu względem lasów i osiedli elfów.
- Nie, nie należę do rodziny Lidii. - odparła - Miałam zostać tylko trochę, pograć i ruszyć dalej. - westchnęła - Ale jak pech to pech. - upiła trochę wina.
- Rozumiem więc że nie wracasz? - sięgnął do torby i dotykiem uspokoił Beau, który miał ochotę wypełznąć na zewnątrz. Z racji swej urody chowaniec zawsze wzbudzał gwałtowne emocje - od entuzjazmu … po entuzjazm.
- Wracam. - odparła Riviel - I tak muszę coś zwrócić Lidii jak i… - zastanowiła się nad dalszymi słowami - Skoro już zaczęłam chcę doprowadzić do końca, a i przyda się każda pomoc, przynajmniej ze względu na Lidię.
Elfka zaskoczyła Houruna. Nie spodziewał się tego że ewidentnie nie będąca wojowniczką dziewczyna chce wrócić. Spojrzał na Maeve a potem na bardkę. Miał zamiar powiedzieć że droga będzie niebezpieczna, ale ugryzł się w język. W końcu dziewczyna sama ją przebyła z dworu do Darrow.
- Czy Lidia zostawiła ci pieniądze, pani, na opłacenie teleportu? - zapytał wprost, bowiem, wbrew spojrzeniom jakie niektórzy im rzucali, ich zasoby nie były niewyczerpane. Zwłaszcza w sytuacji gdy Lidia nagliła do pośpiechu i konieczność szybkiego przemieszczenia się do Darrow starła się z wydatkami.
- Otrzymałam tylko fundusze na teleport z Darrow do Uran. - wyjaśniła elfka.
Hourun stuknął palcami o stół ale nie skomentował - gotówką dysponowały Maeve i Tua, nie on. To też był drażliwy punkt, przynajmniej dla niego. Wreszcie machnął w duchu ręką.
- Skąd pochodzisz, pani? - zapytał ciekawie, próbując umiejscowić jej akcent. - Z Wilczego Lasu, czy Północnego? A może spoza Królestwa?
- Pochodzę z Marathiel. - odpowiedziała, po czym zastanawiała się chwilę jakby rozważając następne słowa - A ty… panie? - zapytała.
Hourun znieruchomiał, przytulona do niego Maeve wyraźnie wyczuła że jego mięśnie napięły się a oddech przyspieszył. Zaraz jednak zmusił się do odprężenia i nawet zdołał spokojnie skinąć głową. Czując zdenerwowanie Houruna ujęła jego dłoń w swoją, milcząc, ale bacznie przyglądając się rozmówczyni.
- Rodzinę mam w Królestwie - powiedział i zaraz zapytał - Znasz… znałaś, pani, Pathoxa z rodu Vel'te'nel?
- Jego rodzina to temat zakazany, lepiej o to nie pytać. Pytania o to mogą źle się skończyć. - Próbowała rozluźnić atmosferę Maeve poprzez obrócenie tego w żart, ale to nigdy nie była jej mocna strona.
- Znałam to za dużo powiedziane - skinęła głową Riviel. Jej rodzina nie pochodziła ze szlachty, a Vel’te’nelowie, jako jeden z pieciu rodów - strasznie zadzierali nosa i nie zadawali się z byle kim. W zasadzie to nie zadawali się praktycznie z nikim; no, chyba że dana rodzina wywodziła się z Levelionu. A jej takową nie była. - Widywałam jego oraz jego rodzinę, zwłaszcza na wspólnych uroczystościach, ale nigdy nie rozmawialiśmy.

Hourun wpatrywał się w stół. Niepotrzebnie zapytał o Pathoxa. Zupełnie niepotrzebnie, bowiem wspomnienia napłynęły w jednej chwili. Tiistril, Elidor, Sil’sun Lente … towarzysze uwięzieni i zabici przez słonecznego elfa i jego popleczników. Pathox zginął rozdarty przez smoka, Sticka kapłan ubił, towarzysze Maeve wysiekli resztę orszaku Vel’te’nela, ale czy to był koniec? Sam wiedział że Pathox z kimś się kontaktował, że jego ród na nim się nie zakończył, że...

Wrócił na jawę gdy wino ze zgniecionego kubka wylało mu się na dłoń. Maeve ściągnęła wargi gdy zapytał o Pathoxa. Nie chciała o tym rozmawiać. Dziwiła się, że on to choćby napomniał.

Odetchnął głęboko i odchrząknął.
- Hmm, zaśpiewasz coś, pani? Albo zagrasz? - zapytał wycierając dłoń i próbując się uśmiechnąć. Z czułością objął Maeve, która jednak ciągle była nachmurzona.
Elfka wyglądała na bardzo zadowoloną propozycją mężczyzny. W jej oczach zabłysła jakaś iskierka i elfka skinęła głową.
- Zagram. - odparła - Muzyka potrafi zdziałać... cuda.
Riviel sięgnęła po swoją lutnię rozważając co powinna zagrać. Szybko odrzucała mniej odpowiednie do chwili utwory. Wiedziała jak ważne jest dopasowanie występu do nastroju samej publiczności, a ten aktualnie nie był najlepszy. Na razie elfka nie próbowała drążyć tematu, ale miała zamiar spróbować trochę rozładować atmosferę.
Zaczęła grać. Początek był delikatny i spokojny przywodzący na myśl leniwie kołyszące się na subtelnym podmuchu wiatru trawy, zaś ciepłe nuty powoli wplatane w melodię do tego obrazka dodawały ciepło późnego lata. Trochę szybsze i głośniejsze dźwięki, aczkolwiek wciąż spokojne, były niczym cichym chlupotem wody z pobliskiego strumienia rozbijającej się o gładkie kamienie. Im bliżej było końca, po przebyciu przez niego szczytowego punktu, tym cichsze stawały się dźwięki, aż do ich ustania, jeden po drugim. W końcu ostał się tylko szelest traw, aby w końcu i on ustąpił miejsca ciszy. Utwór dotarł do końca.

Czekając na wybór utworu zaklinacz zmusił się do oderwania myśli od grozy jaką przeżył w Pyłach. Skupił się na treści listu od Lidii przyniesionym przez dzielną elfkę, wspominając jej ojca, Elidora; trudno mu było nie polubić z miejsca córki czytając jej w podobnym, spokojnym tonie utrzymane słowa. Od siostrzenicy Oratisa jego myśli zdryfowały do Meyai i wizyty u niej. Maeve opowiedziała mu o seansie u wróżki, w czasie którego mógł ostrzec ukochaną… i jak omal się ten seans nie skończył.

Dzisiaj kupił naręcz kwiatów i nawiedził jej domostwo, ignorując szeroko otwarte oczy i gęby tubylców na ten widok. Miał gdzieś ich zdumienie. Wręczył Meyai kwiaty i podziękował; nie zawracał jej długo głowy, bo wizyta była krępująca dla obojga a i ciężarnej kobiety nie chciał męczyć. Targi podczas zakupów i sprzedaży ekwipunku, rozpytywanie o znajomków czy jutrzejsza rekrutacja były na wprost tego tak przyjemnie przyziemne że z ulgą skierował ku nim swą uwagę. A potem elfia bardka zaczęła grać i Hourun przymknął oczy, by w pełni cieszyć się muzyką.

Maeve jednak nie mogła się rozchmurzyć. Nie rozumiała dlaczego Hourun uparł się pytać o Pathoxa. Ona uznała to za rozdział zakończony i nie chciała wracać myślami do tego czasu, było to zbyt bolesne. Ciągle wracało to do niej w koszmarach a i wyrzuty sumienia miała, że nie uratowała towarzyszy.

***

Hourun podziękował za występ i pochwalił go, co Riviel oczywiście przyjęła z zadowoleniem, jednak wiedziała, że słowa człowieka wiele nie znaczą. Ludzie według niej nie mieli szczególnego słuchu muzycznego, co widać było najlepiej na przykładzie ich grajków, których określali mianem barda.
Zastanawiała się jak będą wyglądać ich dalsze relacje. Jak na razie elfka starała się być... delikatna... Gdyby poczuli się urażeni, co się ludziom zdarza, mogliby wpaść na kiepski pomysł wykluczenia jej z tej wyprawy, a na to zgodzić się Riviel nie mogła.
Bardziej interesujące było pytanie człowieka o Pathoxa. Cokolwiek ono obudziło nie było zbyt radosne. Teraz jednak ona będzie w jednej grupie z Hourunem, a to otwiera możliwości na dowiedzenie się tego, co nie zostało wypowiedziane...
...jeszcze.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 30-08-2013 o 01:49.
Zell jest offline